sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 46


Kolejnego dnia Nicole obudziła się z lepszym samopoczuciem. Była wypoczęta po przespanej całej nocy, dzięki eliksirowi Słodkiego Snu, i już tak siebie nie obwiniała dzięki rozmowie z Adrienne. Obiecała sama sobie, że teraz po tym wszystkim nie załamie się, tylko będzie taka jak wcześniej. Zrozumiała, że nic co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie jest jej winą, a winą jej oprawców. Zrozumiała to i postanowiła już nie wracać do tego. Domyśliła się, że zaraz zlecą się tu jej przyjaciele, gdyż właśnie kończyło się śniadanie. Nie pomyliła się, bo gdy tylko o tym pomyślała drzwi Skrzydła Szpitalnego rozchyliły się z rozmachem. Do pomieszczenia weszli młodzi Malfoy’owie, Snape’owie, Blaise, Harry i Laura. Była niedziela, więc pewnie będą okupowali salę szpitalną cały dzisiejszy dzień. Nicole nie miała nic przeciwko, wiedziała, że ich towarzystwo dobrze jej zrobi, a po drugie chciała z nimi porozmawiać.
- Hej, Niki. Jak się czujesz? – zapytała Laura, siadając na jej łóżku.
- Dobrze, dzisiaj jest naprawdę dobrze. – Szczerość w jej głosie i szeroki uśmiech spowodował, że od razu jej uwierzyli, dlatego na ich twarzach również rozkwitły uśmiechy.
- Co się zmieniło od wczoraj? – zapytała Camile, widząc dużą zmianę w jej zachowaniu.
- Dużo zrozumiałam. Wiem, że to co się stało nie było moją winą. – Widząc ich zbulwersowane miny uciszyła ich gestem. – Nie chciałam tego dziecka, ale pogodziłam się z tym, że je urodzę, choć w duchu cały czas marzyłam o tym, że badanie się pomyliło. – Pierwszy raz mówiła otwarcie o tym co czuła po wydarzeniach w Malfor Manor. - Rozmawiałam z Adrienne. Ona przekonała mnie do tego, że to nie ja je zabiłam, bo choć go nie chciałam to nie znaczy, że straciłam je z powodu własnych działań. – Podczas jej wyjaśnień do słuchających dołączyli Huncwoci z Lily.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że zostałaś… - Remus wyraźnie się zawahał, nie chciał jej sprawiać dodatkowego bólu.
- Że zostałam zgwałcona. – Nicole dokończyła z gorzkim uśmiechem. – A jak miałam wam powiedzieć? To było najgorsze co mnie spotkało, nie potrafiłam o tym mówić. Jedynymi osobami, które o tym wiedziały był Draco i profesor Snape. Oni byli przy tym, więc nie musiałam im nic mówić. Oni mnie rozumieli. Bałam się, że nie będziecie chcieli zadawać się z kimś zbrukanym gwałtem – przyznała. Widząc ich oburzone miny wiedziała, że źle zrobiła nie mówiąc im nic. To byli jej przyjaciele i rodzina. Oni zawsze ją zrozumieją i nigdy jej nie opuszczą. – Przepraszam – powiedziała i spuściła głowę.
- Nie przepraszaj, ale następnym razem nie bój się nam powiedzieć czegokolwiek – oznajmiła Camile i przytuliła przyjaciółkę. – Przecież wiesz, że cię kochamy.
- Teraz już wiem – oznajmiła i uśmiechnęła się promiennie.
- To dobrze, Potter, że już lepiej się czujesz, bo od następnego tygodnia zaczynamy treningi. Za miesiąc pierwszy mecz Quiddicha – stwierdził Draco uśmiechając się cwanie.
- Merlinie, Draco, czy ty potrafisz myśleć czasem o czymś innym niż dziewczyny i Quiddich? – żachnęła się jego siostra.
- Cami, chyba się nie spodziewasz, że myśli któregokolwiek z nich – zaczęła Vanessa wskazując na obecnych chłopaków – zapełnione są czymś innym? – zadrwiła.
- Akurat ja nie chciałem być porównywany do nich – stwierdził Harry z odrazą patrząc na Ślizgonów.
- Dostąpił cię zaszczyt porównania do lepszych – zadrwił Draco.
- Czy wy musicie się tak kłócić? – zapytała Nicole, czując zbliżającą się kłótnie.
- Tak – odpowiedzieli jednogłośnie.
- Chociaż w tym jesteście zgodni – mruknęła zrezygnowana patrząc na nich z politowaniem. Głośna rozmowa sprowadziła do pomieszczenia pielęgniarkę, która zaczęła wykłócać się o spokój dla pacjentki. Nicole jednak sprzeciwiała się nie chcąc zostać sama. W odpowiedzi pielęgniarka zatrzasnęła drzwi za odwiedzającymi i podała jej stos eliksirów wraz ze śniadaniem ze słowami, że poleży jeszcze do jutra w skrzydle szpitalnym. Godzinę później na jej nudę zaradzili rodzice z Syriuszem i Remusem.
- Nie przeszkadzamy? – zapytała delikatnie Lily.
- Nie – odpowiedziała od razu. – Ta flądra nie chce mnie stąd wypuścić, więc ratujecie mnie od totalnego zanudzenia.
- Za naszych czasów była taka sama.
- Jim, nie powinieneś namawiać swojej córki do obrażania personelu szkoły – zganiła męża rudowłosa.
- Ale ja tylko stwierdzam fakt! – wykrzyknęli razem dwoje Potterów, a Lily doszła do wniosku, że mimo tego, że nie mogli wychować swoich dzieci, to Nicole bardziej wdała się charakterem w Jamesa, a Harry w nią. Była dumna ze swoich bliźniaków. Zaczęli wesołą rozmowę, a Nicole poczuła się jak w domu. Przypomniała sobie wszystkie żarty i przekomarzania ze swoim francuskim ojcem i typowe rozmowy nastolatki z mamą. Wiedziała, że nie usłyszy już gardłowego śmiechu Jacoba, ani nie zobaczy delikatnego uśmiechu Danielle, który obejmował również błękitne oczy, jednak czuła, że nie straciła tego do końca. W końcu mogła tak samo czuć się rozmawiając z Jamesem i Lily. Po jakimś czasie dołączyli do nich Harry i Laura. Teraz jej rodzina była pełna, a Nicole szczęśliwa.
- Łapo, pamiętasz co mi obiecałeś?! – wykrzyknęła Ślizgonka po ożywionej dyskusji o zdolnościach magicznych. Widząc jego zdezorientowaną minę powiedziała jedno słowo. – Animagia.
- Nadal chcesz? – zapytał Syriusz. Dopiero teraz reszta zrozumiała co mieli na myśli, w końcu do tej pory rozmawiali o tym tylko jeden raz.
- Ja też chcę! – wykrzyknął Harry. – Tato, i ty możesz nas uczyć, przecież też jesteś animagiem – podekscytował się.
- Łapo, zobacz w co nas wpakowałeś. Będziemy robić za nauczycieli – stwierdził zbolałym głosem Rogacz.
- Jim, nie sądzisz, że oni nie powinni się tego jeszcze uczyć? – wtrąciła się Lily matczynym tonem.
- Ale mamo…
- Przecież są prawie dorośli…
- Oni w naszym wieku już dawno byli animagami…
- Moje dzieci muszą wdać się w ojca…
Cała czwórka czarnowłosych głów popatrzyła na nią błagalnym spojrzeniem.
- No dobrze, ale macie dopilnować, aby było bezpiecznie. – Lily poddała się.
- To kiedy zaczynamy? – zapytała od razu Nicole.
- Kiedy tylko już w pełni wyzdrowiejesz – wtrącił się Remus.
- Gadasz jak pielęgniarka – oznajmiła Nicole. Wszyscy zaśmiali się i dalej prowadzili wesołą konwersację. Gdy dorośli musieli zająć się obowiązkami ochrony wartę przy Ślizgonce objęli jej przyjaciele. Harry również wymigał się od towarzystwa Ślizgonów, mówiąc, że jest umówiony z Hermioną w bibliotece. Jak się okazało mówił prawdę, bo gdy tylko wypowiedział te słowa do Skrzydła Szpitalnego weszła brązowowłosa Gryfonka.
- Hej, Nicole, jak się czujesz? Harry mówił mi, ze zostałaś pobita, przykro mi. Wiadomo kto to był? – zapytała ze szczerą troską.
- Już wszystko w porządku, tylko do jutra muszę tu leżeć bezczynnie. – zaśmiała się, po czym spoważniała. – Niestety nie wiadomo kto na mnie napadł, ale mam nadzieję, że szybko go znajdą. – Jeszcze chwilę porozmawiali o mało znaczących sprawach. Nicole cieszyła się, że najbliższa przyjaciółka jej brata szczerze ją polubiła, z resztą z wzajemnością, i nie zwracała uwagi na obecność znienawidzonych Ślizgonów. Wreszcie jednak w Gryfonce odezwała się miłość do nauki.
- Harry, idziemy do biblioteki. Musisz wreszcie napisać to wypracowanie na zaklęcia. To już jutro, a ty nawet nie zacząłeś.
- Już idę, Miona – oznajmił zbolałym głosem, po czym ruszyli do wyjścia. – Przyjdę wieczorem. – powiedział do Nicole, na co ta skinęła głową z uśmiechem.
- Pantoflarz – zadrwił Draco.
- Wal się, Malfoy – odwarknął Harry, i wyszedł.
Nicole z przyjaciółmi zaczęła rozmawiać o tym co się działo w społeczności ślizgońskiej. W między czasie odwiedziło ją kilku innych Ślizgonów, którzy jak się okazało bardzo przejęli się atakiem na jedną z nich. Wśród odwiedzających była też Pansy Parkinson, która pozostała z nimi. Zaraz za nią przyszedł Teodor Nott. Chłopak rozmawiał bardziej z Draconem, Blaisem i Samem, zastanawiając się kto mógłby być napastnikiem. Choć ojciec Teodora był zagorzałym śmierciożercą, to on nie przejmował się tym, że Malfoy uważany jest za zdrajcę, mimo, że nigdy nie rozmawiali na ten temat. Często przebywał z ich paczką, a Nicole zauważyła też, że równie często zerka w stronę Pansy, która też spędzała z nimi czas. Oprócz Ślizgonów gośćmi Nicole byli również inni uczniowie. Eva, Krukonka, z którą siedziała na starożytnych runach, Philip, siódmioroczny Puchon, który ostatnio często kręcił się niedaleko Nicole, ta jednak nie zwracała na to uwagi. Philip szybko się ulotnił po tym jak został zgromiony wzrokiem przez Dracona. Była też Ginny, która została na dłużej. Przyjaciele postanowili siedzieć w Skrzydle Szpitalnym dopóki pielęgniarka ich nie wygoni. Ten czas nadszedł dopiero przed kolacją.
- A tu co takie zbiegowisko! To jest Skrzydło Szpitalne, a nie dworzec! Pacjentka potrzebuje spokoju. – Nicole wyraźnie się skrzywiła. – Wynocha, zaraz zacznie się kolacja! – Młodzież z niechęcią zaczęła wychodzić, a pacjentka z jękiem przyjęła kolejne porcje eliksirów i talerz z górą jedzenia przyniesiony przez skrzata.
Późnym wieczorem Nicole niemiłosiernie się nudziła, a jak na przekór spać jej się nie chciało. Jak się okazało Harry już nie przyszedł, ale dziewczyna domyśliła się, że pewnie jest zajęty wypracowaniem na zaklęcia. Dlatego właśnie zmusiła się do czytania jednego z podręczników, które któryś z jej przyjaciół tu pozostawił. Padło na eliksiry.
- Z braku laku. – Wzruszyła ramionami i zaczęła czytać. Nie zauważyła nawet jak drzwi Skrzydła Szpitalnego jakby same się otwierają. Dopiero, gdy obok jej łóżka znikąd pojawia się drobna postać, Nicole zwróciła na nią uwagę. – Laura, co ty tu robisz? Już jest po ciszy nocnej. Nikt cię nie złapał? – Właśnie w tej chwili zauważyła w dłoni siostry połyskujący, delikatny materiał.
- Pożyczyłam od Harry’ego – oznajmiła zupełnie ignorując pytania ślizgonki.
- Tak po prostu dał ci pelerynę i puścił samą tak późno? – zapytała powątpiewająco Potter.
- Pożyczyłam ją wcześniej obiecując, że nie zrobię nic złego i nie będę się narażać. Odkąd zostałaś napadnięta, Harry pilnuje mnie tak jakby wszędzie czaili się śmierciożercy – naskarżyła.
- I bardzo dobrze. Wiesz przecież, że ten ostatni wypadek mógł mieć coś wspólnego ze śmierciożercami. A po drugie ten ktoś nadal łazi po Hogwarcie. Musisz uważać na siebie i nie chodzić nigdzie sama - nakazała starsza.
- Ty też.
- Dobrze, a teraz przyznaj się po co przyszłaś, Młoda. – Laura spuściła głowę.
- Wiesz, teraz dopiero zrozumiałam ile przeżyłaś. A ja… Ja zachowałam się jak totalna idiotka. Przepraszam.
- Laura, już o tym rozmawialiśmy. Nie musisz przepraszać. Raz wystarczyło. Najważniejsze, że zrozumiałaś. Już nie musimy do tego wracać. – Nicole uśmiechnęła się do Gryfonki, która niespodziewanie ruszyła się i przytuliła mocno do Ślizgonki.
- Kocham cię, siostra.
- Ja ciebie też, Młoda. Ale teraz zmiataj, bo jutro masz zajęcia.
- Już idę. Do jutra. – Laura zgarnęła pelerynę niewidkę i wstała z łóżka Nicole.
- Uważaj na siebie – mruknęła czarnowłosa układając się do snu.

Nicole po przebudzeniu następnego dnia miała nadzieję, że pielęgniarka wypuści ją jeszcze przed zajęciami. Gdyby nie to, że pierwszą miała obronę przed czarną magią to by się tak nie spieszyła. Domyślała się, że profesor Braun nie odpuści jej tego, że nie odrobiła swojego szlabanu i mało będzie go obchodziło, że była nieprzytomna, dlatego wolała dodatkowo nie opuszczać zajęć. Szczęście jej dopisało, bo po zjedzonym śniadaniu i rutynowym badaniu pielęgniarka stwierdziła, że może iść na zajęcia. Nicole, aby się nie spóźnić pobiegła do swojego dormitorium po szatę i potrzebne przybory. Dwadzieścia minut później dotarła do sali OPCM.
- Nicole, wyszłaś? – wykrzyknął Harry.
- No co ty, Potter.
- Nie wtrącaj się, Malfoy.
- Harry, Draco ogarnijcie się – zaśmiała się Nicole. Obaj skrzywili się nieznacznie, a Ślizgonka zauważyła, że zrobili to niemal w ten sam sposób. Nigdy im tego nie powiem, ale są do siebie cholernie podobni. – pomyślała. Niestety nie mogli sobie dłużej pogawędzić, bo drzwi do sali się otworzyły. W środku czekał na nich profesor Braun. Gdy już się rozsiedli nauczyciel ogarnął ich pogardliwym wzrokiem zatrzymując się na Nicole.
- Panno Potter, rozumiem, że jest pani ignorantką, ale szlabanu nie należało lekceważyć. Ma pani coś na swoje usprawiedliwienie? – W Nicole, aż się zagotowało. Każdy nauczyciel został powiadomiony o napaści na nią, a ten dupek zachowywał się jakby nic się nie stało. Ślizgonka nie dała po sobie poznać, że coś ją zdenerwowało.
- Byłam w Skrzydle Szpitalnym po piątkowym ataku. Przykro mi, ale z złamanymi żebrami ciężko byłoby mi szorować kible – odpowiedziała spokojnie.
- Minus 10 punktów za pyskowanie, a za nie stawienie się na poprzedni szlaban dostaniesz dwa kolejne. Zapraszam w piątek i sobotę o  18:00 do pana Filcha. Dzisiaj zajmiemy się tarczami ochronnymi – rozpoczął swój wykład. – Większość powinniście znać. Dziś omówimy je teoretycznie, a za tydzień sprawdzę waszą znajomość rzucania tarcz ochronnych – warknął. Dla uczniów znaczyło to jedno. Jeśli nie będą potrafili wyczarować wszystkich tarcz perfekcyjnie to polecą punkty i szlabany.

Nicole z niechęcią myślała o piątkowym szlabanie. Nie uśmiechało jej się sprzątać kible. Nie lubiła sprzątać, z resztą kto to lubi. Po to miała różdżkę, żeby nie musieć martwić się takimi sprawami jak sprzątanie. Różdżka!
- Cami, potrzebna ci jutro od 18:00 różdżka? – zapytała, gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym i próbowali opanować jedną z najtrudniejszych tarcz ochronnych. Trudność polegała na tym, że trzeba było wyczarować ją tak, aby po pierwsze była niewidzialna, bo tylko wtedy była najsilniejsza, a po drugie zaklęcie trzeba było rzucić z taką mocą, aby tarcza utrzymywała się sama, dzięki czemu można było się jednocześnie bronić i atakować. Taka tarcza była bardzo pomocna w pojedynku, ale za to bardzo trudna do nauczenia. A musieli ją przyswoić na następny poniedziałek.
- Co? – zapytała blondynka z niezrozumieniem widocznym na twarzy.
- Różdżka. Jutro o 18:00. Pożyczysz mi?
- A po co ci moja…? Szlaban – odpowiedziała sama sobie. – Nie ładnie tak oszukiwać – zaśmiała się.
- Oj przestań. Przecież nie będę się z tym męczyć.
- Dobra, niech ci będzie.
- Dzięki.
W ten właśnie sposób o godzinie 18:00 w piątek Nicole podążała do gabinetu z dwiema różdżkami.
- Oddaj różdżkę – warknął mężczyzna. Oddała, oczywiście tą, która należała do Camile. – Chodź. – Woźny zaprowadził ją do męskiej toalety przy Wielkiej Sali. – Wrócę tu za godzinę. Wszystko ma błyszczeć. Tu masz potrzebne przybory. – Wskazał na wiadro z zestawem płynów i jakimiś szmatami. Wyszedł, a Nicole zabrała się do pracy. Postanowiła, że samodzielnie posprząta chociaż umywalki, na wypadek, gdyby woźny przyszedł ją sprawdzić. Rzuciła zaklęcie na toalety, które zaczęły się same myć, a ona wzięła się za umywalki. Pół godziny później skończyła ze wszystkim, tak więc nie przejmując się niczym usiadła na czystej już podłodze i czekała na woźnego. Gdy godzina dobiegła końca, Nicole zobaczyła jak drzwi się otwierają, dlatego szybko wstała i zaczęła układać płyny tak, że wyglądało to jakby właśnie skończyła sprzątać. Filch ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie.
- Idziemy do następnej. – Tym razem trafiła jej się damska toaleta. Postąpiła dokładnie tak samo jak poprzednio. W ten sam sposób posprzątała jeszcze dwie toalety. O 22:00 nieświadomy jej małego przekrętu, Filch oddał jej różdżkę Camile, mówiąc, że jutro będzie sprzątała toalety na pierwszym piętrze. Sobotni szlaban wyglądał identycznie jak ten.

***
Witajcie, widzę, że zaciekawił was wątek ze szpiegiem, więc oczywiście jak na razie nie zdradzę kto nim jest. A co do ciąży to od początku tak właśnie planowałam zakończyć ten wątek. Dzisiejszy rozdział za dużo nie wnosi, ale czasem i takie rozdziały są potrzebne.
Miłego czytania.
Pozdrawiam,
AniaXXX

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 45


Kolejna doba minęła przede wszystkim w niepokoju i nienawiści. Przy łóżku Nicole czuwali wszyscy przyjaciele i rodzina dziewczyny. Laura z samego rana również została powiadomiona o stanie siostry. Tak więc w skrzydle szpitalnym obecna była wybuchowa mieszanka. James, Syriusz i Harry nadal ze złością wpatrywali się w Ślizgonów. Ci jednak się tym nie przejmowali, a równie często odpowiadali im tym samym. Nie pomagały proszące spojrzenia Lily i Remusa, aby się uspokoili. Laura nie przejmowała się niczym, choć została powiadomiona o wszystkich okolicznościach porwania siostry, to nie winiła nikogo za to. W końcu Nicole też nikogo za to nie winiła, a jedynie ona miała do tego prawo. Co jakiś czas w skrzydle pojawiał się też Mistrz Eliksirów, który najwyraźniej przejął się napaścią na swoją podopieczną. Dyrektor podczas śniadania powiadomił całą szkołę o tym, że jedna z uczennic została zaatakowana i lepiej będzie dla napastnika, aby sam się do tego przyznał. Podczas tego przemówienia Dumbledore przyglądnął się podejrzanym uczniom, ale nic nie mógł wyczytać z twarzy całej trójki. Zarówno Ronald, jak i dwaj Ślizgoni wyraźnie cieszyli się z tego co spotkało Nicole. Jednak przy stole Gryffindoru pan Weasley nie był jedyną osobą, która cieszyła się z takiego obrotu spraw. Drugą, był starszy Creevey, który w tym roku szkolnym bardzo często kręcił się niedaleko Ronalda. To niestety nie było dowodem na winę jednych, czy drugich. Szczególnie, że na pewno nie pracowali we czwórkę. Poszkodowana natomiast już cały dzień się nie budziła i wszyscy byli zaniepokojeni. Pielęgniarka już nie wytrzymywała nerwowo. Co chwilę ktoś pytał ją kiedy pacjentka się obudzi, a ona za każdym razem tłumaczyła, że wszystko zależy od organizmu. Podczas, gdy dziewczyna była nieprzytomna, jej organizm się regenerował. Madame Pomfrey oczywiście próbowała ich wyrzucić ze swojego królestwa, ale oni byli wyjątkowo uparci i na nic zdały się prośby i groźby. Tak więc wreszcie zostawiła ich w spokoju i zamknęła się w swoim gabinecie, nakazując im, że jeśli zauważą jakiekolwiek zmiany to mają ją natychmiast powiadomić. A oni siedzieli i czekali. Przed kolacją pojawił się opiekun Slytherinu.
- Smarku, długo tu będziesz przychodził? Nie udawaj, że obchodzi cię stan Nicole – warknął Rogacz, na co Lily i Lunatyk wykrzyknęli oburzeni:
- James!
- Jak ci nie wstyd?! Zachowujesz się jak dziecko! – kontynuowała swoją tyradę rudowłosa.
- Czemu ty cały czas go bronisz?! Jakbyś zapomniała to przez niego Voldemort poznał przepowiednię! A miesiąc temu to on przyglądał się jak te bydlaki gwałcą naszą córkę i nic z tym nie zrobił! Nie przeszkadza ci to? – zapytał już ciszej.
- Nie, bo wiem, że odpokutował to wszystko przez te wszystkie lata będąc szpiegiem. A jeśli chodzi o to co się stało miesiąc temu to nie zauważyłam, żeby Nicole kogokolwiek winiła, ani Severusa, ani Dracona, ani Camile. Nasza córka zachowała się dojrzalej niż ty, czy Syriusz. Wiem, że boli cię to wszystko, mnie też, ale najważniejsze teraz jest to, aby być przy niej, a nie kłócić się z jej przyjaciółmi. – wyjaśniła spokojnie pani Potter, widząc w oczach mężczyzny ból, jaki sama czuła odkąd dowiedziała się, że jej córkę ktoś tak mocno skrzywdził. James gniewnie spojrzał na Snape’a, ale gdy przeniósł wzrok na żonę jego spojrzenie złagodniało.
- Przepraszam, Lily. Masz rację nie powinienem oskarżać, aż tylu osób o stan Nicole. – Tu spojrzał na młodych ślizgonów przepraszająco. – Ale nie każ mi przestać oskarżać Snape’a, bo tego nie zrobię – dodał z pewnością w głosie.
- Uwierz mi, Potter, że ja od ciebie nic nie chcę – warknął Snape. Mężczyźni mierzyli się spojrzeniami, a wzrok pozostałych utkwiony był w nich.
- Jak dzieci – usłyszeli słaby głos. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w stronę jedynego zajętego łóżka.
- Obudziłaś się! – wykrzyknęła wszyscy na raz. Teraz już nikt nie zwracał uwagi na to, że Harry stoi obok Dracona, wszyscy po prostu zebrali się wkoło łóżka ciesząc się, z tego, że Nicole odzyskała przytomność.
- Tak się kłócicie, że nie mogłam się nie obudzić – zażartowała patrząc na ojca i opiekuna domu.
- Wybacz Nicole – zaczęła Lily. – Zawołam pielęgniarkę. Musi cię zbadać. – Po chwili Ślizgonka była badana przez pielęgniarkę.
- Panno Potter, dobrze, że się już obudziłaś. A teraz powiedz, co cię boli?
- Żebra. Nic więcej – dodała po chwili zastanowienia.
- Miałaś złamane dwa żebra. Będzie cię boleć jeszcze z dwa dni, dopóki do końca się nie zrosną. – Pielęgniarka obrzuciła ją pocieszającym spojrzeniem, a potem z twardą miną stwierdziła – Proszę o pozostanie rodziców panny Potter i pana, profesorze Snape. – Wszyscy, włącznie z Nicole, domyślili się o czym teraz będzie toczyć się rozmowa, dlatego wyproszeni bez sprzeciwów wyszli. A Nicole czuła jak panika bierze ją w swoje objęcia. Wreszcie nadszedł czas, aby porozmawiać z rodzicami o ciąży. Miała tydzień na to, aby im powiedzieć, a teraz zapewne od pielęgniarki dowiedzieli się, że ich córka spodziewa się dziecka. Po kłótni Jamesa z profesorem Snape’em domyśliła się, że albo on, albo Draco powiadomił resztę o gwałcie. Nagle Nicole podczas tej rozmowy zapragnęła mieć przy sobie kogoś bliskiego.
- Remusie, zostaniesz? – Mężczyzna tylko kiwnął głową i zawrócił.
- Z tego co mi wiadomo, wiedziałaś o ciąży. – Nicole tylko kiwnęła głową wpatrując się w swoje dłonie ułożone na kołdrze. – Z przykrością muszę stwierdzić, że poroniłaś. – Pielęgniarka chciała jak najdelikatniej przekazać jej te wiadomość, ale nie chciała owijać w bawełnę.
- Co? Ale jak to? – Nicole była zszokowana.
- Przykro mi. Zostałaś napadnięta. Ktoś wielokrotnie skopał cię po brzuchu i nie tylko. Wynikiem tego były liczne obrażenia, między innymi złamane żebra i utrata dziecka. Przykro mi – powtórzyła kobieta. Do Nicole powoli wszystko docierało. Nie mogła uwierzyć, że straciła to dziecko. Sama nie wiedziała co teraz czuje. Nie była to ani ulga, ani rozpacz. Po prostu pustka. Po chwili zrozumiała, że jest wściekła na samą siebie. Zawsze wydawało jej się, że jest silna, a tymczasem nie potrafiła uchronić nawet tej cząstki siebie.
- Przepraszam. – To było jedyne co potrafiła wykrztusić.
- Kochanie, nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina – zapewniała ją Lily, zbliżając się do niej. Chciała ją przytulić, pocieszyć, ale Nicole nie pozwoliła na to. Gwałtownie się odsunęła od matki. Nie patrzyła na kobietę. Nie chciała widzieć w jej oczach odrazy. - Córeczko, nie zadręczaj się tym. Pomożemy ci się z tym uporać. Nie tylko my, ale też twoi przyjaciele. – Choć Lily poczuła się odrzucona przez córkę, to nie okazała jej tego, w końcu teraz to dziewczyna potrzebowała wsparcia.
- Lily ma rację. Nie jesteś z tym sama – oznajmił Remus, jednak Nicole nic nie odpowiedziała. Nadal uporczywie unikała patrzenia na kogokolwiek. Po chwili ciszy głos zabrał Severus Snape.
- Panno Robespierre, czy wiesz kto cię napadł ostatniej nocy?
- Ja niewiele pamiętam. Prawdopodobnie było ich dwóch i mieli na sobie kominiarki. Nic więcej nie wiem – stwierdziła cichym głosem.
- Och. Wyjdźcie już, pacjentka potrzebuje spokoju – zarządziła pielęgniarka. – Panno Potter, zaraz przyniosę ci eliksir Słodkiego Snu. – dodała spokojniej. – A wy uciekajcie stąd – wygoniła ich. Pierwszy do wyjścia ruszył Mistrz Eliksirów. Potem reszta. James jeszcze przed wyjściem poczochrał Nicole po głowie.
- Trzymaj się, Młoda. – Po chwili już ich nie było, a Nicole spokojnie spała, uśpiona eliksirem.
Jak się okazało cała młodzież wraz z Syriuszem czekała niecierpliwie przed Skrzydłem Szpitalnym. Gdy tylko drzwi się uchyliły Ślizgoni razem z Laurą rzucili się na Mistrza Eliksirów.
- Możemy już do niej iść?
- Jak ona się czuje?
- Jak to przyjęła?
- Nic jej nie będzie?
Severus surowym spojrzeniem powstrzymał grad pytań. Nie zwracając uwagi na gniewne spojrzenia Blacka i obu Potter’ów odpowiedział krótko:
- Dostała eliksir Słodkiego Snu. Dzisiaj już jej nie odwiedzicie, śpi. Przyjdźcie jutro rano, a teraz jazda na kolację, a potem do pokoju wspólnego – odwrócił się i odszedł.
- Chodźcie, nic tu o nas. Pielęgniarka i tak nas nie wpuści, a Nicole należy się odpoczynek – stwierdziła Vanessa, na co niechętnie się ruszyli. Jedyną osobą, która nadal niezdecydowana stała wpatrując się w drzwi Skrzydła Szpitalnego była Laura.
- Laura, chodźmy. Ty też powinnaś coś zjeść i odpocząć. Jutro rano  do niej przyjdziesz, razem przyjdziemy – zaproponowała delikatnie Lily.
- Ale Nicole… - zaczęła blondynka ze łzami w oczach.
- Młoda, pani Potter ma rację. Cały dzień nic nie jadłaś, dlatego musisz zjeść kolacje. My wszyscy musimy – oznajmiła Camile. – A jutro od rana będziemy wspierać Niki, wszyscy razem. – Panna Malfoy podążyła wzrokiem zaczynając od Laury, przez swoich przyjaciół, Harry’ego, aż po obecnych dorosłych. Wszyscy ją zrozumieli. Czas zaprzestać kłótni, bo teraz najważniejsza jest Nicole – ich przyjaciółka, siostra i córka.
- To chodźmy na tą kolację – stwierdził Harry. Zgodnie w ciszy skierowali się do Wielkiej Sali. Przed pomieszczeniem Camile zabrała głos.
- Laura, jeśli chcesz to możesz zjeść z nami. Na pewno będzie ci raźniej. – Dziewczynka z ochotą kiwnęła głową, po czym razem z przyjaciółmi siostry podążyła do stołu Ślizgonów.
- Potter, jak się nie boisz to też możesz dołączyć – zaproponowała Vanessa zanim rozeszli się w dwie różne strony.
- Nie dzięki. Nie chcę zostać rozszarpany na kawałki – uśmiechnął się z wdzięcznością i poszedł w stronę machającej do niego Hermiony.
- Tchórz – mruknął Draco z sarkazmem. Ochrona natomiast skierowała się do stołu nauczycielskiego. Wszystkim odrobinę humor się poprawił. W końcu najważniejsze, że Nicole nic już nie groziło, teraz tylko trzeba będzie pomóc dziewczynie dojść do siebie.

Smutek, beznadzieja, rozczarowanie samą sobą. Te uczucia wypełniały duszę Nicole.
- Kochana Nicole, wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sama, oni cię nie zostawią. – Delikatny, pocieszający głos, który już zawsze z nią będzie. Ślizgonka znowu znalazła się na pograniczu życia i śmierci. To jedyne miejsce gdzie mogła spotkać się ze swoją anielską opiekunką.
- Adrienne, zawiodłam. Zabiłam.
- Co ty mówisz? Nie zawiodłaś i nikogo nie zabiłaś. Jesteś silna i musisz poradzić sobie z tym ciężarem.
- Nie chciałam tego dziecka. W głębi marzyłam o tym, że te cholerne zaklęcie się pomyliło, nie chciałam aby to dziecko się nie urodziło, nigdy, a teraz moje prośby zostały wysłuchane. – Psychiczny ból powalił Nicole na kolana, jednak Adrienne zaraz pojawia się obok niej tuląc ją do siebie. Ta zwykle silna dziewczyna, już kobieta, teraz była taka krucha i taka zraniona.
- To nie była twoja wina. Straciłaś dziecko, ale nie zbiłaś go. Jesteś dobrym człowiekiem. To nie ty wyrządziłaś krzywdę, to tobie ją wyrządzono. – Blondynka mruczała słowa pocieszenia do szlochającej Nicole. – Pozbierasz się po tym. Nie zapomnisz, ale to te wspomnienia będą twoją siłą. Dasz sobie radę. Jak zwykle zresztą. Wierzę w ciebie i nie tylko ja. – Ostatnie dotarły do dziewczyny.
- Myślisz, że oni nie odwrócą się ode mnie? Od kogoś zbrukanego śmiercią i gwałtem? – Czarnowłosa z nadzieją wpatrywała się w anielicę.
- Nie zrobią tego, za bardzo cię kochają. – Blondynka uśmiechnęła się pocieszająco i puściła Ślizgonkę. – Wracaj do siebie – nakazała i zaczęła znikać. Jednak zanim zniknęła zobaczyła na ustach Nicole delikatny uśmiech.
- Dziękuję Adrienne – wyszeptała panna Potter.

- Panie mój, Nicole Potter znalazła się w Skrzydle Szpitalnym. Została pobita. – zamaskowany młody mężczyzna pochylił się w pozie pełnej uległości w stronę swojego pana.
- Dobrze się spisałeś, szpiegu – mruknął z zadowoleniem mężczyzna o wężowej twarzy siedzący na tronie w wielkim, mrocznym pomieszczeniu. – Czy masz dla mnie jeszcze jakieś informację?
- Dziewczyna była w ciąży, poroniła, a jej bliscy o wszystkim dowiedzieli się dopiero teraz. Do tej pory nie wiedzieli, że była zgwałcona – poinformował mężczyzna wyraźnie z siebie zadowolony.
- Wspaniale. Wróć tam i informuj mnie o wszystkim na bieżąco. – po tych słowach Voldemort na powrót zajął się swoim wężem.

***
Dzisiaj trochę krócej, ale właśnie tyle treści chciałam przekazać w tym rozdziale. Jeszcze raz zaznaczę, że rozdziały będą się pojawiały nieregularnie. Po prostu jak tylko skończę pisać to go wrzucam, tak więc na pytania typu kiedy rozdział nie będę odpowiadać. Zachęcam też do skorzystania z możliwości powiadamiania. Info na ten temat na bocznym pasku.
Pozdrawiam,
AniaXXX

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 44


Rok szkolny już na dobre się rozpoczął. Hogwartczycy przyzwyczaili się ponownie do wczesnego wstawania i rygoru jaki wprowadzili nauczyciele w codziennej nauce. Wszyscy uczniowie zgodnie twierdzili, że nauczyciel OPCM jest najgorszym z możliwych. Porównywali go do Mistrza Eliksirów. Profesor Braun był surowy, wredny i sarkastyczny. Wymagał od uczniów dużo za dużo. Szóstorocznym kazał rzucać zaklęć niewerbalnie, twierdząc, że już powinni to umieć. Lekcje były czysto praktyczne, jednak do zadań domowych musieli się wyjątkowo przykładać. Za każdy błąd lub brak jakiejś informacji obniżał ocenę o jeden stopień. Musieli się przyzwyczaić do ciągłych szyderstw i wyzwisk. Co  poniektóre dziewczyny, te bardziej wrażliwe, lądowały u pielęgniarki prosząc o eliksir uspokajający. Jednak reszta dawała radę. Nicole podczas piątkowej Obrony jednak nie bardzo przejmowała się krzykami nauczyciela. Miała na głowie coś ważniejszego. Już w poniedziałek mijał czas, jaki miała na przeprowadzenie rozmowy z rodzicami. Dwa razy próbowała z nimi porozmawiać. Dwa razy kierowała się w stronę prywatnych kwater ochrony, jednak za każdym razem panikowała przed samymi drzwiami i uciekała. Obiecała sobie, że dzisiaj spróbuje jeszcze raz i nie ucieknie jak jakiś tchórz. Do trzech razy sztuka. Niestety na takie rozmyślania wybrała sobie zły moment. Z zamyślenia wyrwał ją głos ociekający jadem.
- A może panna Potter odpowie mi na pytanie? – Nicole spojrzała na profesora Brauna jakby dopiero teraz go zauważyła.
- Przepraszam, ale nie usłyszałam pytania – przyznała wiedząc, że nic nie wymyśli, w końcu nawet nie wiedziała jakie zaklęcie przerabiają.
- Tyle to widzę, że nie słuchałaś. Interesuje mnie raczej co było tak ważne, aby mieć w dupie to co wam tłumaczę.
- To nie było nic ważnego – odpowiedziała spokojnie, uważając, aby nie pyskować, bo wtedy tylko miałaby gorzej.
- Chcesz mi powiedzieć, że moją lekcję poświęcasz na jakieś bzdurne przemyślenia? – zapytał mściwie. To była ich druga lekcja Obrony, Nicole nie wiedziała dlaczego Braun tak się zachowuje. Wszystkim uczniom oprócz niej, Harry’ego i Malfoy’ów za takie przewinienie po prostu karał utratą punktów albo szlabanem, a ich zawsze podpuszczał do straty panowania nad sobą, aby móc dać im większą karę. Na końcu zawsze z sadystycznym uśmiechem wlepiał im szlaban lub odejmował większą niż zawsze liczbę punktów. Harry już jeden taki szlaban zdobył na poprzedniej lekcji, za to tylko, że odezwał się do Deana Thomasa.
- Przepraszam – wycedziła zdenerwowana już Nicole.
- Nie tym tonem, głupia dziewucho. Minus 15 punktów od Slytherinu za nie słuchanie. A za tą pyskówkę potowarzyszysz woźnemu podczas sobotniego wieczoru. Sprzątając kible będziesz miała mnóstwo czasu na rozmyślania. – Po tych słowach profesor wrócił do wykładu o zaklęciach niewerbalnych, a Nicole zaczęła słuchać nie chcąc stracić kolejnych punktów. Przyjaciele i Harry wysłali jej pocieszające spojrzenia, mówiące: Nie przejmuj się tym kretynem.
Po kolacji nie mówiąc nic przyjaciołom ruszyła do kwater swoich rodziców. Wiedziała, że teraz mają wolne. Ochroną zajmował się akurat ktoś inny. Zanim stchórzyła zapukała do drzwi, a po chwili ujrzała uśmiechniętą twarz swojej matki.
- Nicole, stało się coś?
- Nie – odpowiedziała ze ściśniętym gardłem, jednak opanowała się i już spokojnie powiedziała – tak tylko przyszłam. Jeśli przeszkadzam to pójdę.
- Nie, nie, nie. Wejdź. Cieszymy się, że przyszłaś. – Wchodząc zauważyła obecność Syriusza i Remusa. Usiadła na kanapie w niewielkim salonie obok Lunatyka. Trzy fotele zajęte były przez jej rodziców i Łapę.
- To opowiadaj jak tam pierwsze dni szkoły – zaczął Lupin.
- Pierwsze zajęcia i pierwszy szlaban – stwierdziła Nicole z uśmiechem na ustach już prawie całkiem uspokojona. Pogrążyła się w rozmowie, czekając na dogodny moment do rozpoczęcia tematu dla którego tu przyszła. Jednak ten moment nie przyszedł, a ona po raz trzeci stchórzyła.
- Nicole nie chcę cię wyganiać, ale jest już pół godziny po ciszy nocnej – stwierdziła Lily patrząc na zegarek.
- To ja lecę, nie chcę kolejnego szlabanu – oznajmiła żegnając się z dorosłymi. Wyszła z pomieszczenia przeklinając samą siebie. Mimo tego, że miło spędziła ten czas to jednak nie w tym celu tam przyszła. Miała powiedzieć im wszystko, a po raz kolejny wykazała się tchórzostwem. Nie była z siebie dumna, ale po prostu nie dała rady. Nawet nie wiedziała kiedy dotarła do lochów, w których jak zwykle było zimno i ciemno. Choć uczniowie spoza Slytherinu dziwili się jak Ślizgoni to wytrzymują, to ona lubiła tę atmosferę. W końcu w pokoju wspólnym czekał na nią ciepły kominek. Zajęta swoimi myślami nie usłyszała za sobą cichych kroków. Dopiero, gdy uderzenie powaliło ją na ziemię uświadomiła sobie, że nie jest sama na korytarzu. Zanim spadł na nią grad kopnięć i uderzeń zwróciła uwagę na to, że napastnicy to dwóch chłopaków, poznała to po posturze, ubranych w kominiarki. Nic więcej nie zarejestrowała powalona bólem, wydobywającym się nie tylko z uderzonych miejsc, ale też z podbrzusza. Po kolejnych kilku minutach katownia straciła przytomność.

Camile nie mogła zasnąć. Północ minęła już jakieś pół godziny temu. Większość, a właściwie prawie wszyscy Ślizgoni spali, gdyż następnego dnia wcześnie rano zaczynały się zajęcia. Jednak nie tyczyło się to Camile, a powodem tego była jedna dziewczyna. Jej przyjaciółka. Panna Malfoy wiedziała, że Nicole jeszcze nie doszła do siebie po torturach. Znała ją na tyle, aby widzieć co się z nią dzieje. Zauważyła też, że dziewczyna nie powiedziała im wszystkiego. Ukrywała coś, a Camile nie wiedziała co to jest. Źle się z tym czuła, bo była niemal pewna, że Draco zna tę tajemnicę. Blondynka chciała pomóc przyjaciółce, ale nie mogła nic zrobić, gdy nie wiedziała co się z nią dzieje. A teraz dodatkowo, Nicole zniknęła nic nikomu nie mówiąc. Po zjedzonej kolacji szybko wymknęła się z Wielkiej Sali i od tamtej pory Camile nie wiedziała, gdzie się znajduje czarnowłosa. Do wybicia godziny rozpoczynającej ciszę nocną nie zwracała uwagi na nieobecność przyjaciółki, w końcu ta miała prawo robić co chce, nie musiała zawsze przebywać w towarzystwie Ślizgonów. No ale teraz było już dwie i pół godziny po ciszy nocnej, a Nicole nadal nie wróciła. Wszyscy ją uspokajali mówiąc, że pewnie zasiedziała się z Harry’m albo zaznajomioną ochroną. Takie słowa jednak nie uspokoiły Camile, która zawsze martwiła się o bliskie jej osoby. Blondynka zaczęła się zastanawiać, czy Vanessa też tak martwi się o Nicole, że to spędza jej sen z powiek. Pewnie tak, w końcu wszystkie trzy od pięciu lat były sobie naprawdę bliskie. Postanowiła to sprawdzić.
- Vane, śpisz? – mruknęła nie spodziewając się odpowiedzi. Jednak z drugiego łóżka rozległa się odpowiedź.
- Nie. Cały czas myślę gdzie może być Nicole.
- Czyli tak jak ja. – Po tych słowach zaległa cisza. Obie dziewczyny były myślami z przyjaciółką. – Poszukajmy jej. Nawet jeśli będzie u Gryfonów to się chociaż upewnimy. – Czarnowłosa spojrzała na nią.
- Chodźmy, ale może najpierw do chłopaków. Coś czuję, że Draco może coś wiedzieć. Zauważyłaś przecież że oni ostatnio są bliżej siebie.
- Dobra, idziemy. – Obie wyskoczyły z łóżek zarzucając na siebie pierwsze lepsze bluzy. Szybkim krokiem podążyły do męskich dormitoriów. Po wejściu do pokoju chłopaków zauważyły, że wszystkie łóżka są zajęte. Słychać było tylko odgłosy chrapania. Od razu znalazły się przy łóżku blondyna, który spokojnie spał.
- Draco, obudź się. – Camile szturchnęła brata próbując go obudzić.
- Co jest? – odpowiedział jej niewyraźny głos. – Camile, co ty tu robisz?
- Nicole jeszcze nie wróciła – odpowiedziała Vanessa.
- Jak, skąd? – pytał z niezrozumieniem.
- Nicole. Wyszła po kolacji i jeszcze nie wróciła. A jest już przed 1:00. Martwimy się o nią.
- Na pewno? – zapytał już całkiem rozbudzony chłopak.
- Tak – odpowiedziała pewnie Camile. – Chcemy jej poszukać, bo nie wierzę, że zasiedziała się u Harry’ego.
- To chodźmy – stwierdził wstając z łóżka.
- Gdzie idziecie? – rozległ się glos z naprzeciwka.
- Nicole zniknęła. Idziemy jej poszukać – odpowiedziała swojemu bratu Vanessa.
- To idziemy z wami – oznajmił też już obudzony Blaise. W ten sposób trójka chłopaków zaczęła na siebie wciągać spodnie i koszulki. I tak całą piątką wyszli, nie budząc reszty współlokatorów, na poszukiwania Nicole.
- Najpierw chodźmy do pokojów ochrony. Myślę, że tam mogła dzisiaj zniknąć – zaproponował Draco. Tak więc w ciszy, aby nie zostać złapanym, ruszyli na drugie piętro do kwater ochrony.
- Ty coś wiesz. – Bardziej stwierdziła niż zapytała Camile idąc obok swojego brata.
- Wiem – stwierdził tylko wiedząc, że skoro Camile coś zauważyła to jemu nie uda się wyprowadzić jej z błędu. Łatwiej było przyznać prawdę, a potem przekonać ją, że nic jej nie powie. Jednak okazało się, że Camile zrozumiała to bez dodatkowych tłumaczeń.
- Ona ci naprawdę zaufała. Nie skrzywdź jej – poprosiła, tak aby tylko Draco ją usłyszał.
- Nie skrzywdzę – obiecał. Chwilę później zatrzymali się przed drzwiami kwatery Potterów. Draco nie czekając na nic zaczął dobijać się do pokoju. Chwilę zajęło nim ktoś im otworzył. W drzwiach stanął pan Potter ubrany tylko w spodnie od piżamy. Vanessa i Camile zgodnie stwierdziły, że mimo wieku ojciec Nicole jest przystojnym facetem.
- Co wy tu robicie? – zapytał jakby jeszcze się nie dobudził.
- Czy Nicole jest u państwa? – zapytała blondynka.
- Była, ale wyszła już dawno. Nie wróciła do dormitorium? – zapytał już przestraszony.
- No właśnie nie. Zniknęła po kolacji i do tej pory nie wróciła – wytłumaczyła Vanessa.
- Trzeba zacząć jej szukać – stwierdziła Lily, która akurat pojawiła się w drzwiach. – Wejdźcie. Musimy obmyślić jakiś plan. – Młodzież weszła do pomieszczenia i ze zniecierpliwieniem patrzyli na rodziców ich przyjaciółki.
- Obudzę Łapę i Lunatyka – oznajmił James i po chwili już go nie było.
- Jesteście pewni, że nie wróciła? – zapytała Lily.
- Tak. My jeszcze nie spałyśmy. Czekałyśmy, ale nie wróciła. Martwimy się. Obudziłyśmy chłopaków i postanowiliśmy jej poszukać. – Gdy Camile skończyła mówić do pokoju weszło trzech mężczyzn.
- Mapa Huncwotów. Harry ją ma – oznajmił tylko Syriusz. Dorośli od razu zrozumieli o co chodzi.
- Jim, Syriusz idźcie po Harry’ego. Ja i Remus pójdziemy powiadomić Severusa. – Na te słowa dwójka czarnowłosych mężczyzn skrzywiła się, a Ślizgoni wykrzyknęli:
- A my?!
- Wy tu zaczekacie. Zaraz i tak wszyscy się tu spotkamy – stwierdziła rudowłosa. – A ty James, nie krzyw się tak. Severus jest jej opiekunem. Mamy obowiązek go powiadomić. – I już ich nie było. Młodzież patrzyła bezradnie na siebie. Chcieli działać, a musieli czekać.
- Ktoś wie czym jest ta mapa? – zainteresował się Samuel, jednak odpowiedziały mu przeczące ruchy głowy. Tak więc nie mając co robić rozsiedli się czekając na dorosłych. Pierwsi pojawili się Remus i Lily, wraz z niezadowolonym Snape’em.
- Tato, Nicole zniknęła! – wykrzyknęła Vanessa na widok ojca.
- Wiem. Powiedzieli mi. Kiedy zniknęła? – Snape od razu przeszedł do rzeczy, a młodzież znowu musiała opowiadać zdarzenia wieczoru.
- Po kolacji była u nas. Zasiedzieliśmy się i wyszła pół godziny po ciszy nocnej. Myśleliśmy, że poszła od razu do pokoju wspólnego – wytłumaczyła Lily.
- Czy powiedziała wam coś ważnego? – zapytał czarnowłosy zastanawiając się nad czymś.
- Nie. Raczej tak ogólnie rozmawialiśmy. – W tej chwili w pomieszczeniu pojawili się dwaj Huncwoci z zaspanym, ale przestraszonym Harry’m, który w ręku ściskał kawałek starego pergaminu.
- Sprawdziliście już mapę? – zapytał Remus.
- Nie. – odpowiedział Harry, rozwijając pergamin. Po chwili nachylił się nad nim razem z trójką Huncwotów. Razem zaczęli przeszukiwać mapę. Lily patrzyła z niepokojem na męża i syna, Snape również patrzył na te same osoby, ale ze wstrętem, a Ślizgoni zaciekawieni również pochylili się nad pergaminem. Po chwili rozległ się zaskoczony głos jednego z nich.
- Przecież to mapa Hogwatru. – Blaise był pod wrażeniem, tak samo jak jego przyjaciele.
- Tu wszystko widać. Wszystkich ludzi chodzących po Hogwarcie. – zafascynował się Samuel. – Co za geniusz wymyślił taki bajer? – zapytał, na co Syriusz i James podnieśli głowy znad mapy i popatrzyli wrednie na Snape’a. Mistrz Eliksirów zignorował to.
- Merlinie, czy wy zawsze musicie być tacy złośliwi? – zapytała Lily – Wracajcie do poszukiwań. To oni stworzyli tę mapę – powiedziała zwracając się do Ślizgonów. – James, Syriusz, Remus, no i Peter Pettigrew. Gdy jeszcze chodziliśmy do Hogwartu nazwali się Huncwotami, dlatego Mapa Huncwotów – wyjaśniła.
- To już wiem, Potter, jak udawało ci się nie dostać tylu szlabanów, ile powinieneś mieć – skomentował wrednie Draco. Jednak Harry nie przejął się tymi słowami, gdyż wykrzyknął:
- Mam! Jest w lochach. W nieużywanej klasie koło magazynu eliksirów. – Wszyscy jak jeden mąż ruszyli do drzwi, biegnąc ile sił w nogach, w kierunku lochów. Pierwsi na miejsce dotarli oczywiście młodzi Hogwartczycy, najpierw chłopaki, a zaraz za nimi dziewczyny. Gdy otworzyli drzwi wskazanej Sali w lochach rozległ się krzyk przerażenia i szloch. Po chwili do młodzieży dołączyli dorośli, którzy stanęli w szoku wpatrując się w to co leżało na ziemi. Takie reakcje wzbudził widok Nicole. Leżała bez życia, widać było, że została skatowana. Dodatkowo pod nią zbierała się wielka kałuża krwi. Jako pierwszy ocknął się Snape, a zaraz za nim Huncwoci. Czwórka mężczyzn nachyliła się nad ciałem Nicole. Byli Gryfoni wiedząc, że Mistrz Eliksirów ma większe doświadczenie w lecznictwie, pozostawili mu sprawdzenie stanu ślizgonki.
- Żyje, ale jest nieprzytomna. Ma bardzo słaby puls – stwierdził i zaczął mruczeć zaklęcia nad ciałem dziewczyny. Gdy zobaczyli jak wygląda Nicole, każdemu z nich przeszło przez myśl, że już za późno na ratunek. Jednak nie chcieli dopuścić do siebie tych myśli, dlatego wszyscy odetchnęli po słowach opiekuna Slytherinu. Wreszcie po kilku minutach ciągłych zaklęć krew z posadzki zaczęła znikać, a skóra nieprzytomnej zaczęła nabierać barw. Teraz też wyraźnie widzieli ruch klatki piersiowej. Oddychała, czyli żyła.
- Samuel, biegnij do Skrzydła Szpitalnego. Obudź pielęgniarkę i przekaż co tu się stało. Powiedz, że stan dziewczyny jest stabilny. Draco ty idź do dyrektora i powiadom go o wszystkim. Hasło to Lukrecjowe Paluszki. – Dwójka chłopaków wybiegła z pomieszczenia. Snape uniósł zaklęciem ciało Nicole i ruszył w kierunku Skrzydła Szpitalnego nie zwracając uwagi na nikogo. Reszta ruszyła z nim nadal ze strachem w oczach. Szli nie spuszczając wzroku ze ślizgonki.
- Vane, kto mógł jej zrobić coś takiego? – zapytała płacząc Camile, gdy dochodzili do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie wiem, Cami. Ale jak tylko wyjdzie cała i zdrowa to już nie spuścimy jej z oczu – przyrzekła z mocą w głosie panna Snape. Wreszcie dotarli na miejsce. Pielęgniarka już czekała na nich. Gdy Nicole spoczęła na wolnym łóżku, zaczęła przeprowadzać badania.
- Dobrze się spisałeś, Severusie. Podam jej eliksir przeciwbólowy i uzupełniający krew. – W trakcie wyjaśnień do Skrzydła wszedł Dumbledore z Draconem. – Niestety dziecka nie udało się uratować. Czy ktoś wiedział, że była w ciąży? – zapytał, jednak widząc u większości z nich szok na twarzy, domyśliła się jaka jest odpowiedź. – Czyli nie wiadomo, czy ona sama była świadoma tej ciąży?
- Ona wiedziała, że jest w ciąży – oznajmił Draco wpatrując się w leżącą dziewczynę. Była taka krucha i blada. Nie chciał, aby ktokolwiek ją skrzywdził, a to niestety już się stało.
- Draco, o czym ty mówisz? Czy wy… czy ty… - Camile nie wiedziała jak wyrazić swoje myśli, jednak chłopak ją zrozumiał.
- Nie, to nie miało być moje dziecko. Była w czwartym tygodniu ciąży. – Nie musiał więcej mówić. Wszyscy zrozumieli.
- Nie. Nie Nicole. Oni nie mogli jej tego zrobić. – Lily była w szoku, nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek mógł tak skrzywdzić jej córkę. W oczach Jamesa i Harry’ego błysnął ten sam błysk, oznaczający chęć zemsty.
- Kto? Kto to zrobił? – wycedził starszy Potter patrząc na Dracona. Blondyn jednak spojrzał na swojego ojca chrzestnego z prośbą o pomoc. Nie chciał sam zmierzyć się z tymi ludźmi. Rogacz spostrzegł to spojrzenie. – Smarkerusie ty też o wszystkim wiedziałeś? No pewnie, przecież pewnie sam z chęcią patrzyłeś jak ktoś krzywdzi moją córkę. – Oskarżenia Jamesa nie miały końca, jednak nikt nie przerywał mu. Gdy ten wreszcie umilkł głos zabrał jego syn.
- To przez was ona się tam znalazła – wycedził Harry patrząc na Malfoy’ów. Po jednej stronie łóżka stała trójka Potterów i Syriusz, a po drugiej Ślizgoni, wraz z opiekunem, na których skupiała się złość Jamesa, Harry’ego i Łapy. Lily była w zbyt wielkim szoku, aby powstrzymać zapędy męża i syna. Najspokojniejszymi osobami na Sali był Dumbledore, który zachowywał się jakby nic ważnego się nie działo, i Remus, który potrafił zrozumieć jedną stronę, jak i drugą, ale który przede wszystkim swój wzrok kierował na swoją córkę chrzestną, niczym innym się nie przejmując.
- Uspokójcie się – rozkazał Lunatyk, gdy Harry szykował się do dalszej tyrady. Mężczyzna ocknął się z odrętwienia, w które popadł i postanowił powstrzymać rozpoczynającą się kłótnię. – To nie jest niczyja wina. Wszyscy wiemy, że i Severus, i Draco zrobili wszystko co mogli, aby uratować Nicole.
- Stajesz po stronie tych śmierciożerców? – zakpił Syriusz.
- Łapo, nie mów tak. – Lily też wreszcie wyrwała się z niemocy jaką ją ogarnęła. – Lunatyk, ma rację. Z resztą nie sądzę, że to jest czas na jakiekolwiek kłótnie.
- Dziękuję, Lily, że to przerwałaś. Zawsze wiedziałem, że tylko ty potrafisz powstrzymać temperament tych chłopców – wtrącił się Dumbledore, a trójka „chłopców” popatrzyła na niego spod byka. – Madame Pomfrey, jak rozumiem stan panny Potter jest stabilny?
- Tak. Rano powinna się już obudzić. Severus naprawił jej wszystkie złamane kości. Teraz trzeba czekać, aż się obudzi. Podczas snu jej organizm się zregeneruje.
- Dobrze, w takim razie, do swojego gabinetu zapraszam Jamesa, Lily, Harry’ego, Draco i ciebie Severusie. Remusie, Syriuszu, proszę was o odprowadzenie uczniów do ich Pokoju Wspólnego – zarządził dyrektor i wyszedł z pomieszczenia wiedząc, że wszyscy wypełnią jego rozkazy.
- Będziemy czekali w waszych kwaterach – mruknął Syriusz i skinął na młodzież, aby poszli za nim. Razem z Remusem musieli odprowadzić Ślizgonów do pokoju wspólnego. Mężczyźni szli nie zwracając uwagi na uczniów. Ich myśli zaprzątała czarnowłosa dziewczyna. Wreszcie tę ciszę przerwał Lupin.
- Domyślacie się może kto mógł ją zaatakować?
- To mógł być Wealsey, albo Crabbe z Goyle’m. Wydaje mi się, że to ich ojcowie ją… tak skrzywdzili – mówiła Vanessa ze łzami w oczach. – Oni grozili jej w pociągu, a Wealsey szczerze jej nienawidzi.
- Wealey’owie to dobra rodzina. Ron jest ograniczony, ale nigdy nie zrobiłby czegoś takiego – warknął Syriusz patrząc z nienawiścią na Camile i młodych Snape’ów.
- Łapo, uspokój się – mruknął Remus.
- Wiem, że uważa nas PAN… – Blondynka wyraźnie to zaakcentowała. Do tej pory do Syriusza zwracała się po imieniu, ale teraz bardzo ją zdenerwował. – Za śmierciożerców, ale to, że ta ruda wiewióra wywodzi się z dobrej rodziny, wcale nie znaczy, że nie jest zdolny do okrucieństwa. To mógł być on, tak samo, jak każdy inny uczeń – warknęła. – Oczywiście, że najłatwiej jest całą winę zrzucić na dzieci śmierciożerców. Przecież oni i tak są źli. Tylko musi pan wiedzieć, że mroczny znak nie jest dziedziczny – zatrzymali się, a Camile i Syriusz wbili w siebie wściekłe spojrzenia. Za dziewczyną ustawili się Ślizgoni, a Remus stanął tak jakby chciał ich rozdzielić.
- To wy ją tam ściągnęliście!
- Syriusz nie zachowuj się jak dziecko -  zaprotestował słabo Lunatyk.
- Owszem, to przez nas ona to wszystko przeżyła. I tego nie wybaczę sobie do końca życia! – krzyczała, a łzy leciały z jej oczu. – Dzięki niej mogliśmy uratować samych siebie i naszą mamę! To Draco i mama są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nicole i Vanessa są zaraz za nimi. Musiałam napisać ten list, tylko dzięki temu zdołałam uratować moją rodzinę. To był mój priorytet – dokończyła już ciszej, jednak nadal płacząc. Vanessa zaraz przytuliła przyjaciółkę.
- Ojciec miał rację, gdy mówił, że Black nie potrafi pojąć prostych faktów – syknął Samuel.
- Nie waż się tak do mnie mówić gówniarzu. To, że twój ojciec…
- Syriusz uspokój się! – wtrącił się Remus. – Koniec tych kłótni. Idź do kwater, ja ich odprowadzę – rozkazał, a czarnowłosy widząc, że Lunatyk nie ma zamiaru ustąpić odwrócił się na pięcie i odszedł. – Chodźcie. Już dawno powinniście być w łóżkach – oznajmił zmęczonym głosem. Camile uspokoiła się trochę, więc ruszyli do lochów. Remus widząc łzy na twarzy ślizgonki postanowił ją pocieszyć. – Nikt cię nie wini za to o się stało. Ani ciebie, ani Dracona. James, Syriusz i Harry muszą po prostu ochłonąć, są zbyt wybuchowi, aby przyjąć to ze spokojem. Oni zrozumieją, że to nie wasza wina, ale teraz za wszelką cenę szukali winnych. – Nie powiedział nic więcej, ale Camile była mu wdzięczna za te słowa. Wreszcie dotarli pod wejście do Pokoju Wspólnego, gdzie Remus ich zostawił kierując się do kwater swojego przyjaciela i jego żony.
Tymczasem w gabinecie dyrektora również przebiegała poważna rozmowa. Dumbledore na wstępie stwierdził, że nie życzy sobie żadnych kłótni, tak więc rozmowa była względnie spokojna.
- Severusie od kiedy wiesz, że Nicole była w ciąży? – zapytał od razu przechodząc do rzeczy.
- Od poniedziałku. Dziewczyna chciała czasu, żeby porozmawiać i samemu powiedzieć o tym rodzinie. Dałem jej czas do poniedziałku.
- Chyba mi nie powiesz, że najpierw zwierzyła się tobie? – James zaśmiał się nerwowo, a Lily próbowała go powstrzymać.
- Wyobraź sobie Potter, że widziałem jak ją gwałcili. Zdawałem sobie sprawę jak to się mogło skończyć. Gdy o to zapytałem, nie zaprzeczyła – warknął Mistrz Eliksirów.
- Draco, a ty? – zapytał dyrektor nie dopuszczając do dalszej kłótni.
- Powiedziała mi zaraz po tym jak sama się dowiedziała, po wizycie u uzdrowiciela – wytłumaczył.
- Dlaczego nikt mi tego nie przekazał? – zapytał staruszek.
- Dowiedziałbyś się w poniedziałek, Dumbledore – sarknął Snape.
- Dobrze, to jest teraz nieistotne. Czy ktoś wie kto mógł ją dzisiaj zaatakować?
- Albo Weasley, albo…
- Ron nie zrobiłby tego! – zaprzeczył Harry.
- Jesteś pewny, Potter. Ryża wiewióra nienawidzi Nicole i być może nadal mu się wydaje, że może cię odzyskać.
- Dziękuję Draco, za wyjaśnienie, ale czy podejrzewasz jeszcze kogoś? – zapytał Dumbledore.
- Crabbe i Goyle. Oni grozili jej i nie tylko jej w pociągu. Z resztą… - Draco przypomniał sobie tortury Nicole i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa więcej. Severus dostrzegł to dlatego dokończył za niego.
- To ojciec Goyle’a ją zgwałcił, a ojciec Crabbe’a ją biczował. Mogą chcieć zemścić się za jej ucieczkę. I nie tylko na nich mogą chcieć się zemścić – dodał patrząc z niepokojem na swojego chrześniaka. W oczach Jamesa pojawiła się żądza zemsty.
- Dobrze, w takim razie na razie jedyne co nam pozostaje to czekać, aż panna Nicole się obudzi. Dziękuję wam. Możecie iść.

***
Mam nadzieję, że opłacało Wam się tyle czekać. Jakoś trudno pisało mi się ten rozdział (również dlatego tak długo to trwało) Jak się podoba takie rozwiązanie sprawy? Trochę kłótni się pojawiło, ale tak musiało być, aby nie było zbyt kolorowo. Dla tych co wolą bardziej szczęśliwe opowiadania, mogą obiecać, że teraz powinno być tylko lepiej. W końcu trzeba dać trochę odpocząć biednej Nicole :)
Pozdrawiam,
AniaXXX

poniedziałek, 5 października 2015

Rozdział 43


Nicole wybiegła ze szpitala jakby ją gonili. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała i zobaczyła. Choć była świadoma, że po tym co się stało jest szansa, że zajdzie w ciążę to jednak w duchu miała nadzieję, że to nie będzie prawda. Miała nadzieję? Ona wręcz błagała wszystkie znane i nieznane bóstwa, aby to się nie stało. Ona. Niepełnoletnia, ucząca się. Ciąża. Dziecko. Dziecko z gwałtu. To nie było dobre zestawienie. To było tragiczne zestawienie. Jednak, gdy uzdrowiciel zapytał, czy chce usunąć dziecko od razu zaprzeczyła. Jako, że to dziecko było owocem gwałtu miała możliwość usunięcia ciąży. W głowie Nicole nie mieściło się, że jej decyzja miała zaważyć na życiu jeszcze nienarodzonego dziecka. To był człowiek, dlatego nie widziała innego wyjścia jak go urodzić. Nie była w stanie skazać go na śmierć. Nie chciała zostać mamą i wychowywać tego dziecko, bo wiedziała, że za bardzo będzie jej przypominało o torturach i gwałcie. I o tym bydlaku, który jej to zrobił. Dziewczyna nawet nie zauważyła jak znalazła się w pobliskim parku. Weszła z mało uczęszczaną alejkę i usiadła na ławce. Schowała twarz w dłoniach i zapłakała. Tak po prostu. Wraz z upływem łez uciekały z niej wszystkie siły. Zawsze była taka silna, twarda. Jednak te wakacje złamały ją. W ciągu ostatniego miesiąca płakała więcej niż przez całe życie. Łzy były dla niej oznaką bezsilności i poddania się. Teraz zrozumiała, że łzy są też uwolnieniem emocji. Gdy zobaczyła białą mgiełkę wypełnił ją szok. Potem był ból, rozpacz, złość i strach. A teraz czuła w sobie pustkę. Nie miała siły ruszyć się i wrócić do domu, gdzie będzie musiała stawić czoła swoim bliskim, ale też nie chciała być tu sama. Podniosła głowę i zauważyła, że nie jest sama. To było dla niej zaskoczenie. Naprzeciwko siedział mały chłopiec, na oko pięcioletni. Miał brązowe włoski i intensywnie niebieskie oczka. Ubrany był w czarne spodenki i zieloną koszulkę. Po prostu siedział i wpatrywał się w zaskoczoną Nicole.
- Cemu pani płace? – odezwał się.
- Bo mi źle – odpowiedziała szczerze czarnowłosa.
- Jesteś ładna. Nie mozes płakać – powiedział i uśmiechnął się ukazując swoje szczerbate oblicze. Nicole zdała sobie sprawę, że to małe dziecko, którego zapewne szukają.
- Gdzie są twoi rodzice? Mama, albo tata pewnie cię szukają.
- Ja już nie mam mamy i taty. Oni byli źli i pzez nich płakałem. Telaz mieskam z babcią. Nie płace. Babcia mnie kocha i ja kocham ją – stwierdził podbiegając do Nicole i przytulając się do niej. Ślizgonka z zaskoczeniem wtuliła się w to małe ciałko. Chłopiec wreszcie oderwał się i powiedział. – Ciebie tez ktoś kocha, dlatego nie płac.– spojrzał na nią ponaglająco, aż wreszcie zerwał się do biegu. – Idę do babci, żeby się nie martwiła! – Po chwili już go nie było. Jednak Nicole jeszcze długa nie mogła zapomnieć o wesołym chłopcu, który w tak krótkim wieku doznał wiele złego od własnych rodziców, którzy powinni go kochać. Mimo to chłopiec nie stracił zapału do życia i wiary w miłość. Postawa tego dziecka dała dużo do myślenia Nicole, która zebrała się w sobie i ruszyła do domu. Tam nikomu nie powiedziała o tym co się stało. Mruknęła tylko, że już wszystko w porządku i zamknęła się w swoim pokoju. Nie miała zamiaru zamykać się w sobie tak jak parę dni temu, ale teraz chciała być sama. Niestety nie za długo pozostała w samotności. Ledwo położyła się na łóżku, a już rozległ się dźwięk pukania. Wiedziała kto to jest dlatego krzyknęła – proszę! – nie ruszając się z łóżka.
- I jak było? – usłyszała głos Draco.
- Nie słyszałeś? Przecież mówiłam, że wszystko w porządku – mruknęła nawet się nie odwracając.
- Swoją postawą mówisz mi, że wcale nie jest dobrze – stwierdził i nie bacząc na nic usiadł na fotelu obok łóżka.
- Jestem w ciąży. To chciałeś usłyszeć? – zapytała z drwiną.
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mogę zrobić? – Nicole wreszcie podniosła się z łóżka i popatrzyła na blondyna z bólem w oczach. – Nie usunę go. Urodzę, a potem zobaczymy.
- Wiesz, że jako ofiara gwałtu możesz…
- Wiem, ale nie zabiję go. Choćbym nie wiem jak nienawidziła go, to nie zrobię tego. Nie potrafię.
- Może powinnaś z kimś o tym pogadać.
- Rozmawiam z tobą.
- Ale ja ci z tym nie pomogę.
- Jakbyś zapomniał to nikt oprócz ciebie nie wie co się stało we dworze.
- To powiedz komuś. Oni ci pomogą. – Draco wiedział, że jego słowa odbijają się jak grochem o ścianę, ale nie zamierzał się poddawać. – Przecież wreszcie będziesz musiała im powiedzieć. Inaczej sami zauważą.
- Wiem, ale nie potrafię z nimi o tym rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Mam na to miesiąc. Najpierw muszę się przygotować. – głos Nicole był pełen rozpaczy. Ślizgonka zdawała sobie sprawę, że sama sobie z tym nie poradzi, ale po prostu nie potrafiła podejść do kogokolwiek i powiedzieć, że została zgwałcona. Z rodzicami w ogóle nie potrafiła rozmawiać. Mimo tego, że Remusowi i Syriuszowi ufała, to znała ich zbyt krótko, aby rozmawiać z nimi o tym. Z Harry’m miała ten sam problem, a Laury nie chciała martwić. Nikogo nie chciała martwić, ale ona była za mała, żeby to wszystko zrozumieć. Camile i Vanessę znała odpowiednio długo , ufała im jak nikomu innemu, ale dziewczyny bardzo się o nią martwiły i zapewne winiłyby siebie o to co się stało. Dracona znała krótko, ufała mu, nie tak jak jego siostrze, ale ufała. Jednak to tylko z nim mogła o tym rozmawiać. On wszystko widział i nie musiała mu nic tłumaczyć. On ją rozumiał.
- Dlaczego miesiąc? – zapytał tylko.
- Jestem niepełnoletnia i opiekun prawny musi wiedzieć co się dzieje. Uzdrowiciel kazał mi przyjść za miesiąc na koleją wizytę z opiekunem prawnym. Teraz, po tym jak Potterowie ujawnili się to oni są moimi opiekunami prawnymi. Ja nie potrafię rozmawiać z nimi na zwykłe tematy, a teraz muszę im o tym powiedzieć. – Nicole schowała twarz w dłoniach. Draco widział, że dziewczyna jest rozbita i nie wie co robić. Chciał jej pomóc, sprawić, aby przestała cierpieć. Sam nie wiedział skąd wzięły się w nim te uczucia. Do tej pory jedynymi osobami, którymi się przejmował była Camile i Narcyza, a od niedawna na tej skromnej liście pojawiło się imię Nicole.
- Jeśli chcesz ja im powiem – zaproponował nieśmiało. Draco Malfoy i nieśmiałość? Tylko ta ślizgonka wzbudzała w nim ludzkie odruchy.
- Naprawdę? Zrobiłbyś to dla mnie? – pytała z nadzieją patrząc mu głęboko w oczy.
- Tak, ale najpierw spróbuj sama to zrobić. Oboje wiemy, że powinnaś.
- Dziękuję, Draco. Spróbuję. – Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Daj znać jeśli ci się nie uda – wstał, poczochrał ją po włosach i skierował się do wyjścia. Jednak przeszkodził mu w tym krzyk dziewczyny i uderzenie, jak się później okazało oberwał poduszką.
- Zepsułeś mi fryzurę! – Nicole z szerokim uśmiechem wpatrywała się w chłopaka, zadowolona, że jej poduszka sięgnęła celu.
- Ty mendo, jak mogłaś rzucić we mnie poduszką? – Draco udawał obrażonego.
- Normalnie. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się słodko.
- Za karę wychodzisz dzisiaj z pokoju. Bierzemy resztę i idziemy na spacer – stwierdził i złapał Nicole za rękę ciągnąc w stronę drzwi.
- Dobra, dobra. Już idę.
Nicole spędziła dzień dobrze się bawiąc i zapominając na chwilę o swoich problemach. Tak samo upłynęła jej reszta wakacji. Nicole, gdy zaczęła częściej bywać wśród innych domowników, zauważyła, że na Grimmauld Place częstym gościem jest była nauczycielka Obrony, która zawsze szukała towarzystwa Syriusza. Wiedzieli, że w następnym roku nie będzie ich uczyć, gdyż sama im to powiedziała. Choć jako nauczycielka, mimo, że młoda, była surowa i poważna, to teraz mogli obserwować jej całkiem odwrotne oblicze. Gdy ktoś o niej wspominał Łapa dziwnie się zawstydzał. Wtedy James zawsze robił sobie z niego żarty mówiąc, że w tym wieku to powinien mieć już co najmniej dziesięcioletnie dziecko, a nie zachowywać jak dziewica na wydaniu. Nicole choć cały czas pamiętała, że musi porozmawiać z rodzicami to do 1 września nie zdobyła się na to. Wiedziała, że w razie czego może liczyć na Dracona, ale przecież obiecała mu, że najpierw sama spróbuje. W dzień wyjazdu do Hogwartu blondyn ponowił ten temat.
- Rozmawiałaś z nimi? – zapytał, gdy byli sami.
- Jeszcze nie.
- Wiesz, że teraz będziesz miała raczej ograniczony dostęp do nich?
- Wiem – stwierdziła i wykręciła się od dalszej rozmowy kierując się do Laury.
Wreszcie wyruszyli na peron. Jak zwykle za środek transportu wybrali Błędnego Rycerza i już po kilku minutach byli na miejscu. Widok Potterów i Syriusza wzbudził szok na twarzach innych, a towarzystwo Narcyzy Malfoy wśród tych dobrych tylko wzmogło te uczucia. Nadszedł czas pożegnań, a właściwie tylko młodym wydawało się, że będą się żegnać.
- No to do zobaczenia – powiedział Harry po chwili ciszy.
- Jakie do zobaczenia? – zapytał Syriusz z szerokim uśmiechem. Choć zawsze był wesoły to odkąd go uniewinnili cieszył się ze wszystkiego całym sobą. Wyjścia z domu w szczególności napawały go radością.
- No jak to jakie? – Harry, tak jak i reszta młodzieży, był wyraźnie zdezorientowany.
- Jedziemy z wami – oznajmił James, który cieszył się tak samo jak Łapa. W ich oczach widniał jednakowy błysk, mówiący wszystkim innym, że są zadowoleni. Ten sam błysk odziedziczyli po Jamesie jego dzieci.
- Co?! – wykrzyknęli zdziwieni młodzi Potter’owie.
- Wkręciliśmy się do ochrony Hogwartu.
- Żartujecie? – Gdy odpowiedziały im przeczące uśmiechy Nicole zapytała patrząc na piątkę dorosłych.
- Wszyscy?
- Nie wszyscy – odpowiedziała Narcyza.
- Mamo, ty będziesz sama na Grimmauld Place? – zainteresowała się Camile.
- Nie. Myślę, że już czas na spotkanie z Andromedą. A jeśli ona mnie nie przyjmie to Molly mówiła, że mogę się zatrzymać u nich. – Podczas tych wakacji Narcyza zaprzyjaźniła się nie tylko z domownikami kwatery, ale też z członkami Zakonu. Nikt nie odrzucił jej tylko z tego powodu, że jest żoną śmierciożercy, choć większość miała do niej ograniczone zaufanie.
- A ciocia Andromeda wie, że uciekliśmy? – zapytała niepewnie blondwłosa Ślizgonka.
- Nie, ale dzisiaj się z nią spotkam, więc się dowie. Prosiłam Dorę, aby na razie nic nie mówiła mamie.
Tak więc zaczęli się żegnać jedynie z panią Malfoy. Po jakimś czasie dołączyli do nich Weasley’owie z Hermioną. Ron na ich widok pożegnał się z rodzicami i ostentacyjnie odszedł, czym oczywiście nikt się nie przejął. Molly natomiast zaczęła ściskać całą młodzież nie zwracając uwagi na to, że to nie jej dzieci. Zaszczyt ten nie ominął nawet Blaise’a, który na Grimmauld Place mieszkał od niedawna. Pięć minut przed wyjazdem dołączyła do nich Tonks, która oznajmiła, że została oddelegowana jako auror do ochrony Hogwartu. Remusowi na tę wieść zaświeciły się oczy, a na twarzy Jamesa wykwitł szatański uśmiech. Nicole już wiedziała co to oznacza. Ten sam uśmiech widziała u ojca, gdy w kwaterze pojawiała się Annabelle Bennett. James Potter odkrył w sobie naturę swatki. Jego nadrzędnym celem było zeswatanie dwójki przyjaciół.
- No dobrze, dzieci. Idźcie już, bo pociąg wam zaraz odjedzie – stwierdziła pani Weasley. Młodzież ruszyła do drzwi wagonu i zaczęła szukać sobie wolnego miejsca. Dorośli zaś ruszyli na spotkanie z resztą ochrony. Nicole dostrzegła jeden przedział, w którym siedziało dwóch chłopaków. Jednak w jednym z nich rozpoznając Rona wiedziała, że tu nie zostaną chętnie przyjęci. Drugiego chłopaka kojarzyła tylko z wyglądu, często kręcił się przy Harry’m. Był to jakiś pięcioroczny gryfon. Tak więc ruszyli dalej na poszukiwania. Po drodze Laura ujrzała swoich przyjaciół dlatego została już u nich w przedziale, a oni poszli dalej. Wreszcie znaleźli wolny przedział.
- Wszyscy się w nim nie zmieścimy. – oznajmił Blaise.
- Następny też jest pusty. Siedzą tam tylko Dean, Seamus i Neville. – stwierdziła Hermiona. Tak więc Gryfoni poszli do Gryfonów, a szóstka Ślizgonów weszła do pustego przedziału. Podróż mijała im spokojnie, od czasu do czasu do ich przedziałów zaglądała zaprzyjaźniona ochrona. Nicole część podróży spędziła u Gryfonów poznając bliżej przyjaciół Harry’ego. Do swojego przedziału wróciła godzinę przed dojazdem. Nie zauważyła jednak, że ktoś za nią idzie. Zaraz za nią weszła dwójka Ślizgonów, kiedyś nazywana osobistą ochroną Dracona Malfoy’a. Teraz patrząca na obecnych z pogardą.
- Malfoy nie sądziłem, że upadniesz  tak nisko. Już można cię nazywać miłośnikiem szlam. – Nicole, gdy usłyszała ten szyderczy głos, gwałtownie się odwróciła. Na widok tych twarzy wyobraźnia podsunęła jej wspomnienia gwałtu i biczowania. Teraz zdała sobie sprawę, że ta dwójka jest idealną kopią swoich ojców. Draco wstał, chwytając różdżkę, chcąc zmierzyć się z dawnymi towarzyszami. Obok niego stanęli Blaise i Sam. A Nicole schowała się za plecami blondyna. Była pewna, że on ją obroni.
- Czego tu chcecie? – zapytał gniewnie Malfoy.
- Będziesz bronił tę dziwkę? – Nicole jeszcze bardziej skuliła się na słowa Crabbe’a. – Chcieliśmy tylko przekazać twojej księżniczce, że Czarny Pan i nasi ojcowie czekają na powtórkę. Tylko wtedy będziecie jej towarzyszyć. Wy też. – Teraz swoją uwagę skierował na Vanessie i Samuelu. – Na razie ojczulek was chroni, ale to nie potrwa długo. – Chłopaki już chcieli rzucać klątwy na niepożądanych gości, ale przeszkodziło im w tym pojawienie się Jamesa i Syriusza.
- Co tu się dzieje? – zaczął Rogacz.
- Nic. My tylko przyszliśmy się przywitać. Już wychodzimy. – I już ich nie było. W tej samej chwili w przedziale wybuchł płacz. W najbliżej stojącego Dracona, Nicole wtuliła się mocno szukając schronienia. Ten niezgrabnie ją objął, słysząc jej cichy głos.
- Myślałam, że to oni… To było straszne… Wszystko mi się przypomniało… - Każde zdanie przerywał głośny szloch.
- Ciii, wszystko będzie dobrze. Oni nic ci nie zrobią. Nie pozwolimy na to. – pocieszał ją Draco. Camile i Vanessa przytuliły się do pleców przyjaciółki, aby ta czuła, że w nich również ma wsparcie. Wszyscy byli w szoku z dwóch powodów. Pierwszym było to, że mieli nadzieję, że Nicole już poradziła sobie ze wspomnieniami tortur. Nie sądzili, że widok dzieci śmierciożerców wzbudzi w niej takie uczucia, w szczególności, że do syna prawej ręki Voldemorta właśnie przytulała się szukając wsparcia. Drugim powodem był właśnie Draco, a raczej jego postawa. Nikt z obecnych nie sądził, że blondyn jest zdolny do tak ciepłych uczuć, gdyż zawsze pokazywał swoją zimną maskę, typową dla Malfoy’ów. Tylko Camile i Blaise znali od tej strony Ślizgona i właśnie dlatego to oni zrozumieli, że Nicole stała się dla chłopaka w jakiś sposób ważna.
Wreszcie Potterówna uspokoiła się i oderwała od blondyna. Wszyscy patrzyli na nią z niepokojem.
- Przepraszam za ten wybuch, ale wszystko się tak we mnie skumulowało.
- Nie masz za co przepraszać. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Pamiętaj, że zawsze ci pomożemy – oznajmiła Camile na co reszta przytaknęła.
- Masz nie tylko przyjaciół, ale też rodzinę – odezwał się James.
- Oczywiście, że ma. Ma też przemądrzałego chrzestnego, który całe szczęście, że mnie nie słyszy, i walniętego przyjaciela swoich rodziców – wtrącił się Syriusz.
- Wiem, dziękuję. – odpowiedziała Nicole uśmiechając się blado i patrząc na swojego ojca. Mężczyźni stali niezdecydowani, wiedząc, że powinni pełnić dalej swoje obowiązki, ale też chcąc zostać z dziewczyną. – Chyba powinniście zająć się ochroną – stwierdziła widząc ich dylemat. – No idźcie już – wyganiała ich.
- Łapo chyba nie jesteśmy tu mile widziani.
- Ja tu specjalnie, aby ją rozweselić, obrażam sam siebie, a ona mnie wygania. – Syriusz udał śmiertelnie obrażonego za tę zniewagę.
- Akurat teraz powiedziałeś prawdę - stwierdzili jednocześnie Potterowie.
- Rodzina – prychnął czarnowłosy wychodząc z przedziału z uniesioną głową.
- To ja idę do tego debila, żeby całkiem się nie obraził.
- Ja ci dam debila, Potter! – dobiegł ich krzyk Blacka.
- Teraz to muszę uciekać – stwierdził śmiejąc się z przyjaciela. – Trzymaj się, Młoda. – James poczochrał córkę po włosach i wyleciał z przedziału uciekając przed Syriuszem. I tak oto uczniowie Hogwartu mogli zobaczyć jak dwójka ochroniarzy gania się po całym pociągu. Oczywiście dopóki Lily nie ściągnęła ich na ziemię z krzykiem o nieodpowiedzialnych, małych chłopcach.
Reszta podróży minęła we względnym spokoju. Przyjaciele Nicole nie wracali już do tematu tortur za co była im niezmiernie wdzięczna. Nim się obrócili, już siedzieli w Wielkiej Sali, czekając na przydział pierwszaków. Potem była uczta, a na końcu jak zwykle przemówienie dyrektora.
- Witajcie drodzy uczniowie. Teraz po tej wspaniałej uczcie chciałbym wam przekazać kilka informacji. Nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią będzie Friedrich Braun. – Uczniowie wlepili wzrok w mężczyznę siedzącego obok profesor McGonagall. Był to mężczyzna o charakterystycznych dla Niemców blond włosach i niebieskich oczach oraz o surowych rysach twarzy. Ubrany był w czarne szaty, a jego usta wykrzywiły się w szyderczy uśmiech pełen pogardy i znudzenia. Gdy padło jego nazwisko skinął sztywno głową. Uczniowie jednogłośnie stwierdzili, że jest przystojniejszą wersją Snape’a. Po przedstawieniu nowego członka grona pedagogicznego dyrektor przekazał jeszcze parę organizacyjnych spraw i potwierdził informację o ochronie, która teraz stała przy wrotach Wielkiej Sali. Huncwoci wraz z Lily i Tonks stali wyprostowani z gotowymi do użycia różdżkami. Uczniowie z jękiem przyjęli wiadomość o ochronie, gdyż oznaczało to utrudnienie nocnych przechadzek. Wreszcie uczta powitalna dobiegła końca, a uczniowie zaczęli kierować się do Pokojów Wspólnych. Nicole starała się unikać wzroku Crabbe’a i Goyle’a trzymając się blisko Dracona. Z resztą jej przyjaciele zrozumieli tę potrzebę, dlatego Blaise i Draco stali po jej bokach, Sam szedł zaraz za nią, a Camile i Vanessa przed nią. Tak więc przyjaciele stali się jej osobistą ochroną. Zauważyli to wszyscy Ślizgoni, a ci co mieli powiązania ze śmierciożercami wiedzieli dlaczego tak się dzieje.
- Czyżby Potter potrzebowała ochrony? – zadrwiła Dafne. Nicole nie miała siły już dzisiaj odpowiadać na jakiekolwiek chamskie odzyski. Była zmęczona psychicznie.
- Dafne, daj spokój – rozkazał Draco. Wiedział, że jego pozycja wśród Ślizgonów gwałtownie spadła przez odwrócenie się od Czarnego Pana, ale dzisiaj jeszcze wystarczyła, aby uspokoić zapędy tej dziewczyny, jak i innych. Gdy wreszcie doszli do Pokoju Wspólnego Nicole jako pierwsza uciekła do dormitorium, aby jak najszybciej położyć się spać.
Kolejny dzień wyglądał tak jak każdy pierwszy dzień po wakacjach. Na śniadaniu opiekunowie domów rozdawali uczniom plany zajęć. Snape powiewając swoją szatą również przechodził wśród swoich uczniów. Wreszcie dotarł też do szóstorocznych, gdzie musiał zatrzymać się na dłużej przeglądając ich zdane sumy.
- Panno Robespierre proszę zgłosić się do mojego gabinetu po skończonych zajęciach – powiedział gdy tylko skończył z planami i odszedł.
- Dobrze panie profesorze – mruknęła w odpowiedzi nie będąc pewna czy usłyszał i zastanawiając się o co może chodzić. Jednak nie przejmowała się tym za bardzo wiedząc, ze już niedługo wszystkiego się dowie. Tymczasem spojrzała na plan. Okazało się, że dziś ma tylko dwie godziny eliksirów i dwie godziny transmutacji. Całą szóstką ruszyli do lochów na pierwszą lekcję. Jak się okazało eliksiry i transmutacja były zajęciami, które mieli z uczniami ze wszystkich domów, gdyż niewiele osób kontynuowało te przedmioty, ponieważ były najtrudniejsze i tylko ta garstka uczniów miała odpowiednie wyniki. Tylko zaklęcia i obronę nadal mieli podzielone na grupy, gdyż te dwa przedmioty kontynuowali prawie wszyscy uczniowie. Na eliksirach większość stanowili uczniowie Slytherinu. Byli to Nicole, Malfoy’owie, Snape’owie, Blaise, Pansy i Dafne. Z Huffelpuffu za to nie było nikogo, czemu nikt się nie dziwił. Z Gryffinodru byli tylko Hermona i Harry, a z Ravenclawu Michael Corner, Terry Boot, Anthony Goldstein i Padma Patil. Na początku przywitał ich złowrogi uśmiech Snape’a.
- Nie wiem co tu robicie w takim składzie. - Tu poparzył znacząco na Harry’ego. – Ale wiedzcie, że jeśli nie okażecie odpowiednich umiejętności w tym przedmiocie to się z nim pożegnacie. Zaawansowane eliksiry to nie zabawa – wycedził i zaczął wykład o antidotach na najcięższe trucizny. Dwie godziny minęły im na sporządzaniu szczegółowych notatek. Jak się okazało na jednych zajęciach mieli mieć teorię a na następnych praktykę, i tak na zmianę. Transmutacja wyglądała niemal tak samo, z tą różnicą, że było tam trochę więcej uczniów. Po pierwszym dniu wiedzieli jedno: OWTMy to nie przelewki. Po zakończonych zajęciach Nicole skierowała się do gabinetu opiekuna. Zapukała i po chwili weszła.
- Siadaj – stwierdził nauczyciel wskazując jej krzesło po drugiej stronie biurka. Gdy spełniła jego rozkaz zaczął mówić nie owijając w bawełnę. – Pamiętam co się stało podczas twojej wizyty w Malfoy Manor. Chcę wiedzieć jakie są następstwa tego. – Nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi. Nicole doskonale to wiedziała.
- Ja… - zacięła się nie mogąc wykrztusić z siebie tych słów. Wzięła głęboki oddech i wpatrując się w swoje dłonie zaczęła mówić cichym głosem. – Dobrze się pan domyśla. Jestem w ciąży. – Po tych słowach w pokoju zaległa cisza.
- Trzeba poinformować o tym grono pedagogiczne i pielęgniarkę.
- Nie! – wykrzyknęła ze strachem wpatrując się w twarz swojego profesora. – Ja najpierw muszę powiedzieć moim rodzicom. Oni wszyscy nic nie wiedzą. Sądzą, że byłam tylko torturowana. Tylko pan i Draco wie co się tam tak naprawdę działo. Ja jeszcze im nie powiedziałam. Chcę spróbować zrobić to sama. – To był jeden z niewielu momentów, w którym twarz Snape’a nie była wykrzywiona w pogardzie, albo niezadowoleniu.
- Masz tydzień – stwierdził. – W następny poniedziałek po kolacji zgłosisz się do gabinetu dyrektora. Tam wszystko wyjaśnimy. Wcześniej przekażę dyrektorowi wszystkie najważniejsze informację.
- Dobrze, dziękuję – stwierdziła i już chciała wyjść, jednak zatrzymał ją głos Snape’a.
- To nie wszystko. – Nicole z powrotem usiadła. – W ciąży nie będziesz mogła uczestniczyć w zaawansowanych eliksirach, a przynajmniej nie we wszystkich.
- Ale jak to?
- Niektóre opary są niebezpieczne dla płodu.
- Będę musiała zrezygnować?
- Myślę, że nie będzie to konieczne. Podczas zajęć, w których nie będziesz mogła uczestniczyć, możesz siedzieć w innej sali i tam przerabiać konkretny eliksir w teorii. Będę ci przekazywał zadania do zrobienia. Jak urodzisz nadrobisz zaległości. Myślę, że sobie poradzisz. – Ten komplement ledwo przeszedł Mistrzowi Eliksirów przez gardło, i dlatego dziewczyna jeszcze bardziej to doceniła. – Oczywiście decyzja należy do ciebie.
- Taki układ mi pasuje. A jak będzie wyglądała moja nauka, gdy już urodzę? – zapytała.
- Nie jesteś pierwszym takim przypadkiem. Jeszcze podczas ciąży, gdy już będziesz w zaawansowanym stanie dostaniesz swój prywatny pokój. Potem będziesz tam mieszkała razem z dzieckiem. Podczas, gdy będziesz miała zajęcia, szkoła zapewni ci opiekę nad dzieckiem, chociażby w postaci skrzata domowego.
- Dziękuję za wyjaśnienia, ale ja nawet nie wiem, czy będę w stanie je zatrzymać – mruknęła znowu kierując swój wzrok na dłonie.
- Jeśli nie będziesz chciała go zatrzymać to po porodzie będziesz musiała zrzec się opieki i podpisać odpowiednie papiery.
- Czy to już wszystko?
- Tak. Możesz iść.
- Dziękuję, profesorze. Do widzenia. – Wyszła, a Severus musiał przyznać sam przed sobą, że nie wszyscy Potter’owie to skończeni idioci.

***
Teraz rozdziały będą pojawiały się nieregularnie. Powodem tego są studia, które zaczęłam, dodatkowo mieszkanie w akademiku nie sprzyja pisaniu. Jest możliwość, że mogę Was powiadamiać o nowych rozdziałach. Jeśli będziecie chcieli to piszcie na maila: aniaxxx1996@gmail.com lub na gg: 48389728.
Pozdrawiam,
AniaXXX