wtorek, 20 października 2015

Rozdział 44


Rok szkolny już na dobre się rozpoczął. Hogwartczycy przyzwyczaili się ponownie do wczesnego wstawania i rygoru jaki wprowadzili nauczyciele w codziennej nauce. Wszyscy uczniowie zgodnie twierdzili, że nauczyciel OPCM jest najgorszym z możliwych. Porównywali go do Mistrza Eliksirów. Profesor Braun był surowy, wredny i sarkastyczny. Wymagał od uczniów dużo za dużo. Szóstorocznym kazał rzucać zaklęć niewerbalnie, twierdząc, że już powinni to umieć. Lekcje były czysto praktyczne, jednak do zadań domowych musieli się wyjątkowo przykładać. Za każdy błąd lub brak jakiejś informacji obniżał ocenę o jeden stopień. Musieli się przyzwyczaić do ciągłych szyderstw i wyzwisk. Co  poniektóre dziewczyny, te bardziej wrażliwe, lądowały u pielęgniarki prosząc o eliksir uspokajający. Jednak reszta dawała radę. Nicole podczas piątkowej Obrony jednak nie bardzo przejmowała się krzykami nauczyciela. Miała na głowie coś ważniejszego. Już w poniedziałek mijał czas, jaki miała na przeprowadzenie rozmowy z rodzicami. Dwa razy próbowała z nimi porozmawiać. Dwa razy kierowała się w stronę prywatnych kwater ochrony, jednak za każdym razem panikowała przed samymi drzwiami i uciekała. Obiecała sobie, że dzisiaj spróbuje jeszcze raz i nie ucieknie jak jakiś tchórz. Do trzech razy sztuka. Niestety na takie rozmyślania wybrała sobie zły moment. Z zamyślenia wyrwał ją głos ociekający jadem.
- A może panna Potter odpowie mi na pytanie? – Nicole spojrzała na profesora Brauna jakby dopiero teraz go zauważyła.
- Przepraszam, ale nie usłyszałam pytania – przyznała wiedząc, że nic nie wymyśli, w końcu nawet nie wiedziała jakie zaklęcie przerabiają.
- Tyle to widzę, że nie słuchałaś. Interesuje mnie raczej co było tak ważne, aby mieć w dupie to co wam tłumaczę.
- To nie było nic ważnego – odpowiedziała spokojnie, uważając, aby nie pyskować, bo wtedy tylko miałaby gorzej.
- Chcesz mi powiedzieć, że moją lekcję poświęcasz na jakieś bzdurne przemyślenia? – zapytał mściwie. To była ich druga lekcja Obrony, Nicole nie wiedziała dlaczego Braun tak się zachowuje. Wszystkim uczniom oprócz niej, Harry’ego i Malfoy’ów za takie przewinienie po prostu karał utratą punktów albo szlabanem, a ich zawsze podpuszczał do straty panowania nad sobą, aby móc dać im większą karę. Na końcu zawsze z sadystycznym uśmiechem wlepiał im szlaban lub odejmował większą niż zawsze liczbę punktów. Harry już jeden taki szlaban zdobył na poprzedniej lekcji, za to tylko, że odezwał się do Deana Thomasa.
- Przepraszam – wycedziła zdenerwowana już Nicole.
- Nie tym tonem, głupia dziewucho. Minus 15 punktów od Slytherinu za nie słuchanie. A za tą pyskówkę potowarzyszysz woźnemu podczas sobotniego wieczoru. Sprzątając kible będziesz miała mnóstwo czasu na rozmyślania. – Po tych słowach profesor wrócił do wykładu o zaklęciach niewerbalnych, a Nicole zaczęła słuchać nie chcąc stracić kolejnych punktów. Przyjaciele i Harry wysłali jej pocieszające spojrzenia, mówiące: Nie przejmuj się tym kretynem.
Po kolacji nie mówiąc nic przyjaciołom ruszyła do kwater swoich rodziców. Wiedziała, że teraz mają wolne. Ochroną zajmował się akurat ktoś inny. Zanim stchórzyła zapukała do drzwi, a po chwili ujrzała uśmiechniętą twarz swojej matki.
- Nicole, stało się coś?
- Nie – odpowiedziała ze ściśniętym gardłem, jednak opanowała się i już spokojnie powiedziała – tak tylko przyszłam. Jeśli przeszkadzam to pójdę.
- Nie, nie, nie. Wejdź. Cieszymy się, że przyszłaś. – Wchodząc zauważyła obecność Syriusza i Remusa. Usiadła na kanapie w niewielkim salonie obok Lunatyka. Trzy fotele zajęte były przez jej rodziców i Łapę.
- To opowiadaj jak tam pierwsze dni szkoły – zaczął Lupin.
- Pierwsze zajęcia i pierwszy szlaban – stwierdziła Nicole z uśmiechem na ustach już prawie całkiem uspokojona. Pogrążyła się w rozmowie, czekając na dogodny moment do rozpoczęcia tematu dla którego tu przyszła. Jednak ten moment nie przyszedł, a ona po raz trzeci stchórzyła.
- Nicole nie chcę cię wyganiać, ale jest już pół godziny po ciszy nocnej – stwierdziła Lily patrząc na zegarek.
- To ja lecę, nie chcę kolejnego szlabanu – oznajmiła żegnając się z dorosłymi. Wyszła z pomieszczenia przeklinając samą siebie. Mimo tego, że miło spędziła ten czas to jednak nie w tym celu tam przyszła. Miała powiedzieć im wszystko, a po raz kolejny wykazała się tchórzostwem. Nie była z siebie dumna, ale po prostu nie dała rady. Nawet nie wiedziała kiedy dotarła do lochów, w których jak zwykle było zimno i ciemno. Choć uczniowie spoza Slytherinu dziwili się jak Ślizgoni to wytrzymują, to ona lubiła tę atmosferę. W końcu w pokoju wspólnym czekał na nią ciepły kominek. Zajęta swoimi myślami nie usłyszała za sobą cichych kroków. Dopiero, gdy uderzenie powaliło ją na ziemię uświadomiła sobie, że nie jest sama na korytarzu. Zanim spadł na nią grad kopnięć i uderzeń zwróciła uwagę na to, że napastnicy to dwóch chłopaków, poznała to po posturze, ubranych w kominiarki. Nic więcej nie zarejestrowała powalona bólem, wydobywającym się nie tylko z uderzonych miejsc, ale też z podbrzusza. Po kolejnych kilku minutach katownia straciła przytomność.

Camile nie mogła zasnąć. Północ minęła już jakieś pół godziny temu. Większość, a właściwie prawie wszyscy Ślizgoni spali, gdyż następnego dnia wcześnie rano zaczynały się zajęcia. Jednak nie tyczyło się to Camile, a powodem tego była jedna dziewczyna. Jej przyjaciółka. Panna Malfoy wiedziała, że Nicole jeszcze nie doszła do siebie po torturach. Znała ją na tyle, aby widzieć co się z nią dzieje. Zauważyła też, że dziewczyna nie powiedziała im wszystkiego. Ukrywała coś, a Camile nie wiedziała co to jest. Źle się z tym czuła, bo była niemal pewna, że Draco zna tę tajemnicę. Blondynka chciała pomóc przyjaciółce, ale nie mogła nic zrobić, gdy nie wiedziała co się z nią dzieje. A teraz dodatkowo, Nicole zniknęła nic nikomu nie mówiąc. Po zjedzonej kolacji szybko wymknęła się z Wielkiej Sali i od tamtej pory Camile nie wiedziała, gdzie się znajduje czarnowłosa. Do wybicia godziny rozpoczynającej ciszę nocną nie zwracała uwagi na nieobecność przyjaciółki, w końcu ta miała prawo robić co chce, nie musiała zawsze przebywać w towarzystwie Ślizgonów. No ale teraz było już dwie i pół godziny po ciszy nocnej, a Nicole nadal nie wróciła. Wszyscy ją uspokajali mówiąc, że pewnie zasiedziała się z Harry’m albo zaznajomioną ochroną. Takie słowa jednak nie uspokoiły Camile, która zawsze martwiła się o bliskie jej osoby. Blondynka zaczęła się zastanawiać, czy Vanessa też tak martwi się o Nicole, że to spędza jej sen z powiek. Pewnie tak, w końcu wszystkie trzy od pięciu lat były sobie naprawdę bliskie. Postanowiła to sprawdzić.
- Vane, śpisz? – mruknęła nie spodziewając się odpowiedzi. Jednak z drugiego łóżka rozległa się odpowiedź.
- Nie. Cały czas myślę gdzie może być Nicole.
- Czyli tak jak ja. – Po tych słowach zaległa cisza. Obie dziewczyny były myślami z przyjaciółką. – Poszukajmy jej. Nawet jeśli będzie u Gryfonów to się chociaż upewnimy. – Czarnowłosa spojrzała na nią.
- Chodźmy, ale może najpierw do chłopaków. Coś czuję, że Draco może coś wiedzieć. Zauważyłaś przecież że oni ostatnio są bliżej siebie.
- Dobra, idziemy. – Obie wyskoczyły z łóżek zarzucając na siebie pierwsze lepsze bluzy. Szybkim krokiem podążyły do męskich dormitoriów. Po wejściu do pokoju chłopaków zauważyły, że wszystkie łóżka są zajęte. Słychać było tylko odgłosy chrapania. Od razu znalazły się przy łóżku blondyna, który spokojnie spał.
- Draco, obudź się. – Camile szturchnęła brata próbując go obudzić.
- Co jest? – odpowiedział jej niewyraźny głos. – Camile, co ty tu robisz?
- Nicole jeszcze nie wróciła – odpowiedziała Vanessa.
- Jak, skąd? – pytał z niezrozumieniem.
- Nicole. Wyszła po kolacji i jeszcze nie wróciła. A jest już przed 1:00. Martwimy się o nią.
- Na pewno? – zapytał już całkiem rozbudzony chłopak.
- Tak – odpowiedziała pewnie Camile. – Chcemy jej poszukać, bo nie wierzę, że zasiedziała się u Harry’ego.
- To chodźmy – stwierdził wstając z łóżka.
- Gdzie idziecie? – rozległ się glos z naprzeciwka.
- Nicole zniknęła. Idziemy jej poszukać – odpowiedziała swojemu bratu Vanessa.
- To idziemy z wami – oznajmił też już obudzony Blaise. W ten sposób trójka chłopaków zaczęła na siebie wciągać spodnie i koszulki. I tak całą piątką wyszli, nie budząc reszty współlokatorów, na poszukiwania Nicole.
- Najpierw chodźmy do pokojów ochrony. Myślę, że tam mogła dzisiaj zniknąć – zaproponował Draco. Tak więc w ciszy, aby nie zostać złapanym, ruszyli na drugie piętro do kwater ochrony.
- Ty coś wiesz. – Bardziej stwierdziła niż zapytała Camile idąc obok swojego brata.
- Wiem – stwierdził tylko wiedząc, że skoro Camile coś zauważyła to jemu nie uda się wyprowadzić jej z błędu. Łatwiej było przyznać prawdę, a potem przekonać ją, że nic jej nie powie. Jednak okazało się, że Camile zrozumiała to bez dodatkowych tłumaczeń.
- Ona ci naprawdę zaufała. Nie skrzywdź jej – poprosiła, tak aby tylko Draco ją usłyszał.
- Nie skrzywdzę – obiecał. Chwilę później zatrzymali się przed drzwiami kwatery Potterów. Draco nie czekając na nic zaczął dobijać się do pokoju. Chwilę zajęło nim ktoś im otworzył. W drzwiach stanął pan Potter ubrany tylko w spodnie od piżamy. Vanessa i Camile zgodnie stwierdziły, że mimo wieku ojciec Nicole jest przystojnym facetem.
- Co wy tu robicie? – zapytał jakby jeszcze się nie dobudził.
- Czy Nicole jest u państwa? – zapytała blondynka.
- Była, ale wyszła już dawno. Nie wróciła do dormitorium? – zapytał już przestraszony.
- No właśnie nie. Zniknęła po kolacji i do tej pory nie wróciła – wytłumaczyła Vanessa.
- Trzeba zacząć jej szukać – stwierdziła Lily, która akurat pojawiła się w drzwiach. – Wejdźcie. Musimy obmyślić jakiś plan. – Młodzież weszła do pomieszczenia i ze zniecierpliwieniem patrzyli na rodziców ich przyjaciółki.
- Obudzę Łapę i Lunatyka – oznajmił James i po chwili już go nie było.
- Jesteście pewni, że nie wróciła? – zapytała Lily.
- Tak. My jeszcze nie spałyśmy. Czekałyśmy, ale nie wróciła. Martwimy się. Obudziłyśmy chłopaków i postanowiliśmy jej poszukać. – Gdy Camile skończyła mówić do pokoju weszło trzech mężczyzn.
- Mapa Huncwotów. Harry ją ma – oznajmił tylko Syriusz. Dorośli od razu zrozumieli o co chodzi.
- Jim, Syriusz idźcie po Harry’ego. Ja i Remus pójdziemy powiadomić Severusa. – Na te słowa dwójka czarnowłosych mężczyzn skrzywiła się, a Ślizgoni wykrzyknęli:
- A my?!
- Wy tu zaczekacie. Zaraz i tak wszyscy się tu spotkamy – stwierdziła rudowłosa. – A ty James, nie krzyw się tak. Severus jest jej opiekunem. Mamy obowiązek go powiadomić. – I już ich nie było. Młodzież patrzyła bezradnie na siebie. Chcieli działać, a musieli czekać.
- Ktoś wie czym jest ta mapa? – zainteresował się Samuel, jednak odpowiedziały mu przeczące ruchy głowy. Tak więc nie mając co robić rozsiedli się czekając na dorosłych. Pierwsi pojawili się Remus i Lily, wraz z niezadowolonym Snape’em.
- Tato, Nicole zniknęła! – wykrzyknęła Vanessa na widok ojca.
- Wiem. Powiedzieli mi. Kiedy zniknęła? – Snape od razu przeszedł do rzeczy, a młodzież znowu musiała opowiadać zdarzenia wieczoru.
- Po kolacji była u nas. Zasiedzieliśmy się i wyszła pół godziny po ciszy nocnej. Myśleliśmy, że poszła od razu do pokoju wspólnego – wytłumaczyła Lily.
- Czy powiedziała wam coś ważnego? – zapytał czarnowłosy zastanawiając się nad czymś.
- Nie. Raczej tak ogólnie rozmawialiśmy. – W tej chwili w pomieszczeniu pojawili się dwaj Huncwoci z zaspanym, ale przestraszonym Harry’m, który w ręku ściskał kawałek starego pergaminu.
- Sprawdziliście już mapę? – zapytał Remus.
- Nie. – odpowiedział Harry, rozwijając pergamin. Po chwili nachylił się nad nim razem z trójką Huncwotów. Razem zaczęli przeszukiwać mapę. Lily patrzyła z niepokojem na męża i syna, Snape również patrzył na te same osoby, ale ze wstrętem, a Ślizgoni zaciekawieni również pochylili się nad pergaminem. Po chwili rozległ się zaskoczony głos jednego z nich.
- Przecież to mapa Hogwatru. – Blaise był pod wrażeniem, tak samo jak jego przyjaciele.
- Tu wszystko widać. Wszystkich ludzi chodzących po Hogwarcie. – zafascynował się Samuel. – Co za geniusz wymyślił taki bajer? – zapytał, na co Syriusz i James podnieśli głowy znad mapy i popatrzyli wrednie na Snape’a. Mistrz Eliksirów zignorował to.
- Merlinie, czy wy zawsze musicie być tacy złośliwi? – zapytała Lily – Wracajcie do poszukiwań. To oni stworzyli tę mapę – powiedziała zwracając się do Ślizgonów. – James, Syriusz, Remus, no i Peter Pettigrew. Gdy jeszcze chodziliśmy do Hogwartu nazwali się Huncwotami, dlatego Mapa Huncwotów – wyjaśniła.
- To już wiem, Potter, jak udawało ci się nie dostać tylu szlabanów, ile powinieneś mieć – skomentował wrednie Draco. Jednak Harry nie przejął się tymi słowami, gdyż wykrzyknął:
- Mam! Jest w lochach. W nieużywanej klasie koło magazynu eliksirów. – Wszyscy jak jeden mąż ruszyli do drzwi, biegnąc ile sił w nogach, w kierunku lochów. Pierwsi na miejsce dotarli oczywiście młodzi Hogwartczycy, najpierw chłopaki, a zaraz za nimi dziewczyny. Gdy otworzyli drzwi wskazanej Sali w lochach rozległ się krzyk przerażenia i szloch. Po chwili do młodzieży dołączyli dorośli, którzy stanęli w szoku wpatrując się w to co leżało na ziemi. Takie reakcje wzbudził widok Nicole. Leżała bez życia, widać było, że została skatowana. Dodatkowo pod nią zbierała się wielka kałuża krwi. Jako pierwszy ocknął się Snape, a zaraz za nim Huncwoci. Czwórka mężczyzn nachyliła się nad ciałem Nicole. Byli Gryfoni wiedząc, że Mistrz Eliksirów ma większe doświadczenie w lecznictwie, pozostawili mu sprawdzenie stanu ślizgonki.
- Żyje, ale jest nieprzytomna. Ma bardzo słaby puls – stwierdził i zaczął mruczeć zaklęcia nad ciałem dziewczyny. Gdy zobaczyli jak wygląda Nicole, każdemu z nich przeszło przez myśl, że już za późno na ratunek. Jednak nie chcieli dopuścić do siebie tych myśli, dlatego wszyscy odetchnęli po słowach opiekuna Slytherinu. Wreszcie po kilku minutach ciągłych zaklęć krew z posadzki zaczęła znikać, a skóra nieprzytomnej zaczęła nabierać barw. Teraz też wyraźnie widzieli ruch klatki piersiowej. Oddychała, czyli żyła.
- Samuel, biegnij do Skrzydła Szpitalnego. Obudź pielęgniarkę i przekaż co tu się stało. Powiedz, że stan dziewczyny jest stabilny. Draco ty idź do dyrektora i powiadom go o wszystkim. Hasło to Lukrecjowe Paluszki. – Dwójka chłopaków wybiegła z pomieszczenia. Snape uniósł zaklęciem ciało Nicole i ruszył w kierunku Skrzydła Szpitalnego nie zwracając uwagi na nikogo. Reszta ruszyła z nim nadal ze strachem w oczach. Szli nie spuszczając wzroku ze ślizgonki.
- Vane, kto mógł jej zrobić coś takiego? – zapytała płacząc Camile, gdy dochodzili do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie wiem, Cami. Ale jak tylko wyjdzie cała i zdrowa to już nie spuścimy jej z oczu – przyrzekła z mocą w głosie panna Snape. Wreszcie dotarli na miejsce. Pielęgniarka już czekała na nich. Gdy Nicole spoczęła na wolnym łóżku, zaczęła przeprowadzać badania.
- Dobrze się spisałeś, Severusie. Podam jej eliksir przeciwbólowy i uzupełniający krew. – W trakcie wyjaśnień do Skrzydła wszedł Dumbledore z Draconem. – Niestety dziecka nie udało się uratować. Czy ktoś wiedział, że była w ciąży? – zapytał, jednak widząc u większości z nich szok na twarzy, domyśliła się jaka jest odpowiedź. – Czyli nie wiadomo, czy ona sama była świadoma tej ciąży?
- Ona wiedziała, że jest w ciąży – oznajmił Draco wpatrując się w leżącą dziewczynę. Była taka krucha i blada. Nie chciał, aby ktokolwiek ją skrzywdził, a to niestety już się stało.
- Draco, o czym ty mówisz? Czy wy… czy ty… - Camile nie wiedziała jak wyrazić swoje myśli, jednak chłopak ją zrozumiał.
- Nie, to nie miało być moje dziecko. Była w czwartym tygodniu ciąży. – Nie musiał więcej mówić. Wszyscy zrozumieli.
- Nie. Nie Nicole. Oni nie mogli jej tego zrobić. – Lily była w szoku, nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek mógł tak skrzywdzić jej córkę. W oczach Jamesa i Harry’ego błysnął ten sam błysk, oznaczający chęć zemsty.
- Kto? Kto to zrobił? – wycedził starszy Potter patrząc na Dracona. Blondyn jednak spojrzał na swojego ojca chrzestnego z prośbą o pomoc. Nie chciał sam zmierzyć się z tymi ludźmi. Rogacz spostrzegł to spojrzenie. – Smarkerusie ty też o wszystkim wiedziałeś? No pewnie, przecież pewnie sam z chęcią patrzyłeś jak ktoś krzywdzi moją córkę. – Oskarżenia Jamesa nie miały końca, jednak nikt nie przerywał mu. Gdy ten wreszcie umilkł głos zabrał jego syn.
- To przez was ona się tam znalazła – wycedził Harry patrząc na Malfoy’ów. Po jednej stronie łóżka stała trójka Potterów i Syriusz, a po drugiej Ślizgoni, wraz z opiekunem, na których skupiała się złość Jamesa, Harry’ego i Łapy. Lily była w zbyt wielkim szoku, aby powstrzymać zapędy męża i syna. Najspokojniejszymi osobami na Sali był Dumbledore, który zachowywał się jakby nic ważnego się nie działo, i Remus, który potrafił zrozumieć jedną stronę, jak i drugą, ale który przede wszystkim swój wzrok kierował na swoją córkę chrzestną, niczym innym się nie przejmując.
- Uspokójcie się – rozkazał Lunatyk, gdy Harry szykował się do dalszej tyrady. Mężczyzna ocknął się z odrętwienia, w które popadł i postanowił powstrzymać rozpoczynającą się kłótnię. – To nie jest niczyja wina. Wszyscy wiemy, że i Severus, i Draco zrobili wszystko co mogli, aby uratować Nicole.
- Stajesz po stronie tych śmierciożerców? – zakpił Syriusz.
- Łapo, nie mów tak. – Lily też wreszcie wyrwała się z niemocy jaką ją ogarnęła. – Lunatyk, ma rację. Z resztą nie sądzę, że to jest czas na jakiekolwiek kłótnie.
- Dziękuję, Lily, że to przerwałaś. Zawsze wiedziałem, że tylko ty potrafisz powstrzymać temperament tych chłopców – wtrącił się Dumbledore, a trójka „chłopców” popatrzyła na niego spod byka. – Madame Pomfrey, jak rozumiem stan panny Potter jest stabilny?
- Tak. Rano powinna się już obudzić. Severus naprawił jej wszystkie złamane kości. Teraz trzeba czekać, aż się obudzi. Podczas snu jej organizm się zregeneruje.
- Dobrze, w takim razie, do swojego gabinetu zapraszam Jamesa, Lily, Harry’ego, Draco i ciebie Severusie. Remusie, Syriuszu, proszę was o odprowadzenie uczniów do ich Pokoju Wspólnego – zarządził dyrektor i wyszedł z pomieszczenia wiedząc, że wszyscy wypełnią jego rozkazy.
- Będziemy czekali w waszych kwaterach – mruknął Syriusz i skinął na młodzież, aby poszli za nim. Razem z Remusem musieli odprowadzić Ślizgonów do pokoju wspólnego. Mężczyźni szli nie zwracając uwagi na uczniów. Ich myśli zaprzątała czarnowłosa dziewczyna. Wreszcie tę ciszę przerwał Lupin.
- Domyślacie się może kto mógł ją zaatakować?
- To mógł być Wealsey, albo Crabbe z Goyle’m. Wydaje mi się, że to ich ojcowie ją… tak skrzywdzili – mówiła Vanessa ze łzami w oczach. – Oni grozili jej w pociągu, a Wealsey szczerze jej nienawidzi.
- Wealey’owie to dobra rodzina. Ron jest ograniczony, ale nigdy nie zrobiłby czegoś takiego – warknął Syriusz patrząc z nienawiścią na Camile i młodych Snape’ów.
- Łapo, uspokój się – mruknął Remus.
- Wiem, że uważa nas PAN… – Blondynka wyraźnie to zaakcentowała. Do tej pory do Syriusza zwracała się po imieniu, ale teraz bardzo ją zdenerwował. – Za śmierciożerców, ale to, że ta ruda wiewióra wywodzi się z dobrej rodziny, wcale nie znaczy, że nie jest zdolny do okrucieństwa. To mógł być on, tak samo, jak każdy inny uczeń – warknęła. – Oczywiście, że najłatwiej jest całą winę zrzucić na dzieci śmierciożerców. Przecież oni i tak są źli. Tylko musi pan wiedzieć, że mroczny znak nie jest dziedziczny – zatrzymali się, a Camile i Syriusz wbili w siebie wściekłe spojrzenia. Za dziewczyną ustawili się Ślizgoni, a Remus stanął tak jakby chciał ich rozdzielić.
- To wy ją tam ściągnęliście!
- Syriusz nie zachowuj się jak dziecko -  zaprotestował słabo Lunatyk.
- Owszem, to przez nas ona to wszystko przeżyła. I tego nie wybaczę sobie do końca życia! – krzyczała, a łzy leciały z jej oczu. – Dzięki niej mogliśmy uratować samych siebie i naszą mamę! To Draco i mama są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nicole i Vanessa są zaraz za nimi. Musiałam napisać ten list, tylko dzięki temu zdołałam uratować moją rodzinę. To był mój priorytet – dokończyła już ciszej, jednak nadal płacząc. Vanessa zaraz przytuliła przyjaciółkę.
- Ojciec miał rację, gdy mówił, że Black nie potrafi pojąć prostych faktów – syknął Samuel.
- Nie waż się tak do mnie mówić gówniarzu. To, że twój ojciec…
- Syriusz uspokój się! – wtrącił się Remus. – Koniec tych kłótni. Idź do kwater, ja ich odprowadzę – rozkazał, a czarnowłosy widząc, że Lunatyk nie ma zamiaru ustąpić odwrócił się na pięcie i odszedł. – Chodźcie. Już dawno powinniście być w łóżkach – oznajmił zmęczonym głosem. Camile uspokoiła się trochę, więc ruszyli do lochów. Remus widząc łzy na twarzy ślizgonki postanowił ją pocieszyć. – Nikt cię nie wini za to o się stało. Ani ciebie, ani Dracona. James, Syriusz i Harry muszą po prostu ochłonąć, są zbyt wybuchowi, aby przyjąć to ze spokojem. Oni zrozumieją, że to nie wasza wina, ale teraz za wszelką cenę szukali winnych. – Nie powiedział nic więcej, ale Camile była mu wdzięczna za te słowa. Wreszcie dotarli pod wejście do Pokoju Wspólnego, gdzie Remus ich zostawił kierując się do kwater swojego przyjaciela i jego żony.
Tymczasem w gabinecie dyrektora również przebiegała poważna rozmowa. Dumbledore na wstępie stwierdził, że nie życzy sobie żadnych kłótni, tak więc rozmowa była względnie spokojna.
- Severusie od kiedy wiesz, że Nicole była w ciąży? – zapytał od razu przechodząc do rzeczy.
- Od poniedziałku. Dziewczyna chciała czasu, żeby porozmawiać i samemu powiedzieć o tym rodzinie. Dałem jej czas do poniedziałku.
- Chyba mi nie powiesz, że najpierw zwierzyła się tobie? – James zaśmiał się nerwowo, a Lily próbowała go powstrzymać.
- Wyobraź sobie Potter, że widziałem jak ją gwałcili. Zdawałem sobie sprawę jak to się mogło skończyć. Gdy o to zapytałem, nie zaprzeczyła – warknął Mistrz Eliksirów.
- Draco, a ty? – zapytał dyrektor nie dopuszczając do dalszej kłótni.
- Powiedziała mi zaraz po tym jak sama się dowiedziała, po wizycie u uzdrowiciela – wytłumaczył.
- Dlaczego nikt mi tego nie przekazał? – zapytał staruszek.
- Dowiedziałbyś się w poniedziałek, Dumbledore – sarknął Snape.
- Dobrze, to jest teraz nieistotne. Czy ktoś wie kto mógł ją dzisiaj zaatakować?
- Albo Weasley, albo…
- Ron nie zrobiłby tego! – zaprzeczył Harry.
- Jesteś pewny, Potter. Ryża wiewióra nienawidzi Nicole i być może nadal mu się wydaje, że może cię odzyskać.
- Dziękuję Draco, za wyjaśnienie, ale czy podejrzewasz jeszcze kogoś? – zapytał Dumbledore.
- Crabbe i Goyle. Oni grozili jej i nie tylko jej w pociągu. Z resztą… - Draco przypomniał sobie tortury Nicole i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa więcej. Severus dostrzegł to dlatego dokończył za niego.
- To ojciec Goyle’a ją zgwałcił, a ojciec Crabbe’a ją biczował. Mogą chcieć zemścić się za jej ucieczkę. I nie tylko na nich mogą chcieć się zemścić – dodał patrząc z niepokojem na swojego chrześniaka. W oczach Jamesa pojawiła się żądza zemsty.
- Dobrze, w takim razie na razie jedyne co nam pozostaje to czekać, aż panna Nicole się obudzi. Dziękuję wam. Możecie iść.

***
Mam nadzieję, że opłacało Wam się tyle czekać. Jakoś trudno pisało mi się ten rozdział (również dlatego tak długo to trwało) Jak się podoba takie rozwiązanie sprawy? Trochę kłótni się pojawiło, ale tak musiało być, aby nie było zbyt kolorowo. Dla tych co wolą bardziej szczęśliwe opowiadania, mogą obiecać, że teraz powinno być tylko lepiej. W końcu trzeba dać trochę odpocząć biednej Nicole :)
Pozdrawiam,
AniaXXX

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 43


Nicole wybiegła ze szpitala jakby ją gonili. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała i zobaczyła. Choć była świadoma, że po tym co się stało jest szansa, że zajdzie w ciążę to jednak w duchu miała nadzieję, że to nie będzie prawda. Miała nadzieję? Ona wręcz błagała wszystkie znane i nieznane bóstwa, aby to się nie stało. Ona. Niepełnoletnia, ucząca się. Ciąża. Dziecko. Dziecko z gwałtu. To nie było dobre zestawienie. To było tragiczne zestawienie. Jednak, gdy uzdrowiciel zapytał, czy chce usunąć dziecko od razu zaprzeczyła. Jako, że to dziecko było owocem gwałtu miała możliwość usunięcia ciąży. W głowie Nicole nie mieściło się, że jej decyzja miała zaważyć na życiu jeszcze nienarodzonego dziecka. To był człowiek, dlatego nie widziała innego wyjścia jak go urodzić. Nie była w stanie skazać go na śmierć. Nie chciała zostać mamą i wychowywać tego dziecko, bo wiedziała, że za bardzo będzie jej przypominało o torturach i gwałcie. I o tym bydlaku, który jej to zrobił. Dziewczyna nawet nie zauważyła jak znalazła się w pobliskim parku. Weszła z mało uczęszczaną alejkę i usiadła na ławce. Schowała twarz w dłoniach i zapłakała. Tak po prostu. Wraz z upływem łez uciekały z niej wszystkie siły. Zawsze była taka silna, twarda. Jednak te wakacje złamały ją. W ciągu ostatniego miesiąca płakała więcej niż przez całe życie. Łzy były dla niej oznaką bezsilności i poddania się. Teraz zrozumiała, że łzy są też uwolnieniem emocji. Gdy zobaczyła białą mgiełkę wypełnił ją szok. Potem był ból, rozpacz, złość i strach. A teraz czuła w sobie pustkę. Nie miała siły ruszyć się i wrócić do domu, gdzie będzie musiała stawić czoła swoim bliskim, ale też nie chciała być tu sama. Podniosła głowę i zauważyła, że nie jest sama. To było dla niej zaskoczenie. Naprzeciwko siedział mały chłopiec, na oko pięcioletni. Miał brązowe włoski i intensywnie niebieskie oczka. Ubrany był w czarne spodenki i zieloną koszulkę. Po prostu siedział i wpatrywał się w zaskoczoną Nicole.
- Cemu pani płace? – odezwał się.
- Bo mi źle – odpowiedziała szczerze czarnowłosa.
- Jesteś ładna. Nie mozes płakać – powiedział i uśmiechnął się ukazując swoje szczerbate oblicze. Nicole zdała sobie sprawę, że to małe dziecko, którego zapewne szukają.
- Gdzie są twoi rodzice? Mama, albo tata pewnie cię szukają.
- Ja już nie mam mamy i taty. Oni byli źli i pzez nich płakałem. Telaz mieskam z babcią. Nie płace. Babcia mnie kocha i ja kocham ją – stwierdził podbiegając do Nicole i przytulając się do niej. Ślizgonka z zaskoczeniem wtuliła się w to małe ciałko. Chłopiec wreszcie oderwał się i powiedział. – Ciebie tez ktoś kocha, dlatego nie płac.– spojrzał na nią ponaglająco, aż wreszcie zerwał się do biegu. – Idę do babci, żeby się nie martwiła! – Po chwili już go nie było. Jednak Nicole jeszcze długa nie mogła zapomnieć o wesołym chłopcu, który w tak krótkim wieku doznał wiele złego od własnych rodziców, którzy powinni go kochać. Mimo to chłopiec nie stracił zapału do życia i wiary w miłość. Postawa tego dziecka dała dużo do myślenia Nicole, która zebrała się w sobie i ruszyła do domu. Tam nikomu nie powiedziała o tym co się stało. Mruknęła tylko, że już wszystko w porządku i zamknęła się w swoim pokoju. Nie miała zamiaru zamykać się w sobie tak jak parę dni temu, ale teraz chciała być sama. Niestety nie za długo pozostała w samotności. Ledwo położyła się na łóżku, a już rozległ się dźwięk pukania. Wiedziała kto to jest dlatego krzyknęła – proszę! – nie ruszając się z łóżka.
- I jak było? – usłyszała głos Draco.
- Nie słyszałeś? Przecież mówiłam, że wszystko w porządku – mruknęła nawet się nie odwracając.
- Swoją postawą mówisz mi, że wcale nie jest dobrze – stwierdził i nie bacząc na nic usiadł na fotelu obok łóżka.
- Jestem w ciąży. To chciałeś usłyszeć? – zapytała z drwiną.
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mogę zrobić? – Nicole wreszcie podniosła się z łóżka i popatrzyła na blondyna z bólem w oczach. – Nie usunę go. Urodzę, a potem zobaczymy.
- Wiesz, że jako ofiara gwałtu możesz…
- Wiem, ale nie zabiję go. Choćbym nie wiem jak nienawidziła go, to nie zrobię tego. Nie potrafię.
- Może powinnaś z kimś o tym pogadać.
- Rozmawiam z tobą.
- Ale ja ci z tym nie pomogę.
- Jakbyś zapomniał to nikt oprócz ciebie nie wie co się stało we dworze.
- To powiedz komuś. Oni ci pomogą. – Draco wiedział, że jego słowa odbijają się jak grochem o ścianę, ale nie zamierzał się poddawać. – Przecież wreszcie będziesz musiała im powiedzieć. Inaczej sami zauważą.
- Wiem, ale nie potrafię z nimi o tym rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Mam na to miesiąc. Najpierw muszę się przygotować. – głos Nicole był pełen rozpaczy. Ślizgonka zdawała sobie sprawę, że sama sobie z tym nie poradzi, ale po prostu nie potrafiła podejść do kogokolwiek i powiedzieć, że została zgwałcona. Z rodzicami w ogóle nie potrafiła rozmawiać. Mimo tego, że Remusowi i Syriuszowi ufała, to znała ich zbyt krótko, aby rozmawiać z nimi o tym. Z Harry’m miała ten sam problem, a Laury nie chciała martwić. Nikogo nie chciała martwić, ale ona była za mała, żeby to wszystko zrozumieć. Camile i Vanessę znała odpowiednio długo , ufała im jak nikomu innemu, ale dziewczyny bardzo się o nią martwiły i zapewne winiłyby siebie o to co się stało. Dracona znała krótko, ufała mu, nie tak jak jego siostrze, ale ufała. Jednak to tylko z nim mogła o tym rozmawiać. On wszystko widział i nie musiała mu nic tłumaczyć. On ją rozumiał.
- Dlaczego miesiąc? – zapytał tylko.
- Jestem niepełnoletnia i opiekun prawny musi wiedzieć co się dzieje. Uzdrowiciel kazał mi przyjść za miesiąc na koleją wizytę z opiekunem prawnym. Teraz, po tym jak Potterowie ujawnili się to oni są moimi opiekunami prawnymi. Ja nie potrafię rozmawiać z nimi na zwykłe tematy, a teraz muszę im o tym powiedzieć. – Nicole schowała twarz w dłoniach. Draco widział, że dziewczyna jest rozbita i nie wie co robić. Chciał jej pomóc, sprawić, aby przestała cierpieć. Sam nie wiedział skąd wzięły się w nim te uczucia. Do tej pory jedynymi osobami, którymi się przejmował była Camile i Narcyza, a od niedawna na tej skromnej liście pojawiło się imię Nicole.
- Jeśli chcesz ja im powiem – zaproponował nieśmiało. Draco Malfoy i nieśmiałość? Tylko ta ślizgonka wzbudzała w nim ludzkie odruchy.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to dla mnie? – pytała z nadzieją patrząc mu głęboko w oczy.
- Tak, ale najpierw spróbuj sama to zrobić. Oboje wiemy, że powinnaś.
- Dziękuję, Draco. Spróbuję. – Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Daj znać jeśli ci się nie uda – wstał, poczochrał ją po włosach i skierował się do wyjścia. Jednak przeszkodził mu w tym krzyk dziewczyny i uderzenie, jak się później okazało oberwał poduszką.
- Zepsułeś mi fryzurę! – Nicole z szerokim uśmiechem wpatrywała się w chłopaka, zadowolona, że jej poduszka sięgnęła celu.
- Ty mendo, jak mogłaś rzucić we mnie poduszką? – Draco udawał obrażonego.
- Normalnie. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko.
- Za karę wychodzisz dzisiaj z pokoju. Bierzemy resztę i idziemy na spacer – stwierdził i złapał Nicole za rękę ciągnąc w stronę drzwi.
- Dobra, dobra. Już idę.
Nicole spędziła dzień dobrze się bawiąc i zapominając na chwilę o swoich problemach. Tak samo upłynęła jej reszta wakacji. Nicole, gdy zaczęła częściej bywać wśród innych domowników, zauważyła, że na Grimmauld Place częstym gościem jest była nauczycielka Obrony, która zawsze szukała towarzystwa Syriusza. Wiedzieli, że w następnym roku nie będzie ich uczyć, gdyż sama im to powiedziała. Choć jako nauczycielka, mimo, że młoda, była surowa i poważna, to teraz mogli obserwować jej całkiem odwrotne oblicze. Gdy ktoś o niej wspominał Łapa dziwnie się zawstydzał. Wtedy James zawsze robił sobie z niego żarty mówiąc, że w tym wieku to powinien mieć już co najmniej dziesięcioletnie dziecko, a nie zachowywać jak dziewica na wydaniu. Nicole choć cały czas pamiętała, że musi porozmawiać z rodzicami to do 1 września nie zdobyła się na to. Wiedziała, że w razie czego może liczyć na Dracona, ale przecież obiecała mu, że najpierw sama spróbuje. W dzień wyjazdu do Hogwartu blondyn ponowił ten temat.
- Rozmawiałaś z nimi? – zapytał, gdy byli sami.
- Jeszcze nie.
- Wiesz, że teraz będziesz miała raczej ograniczony dostęp do nich?
- Wiem – stwierdziła i wykręciła się od dalszej rozmowy kierując się do Laury.
Wreszcie wyruszyli na peron. Jak zwykle za środek transportu wybrali Błędnego Rycerza i już po kilku minutach byli na miejscu. Widok Potterów i Syriusza wzbudził szok na twarzach innych, a towarzystwo Narcyzy Malfoy wśród tych dobrych tylko wzmogło te uczucia. Nadszedł czas pożegnań, a właściwie tylko młodym wydawało się, że będą się żegnać.
- No to do zobaczenia – powiedział Harry po chwili ciszy.
- Jakie do zobaczenia? – zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem. Choć zawsze był wesoły to odkąd go uniewinnili cieszył się ze wszystkiego całym sobą. Wyjścia z domu w szczególności napawały go radością.
- No jak to jakie? – Harry, tak jak i reszta młodzieży, był wyraźnie zdezorientowany.
- Jedziemy z wami – oznajmił James, który cieszył się tak samo jak Łapa. W ich oczach widniał jednakowy błysk, mówiący wszystkim innym, że są zadowoleni. Ten sam błysk odziedziczyli po Jamesie jego dzieci.
- Co?! – wykrzyknęli zdziwieni młodzi Potter’owie.
- Wkręciliśmy się do ochrony Hogwartu.
- Żartujecie? – Gdy odpowiedziały im przeczące uśmiechy Nicole zapytała patrząc na piątkę dorosłych.
- Wszyscy?
- Nie wszyscy – odpowiedziała Narcyza.
- Mamo, ty będziesz sama na Grimmauld Place? – zainteresowała się Camile.
- Nie. Myślę, że już czas na spotkanie z Andromedą. A jeśli ona mnie nie przyjmie to Molly mówiła, że mogę się zatrzymać u nich. – Podczas tych wakacji Narcyza zaprzyjaźniła się nie tylko z domownikami kwatery, ale też z członkami Zakonu. Nikt nie odrzucił jej tylko z tego powodu, że jest żoną śmierciożercy, choć większość miała do niej ograniczone zaufanie.
- A ciocia Andromeda wie, że uciekliśmy? – zapytała niepewnie blondwłosa Ślizgonka.
- Nie, ale dzisiaj się z nią spotkam, więc się dowie. Prosiłam Dorę, aby na razie nic nie mówiła mamie.
Tak więc zaczęli się żegnać jedynie z panią Malfoy. Po jakimś czasie dołączyli do nich Weasley’owie z Hermioną. Ron na ich widok pożegnał się z rodzicami i ostentacyjnie odszedł, czym oczywiście nikt się nie przejął. Molly natomiast zaczęła ściskać całą młodzież nie zwracając uwagi na to, że to nie jej dzieci. Zaszczyt ten nie ominął nawet Blaise’a, który na Grimmauld Place mieszkał od niedawna. Pięć minut przed wyjazdem dołączyła do nich Tonks, która oznajmiła, że została oddelegowana jako auror do ochrony Hogwartu. Remusowi na tę wieść zaświeciły się oczy, a na twarzy Jamesa wykwitł szatański uśmiech. Nicole już wiedziała co to oznacza. Ten sam uśmiech widziała u ojca, gdy w kwaterze pojawiała się Annabelle Bennett. James Potter odkrył w sobie naturę swatki. Jego nadrzędnym celem było zeswatanie dwójki przyjaciół.
- No dobrze, dzieci. Idźcie już, bo pociąg wam zaraz odjedzie – stwierdziła pani Weasley. Młodzież ruszyła do drzwi wagonu i zaczęła szukać sobie wolnego miejsca. Dorośli zaś ruszyli na spotkanie z resztą ochrony. Nicole dostrzegła jeden przedział, w którym siedziało dwóch chłopaków. Jednak w jednym z nich rozpoznając Rona wiedziała, że tu nie zostaną chętnie przyjęci. Drugiego chłopaka kojarzyła tylko z wyglądu, często kręcił się przy Harry’m. Był to jakiś pięcioroczny gryfon. Tak więc ruszyli dalej na poszukiwania. Po drodze Laura ujrzała swoich przyjaciół dlatego została już u nich w przedziale, a oni poszli dalej. Wreszcie znaleźli wolny przedział.
- Wszyscy się w nim nie zmieścimy. – oznajmił Blaise.
- Następny też jest pusty. Siedzą tam tylko Dean, Seamus i Neville. – stwierdziła Hermiona. Tak więc Gryfoni poszli do Gryfonów, a szóstka Ślizgonów weszła do pustego przedziału. Podróż mijała im spokojnie, od czasu do czasu do ich przedziałów zaglądała zaprzyjaźniona ochrona. Nicole część podróży spędziła u Gryfonów poznając bliżej przyjaciół Harry’ego. Do swojego przedziału wróciła godzinę przed dojazdem. Nie zauważyła jednak, że ktoś za nią idzie. Zaraz za nią weszła dwójka Ślizgonów, kiedyś nazywana osobistą ochroną Dracona Malfoy’a. Teraz patrząca na obecnych z pogardą.
- Malfoy nie sądziłem, że upadniesz  tak nisko. Już można cię nazywać miłośnikiem szlam. – Nicole, gdy usłyszała ten szyderczy głos, gwałtownie się odwróciła. Na widok tych twarzy wyobraźnia podsunęła jej wspomnienia gwałtu i biczowania. Teraz zdała sobie sprawę, że ta dwójka jest idealną kopią swoich ojców. Draco wstał, chwytając różdżkę, chcąc zmierzyć się z dawnymi towarzyszami. Obok niego stanęli Blaise i Sam. A Nicole schowała się za plecami blondyna. Była pewna, że on ją obroni.
- Czego tu chcecie? – zapytał gniewnie Malfoy.
- Będziesz bronił tę dziwkę? – Nicole jeszcze bardziej skuliła się na słowa Crabbe’a. – Chcieliśmy tylko przekazać twojej księżniczce, że Czarny Pan i nasi ojcowie czekają na powtórkę. Tylko wtedy będziecie jej towarzyszyć. Wy też. – Teraz swoją uwagę skierował na Vanessie i Samuelu. – Na razie ojczulek was chroni, ale to nie potrwa długo. – Chłopaki już chcieli rzucać klątwy na niepożądanych gości, ale przeszkodziło im w tym pojawienie się Jamesa i Syriusza.
- Co tu się dzieje? – zaczął Rogacz.
- Nic. My tylko przyszliśmy się przywitać. Już wychodzimy. – I już ich nie było. W tej samej chwili w przedziale wybuchł płacz. W najbliżej stojącego Dracona, Nicole wtuliła się mocno szukając schronienia. Ten niezgrabnie ją objął, słysząc jej cichy głos.
- Myślałam, że to oni… To było straszne… Wszystko mi się przypomniało… - Każde zdanie przerywał głośny szloch.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. Oni nic ci nie zrobią. Nie pozwolimy na to. – pocieszał ją Draco. Camile i Vanessa przytuliły się do pleców przyjaciółki, aby ta czuła, że w nich również ma wsparcie. Wszyscy byli w szoku z dwóch powodów. Pierwszym było to, że mieli nadzieję, że Nicole już poradziła sobie ze wspomnieniami tortur. Nie sądzili, że widok dzieci śmierciożerców wzbudzi w niej takie uczucia, w szczególności, że do syna prawej ręki Voldemorta właśnie przytulała się szukając wsparcia. Drugim powodem był właśnie Draco, a raczej jego postawa. Nikt z obecnych nie sądził, że blondyn jest zdolny do tak ciepłych uczuć, gdyż zawsze pokazywał swoją zimną maskę, typową dla Malfoy’ów. Tylko Camile i Blaise znali od tej strony Ślizgona i właśnie dlatego to oni zrozumieli, że Nicole stała się dla chłopaka w jakiś sposób ważna.
Wreszcie Potterówna uspokoiła się i oderwała od blondyna. Wszyscy patrzyli na nią z niepokojem.
- Przepraszam za ten wybuch, ale wszystko się tak we mnie skumulowało.
- Nie masz za co przepraszać. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Pamiętaj, że zawsze ci pomożemy – oznajmiła Camile na co reszta przytaknęła.
- Masz nie tylko przyjaciół, ale też rodzinę – odezwał się James.
- Oczywiście, że ma. Ma też przemądrzałego chrzestnego, który całe szczęście, że mnie nie słyszy, i walniętego przyjaciela swoich rodziców – wtrącił się Syriusz.
- Wiem, dziękuję. – odpowiedziała Nicole uśmiechając się blado i patrząc na swojego ojca. Mężczyźni stali niezdecydowani, wiedząc, że powinni pełnić dalej swoje obowiązki, ale też chcąc zostać z dziewczyną. – Chyba powinniście zająć się ochroną – stwierdziła widząc ich dylemat. – No idźcie już – wyganiała ich.
- Łapo chyba nie jesteśmy tu mile widziani.
- Ja tu specjalnie, aby ją rozweselić, obrażam sam siebie, a ona mnie wygania. – Syriusz udał śmiertelnie obrażonego za tę zniewagę.
- Akurat teraz powiedziałeś prawdę - stwierdzili jednocześnie Potterowie.
- Rodzina – prychnął czarnowłosy wychodząc z przedziału z uniesioną głową.
- To ja idę do tego debila, żeby całkiem się nie obraził.
- Ja ci dam debila, Potter! – dobiegł ich krzyk Blacka.
- Teraz to muszę uciekać – stwierdził śmiejąc się z przyjaciela. – Trzymaj się, Młoda. – James poczochrał córkę po włosach i wyleciał z przedziału uciekając przed Syriuszem. I tak oto uczniowie Hogwartu mogli zobaczyć jak dwójka ochroniarzy gania się po całym pociągu. Oczywiście dopóki Lily nie ściągnęła ich na ziemię z krzykiem o nieodpowiedzialnych, małych chłopcach.
Reszta podróży minęła we względnym spokoju. Przyjaciele Nicole nie wracali już do tematu tortur za co była im niezmiernie wdzięczna. Nim się obrócili, już siedzieli w Wielkiej Sali, czekając na przydział pierwszaków. Potem była uczta, a na końcu jak zwykle przemówienie dyrektora.
- Witajcie drodzy uczniowie. Teraz po tej wspaniałej uczcie chciałbym wam przekazać kilka informacji. Nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią będzie Friedrich Braun. – Uczniowie wlepili wzrok w mężczyznę siedzącego obok profesor McGonagall. Był to mężczyzna o charakterystycznych dla Niemców blond włosach i niebieskich oczach oraz o surowych rysach twarzy. Ubrany był w czarne szaty, a jego usta wykrzywiły się w szyderczy uśmiech pełen pogardy i znudzenia. Gdy padło jego nazwisko skinął sztywno głową. Uczniowie jednogłośnie stwierdzili, że jest przystojniejszą wersją Snape’a. Po przedstawieniu nowego członka grona pedagogicznego dyrektor przekazał jeszcze parę organizacyjnych spraw i potwierdził informację o ochronie, która teraz stała przy wrotach Wielkiej Sali. Huncwoci wraz z Lily i Tonks stali wyprostowani z gotowymi do użycia różdżkami. Uczniowie z jękiem przyjęli wiadomość o ochronie, gdyż oznaczało to utrudnienie nocnych przechadzek. Wreszcie uczta powitalna dobiegła końca, a uczniowie zaczęli kierować się do Pokojów Wspólnych. Nicole starała się unikać wzroku Crabbe’a i Goyle’a trzymając się blisko Dracona. Z resztą jej przyjaciele zrozumieli tę potrzebę, dlatego Blaise i Draco stali po jej bokach, Sam szedł zaraz za nią, a Camile i Vanessa przed nią. Tak więc przyjaciele stali się jej osobistą ochroną. Zauważyli to wszyscy Ślizgoni, a ci co mieli powiązania ze śmierciożercami wiedzieli dlaczego tak się dzieje.
- Czyżby Potter potrzebowała ochrony? – zadrwiła Dafne. Nicole nie miała siły już dzisiaj odpowiadać na jakiekolwiek chamskie odzyski. Była zmęczona psychicznie.
- Dafne, daj spokój – rozkazał Draco. Wiedział, że jego pozycja wśród Ślizgonów gwałtownie spadła przez odwrócenie się od Czarnego Pana, ale dzisiaj jeszcze wystarczyła, aby uspokoić zapędy tej dziewczyny, jak i innych. Gdy wreszcie doszli do Pokoju Wspólnego Nicole jako pierwsza uciekła do dormitorium, aby jak najszybciej położyć się spać.
Kolejny dzień wyglądał tak jak każdy pierwszy dzień po wakacjach. Na śniadaniu opiekunowie domów rozdawali uczniom plany zajęć. Snape powiewając swoją szatą również przechodził wśród swoich uczniów. Wreszcie dotarł też do szóstorocznych, gdzie musiał zatrzymać się na dłużej przeglądając ich zdane sumy.
- Panno Robespierre proszę zgłosić się do mojego gabinetu po skończonych zajęciach – powiedział gdy tylko skończył z planami i odszedł.
- Dobrze panie profesorze – mruknęła w odpowiedzi nie będąc pewna czy usłyszał i zastanawiając się o co może chodzić. Jednak nie przejmowała się tym za bardzo wiedząc, ze już niedługo wszystkiego się dowie. Tymczasem spojrzała na plan. Okazało się, że dziś ma tylko dwie godziny eliksirów i dwie godziny transmutacji. Całą szóstką ruszyli do lochów na pierwszą lekcję. Jak się okazało eliksiry i transmutacja były zajęciami, które mieli z uczniami ze wszystkich domów, gdyż niewiele osób kontynuowało te przedmioty, ponieważ były najtrudniejsze i tylko ta garstka uczniów miała odpowiednie wyniki. Tylko zaklęcia i obronę nadal mieli podzielone na grupy, gdyż te dwa przedmioty kontynuowali prawie wszyscy uczniowie. Na eliksirach większość stanowili uczniowie Slytherinu. Byli to Nicole, Malfoy’owie, Snape’owie, Blaise, Pansy i Dafne. Z Huffelpuffu za to nie było nikogo, czemu nikt się nie dziwił. Z Gryffinodru byli tylko Hermona i Harry, a z Ravenclawu Michael Corner, Terry Boot, Anthony Goldstein i Padma Patil. Na początku przywitał ich złowrogi uśmiech Snape’a.
- Nie wiem co tu robicie w takim składzie. - Tu poparzył znacząco na Harry’ego. – Ale wiedzcie, że jeśli nie okażecie odpowiednich umiejętności w tym przedmiocie to się z nim pożegnacie. Zaawansowane eliksiry to nie zabawa – wycedził i zaczął wykład o antidotach na najcięższe trucizny. Dwie godziny minęły im na sporządzaniu szczegółowych notatek. Jak się okazało na jednych zajęciach mieli mieć teorię a na następnych praktykę, i tak na zmianę. Transmutacja wyglądała niemal tak samo, z tą różnicą, że było tam trochę więcej uczniów. Po pierwszym dniu wiedzieli jedno: OWTMy to nie przelewki. Po zakończonych zajęciach Nicole skierowała się do gabinetu opiekuna. Zapukała i po chwili weszła.
- Siadaj – stwierdził nauczyciel wskazując jej krzesło po drugiej stronie biurka. Gdy spełniła jego rozkaz zaczął mówić nie owijając w bawełnę. – Pamiętam co się stało podczas twojej wizyty w Malfoy Manor. Chcę wiedzieć jakie są następstwa tego. – Nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi. Nicole doskonale to wiedziała.
- Ja… - zacięła się nie mogąc wykrztusić z siebie tych słów. Wzięła głęboki oddech i wpatrując się w swoje dłonie zaczęła mówić cichym głosem. – Dobrze się pan domyśla. Jestem w ciąży. – Po tych słowach w pokoju zaległa cisza.
- Trzeba poinformować o tym grono pedagogiczne i pielęgniarkę.
- Nie! – wykrzyknęła ze strachem wpatrując się w twarz swojego profesora. – Ja najpierw muszę powiedzieć moim rodzicom. Oni wszyscy nic nie wiedzą. Sądzą, że byłam tylko torturowana. Tylko pan i Draco wie co się tam tak naprawdę działo. Ja jeszcze im nie powiedziałam. Chcę spróbować zrobić to sama. – To był jeden z niewielu momentów, w którym twarz Snape’a nie była wykrzywiona w pogardzie, albo niezadowoleniu.
- Masz tydzień – stwierdził. – W następny poniedziałek po kolacji zgłosisz się do gabinetu dyrektora. Tam wszystko wyjaśnimy. Wcześniej przekażę dyrektorowi wszystkie najważniejsze informację.
- Dobrze, dziękuję – stwierdziła i już chciała wyjść, jednak zatrzymał ją głos Snape’a.
- To nie wszystko. – Nicole z powrotem usiadła. – W ciąży nie będziesz mogła uczestniczyć w zaawansowanych eliksirach, a przynajmniej nie we wszystkich.
- Ale jak to?
- Niektóre opary są niebezpieczne dla płodu.
- Będę musiała zrezygnować?
- Myślę, że nie będzie to konieczne. Podczas zajęć, w których nie będziesz mogła uczestniczyć, możesz siedzieć w innej sali i tam przerabiać konkretny eliksir w teorii. Będę ci przekazywał zadania do zrobienia. Jak urodzisz nadrobisz zaległości. Myślę, że sobie poradzisz. – Ten komplement ledwo przeszedł Mistrzowi Eliksirów przez gardło, i dlatego dziewczyna jeszcze bardziej to doceniła. – Oczywiście decyzja należy do ciebie.
- Taki układ mi pasuje. A jak będzie wyglądała moja nauka, gdy już urodzę? – zapytała.
- Nie jesteś pierwszym takim przypadkiem. Jeszcze podczas ciąży, gdy już będziesz w zaawansowanym stanie dostaniesz swój prywatny pokój. Potem będziesz tam mieszkała razem z dzieckiem. Podczas, gdy będziesz miała zajęcia, szkoła zapewni ci opiekę nad dzieckiem, chociażby w postaci skrzata domowego.
- Dziękuję za wyjaśnienia, ale ja nawet nie wiem, czy będę w stanie je zatrzymać – mruknęła znowu kierując swój wzrok na dłonie.
- Jeśli nie będziesz chciała go zatrzymać to po porodzie będziesz musiała zrzec się opieki i podpisać odpowiednie papiery.
- Czy to już wszystko?
- Tak. Możesz iść.
- Dziękuję, profesorze. Do widzenia. – Wyszła, a Severus musiał przyznać sam przed sobą, że nie wszyscy Potter’owie to skończeni idioci.

***
Teraz rozdziały będą pojawiały się nieregularnie. Powodem tego są studia, które zaczęłam, dodatkowo mieszkanie w akademiku nie sprzyja pisaniu. Jest możliwość, że mogę Was powiadamiać o nowych rozdziałach. Jeśli będziecie chcieli to piszcie na maila: aniaxxx1996@gmail.com lub na gg: 48389728.
Pozdrawiam,
AniaXXX