niedziela, 28 maja 2017

Rozdział 57


Nie wiedziała co się z nią dzieje. Była świadoma ciemności, ogromnego bólu głowy i letargu w jaki zapadła. Po wielu godzinach, a przynajmniej tak jej się wydawało, udało jej się otworzyć oczy. Nicole od razu rozpoznała swój pokój na Grimmould Place. Gdy skierowała głowę w stronę okna, oprócz kolejnej dawki bólu, który poczuła, zdała sobie sprawę, że już świta, a więc po ataku musiała przespać całą noc. Nie wiedziała dlaczego leży w swoim łóżku i nie pamięta jak się tu dostała. Ostatnie co pamiętała to deportacje śmierciożerców, ale co było potem to już nie wiedziała. Po bólu głowy zrozumiała, że musiało trafić ją jakieś zbłąkane zaklęcie, które spowodowało zderzenie jej głowy z czymś bardzo twardym. Gdy dotknęła swojej twarzy miała wrażenie, że jest ona spuchnięta i tak się czuła, a przy okazji ten dotyk spowodował kolejną falę bólu. Nie chciała widzieć się w tej chwili w lustrze, bo już sobie wyobrażała jak wygląda. Ciche sapnięcie uświadomiło jej, że nie jest sama w pokoju. Nie musiała daleko szukać, aby zobaczyć, że dwie osoby drzemią na podłodze opierając się o jej łóżko. Przy końcu łóżka oparty spał Harry, który najwyraźniej usnął czuwając przy niej, a tuż przy jej poduszce kimał Draco. Nie zastanawiając się nad tym jak ta dwójka jeszcze się nie pozabijała przebywając w jednym pomieszczeniu zamknęła oczy i oddała się w objęcia Morfeusza.
Obudził ją damski głos, który najwyraźniej kogoś upominał.
- Oj chłopcy, chłopcy. Przecież mówiłam wam, że Nicole już nic nie grozi i na pewno się obudzi. Choć raz byście mnie posłuchali.
- Mamo, chyba nie myślisz, że oni potrafią słuchać kogokolwiek – wtrąciła się Nicole dając znak, że już się obudziła. Harry zareagował głośnym i wesołym okrzykiem, natomiast na twarzy Draco przemknął cień ulgi, który został zauważony przez obie kobiety. Nicole ucieszyła się, że blondyn się o nią martwił, a Lily uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- Wybacz Nicole, nie chciałam cię obudzić, ale cieszę się, że się obudziłaś. Jak się czujesz? – zapytała zatroskana kobieta.
- Boli mnie głowa, ale już nie tak jak wcześniej, gdy się obudziłam nad ranem, a po za tym wszystko w porządku.
- To się cieszę. Uderzyły w ciebie dwie silne klątwy. Masz lekki wstrząs mózgu, ale wszystko będzie dobrze. – Lily mówiąc to rzucała na córkę zaklęcia monitorujące. – Proponuję, abyś poszła się odświeżyć, a potem zeszła do jadalni. Niedługo wszyscy się pobudzą to siądziemy do śniadania świątecznego. Mamy dodatkowych gości.
- Dodatkowych?
- Weasley’owie nie mają na razie, gdzie wrócić. Śmierciożercy przed deportacją spalili Norę. Molly jest załamana, reszta rodziny również bardzo to przeżywa. I ta trójka francuzów.
- A właśnie, co oni tu robią? – Nicole była ciekawa co Delacour’owi robili w Norze. Dwaj chłopcy na razie tylko przysłuchiwali się rozmowie.
- Fleur to narzeczona Billa Weasleya. Ona i jej rodzeństwo mieli spędzić święta w Norze. – wytłumaczyła rudowłosa.
- Znasz ich? – wtrącił się Harry.
- O tak. Razem chodziliśmy do Beauxbatons. Fleur nie bardzo przepada za mną, z resztą ze wzajemnością, a z Damienem byliśmy na jednym roku. – Na wspomnienie o francuzie obaj chłopcy wyraźnie się skrzywili.
- Czemu nie lubisz Fleur? Jest całkiem w porządku. Uczestniczyła w Turnieju Trójmagicznym – stwierdził Potter jakby to wszystko miało wytłumaczyć.
- Harry, to wila, oczarowała cię i teraz jej bronisz – zaśmiała się Nicole stwierdzając tę oczywistość. – A poza tym to zadufana w sobie dziewucha, która myśli, że jest lepsza od wszystkich tylko dlatego, że ma geny wili.
- Koniec tych pogaduszek – zakończyła dyskusję Lily. – Chłopcy, idźcie się odświeżyć. Mniej więcej za pół godziny siądziemy do śniadania. Ty Nicole też się ogarnij. Tylko bez gwałtownych ruchów, które spowodowałyby wzmocnienie bólu głowy. Po posiłku dam ci jeszcze eliksiry i maść. Jakbyś potrzebowała pomocy to zawołaj – zakończyła i skierowała się do wyjścia prowadząc ze sobą syna i Dracona.
Nicole nie czekając na nic wstała z łóżka i zabierając niezbędne rzeczy przeszła do łazienki naprzeciwko jej pokoju. Gdy tylko weszła do pomieszczenia jej wzrok zwrócił się w stronę lustra i z zaskoczenia krzyknęła głośno upuszczając wszystko co miała w rękach. Już po chwili w łazience była jej matka, która nie zdążyła daleko odejść.
- Nicole, co się stało?! – zapytała przestraszona.
- Jak ja wyglądam?! – wykrzyknęła lekko piszczącym głosem, w którym pobrzmiewała panika. – Moja twarz to jeden wielki, opuchnięty siniak!
- Spokojnie do wieczora zejdzie ci zarówno opuchlizna jak i ten wielki siniak. Mówiłam ci, że dostałaś dwoma silnymi klątwami. – Lily próbowała uspokoić córkę, która zachowała się jak typowa nastolatka.
- Co to były za klątwy? – zapytała płaczliwie.
- Klątwa cegły spowodowała wstrząśnienie mózgu, a ten siniak to zasługa zaklęcia pięści.
- A szybciej nie może to zejść? – Teraz w głosie Nicole pobrzmiewała nadzieja.
- Przykro mi, ale siła zaklęć była na tyle duża, że szkody zejdą dopiero po kilku godzinach i to dzięki smarowaniu odpowiednią maścią. Zaraz ci ją przyniosę. Będziesz musiała co 2-3 godziny nakładać dość grubą jej warstwę na twarz. – Nicole po tych słowach wyraźnie się nachmurzyła. Nie wiedzieć czemu najbardziej zabolało ją to, że Draco widział i pewnie jeszcze zobaczy ją w takim stanie. Fleur ze swoją nieskazitelną urodą będzie miała niezły ubaw.
- To może zjem u siebie? – zapytała z rosnącą nadzieją.
- O nie. Mamy święta, a to tylko nieszkodliwe siniaki, które zejdą po kilku godzinach. – Już miała wychodzić, gdy odwróciła się jeszcze w stroną Ślizgonki. – I nie martw się, Draco nawet nie zwróci na to uwagi, bardziej interesuje go to, że wyszłaś z tego cało.
- Ale… Bo to… To nie o niego chodzi! – Zdążyła wykrzyknąć jeszcze w stronę matki zanim ta z triumfalnym uśmiechem wyszła. Ze zrezygnowaniem weszła pod prysznic. Ciepła woda choć trochę zmyła z niej to zażenowanie. Myjąc włosy usłyszała jak Lily przyniosła jej tą nieszczęsną maść. Gdy woda spowodowała zmarszczenie skóry stwierdziła, że czas na koniec kąpieli. Ubrała się w ciuchy, które upuściła gdy spojrzała w lustro wchodząc do łazienki. Kupiona niedawno mała czarna idealnie dopasowała się do jej ciała. Różdżką wysuszyła i zakręciła włosy, a na koniec posmarowała twarz maścią, wiedząc, że dziś makijaż zdecydowanie by jej nie pomógł.
- Torba na głowę i za ojczyznę – mruknęła ze zrezygnowaniem i wyszła ze swojego azylu. W jadalni już wszyscy byli gotowi i czekali tylko na nią. Pomieszczenia musiało zostać powiększone, aby pomieścić wszystkich. Była to raczej wybuchowa mieszanka i Nicole przez chwilę zastanawiała się która kłótnia rozbrzmi jako pierwsza. Wahała się między sprzeczką pomiędzy Severusem Snape’em, który najwyraźniej nie miał żadnych zobowiązań wobec Czarnego Pana na dzisiejszy dzień i mógł spędzić święta ze swoimi dziećmi, a Syriuszem i Jamesem oraz pomiędzy Ronaldem, a Ślizgonami. Wysoko również stawiała Dracona i Harry’ego, oraz samą siebie i Fleur Delacour.
- Cieszę się, że już do nas dołączyłaś, Nicole. – Lily już zaczynała wątpić czy jej córka w ogóle zejdzie. Choć wiedziała, że to nie pasuje do młodej Potterówny, to obawiała się, że zbytnio przejęła się wyglądem i nie będzie chciała pokazać się nikomu z taką twarzą. – Ślicznie wyglądasz w tej sukience – pochwaliła ją, na co Nicole uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
Zanim Nicole zdążyła ruszyć do stołu to drogę zagrodzili jej rudowłosi bliźniacy.
- Najdroższa…
- Najlepsza…
- Najinteligentniejsza…
- Najukochańsza…
- Najcudowniejsza…
- Najwspanialsza…
- Chyba musimy cię przeprosić – zakończyli razem.
- Yyy, o co chodzi? – Nicole nie zrozumiała.
- To my cię tak urządziliśmy.
- Te zaklęcia przeznaczone były na jednego ze śmierciojadów.
- Ale się teleportowali.
- A ty stanęłaś na torze naszych zaklęć. – Nicole wreszcie zrozumiała.
- To przez was wyglądam jak śliwka?! – wykrzyknęła zaskoczona.
- Ale za to jaka ładna śliwka – odpowiedzieli razem mając nadzieje, że to udobrucha dziewczynę, choć czarnowłosa tak naprawdę nie była zbytnio oburzona na nich. Pierwszy szok już minął, a to przecież był wypadek. Tak więc na ich stwierdzenie po prostu się roześmiała.
- Kiedyś się zemszczę – ostrzegła z uśmiechem. Po tych słowach wszyscy zasiedli do stołu. Nicole usiadła między Laurą, a Harrym.
Syriusz jako gospodarz wygłosił dla wszystkich krótkie życzenia świąteczne zabarwione humorem typowym dla niego i zabrali się za wspaniałe jedzenie. Choć na początku rozbrzmiewał tylko dźwięk sztućców obijających się o talerze, to po zaspokojeniu pierwszego głodu zaczęły rozbrzmiewać rozmowy. Dorośli zagłębili się w rozmowie na temat wczorajszego ataku na Norę, Molly nieustannie dziękowała wszystkim za obronę jej domu, choć w jej oczach widoczny był żal za zniszczonym całym dziedzictwem Weasley’ów. Reszta rudowłosych Weasley’ów również nie pałała wesołością na myśl, że już nigdy nie wejdą do ukochanego domu, i choć Artur wydawał się nagle o 10 lat starszy to jednak młodzi starali się zbytnio o tym nie myśleć wczuwając się w świąteczną atmosferę. Bliźniacy dogryzali w swoim stylu wszystkim, Ronald ku zdziwieniu wszystkich siedział spokojnie przy stole nie obrzucając Ślizgonów wściekłym spojrzeniem, Ginny wdała się w dyskusję z Camile i Vanessą na temat mody, Charlie i Percy wraz z resztą omawiali atak, a Bill flirtował z Fleur, co nie umknęło uwadze bliźniaków, którzy to właśnie ich obrali sobie za cel żartów. Damien dołączył do bliźniaków naśmiewając się z siostry, która co jakiś czas obrzucała ich wściekłym spojrzeniem. Najmłodszą z Delacour’ów rozmową zajęła Laura. Były w podobnym wieku i chociaż nie musiały się nudzić słuchając starszych. Ku zdziwieniu wszystkich dziewczyny zaczęły rozmawiać po francusku, na co Laura oznajmiła, że po prostu dawno nie miała okazji używać tego języka, za którym tęskniła. Draco, Sam i Blaise omawiali taktykę na najbliższy mesz Quidditcha z Puchonami. A Harry i Nicole obserwowali wszystkich po kolei ciesząc się świętami wśród rodziny.
Gdy już wszyscy zaspokoili głód, młodzież postanowiła przestać udawać, że wcale nie interesuje ich zawartość prezentów pod choinką, więc depcząc sobie po piętach pobiegli do salonu. Za nimi ze spokojem do salonu udali się dorośli, którzy mieli uciechę z wyczynów młodzieży. Najpierw wszystkie prezenty zostały rozdane, aby potem całe pomieszczenie rozbrzmiało dźwiękiem rozrywanego papieru. Państwo Potter byli wyraźnie wzruszeni prezentem od swoich dzieci. Album w pełni spełnił swoje zadanie.  Nagle w salonie rozległ się wesoły krzyk.
- No bez jaj!
- Syriusz wyrażaj się – skarciła mężczyznę Lily.
- Ale zobaczcie co dostałem i to dwa razy. – Łapa podniósł dwie książki, tak aby każdy mógł doczytać tytuł. Warto dodać, że były to dwie jednakowe książki, a wielki czerwony tytuł wyraźnie odznaczał się na czarnym tle „Pies na baby. 100 praktycznych wskazówek jak znaleźć swoją samicę”.  James po przeczytaniu tytułu wybuchnął tak głośnym śmiechem, że zagłuszył wszystkie inne chichoty. Natomiast rodzeństwo Potter z zaskoczeniem wpatrywali się w dwa identyczne egzemplarze.
- Kto wpadł na ten sam pomysł co ja? – zapytali razem po czym spojrzeli na siebie z zaskoczeniem, aby wybuchnąć głośnym śmiechem. Ze śmiechem przybili sobie piątkę.
- Łapo, zastosujesz się do wskazówek z książki? – zapytał James próbując udać powagę, jednak nie udało mu się, bo ponownie głośno zarechotał.
- Jim, nie zachowuj się jak dziecko – upomniała męża Lily.
- Dziękuję wam, ale sądzę, że poradziłbym sobie bez takich rad – warknął Syriusz, tylko po to, aby potem śmiać się ze swoim przyjacielem i co jakiś czas mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak – cholerni Potterowie.
Po uspokojeniu wszyscy wrócili do rozpakowywania prezentów. Nicole z radością oglądała kosmetyki od przyjaciółek, wielkiego, pluszowego misia od Blaisa i Sama, piękną zieloną sukienkę od rodziców, czy książki na temat taktyki i obrony od Remusa i Syriusza. Harry podarował jej śliczny łańcuszek, a Laura ręcznie malowany portret w pięknej ramie, był on zaczarowany, gdyż postacie na nim ruszały się i machały do niej z radością.  Ze wzruszeniem wpatrywała się w Robespierre’ów i Potterów stojących obok siebie i obejmujących się przyjacielsko. Przed nimi stali Nicole, Harry i Laura, którzy dokuczali sobie raz po raz, aby potem śmiać się z tego wesoło. Gdy podniosła głowę znad portretu zobaczyła, że Laura wpatruje się w nią z napięciem.
- Pani Lily pomogła mi zaczarować portret, tak aby postacie się ruszały. – Blondynka z wdzięcznością spojrzała na matkę siostry. - Może nie jest on doskonały, ale starałam się…
- Ty go namalowałaś? – Nicole dawno nie była tak zaskoczona. Gdy Laura kiwnęła niepewnie głową, Nicole powiedziała z zachwytem – jest piękny, dziękuję. – Po czym przytuliła ją mocno. – Nigdy nie mówiłaś, że malujesz. Jak to się stało?
- Bo nikt o tym nie wiedział. Od… od śmierci rodziców często rysowałam. Lubię to. – Laura wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic dziwnego.
- Koniecznie musisz mi się pochwalić swoimi pracami. To straszne, że nic o tym nie wiedziałam.
- Bo miałaś nie wiedzieć – Laura się zaśmiała. – Został ci jeszcze jeden prezent. – Wskazała na podłużne pudełko leżące obok Nicole, chcąc odwrócić od siebie uwagę. Udało jej się to, gdyż Ślizgonka od razu złapała za prezent.  Okazało się, że w środku była bransoletka z blaszką, wykonana z białego złota. Nicole wzięła ją do ręki i zaczęła oglądać z bliska, dzięki czemu zauważyła, że od wewnątrz na blaszce wygrawerowany był napis. Strzeż się smoka. Po grawerze od razu domyśliła się od kogo taki prezent. Spojrzała na Draco, który w tym samym momencie otwierał prezent od niej. Zachwycony przejechał palcem po wężu owiniętym wokół zawieszki, na co ten pod wpływem dotyku zasyczał i otworzył medalion. W środku zobaczył zdjęcie, które przedstawiało jego i Nicole na wieży astronomicznej podczas jednej z ich schadzek.  Ze swoim złośliwym uśmiechem spojrzał na dziewczynę.
- Możesz zmienić – mruknęła Nicole. – Otworzy się tylko pod wpływem twojego dotyku – wytłumaczyła.
- Dzięki – odpowiedział tylko. Po czym od razu zamknął medalion i założył go na szyję. Nicole z wesołym uśmiechem zrobiła to samo ze swoją bransoletką.
Resztę dnia spędzili razem świętując Boże Narodzenie. Po jakimś czasie tylko pan Weasley postanowił wyruszyć do Nory, aby sprawdzić, czy jest coś co ocalało. Bill od razu wyraził chęć wyruszenia wraz z ojcem, zresztą tak samo jak i pozostali jego bracia.
- Arturze nie powinieneś iść sam – stwierdził Remus. – Śmierciożercy mogą tam wrócić, pewnie domyślają się, że będziecie chcieli tam wrócić.
- Pójdziemy tam razem z tobą – zaproponował James wskazując na Huncwotów. Tak więc skończyło się na tym, że do Nory ruszył pan Weasley z trójką najstarszych synów oraz Jamesem, Syriuszem i Remusem.
- Uważajcie na siebie – poprosiła ich pani Weasley.
Na szczęście ich wyprawa skończyła się szczęśliwie, choć nie wrócili z dobrymi wiadomościami. Gdy weszli na Grimmauld Place pan Weasley zmęczonym wzrokiem odszukał żonę i pokręcił głową dając jej znać, że całe ich dziedzictwo zostało zniszczone. Molly nie wytrzymała tych nerwów i wybuchnęła płaczem. Bliźniacy od razu się przy niej znaleźli i przytulili matkę próbując ją pocieszyć.
- Arturze, oczywiście możecie tu zostać. Tym nie musicie się martwić.
- Dziękuję ci Syriuszu.
- Widzisz mamo, nie martw się. Na razie zostaniemy tutaj, a z czasem odbudujemy Norę – zapewnił pewnym głosem Fred. Wszystkich zdziwiła powaga w głosie chłopaka, który razem z bratem rzadko potrafił być poważnym, jednak ich również bardzo dotknęła strata domu. Reszta rodzeństwa przytaknęła bratu zapewniając matkę, że na pewno uda im się odbudować Norę.
- Och, dzieci. Gdyby to było takie łatwe. – Kobieta otarła łzy i rozejrzała się po swoich dzieciach, które ją otoczyły.
- Mamo, na pewno nam się uda. A jeśli martwisz się o pieniądze to pamiętaj, że już piątka twoich dzieci pracuje. Poradzimy sobie – oznajmił Charlie.
- Poza tym nie jesteście sami. Po to są przyjaciele, aby sobie pomagać – dodała Lily, która była bardzo wdzięczna Molly, za to, że ta otoczyła miłością jej syna i przez wiele lat traktowała go jak kolejne swoje dziecko. Pani Wesley zdążyła się uspokoić, aby po chwili rozpłakać się ze wzruszenia. Natomiast pan Weasley z dumą wpatrywał się w swoje dzieci i wdzięcznym spojrzeniem dziękował Lily za jej słowa.
- Widzisz mamo. Będzie dobrze. A jak będziemy odbudowywać Norę, to pomyśl jak wielką kuchnię będziesz mogła sobie wymyślić – zażartowała Ginny, co rozładowało atmosferę i wszystkim powrócił dobry humor.
Wbrew oczekiwaniom Nicole do końca dnia mimo tak wybuchowego towarzystwa nikt nie garnął się do kłótni, tak więc spędzili spokojny dzień. Wieczorem ku uciesze Nicole opuchlizna i siniaki z twarzy dzięki maści poschodziły i Ślizgonka ponownie odzyskała wiarę w siebie,
Kolejnego dnia na Grimmould Place dołączyła do nich Hermiona, która gdy tylko dowiedziała się o ataku na Norę postanowiła spędzić czas z przyjaciółmi. Jako że do końca roku pozostało już tylko kilka dni to młodzież z radością wyczekiwała Sylwestra i planowała zabawę na pożegnanie roku. A w głowie Nicole kiełkował pewien pomysł.

***
Nowy rozdział po miesiącu o poprzedniego. Uważam, że ten miesiąc to taki odpowiednio długi czas, abym mogłam naskrobać kolejny rozdział, dlatego następnego oczekujcie pod koniec czerwca. Mam nadzieje, że uda mi się przed samą sesją ;)
Pozdrawiam, 
AniaXXX