Kolejnego dnia Nicole obudziła się z lepszym samopoczuciem. Była wypoczęta po przespanej całej nocy, dzięki eliksirowi Słodkiego Snu, i już tak siebie nie obwiniała dzięki rozmowie z Adrienne. Obiecała sama sobie, że teraz po tym wszystkim nie załamie się, tylko będzie taka jak wcześniej. Zrozumiała, że nic co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie jest jej winą, a winą jej oprawców. Zrozumiała to i postanowiła już nie wracać do tego. Domyśliła się, że zaraz zlecą się tu jej przyjaciele, gdyż właśnie kończyło się śniadanie. Nie pomyliła się, bo gdy tylko o tym pomyślała drzwi Skrzydła Szpitalnego rozchyliły się z rozmachem. Do pomieszczenia weszli młodzi Malfoy’owie, Snape’owie, Blaise, Harry i Laura. Była niedziela, więc pewnie będą okupowali salę szpitalną cały dzisiejszy dzień. Nicole nie miała nic przeciwko, wiedziała, że ich towarzystwo dobrze jej zrobi, a po drugie chciała z nimi porozmawiać.
- Hej, Niki. Jak się czujesz? – zapytała Laura, siadając na jej łóżku.
- Dobrze, dzisiaj jest naprawdę dobrze. – Szczerość w jej głosie i szeroki uśmiech spowodował, że od razu jej uwierzyli, dlatego na ich twarzach również rozkwitły uśmiechy.
- Co się zmieniło od wczoraj? – zapytała Camile, widząc dużą zmianę w jej zachowaniu.
- Dużo zrozumiałam. Wiem, że to co się stało nie było moją winą. – Widząc ich zbulwersowane miny uciszyła ich gestem. – Nie chciałam tego dziecka, ale pogodziłam się z tym, że je urodzę, choć w duchu cały czas marzyłam o tym, że badanie się pomyliło. – Pierwszy raz mówiła otwarcie o tym co czuła po wydarzeniach w Malfor Manor. - Rozmawiałam z Adrienne. Ona przekonała mnie do tego, że to nie ja je zabiłam, bo choć go nie chciałam to nie znaczy, że straciłam je z powodu własnych działań. – Podczas jej wyjaśnień do słuchających dołączyli Huncwoci z Lily.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że zostałaś… - Remus wyraźnie się zawahał, nie chciał jej sprawiać dodatkowego bólu.
- Że zostałam zgwałcona. – Nicole dokończyła z gorzkim uśmiechem. – A jak miałam wam powiedzieć? To było najgorsze co mnie spotkało, nie potrafiłam o tym mówić. Jedynymi osobami, które o tym wiedziały był Draco i profesor Snape. Oni byli przy tym, więc nie musiałam im nic mówić. Oni mnie rozumieli. Bałam się, że nie będziecie chcieli zadawać się z kimś zbrukanym gwałtem – przyznała. Widząc ich oburzone miny wiedziała, że źle zrobiła nie mówiąc im nic. To byli jej przyjaciele i rodzina. Oni zawsze ją zrozumieją i nigdy jej nie opuszczą. – Przepraszam – powiedziała i spuściła głowę.
- Nie przepraszaj, ale następnym razem nie bój się nam powiedzieć czegokolwiek – oznajmiła Camile i przytuliła przyjaciółkę. – Przecież wiesz, że cię kochamy.
- Teraz już wiem – oznajmiła i uśmiechnęła się promiennie.
- To dobrze, Potter, że już lepiej się czujesz, bo od następnego tygodnia zaczynamy treningi. Za miesiąc pierwszy mecz Quiddicha – stwierdził Draco uśmiechając się cwanie.
- Merlinie, Draco, czy ty potrafisz myśleć czasem o czymś innym niż dziewczyny i Quiddich? – żachnęła się jego siostra.
- Cami, chyba się nie spodziewasz, że myśli któregokolwiek z nich – zaczęła Vanessa wskazując na obecnych chłopaków – zapełnione są czymś innym? – zadrwiła.
- Akurat ja nie chciałem być porównywany do nich – stwierdził Harry z odrazą patrząc na Ślizgonów.
- Dostąpił cię zaszczyt porównania do lepszych – zadrwił Draco.
- Czy wy musicie się tak kłócić? – zapytała Nicole, czując zbliżającą się kłótnie.
- Tak – odpowiedzieli jednogłośnie.
- Chociaż w tym jesteście zgodni – mruknęła zrezygnowana patrząc na nich z politowaniem. Głośna rozmowa sprowadziła do pomieszczenia pielęgniarkę, która zaczęła wykłócać się o spokój dla pacjentki. Nicole jednak sprzeciwiała się nie chcąc zostać sama. W odpowiedzi pielęgniarka zatrzasnęła drzwi za odwiedzającymi i podała jej stos eliksirów wraz ze śniadaniem ze słowami, że poleży jeszcze do jutra w skrzydle szpitalnym. Godzinę później na jej nudę zaradzili rodzice z Syriuszem i Remusem.
- Nie przeszkadzamy? – zapytała delikatnie Lily.
- Nie – odpowiedziała od razu. – Ta flądra nie chce mnie stąd wypuścić, więc ratujecie mnie od totalnego zanudzenia.
- Za naszych czasów była taka sama.
- Jim, nie powinieneś namawiać swojej córki do obrażania personelu szkoły – zganiła męża rudowłosa.
- Ale ja tylko stwierdzam fakt! – wykrzyknęli razem dwoje Potterów, a Lily doszła do wniosku, że mimo tego, że nie mogli wychować swoich dzieci, to Nicole bardziej wdała się charakterem w Jamesa, a Harry w nią. Była dumna ze swoich bliźniaków. Zaczęli wesołą rozmowę, a Nicole poczuła się jak w domu. Przypomniała sobie wszystkie żarty i przekomarzania ze swoim francuskim ojcem i typowe rozmowy nastolatki z mamą. Wiedziała, że nie usłyszy już gardłowego śmiechu Jacoba, ani nie zobaczy delikatnego uśmiechu Danielle, który obejmował również błękitne oczy, jednak czuła, że nie straciła tego do końca. W końcu mogła tak samo czuć się rozmawiając z Jamesem i Lily. Po jakimś czasie dołączyli do nich Harry i Laura. Teraz jej rodzina była pełna, a Nicole szczęśliwa.
- Łapo, pamiętasz co mi obiecałeś?! – wykrzyknęła Ślizgonka po ożywionej dyskusji o zdolnościach magicznych. Widząc jego zdezorientowaną minę powiedziała jedno słowo. – Animagia.
- Nadal chcesz? – zapytał Syriusz. Dopiero teraz reszta zrozumiała co mieli na myśli, w końcu do tej pory rozmawiali o tym tylko jeden raz.
- Ja też chcę! – wykrzyknął Harry. – Tato, i ty możesz nas uczyć, przecież też jesteś animagiem – podekscytował się.
- Łapo, zobacz w co nas wpakowałeś. Będziemy robić za nauczycieli – stwierdził zbolałym głosem Rogacz.
- Jim, nie sądzisz, że oni nie powinni się tego jeszcze uczyć? – wtrąciła się Lily matczynym tonem.
- Ale mamo…
- Przecież są prawie dorośli…
- Oni w naszym wieku już dawno byli animagami…
- Moje dzieci muszą wdać się w ojca…
Cała czwórka czarnowłosych głów popatrzyła na nią błagalnym spojrzeniem.
- No dobrze, ale macie dopilnować, aby było bezpiecznie. – Lily poddała się.
- To kiedy zaczynamy? – zapytała od razu Nicole.
- Kiedy tylko już w pełni wyzdrowiejesz – wtrącił się Remus.
- Gadasz jak pielęgniarka – oznajmiła Nicole. Wszyscy zaśmiali się i dalej prowadzili wesołą konwersację. Gdy dorośli musieli zająć się obowiązkami ochrony wartę przy Ślizgonce objęli jej przyjaciele. Harry również wymigał się od towarzystwa Ślizgonów, mówiąc, że jest umówiony z Hermioną w bibliotece. Jak się okazało mówił prawdę, bo gdy tylko wypowiedział te słowa do Skrzydła Szpitalnego weszła brązowowłosa Gryfonka.
- Hej, Nicole, jak się czujesz? Harry mówił mi, ze zostałaś pobita, przykro mi. Wiadomo kto to był? – zapytała ze szczerą troską.
- Już wszystko w porządku, tylko do jutra muszę tu leżeć bezczynnie. – zaśmiała się, po czym spoważniała. – Niestety nie wiadomo kto na mnie napadł, ale mam nadzieję, że szybko go znajdą. – Jeszcze chwilę porozmawiali o mało znaczących sprawach. Nicole cieszyła się, że najbliższa przyjaciółka jej brata szczerze ją polubiła, z resztą z wzajemnością, i nie zwracała uwagi na obecność znienawidzonych Ślizgonów. Wreszcie jednak w Gryfonce odezwała się miłość do nauki.
- Harry, idziemy do biblioteki. Musisz wreszcie napisać to wypracowanie na zaklęcia. To już jutro, a ty nawet nie zacząłeś.
- Już idę, Miona – oznajmił zbolałym głosem, po czym ruszyli do wyjścia. – Przyjdę wieczorem. – powiedział do Nicole, na co ta skinęła głową z uśmiechem.
- Pantoflarz – zadrwił Draco.
- Wal się, Malfoy – odwarknął Harry, i wyszedł.
Nicole z przyjaciółmi zaczęła rozmawiać o tym co się działo w społeczności ślizgońskiej. W między czasie odwiedziło ją kilku innych Ślizgonów, którzy jak się okazało bardzo przejęli się atakiem na jedną z nich. Wśród odwiedzających była też Pansy Parkinson, która pozostała z nimi. Zaraz za nią przyszedł Teodor Nott. Chłopak rozmawiał bardziej z Draconem, Blaisem i Samem, zastanawiając się kto mógłby być napastnikiem. Choć ojciec Teodora był zagorzałym śmierciożercą, to on nie przejmował się tym, że Malfoy uważany jest za zdrajcę, mimo, że nigdy nie rozmawiali na ten temat. Często przebywał z ich paczką, a Nicole zauważyła też, że równie często zerka w stronę Pansy, która też spędzała z nimi czas. Oprócz Ślizgonów gośćmi Nicole byli również inni uczniowie. Eva, Krukonka, z którą siedziała na starożytnych runach, Philip, siódmioroczny Puchon, który ostatnio często kręcił się niedaleko Nicole, ta jednak nie zwracała na to uwagi. Philip szybko się ulotnił po tym jak został zgromiony wzrokiem przez Dracona. Była też Ginny, która została na dłużej. Przyjaciele postanowili siedzieć w Skrzydle Szpitalnym dopóki pielęgniarka ich nie wygoni. Ten czas nadszedł dopiero przed kolacją.
- A tu co takie zbiegowisko! To jest Skrzydło Szpitalne, a nie dworzec! Pacjentka potrzebuje spokoju. – Nicole wyraźnie się skrzywiła. – Wynocha, zaraz zacznie się kolacja! – Młodzież z niechęcią zaczęła wychodzić, a pacjentka z jękiem przyjęła kolejne porcje eliksirów i talerz z górą jedzenia przyniesiony przez skrzata.
Późnym wieczorem Nicole niemiłosiernie się nudziła, a jak na przekór spać jej się nie chciało. Jak się okazało Harry już nie przyszedł, ale dziewczyna domyśliła się, że pewnie jest zajęty wypracowaniem na zaklęcia. Dlatego właśnie zmusiła się do czytania jednego z podręczników, które któryś z jej przyjaciół tu pozostawił. Padło na eliksiry.
- Z braku laku. – Wzruszyła ramionami i zaczęła czytać. Nie zauważyła nawet jak drzwi Skrzydła Szpitalnego jakby same się otwierają. Dopiero, gdy obok jej łóżka znikąd pojawia się drobna postać, Nicole zwróciła na nią uwagę. – Laura, co ty tu robisz? Już jest po ciszy nocnej. Nikt cię nie złapał? – Właśnie w tej chwili zauważyła w dłoni siostry połyskujący, delikatny materiał.
- Pożyczyłam od Harry’ego – oznajmiła zupełnie ignorując pytania ślizgonki.
- Tak po prostu dał ci pelerynę i puścił samą tak późno? – zapytała powątpiewająco Potter.
- Pożyczyłam ją wcześniej obiecując, że nie zrobię nic złego i nie będę się narażać. Odkąd zostałaś napadnięta, Harry pilnuje mnie tak jakby wszędzie czaili się śmierciożercy – naskarżyła.
- I bardzo dobrze. Wiesz przecież, że ten ostatni wypadek mógł mieć coś wspólnego ze śmierciożercami. A po drugie ten ktoś nadal łazi po Hogwarcie. Musisz uważać na siebie i nie chodzić nigdzie sama - nakazała starsza.
- Ty też.
- Dobrze, a teraz przyznaj się po co przyszłaś, Młoda. – Laura spuściła głowę.
- Wiesz, teraz dopiero zrozumiałam ile przeżyłaś. A ja… Ja zachowałam się jak totalna idiotka. Przepraszam.
- Laura, już o tym rozmawialiśmy. Nie musisz przepraszać. Raz wystarczyło. Najważniejsze, że zrozumiałaś. Już nie musimy do tego wracać. – Nicole uśmiechnęła się do Gryfonki, która niespodziewanie ruszyła się i przytuliła mocno do Ślizgonki.
- Kocham cię, siostra.
- Ja ciebie też, Młoda. Ale teraz zmiataj, bo jutro masz zajęcia.
- Już idę. Do jutra. – Laura zgarnęła pelerynę niewidkę i wstała z łóżka Nicole.
- Uważaj na siebie – mruknęła czarnowłosa układając się do snu.
Nicole po przebudzeniu następnego dnia miała nadzieję, że pielęgniarka wypuści ją jeszcze przed zajęciami. Gdyby nie to, że pierwszą miała obronę przed czarną magią to by się tak nie spieszyła. Domyślała się, że profesor Braun nie odpuści jej tego, że nie odrobiła swojego szlabanu i mało będzie go obchodziło, że była nieprzytomna, dlatego wolała dodatkowo nie opuszczać zajęć. Szczęście jej dopisało, bo po zjedzonym śniadaniu i rutynowym badaniu pielęgniarka stwierdziła, że może iść na zajęcia. Nicole, aby się nie spóźnić pobiegła do swojego dormitorium po szatę i potrzebne przybory. Dwadzieścia minut później dotarła do sali OPCM.
- Nicole, wyszłaś? – wykrzyknął Harry.
- No co ty, Potter.
- Nie wtrącaj się, Malfoy.
- Harry, Draco ogarnijcie się – zaśmiała się Nicole. Obaj skrzywili się nieznacznie, a Ślizgonka zauważyła, że zrobili to niemal w ten sam sposób. Nigdy im tego nie powiem, ale są do siebie cholernie podobni. – pomyślała. Niestety nie mogli sobie dłużej pogawędzić, bo drzwi do sali się otworzyły. W środku czekał na nich profesor Braun. Gdy już się rozsiedli nauczyciel ogarnął ich pogardliwym wzrokiem zatrzymując się na Nicole.
- Panno Potter, rozumiem, że jest pani ignorantką, ale szlabanu nie należało lekceważyć. Ma pani coś na swoje usprawiedliwienie? – W Nicole, aż się zagotowało. Każdy nauczyciel został powiadomiony o napaści na nią, a ten dupek zachowywał się jakby nic się nie stało. Ślizgonka nie dała po sobie poznać, że coś ją zdenerwowało.
- Byłam w Skrzydle Szpitalnym po piątkowym ataku. Przykro mi, ale z złamanymi żebrami ciężko byłoby mi szorować kible – odpowiedziała spokojnie.
- Minus 10 punktów za pyskowanie, a za nie stawienie się na poprzedni szlaban dostaniesz dwa kolejne. Zapraszam w piątek i sobotę o 18:00 do pana Filcha. Dzisiaj zajmiemy się tarczami ochronnymi – rozpoczął swój wykład. – Większość powinniście znać. Dziś omówimy je teoretycznie, a za tydzień sprawdzę waszą znajomość rzucania tarcz ochronnych – warknął. Dla uczniów znaczyło to jedno. Jeśli nie będą potrafili wyczarować wszystkich tarcz perfekcyjnie to polecą punkty i szlabany.
Nicole z niechęcią myślała o piątkowym szlabanie. Nie uśmiechało jej się sprzątać kible. Nie lubiła sprzątać, z resztą kto to lubi. Po to miała różdżkę, żeby nie musieć martwić się takimi sprawami jak sprzątanie. Różdżka!
- Cami, potrzebna ci jutro od 18:00 różdżka? – zapytała, gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym i próbowali opanować jedną z najtrudniejszych tarcz ochronnych. Trudność polegała na tym, że trzeba było wyczarować ją tak, aby po pierwsze była niewidzialna, bo tylko wtedy była najsilniejsza, a po drugie zaklęcie trzeba było rzucić z taką mocą, aby tarcza utrzymywała się sama, dzięki czemu można było się jednocześnie bronić i atakować. Taka tarcza była bardzo pomocna w pojedynku, ale za to bardzo trudna do nauczenia. A musieli ją przyswoić na następny poniedziałek.
- Co? – zapytała blondynka z niezrozumieniem widocznym na twarzy.
- Różdżka. Jutro o 18:00. Pożyczysz mi?
- A po co ci moja…? Szlaban – odpowiedziała sama sobie. – Nie ładnie tak oszukiwać – zaśmiała się.
- Oj przestań. Przecież nie będę się z tym męczyć.
- Dobra, niech ci będzie.
- Dzięki.
W ten właśnie sposób o godzinie 18:00 w piątek Nicole podążała do gabinetu z dwiema różdżkami.
- Oddaj różdżkę – warknął mężczyzna. Oddała, oczywiście tą, która należała do Camile. – Chodź. – Woźny zaprowadził ją do męskiej toalety przy Wielkiej Sali. – Wrócę tu za godzinę. Wszystko ma błyszczeć. Tu masz potrzebne przybory. – Wskazał na wiadro z zestawem płynów i jakimiś szmatami. Wyszedł, a Nicole zabrała się do pracy. Postanowiła, że samodzielnie posprząta chociaż umywalki, na wypadek, gdyby woźny przyszedł ją sprawdzić. Rzuciła zaklęcie na toalety, które zaczęły się same myć, a ona wzięła się za umywalki. Pół godziny później skończyła ze wszystkim, tak więc nie przejmując się niczym usiadła na czystej już podłodze i czekała na woźnego. Gdy godzina dobiegła końca, Nicole zobaczyła jak drzwi się otwierają, dlatego szybko wstała i zaczęła układać płyny tak, że wyglądało to jakby właśnie skończyła sprzątać. Filch ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie.
- Idziemy do następnej. – Tym razem trafiła jej się damska toaleta. Postąpiła dokładnie tak samo jak poprzednio. W ten sam sposób posprzątała jeszcze dwie toalety. O 22:00 nieświadomy jej małego przekrętu, Filch oddał jej różdżkę Camile, mówiąc, że jutro będzie sprzątała toalety na pierwszym piętrze. Sobotni szlaban wyglądał identycznie jak ten.
***
Witajcie, widzę, że zaciekawił was wątek ze szpiegiem, więc oczywiście jak na razie nie zdradzę kto nim jest. A co do ciąży to od początku tak właśnie planowałam zakończyć ten wątek. Dzisiejszy rozdział za dużo nie wnosi, ale czasem i takie rozdziały są potrzebne.
Miłego czytania.
Pozdrawiam,
AniaXXX