poniedziałek, 22 czerwca 2020

Rozdział 65

Po ostatnim sukcesie Harry, Nicole i reszta ich przyjaciół intensywnie ćwiczyli zaawansowanego Patronusa. Coraz większej ilości osób się to udawało i za każdym razem działo się to samo, gdy Harry wyczarowywał swojego jelenia. Ich zwierzęta zawsze wchłaniały się w patronusa Harry’ego, który z każdym kolejnym zaklęciem stawał się silniejszy. Czuli to i oni, i Harry, który bezpośrednio czuł ciężar tego zaklęcia.

Im bliżej było końca roku to atmosfera w zamku robiła się coraz bardziej gęsta. Jakby wraz z polepszającą się pogodą jednocześnie do twierdzy jaką był Hogwart docierał mrok. Jedyne co potrafiło rozluźnić uczniów to były rozgrywki Quiddicha. W ciągu ostatniego miesiąca Ślizgoni zagrali przeciw Krukonom i wygrali, a Gryfoni przeciw Puchonom i również wygrali. Niestety radość z wygranych nie trwała długo. W gazetach często mogli przeczytać o zaginięciach różnych czarodziejów, a także o masowych mordach zarówno w czarodziejskich częściach Anglii, jak i w mugolskich. Te drugie z początku czarodzieje bagatelizowali, ale wreszcie dotarło do nich, że to również jest sprawka śmierciożerców, którzy z każdym dniem stawali się pewniejsi w swoich działaniach. Ta dobra strona załamywała ręce, bo mimo tego, że mieli po swojej stronie szpiega w wewnętrznym kręgu to nie byli w stanie przewidzieć wszystkich ataków, a co dopiero im zapobiec. Dumbledore miał wrażenie, że Voldemort jest coraz bliższy odkrycia kto go zdradza i to go bardzo martwiło. Utrata szpiega to nie było coś na co mógł sobie teraz pozwolić.

Zarówno spotkania JP, jak i Zakonu Feniksa odbywały się teraz częściej niż zwykle, bo każdy z nich miał wrażenie, że czas ich goni. Huncwoci przez to coraz rzadziej mogli pomagać młodzieży w nauce dodatkowych zaklęć, ale mimo to starali się spędzać z nimi choć trochę czasu. Po jednym ze spotkań Zakonu w komnatach Potterów pojawiły się ich dzieci wraz z Laurą. Remus, Syriusz i Tonks byli zajęci swoimi obowiązkami ochrony, więc spędzali czas tylko w piątkę. Ich rozmowa zeszła na to co ostatnio spędzało wszystkim sen z powiek, czyli na zbliżające się starcie.

- Dostajemy wiele informacji o atakach od Severusa, ale to nadal za mało. Nie mamy żadnych informacji o co najmniej dwa razy tylu ataków. Dowiadujemy się o nich po fakcie – zauważyła Lily.

- Dumbledore uważa, że Voldemort już nie ufa Snape’owi jak dawniej – dopowiedział James. – Jedyne co wiemy to, że planowany jest jakiś wielki atak. A Snape nic więcej nie wie,

- Jim przecież wiesz, że to nie jego wina. Od lat robi wszystko co może.

- Wiem – przyznał niechętnie mężczyzna. – Ale to jest frustrujące.

- Kompletnie nie wiadomo co to za plany? – zapytał Harry.

- Dyrektor i Severus doszli do wniosku, że może chodzić o atak na Hogwart, choć nie są pewni. – Trójka uczniów na to zdanie otworzyła szeroko oczy. Nikt nie sądził, że Voldemort może czuć się na tyle pewnie, aby atakować Hogwart. – Największym problemem w tym wypadku będzie ewakuacja uczniów. Pewne jest, że siły Zakonu Feniksa i Ministerstwa staną do walki, ale Dumbledore boi się szczególnie o najmłodszych uczniów – wyjaśniła Lily, na co Nicole zmarszczyła brwi.

- A dyrektor nie może poprosić o pomoc innych szkół magii? Na przykład Beauxbatons. To byłoby bezpieczne miejsce dla młodszych uczniów i z pewnością znalazłby się tam ktoś kto pomógłby Hogwartowi. Wcale nie tak mało uczniów Beauxbatons mają korzenie w Anglii.

- Merlinie, nie wierzę, że nikt na to jeszcze nie wpadł – zdziwił się James. – Chociaż w sumie widać, że Dumbledore pragnie pokazać światu, że jest Anglia poradzi sobie z Voldemortem sama.

- Masz rację, musimy zaproponować takie rozwiązanie na spotkaniu Zakonu – odrzekła jego żona. – Gdy ludzie o tym usłyszą może uda się przekonać dyrektora, że każda pomoc się liczy. – Dalsza rozmowa skupiła się już na radośniejszych rozmowach. Spędzili miło resztę wieczoru, aż do momentu, kiedy uczniowie musieli zebrać się na kolację, a dorośli do swoich obowiązków ochrony.

Tymczasem daleko od nich jednak w tym samym kraju ciemna strona realizowała swoje plany. Lord Voldemort często zwoływał spotkania swojego Wewnętrznego Kręgu. Dzięki temu był coraz bliżej odkrycia zdrajcy, bo to, że zdrajca jest w jego szeregach było dla niego jasne. Dlatego właśnie zainwestował swój czas na innych szpiegów poza jego wiernym sługą Severusem Snapem. Właśnie dlatego zaraz miał odbyć z nimi spotkanie. Z każdym z osobna. Pierwszy przybył najmłodszy z jego sług. Kiedyś miał nadzieję, że ten zaszczyt dostąpi młodego Malfoy’a, ale teraz wiedział, że ten mały zdrajca nie jest tego wart. No cóż, ten którego wybrał sprawował się równie dobrze, a nawet lepiej, bo ta banda dzieciaków nawet nie podejrzewała, że ktoś wokół nich może być ich przeciwnikiem.

- Mój panie, przybyłem na twoje wezwanie. – Jego młody sługa przywitał się pokornie i ukląkł przed jego tronem.

- Wstań! – rozkazał Czarny Pan. Przyglądnął się młodzieńcowi zastanawiając się czy ten podoła temu dla niego przygotował. Zauważył zacięty wyraz twarzy i zrozumiał, że dobrze wybrał swojego sługę. Ale najpierw musiał dowiedzieć się co słychać w Hogwarcie. – Jakie masz dla mnie wieści? – zasyczał niczym wąż, który rozciągnął się na jego tronie.

- Panie, Malfoy’owie nie zaprzestają spoufalać się z Potterami. Coraz częściej można zobaczyć ich przy boku innych zdrajców krwi. Draco Malfoy zaczął się spotykać z Nicole Potter i nawet się z tym nie ukrywa.

- Taaak, dla nich nie ma już ratunku. Malfoy’owie zeszli na samo dno – syczał jakby do siebie. – Dalej! – rozkazał. – Co ze Snape’ami?

- Panie, oni również zadają się ze zdrajcami krwi. Młodą Snape można często ujrzeć w towarzystwie Pottera.

- Hmm, ciekawe. Zaiste ciekawe. Spisałeś się. A teraz mam dla ciebie zadanie, mój młody sługo.

- Co tylko rozkażesz, mój panie – ukłonił się.

- Zbierzesz szwadron młodych śmierciożerców i razem zaatakujecie mugolską wioskę Brixton. Macie ją zrównać z ziemią. Podpalić wszystko co stanie na waszej drodze. Ty będziesz dowodził. Jeśli twoja misja się powiedzie zostaniesz naznaczony. Z moim znakiem na ramieniu ruszysz na ostateczną bitwę.

- Panie to będzie dla mnie zaszczyt – odpowiedział służalczo, a w jego oczach zalśniła żądza władzy.

- Ruszaj! – Po chwili Lord Voldemort został sam. Choć wieści, które usłyszał nie były dla niego nowością to musiał je sobie przemyśleć, ale zanim to najpierw przywoła swojego kolejnego szpiega. Kilka minut później kolejny sługa stanął przed jego obliczem.

- Witaj, panie. Wzywałeś. – Śmierciożerca ukłonił się i ukląkł przed swoim panem. Gdy tylko mu pozwolono wstał.

- Jakie masz dla mnie wieści? – zapytał Voldemort.

- Panie, próbowałem zbliżyć się do Zakonu Feniksa, ale starzec nie jest chętny, aby wpuścić tam obcych.

- Nie takich wieści się od ciebie spodziewałem. Będę musiał cię ukarać – zagrzmiał.

- Panie, wybacz, ale to nie wszystko.

- Co jeszcze dla mnie masz mój wierny sługo?

- Panie, Dumbledore traci kontrolę. Jest niepocieszony tym, że nie ma wiedzy o wielu naszych atakach. Nie muszę być w Zakonie Feniksa, aby to wiedzieć. Zaczyna podejrzewać, że Snape albo nie jest mu wierny, albo nie zna wszystkich twoich planów, co dla niego oznacza, że ty panie nie ufasz mu w pełni.

- Taaaak, ciekawe Albusie, kiedy domyślisz się jaka jest prawda – wysyczał i roześmiał się śmiechem, w którym nie było ani grama wesołości. – Sprawiłeś się Friedrichu. A teraz masz szansę sprawić się jeszcze bardziej. Mam dla ciebie misję.

- Wypełnię każde twoje zadanie, panie.

- Zbierz grupę oddanych ci śmierciożerców i zaatakujecie czarodziejską wioskę Leeds w Kent. Z tego miejsca mają pozostać tylko zgliszcza. Zabierz ze sobą Malfoy'a. Ostatnio nie mam z niego pożytku więc liczę, że choć tam się nada.

- Czego, tylko mój pan sobie życzy. – W oczach śmierciożercy zaświecił się błysk podniecania na myśl o zadaniu, które go czeka.

- Idź już!

Teraz Czarnego Pana czekało spotkanie z ostatnim sługą. Ciekaw był jaki będzie jego przebieg. Dwa poprzednie spotkania przyniosły mu niemal rozwiązanie zagadki, ale wiedział, że jeśli cierpliwie doczeka jutrzejszego ranka wszystko będzie jasne. Dotknął mrocznego znaku, aby przywołać swojego sługę, który pojawił się kilka minut później.

- Długo kazałeś na siebie czekać, Severusie – wysyczał.

- Panie, wybacz, musiałem działać tak, aby Dumbledore nic nie podejrzewał. – Severus skinął głową z pokorą.

- Czyżby? W takim razie jakie masz dla mnie wieści, mój wierny sługo. – Przedostatnie słowo Voldemort zaakcentował w taki sposób, że mężczyzna przed nim stał się jeszcze bardziej czujny.

- Panie, Dumbledore jest niepewny. Nie zna twoich planów i nie wie co robić. Ja również ich nie znam – zaczął lekko urażonym tonem – i choć wiem, że masz w tym swój cel, panie, to gdybym wiedział mógłbym nakierować starca na inny kierunek.

- Nie sądzę – odpowiedział tylko Voldemort. – Twoje wieści nie są dla mnie nowością, Severusie – dodał niezadowolony. – Jakie są siły Dumbledore’a?

- Jego stosunki z Ministerstwem są na bardzo dobrym poziomie. Kingsley Shacklebolt to nie Knot. Zarówno on jak i Dumbledore uważają, że tylko razem mogą nas pokonać. Minister zaoferował Dumbledore’owi wszystkie siły aurorów. Do tego około setka wojowników z Zakonu Feniksa. Jednak żadna z ras nieludzi nie opowiedziała się jeszcze po jego stronie - odpowiadał ostrożnie mężczyzna.

- Jeszcze?

- Wiem, że Dumbledore prowadzi wciąż rozmowy z wilkołakami, ale nie może nic zdziałać na tym polu.

- Co jeszcze? – dopytywał Czarny Pan.

- Ministerstwo wysłało swoich ludzi do olbrzymów, jednak oni również nie są chętni do dołączenia do nich.

- Dobrze Severusie. Czekam na więcej takich informacji, ale teraz mam dla ciebie inne zadanie. Zbierzesz grupę śmierciożerców i zaatakujecie Little Whinging. Zabijecie mugolską rodzinę Harry’ego Pottera. Masz zrobić to tak, aby Dumbledore nie podejrzewał, że masz z tym coś wspólnego. Do tej misji wybierz Bellę, Rudolfa, Rabastana oraz Carrowów. – Twarz Severusa Snape’a nie wyrażała w tej chwili nic, ale w jego głowie już świtał plan powiadomienia o wszystkim Dumbledore’a oraz uratowania mugoli. Tymczasem Lord Voldemort zastanawiał się jak skończy się dzisiejsza noc, po której będzie pewny kto jest jego lojalnym sługą.

Cała trójka śmierciożerców rozpoczęła przygotowania do swoich ataków. Młody śmierciożerca, a zarazem szpieg zebrał grupę młodych sług Czarnego Pana. Przedstawił im swój plan, który był niezmiernie prosty. Równo o północy cała piętnastka miała spotkać się w kwaterze śmierciożerców, która nadal mieściła się w Malfoy Manor. Stamtąd mieli teleportować się do wskazanej na mapie mugolskiej wioski. Tam planowali podpalić wszystkie budynki i zabić wszystkich mugoli, których spotkają. Ich plan powiódł się tak jak to sobie zaplanowali. Powrócili równo trzy godziny później do swojej kwatery. A ich tymczasowy przywódca ruszył do swojego Pana, aby złożyć mu raport.

Atak czarodziejskiej wioski zaplanowany przez kolejnego śmierciożercę również przebiegł bez problemów. Zgodnie z rozkazem jedną z osób wybranych do tej misji był Lucjusz Malfoy. Do tego dobrali innych śmierciożerców, którzy chcieli się wykazać przed swoim panem. Jako, że oni mieli atakować czarodziejów nie obyło się bez ran, ale wszyscy razem wrócili do kwatery kilka godzin później w oględnej całości.

Natomiast mistrz eliksirów po pożegnaniu swojego pana od razu ruszył do Hogwartu. Jak najszybciej odnalazł dyrektora i opowiedział mu wszystko. Kolejnymi osobami, które zostały powiadomione o sytuacji byli Potterowie. Wspólnie ustalili, że Severus zbierze śmierciożerców i ruszy do ataku, a Potterowie wraz z częścią Zakonu Feniksa staną do obrony mugoli. Lily była zestresowana spotkaniem z siostrą po tak wielu latach, ale wiedziała, że nie pozwoli jej zginąć. Gdy już wszystko zaplanowano czarodzieje ruszyli do realizacji swoich zadań.

Równo o godzinie 22:00 w Little Whinging pojawiła się sześcioosobowa grupa w czarnych szatach z maskami na twarzy. Czym prędzej ruszyli na Privet Drive do numeru czwartego. Zbliżając się do celu pięciu z nich nawet nie zauważyło, że przekroczyli magiczną barierę. Po jej przekroczeniu stało się coś czego się nie spodziewali. Zostali okrążeni. Okrążyła ich liczba grupa, która niemal od razu wyciągnęła różdżki i zaczęła ich atakować. Śmierciożercy choć w mniejszości od razu odparli atak. Liczebność nadrabiali bezwzględnością oraz znacznie bardziej mrocznymi klątwami. Jednak i członkowie Zakonu Feniksa nie próżnowali. Niemal identyczne oczy Syriusza i Bellatrix błysnęły w ten sam sposób z uciechy gdy dojrzeli się nawzajem. Od razu dobrali się i zaczęli pojedynek. Jedno i drugie zapomniało po co tam jest. Teraz skupiali się przede wszystkim na przeciwniku i na tym, aby go zabić. James, Tonks, Moody, oraz Bill i Charlie Weasley'owie również szybko zajęli się atakiem. Szybko rozpoznali Severusa Snape'a, z którym również zmuszeni byli walczyć, aby reszta jego towarzyszy nie domyśliła się fortelu. Lily oraz Remus mieli za zadanie zająć się ewakuacją mugoli, dla których przygotowano specjalną kryjówkę chronioną przez samego Dumbledore'a. Czym prędzej podbiegli do drzwi numeru czwartego. Lily na moment zawahała się przed wejściem, ale wzięła głęboki oddech i wbiegła do domu. Remus następował jej na pięty. Od razu skierowali się do salonu, w którym napotkali trzy przestraszone i zszokowane twarze. Szczególnie kobieta o końskiej twarzy nie mogła uwierzyć w to co widzi. Od lat była pewna, że straciła siostrę na dobre, a teraz patrzyła w jej zielone oczy. Były to oczy, które odziedziczył jej siostrzeniec, i w które z bólem patrzyła przez pierwsze 10 lat, kiedy to ten mieszkał pod ich dachem. A kiedy w wakacje zeszłego roku dostała list od dyrektora tej szalonej szkoły, mówiący o tym, że jej siostrzeniec nie będzie potrzebował wracać na kolejne wakacje do ich domu, w trakcie których miał osiągnąć pełnoletność, co dla Petuni było dziwactwem, jako że w te wakacje chłopak miał skończyć dopiero 17 lat, była pewna, że nie ujrzy już więcej tych zielonych tęczówek. Tym bardziej na twarzy kobiety o rudych włosach. Obie kobiety zatrzymały się gwałtownie w szoku przypatrując się sobie nawzajem.

Remus liczył, że to Lily wytłumaczy wszystko mugolom. W końcu była to jej rodzina, która ona znała. Jednak widząc co się dzieje wiedział, że będzie musiał się wtrącić. Natomiast mężczyzna stojący obok Petuni Dursley najwyraźniej nie rozpoznał rudowłosej kobiety, której nie spodziewał się ujrzeć, jednak rozpoznał Remusa, i wiedział już z jakim pokrojem ludzi ma do czynienia. Wybuchnął.

- Co tu się dzieje?! Wchodzicie jak do siebie! Nawet tacy dziwacy jak wy powinniście wykazać trochę kultury! I nie nachodzić porządnych ludzi! - Jego wywód przerwał wybuch za oknem. Jasne światło rozbłysło na zewnątrz. Lily i Remus wiedzieli, że to rozbłyski zaklęć.

- Nie ma czasu na kłótnie - przerwał spokojnie Remus. - Jesteście w niebezpieczeństwie. Przybyliśmy tu, aby was uratować.

- Nie chcemy od was ratunku! Zostawcie nas w spokoju! Ludzie waszego pokroju… - ponownie przerwano czerwonemu ze złości Vernonowi. Jednak tym razem była to jego żona.

- Lily… - zaczęła drżącym głosem.

- Przykro mi, ale teraz nie macie na to czasu - wtrącił się delikatnie Remus. - Gdy sprowadzimy was do bezpiecznego miejsca, wtedy porozmawiacie. - Lily otrząsnęła się z chwilowego szoku.

- Masz rację - zauważyła pewnie. - Zbierzcie najważniejsze rzeczy i wtedy was przeniesiemy.

- Kim ty jesteś żeby nam rozkazywać?! - Vernon Dursley nadal nie poznał swojej szwagierki.

- Vernonie uspokój się. Posłuchamy ich. Idź po swoje najważniejsze rzeczy - mówiła Petunia twardym głosem, którego jej mąż chyba jeszcze nigdy nie słyszał. - Dudley - zwróciła się do syna skulonego za kanapą jak najdalej od dwójki czarodziejów - ty również idź.

- Petuniu, ale…

- Nie, Vernonie. Zrobimy to - przerwała i skierowała się do sypialni. Po raz pierwszy od kiedy poznała swojego męża tak otwarcie mu się sprzeciwiła, co wprawiło mężczyznę w jeszcze większą złość. Za nią po chwili zawahania ruszył nadal wściekły Vernon i przestraszony Dudley.

Pięć minut później w salonie ponownie była ich piątka. Trójka z nich trzymała nieduże torby. Czarodzieje poprosili ich, aby chwycili się za dłonie i od razu oni również ich złapali. Zanim się teleportowali Remus chwycił różdżkę i wysłał czerwone światło na zewnątrz, aby ich towarzysze wiedzieli już za moment ich tu nie będzie. Gdy czarodzieje na zewnątrz ujrzeli czerwony błysk zarządzili odwrót. Walka była wyrównana, więc wiedzieli, że dziś nie doprowadzą do ostatecznego starcia z najlepszymi sługami Czarnego Pana.

 

***

Hej.

Nareszcie się udało 😉 Rozdział miał być w piątek i tak go zapowiadałam. Ale przeszkodziła mi moja własna głupota, za co Was przepraszam. Liczę, że rozdział się Wam mimo wszystko spodoba, szczególnie tym co mieli już dość spokojnych rozdziałów.

A teraz odpowiedzi na kilka pytań które zostały mi zadane pod poprzednim rozdziałem:

1.     Dumbledore nie wie o JP, choć zapewne domyśla się, że coś się dzieję. Nie jest on czarnym charakterem i nie ma go w tym opowiadaniu dużo, ale od początku chciałam go pokazać jako osobę prowadzącą dobrą stronę, ale taką, która pragnie pokazać wszystkim, że po pierwsze nad wszystkim panuje, a po drugie to on, a nikt inny poprowadzi wszystkich do zwycięstwa.

2.     Nie chcę spojlerować, ani zepsuć Wam niespodzianki, więc liczę na Waszą cierpliwość, szczególnie, że koniec nieuchronnie się zbliża 😉

3.     Raczej nie, ale nigdy nic nie wiadomo.

4.     Z wyglądu w ogóle, a z charakteru pewnie trochę tak. Na pewno osoba z takim charakterem byłaby osobą, którą szybko bym polubiła.

5.     Jak w pkt. 2.

Następny rozdział najbliżej za dwa tygodnie, jednak nie jestem pewna czy i na wtedy mi się uda, ponieważ w następnym tygodniu czeka mnie przeprowadzka, przez co teraz mój wolny czas przeznaczam przede wszystkim na pakowanie.

Dzięki za cierpliwość.

AniaXXX