czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 33


Nicole została przyprowadzona do małej celi, w której znajdowała się tylko metalowa prycza. Na razie jednak dziewczyna nie miała siły przejść gdziekolwiek, więc siedziała na podłodze, tak jak ją wrzucili, pozbawiona wszelkich sił. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia, choć trochę odzyskała siły, więc z trudem, cała obolała podniosła z ziemi i przeniosła się na pryczę, a potem położyła się na niewygodne posłanie. Postanowiła się trochę przespać wiedząc, że dzięki temu odzyska choć trochę energii. Nie chciała zastanawiać się nad tym co ją spotkało i co jeszcze spotka. Dlatego zanim zapadła w sen obiecała sobie, że z godnością przetrwa wszystkie tortury.
Nie poddawaj się. Bądź silna. Pomoc nadejdzie. Nie jesteś sama.
Nicole gwałtownie zerwała się ze snu. Gdy tylko zobaczyła kraty i odczuła ból całego ciała to od razu przypomniała sobie gdzie jest.
- Znowu ten głos - mruknęła do siebie, gdy zdała sobie sprawę co ją zbudziło ze snu. - Co on do cholery oznacza? - zapytała w nicość ze złością. Nie chciała tego teraz roztrząsać, ale jednak czuła się podniesiona na duchu słowami ze snu. Nie zastanawiając się nad tym rozglądnęła się po swojej celi. Przy kratach zauważyła nieduże naczynie. Gdy do niego podeszła okazało się, że jest ono wypełnione wodą. Dopiero teraz zorientowała się jak bardzo chce jej się pić. Przez chwilę zastanawiała się, czy warto ją wypić. W końcu jeśli się odwodni to może jej cierpienia będą krótsze. Ta chwila zawahania trwała tylko chwilę, bo Nicole przypomniała sobie kojący głos ze swojego snu.
- Pomoc nadejdzie - mruknęła i napiła się odrobinę wody. Nie wiedziała co ile będą jej ją przynosić i jak długo tu będzie, więc musiała trochę oszczędnie obchodzić się z życiodajnym płynem.
Nicole nie zdawała sobie sprawy ile już siedzi bezczynnie na tej niewygodnej pryczy, ale wreszcie coś się zaczęło dziać. Drzwi jej celi otworzyły się, a do środka weszli dwaj mężczyźni w czarnych szatach i białych maskach. Dziewczyna rozpoznała w nich tych samych śmierciożerców, którzy ją wczorajszego dnia odprowadzili tutaj.
- Wstawaj Potter. Drugą część tortur czas rozpocząć. - Czarnowłosa mimo, że nie widziała twarzy mężczyzn mogła się założyć, że mają szydercze, obleśne uśmiechy. Niespiesznie wyszła z celi, gdzie jeden z nich złapał ją boleśnie za ramię.
- Przecież wam nie ucieknę. I tak nie mam gdzie - warknęła i próbowała się wyrwać. Niestety to nic nie dało, a dodatkowo rozbawiła śmierciożerców. Nicole zaprzestała prób wyrwania się i spokojnie szła korytarzami tego budynku do sali gdzie znowu mieli ją torturować. Zastała tam taki sam widok jak poprzedniego dnia. Lord Voldemort siedzący na tronie, a dookoła niego ustawieni śmierciożercy. Pierwsze co spostrzegła to obecność swoich przyjaciół wśród tych morderców.
- Zastanowiłaś się nad moją propozycją? - zapytał Czarny Pan, gdy już stanęła przed nim.
- Sądziłam, że człowiek, który uważany jest za jednego z najpotężniejszych magów XX w. jest trochę bardziej inteligentny. Jednak się myliłam. Której części słowa „nie” nie? - Wiedziała, że zaraz pożałuje za tę pyskówkę, ale nie obchodziło ją to.
- Crucio! - Rzeczywiście zaraz tego pożałowała, jednak teraz w miarę wypoczęta nawet nie pisnęła pod silnym zaklęciem Voldemorta. Gdy mężczyzna przerwał torturę od razu podniosła się z ziemi, pokazując, że to za mało, aby ją złamać. - Jesteś twarda, ale zaraz cię złamię. - syknął - Severusie, masz ze sobą eliksir nad którym ostatnio pracowałeś? - Czarny Pan zwrócił się do śmierciożercy po swojej prawicy.
- Tak, Panie. Proszę. - Snape przekazał przezroczystą fiolkę wypełnioną krwistoczerwonym płynem Voldemortowi. Potem czarnowłosy skierował spojrzenie na ofiarę. Nicole po raz pierwszy ujrzała w oczach swego profesora coś innego niż obojętność, albo wściekłość. Teraz ujrzała tam niedowierzanie i poczucie winy. Czyżby nie wiedział, że szykuje ten eliksir dla niej? Dziewczyna uznała, że pewnie tak właśnie było.
- Crabbe, Goyle podajcie go jej - rozkazał Voldemort. Po tym co Nicole ujrzała w oczach Mistrza Eliksirów wywnioskowała, że musi to być wyjątkowo paskudny eliksir, dlatego gdy tylko jeden z nich złapał ją za ramiona, a drugi przybliżał fiolkę do jej twarzy zaczęła się szarpać. Zacisnęła mocno usta i skoro miała unieruchomione ręce to zaczęła kopać śmierciożercę chcącego zmusić ją do wypicia. Słyszała szyderczy śmiech obecnych, ale się nie poddawała. Właśnie dzięki temu udało jej się kopnąć mężczyznę między nogi. Gdy upadł na podłogę trzymając się za czułe miejsce śmiech ucichł. - Crabbe puść ją. Wróćcie na miejsce - warknął Czarny Pan - Skoro oni nie są w stanie zmusić cię do wypicia tego to chyba wiem kto to zrobi. Camile, Draconie może wy spróbujecie. Myślę, że swoich przyjaciół tak nie znokautujesz - zaśmiał się mężczyzna, niestety w jego wykonaniu brzmiało to przerażająco. Nicole patrzyła na Malfoy'ów, a oni patrzyli na nią, nie ruszając się z miejsca. W oczach całej trójki był strach. Nicole nie mogła dopuścić do tego, aby oni znowu zostali zmuszeni do zrobienia czegoś strasznego. Wiedziała, że oni i tak będą się obwiniali za to, że się tutaj znalazła. Po co mają się zadręczać jeszcze tym - pomyślała Nicole.
- No dalej. Lucjuszu czyżbyś nie nauczył swoich dzieci całkowitego posłuszeństwa wobec mnie?
- Panie, jesteśmy posłuszni tylko tobie - odpowiedział służalczo. – Camile, zróbcie to - rozkazał kierując słowa do córki wiedząc, że to ona ma największe opory. Wcisnął jej jeszcze fiolkę z eliksirem.
- Ja nie mogę - mruknęła ze łzami w oczach.
- Ty...
- Lucjuszu uspokój się. - Voldemort przerwał rozjuszonemu blondynowi, a potem skierował się do jego córki. - Skoro nie chcesz sprawić cierpienia swojej przyjaciółce… - To słowo wypowiedział tak jakby to była największa obelga. - To zobaczysz jak cierpi twój brat. Crucio! - czerwony promień dosięgnął chłopaka, który upadł jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nicole nie mogła patrzeć na ich cierpienie.
- Przestań! - wrzasnęła, tak jakby to ją trafił cruciatus. Voldemort przerwał zaklęcie i odwrócił się w jej stronę
- Mimo tego, że cię zdradzili nie możesz patrzeć jak cierpią. Zadziwiające. Powinnaś sama chcieć sprawić im ból. Oni cię zdradzili - przekonywał ją.
- Nie zniżę się do twojego poziomu. Znacznie trudniej jest wybaczyć, ale mi się udało.
- Żałosne. Ślizgoni nie przebaczają. - warknął mężczyzna
- Widocznie jestem wyjątkową Ślizgonką, a ty jeśli sam nie potrafisz zmusić mnie do wypicia tego eliksiru to nie wysługuj się innymi. Jeśli chcesz abym to wypiła to daj mi fiolkę. Sama sobie poradzę, nie potrzebuję pomocy w tak prostej czynności jaką jest picie. - Wiedziała, że tymi słowami wywoła wielkie zdziwienie. W pomieszczeniu mimo tak wielu osób zaległa głucha cisza. Nikt nie spodziewał się, że dziewczyna będzie chciała sama z siebie wypić eliksir torturujący.
- Chcesz za wszelką cenę zachować godność, a więc dobrze, pozwolę ci na to - zadrwił Voldemort.
- Dziwne, że wypowiadasz się na temat, o którym nie masz zielonego pojęcia. Dostanę ten eliksir, czy nie? - zapytała
- Oczywiście. Camile, podaj jej fiolkę - rozkazał mężczyzna. Blondynka widząc ponaglające spojrzenie, zarówno Czarnego Pana, jak i Nicole ruszyła się z miejsca i podała przyjaciółce fiolkę drżąca ręką.
- Niki - szepnęła z bólem w głosie blondynka. W zamian druga Ślizgonka uśmiechnęła się do niej uspokajająco, jakby przekonując, że wszystko będzie dobrze.
- Dowiem się chociaż co piję? - zapytała czarnowłosa otwierając naczynie.
- Severusie, wyjaśnij swojej uczennicy co za eliksir wykonałeś.
- Łamiący kości połączony z zaklęciem iluzji - odpowiedział Snape twardym głosem. W tej chwili Nicole pożałowała, że zapytała. Jeśli wypije eliksir to przy najlżejszym ruchu będzie mieć wrażenie, że łamią jej się kości. Wiedziała, że to będzie bardzo bolesne, i że na samym eliksirze się nie skończy. Podniosła do ust fiolkę i wypiła wszystko jednym łykiem. Dłoń jej zadrżała, co zauważył Voldemort, dlatego uśmiechnął się triumfalnie. Nicole czuła jak po jej ciele rozprzestrzenia się eliksir, jakby parząc ją od środka. Nie drgnęła wiedząc, ze to sprawi jej ból.
- Teraz już nie masz nic do powiedzenia? - zadrwił Czarny Pan. Nicole nie odpowiedziała, tylko patrzyła twardo w jego czerwone oczy. Wiedziała, że jeśli się odezwie to będzie miała wrażenie, że łamie jej się szczęka. - Zaraz wydobędę z ciebie głos, a nawet więcej. Crucio! - zawył z radością. Siła zaklęcia zwaliła ją z nóg. Jego skutki połączone z wrażeniem, że jej kości się łamią były nie do zniesienia. Nicole zaczęła krzyczeć, wyła jakby ją obdzierali ze skóry. I tak się czuła. Zaklęcie Voldemorta nie miało końca. Czarnowłosa czuła się jakby była pod jego wpływem kilka godzin, choć naprawdę minęło zaledwie kilka minut. Wreszcie po kwadransie mężczyzna przerwał klątwę. Dziewczyna leżała pozbawiona sił na ziemi, z jej oczu płynęły łzy bólu. Znowu zastygła w bezruchu, aby nie sprawić sobie dodatkowej męki. Choć miała dość to zdawała sobie sprawę, że to nie koniec. - Zaczynajcie - rozkazał Voldemort swoim śmierciożercom. I znowu Snape jako pierwszy rozpoczął kolejkę. Z gardła dziewczyny wydobył się przeraźliwy krzyk. Nicole cierpiała i to właśnie doprowadzało Voldemorta do ekstazy. Śmiał się szaleńczo widząc gehennę swojej ofiary. I znowu po Snape'ie był starszy Malfoy, potem młodszy z bólem w głosie wypowiadał to samo zaklęcie, a po nim kolejni śmierciożercy. W połowie kolejki Nicole straciła przytomność. To była dla niej chwila wytchnienia. Była nieprzytomna, więc nie czuła bólu. Niestety nie trwało to długo. Czarny Pan przywrócił jej przytomność z radością rzucając zaklęcie Rennervate.
- Jesteś taka słaba - oznajmił - Zupełnie jak twój brat. Więc może skoro nie chcesz do mnie przystąpić to w zamian za skrócenie twojego cierpienia powiesz mi wszystko co wiesz o Wybrańcu? - Nicole analizowała te słowa. Tak bardzo nie chciała już czuć tego wszechogarniającego bólu, tak bardzo chciała już umrzeć. Gdy ta myśl wytworzyła się w umyśle dziewczyny, od razu przypomniała sobie sen i swoje przyrzeczenie.
Nie poddawaj się. Bądź silna. Pomoc nadejdzie. Nie jesteś sama. Za wszelką cenę zachowam godność i honor.
- Pieprz się – wycharczała.
- W takim razie kontynuujcie - rozkazał śmierciożercom z tym swoim odrażającym uśmiechem. I znowu powrócił ten wielki ból. Chwilami wytchnienia dla Nicole były utraty przytomności. Niestety za każdym razem rzucano na nią Rennervate. Tym razem na jednej kolejce się nie skończyło, ale Ślizgonka już nie zwracała uwagi na to kto ją torturuje. Teraz najmocniejszy cruciatus Voldemorta, z tym najlżejszym Dracona odczuwała tak samo mocno. Nie liczyła, który z kolei śmierciżerca ją torturuje, nawet nie słyszała tego przeklętego Dalej, teraz po prostu wyczekiwała chwili, gdy ponownie straci świadomość. Było to dla niej uwolnienie się od tego bólu. Po zakończonym kolejnym zaklęciu oczekiwała chwili, w której znowu trafi w nią ten czerwony promień, jednak tak się nie stało. Jakby zza szyby usłyszała słowa Voldemorta.
- Crabbe, Goyle zabierzcie ją do lochów. - Potem poczuła jak mocno ktoś chwyta ją za ramiona i ciągnie za sobą. Nie była w stanie iść, więc biernie poddała się temu. Po drodze znowu straciła przytomność, dzięki czemu nawet nie poczuła jak mężczyźni rzucili ją na ziemie w już znanym lochu. Tymczasem w sali tronowej Voldemort jeszcze przemawiał do swoich śmierciożerców.
- Severusie, zaraz pójdziesz do lochów i podasz naszemu więźniowi antidotum na swój eliksir. Chcę, aby ona jutro była w pełni świadoma, bo wtedy ją do końca złamiemy. Dziś odczuła ból fizyczny, więc teraz czas na psychiczny. Potem udasz się do Dumbledore'a i Potter'a, przekażesz im kogo u siebie gościmy. Masz przekazać Potter'owi wszystko dokładnie co z nią robiliśmy. Idź już. - Mężczyzna skłonił się przed Panem i wyszedł. - Camile nie chcę cię tu jutro widzieć. Draco jutro zobaczysz jak zniszczyć w pełni człowieka. Nie martw się, że jeszcze nie będziesz w tym uczestniczył, bo już niedługo gdy na twoim ramieniu znajdzie się mroczy znak to wtedy będziesz mógł robić wszystko to co śmierciożercy. Na razie jednak masz czas na naukę.
- Dziękuję ci Panie - odpowiedział Draco.
- A teraz wynoście się. Jutro macie tu być o tej samej porze.
Nicole znowu została wyrwana z tego błogiego stanu jakim jest brak świadomości. Lecz tym razem coś się zmieniło. Znajdowała się w ciemnym lochu, a nad nią pochylał się Mistrz Eliksirów.
- Wypij to - mruknął podkładając jej do twarzy fiolkę.
- Co to jest? - wychrypiała ze strachem w oczach.
- Antidotum - odpowiedział krótko. Nicole mu zaufała. Tak bardzo pragnęła nie czuć łamania swoich kości, że wypiła to czym prędzej. Ruszyła ręką, wrażenie łamania zniknęło, jednak ból pozostał. Snape nie czekając na nic przeniósł ją na pryczę i mruknął - Prześpij się trochę, to ci pomoże.
- Dziękuję – szepnęła. - Co mi jeszcze zrobią? - zapytała, gdy wychodził już z jej celi. Snape zesztywniał. Wiedział, że to będzie dla dziewczyny straszne skoro Voldemort chciał ją złamać psychicznie. Wiedział też jaki sposób mają śmierciożercy na złamanie kobiety. Jednak nie chciał dołować tej silnej dziewczyny bardziej, dlatego powoli odwrócił się w jej stronę i rzekł:
- Nie wiem. - Po chwili już go nie było.

***
A teraz słowem wyjaśnienia: 
> Jeśli chodzi o ucieczkę Malfoy'ów to oczywiście nosili się z jej zamiarem, ale od Lorda Voldemorta nie łatwo jest uciec. Oczywiście myśleli o tym, ale żadne z nich nie wiedziało jak dobrze ukryć się przed Czarnym Panem. Jeśli zaś chodzi o wystawienie Nicole to tu nie mieli zbytnio wyjścia. Odkąd dowiedzieli się o zadaniu jakie ich czeka byli pilnowani przez śmierciożerców. Czyli albo wydali by przyjaciółkę, albo przypłacili to życiem. Mam nadzieje, że rozwiałam wątpliwości jednej z czytelniczek? lub czytelnika (w każdym razie anonima).
> A teraz odpowiedzi dla drugiego anonima. Na wstępie zaznaczę, że takie długie komentarze i Wasza opinia o tym opowiadaniu bardzo cieszy. A już na pewno pomaga, wiem co muszę poprawić, aby ten twór się lepiej czytało. Relacje rodzinne powrócą już niedługo, gdyż tego będzie wymagać fabuła. Postaram się, aby wszystkiego było po równo ;) Co do zmiany Harry'ego to właśnie tak chciałam to wykreować. Być może za szybko to się stało, ale zawsze wydawało mi się, że nastawienie Harry'ego do ślizgonów jest takie, a nie inne, ponieważ oni nie pozwolili mu się poznać. Tak więc, gdy Nicole została ślizgonką, to jego zdanie o nich zaczęło się zmieniać. Jeśli chodzi o Laurę to stworzyłam ją raczej pod wpływem chwili. Teraz jak na to patrzę to rzeczywiście jest nieco odsunięta na bok. W każdym razie postaram się coś z tym zrobić. Przeszłość Nicole w Beauxbatons nie wydawała mi się, aż tak ważna, może dlatego jest jej tak mało. Peter Pettigrew na pewno się pojawi, ale od razu zaznaczam, że będzie to raczej jeden wątek, dosyć szybko zakończony. Naprawdę cieszę się z takiego podsumowania i na pewno nie zamierzam go usuwać.

> !!! Pomyślałam, że teraz już zawsze będę tak robić, a mianowicie, jeśli będzie 10 komentarzy to kolejny rozdział za tydzień, a jeśli nie będzie to czekacie 2 tygodnie.


Zapraszam do czytania i do następnego.
AniaXXX

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział 32


Draco i Camile Malfoy, jeszcze zanim pojawili się w domu, wiedzieli, że to będą jedne z najgorszych wakacji. A całą winę za to ponosił Lord Voldemort panoszący się po Malfoy Manor. Gdy tylko rodzeństwo pojawiło się w domu, Draco musiał stanąć przed obliczem Czarnego Pana. Na wstępie dowiedział się, że gdy tylko osiągnie pełnoletniość zostanie śmierciożercą. Miał już wyznaczony termin. Najlepszy dzień w życiu nastolatków, gdy właśnie wchodzą w dorosłość, dla Dracona miał być tym najgorszym. Miał przystąpić w szeregi morderców, gwałcicieli i szaleńców służących Voldemortowi. W dzień jego siedemnastych urodzin, 21 kwietnia, miał zostać naznaczony. W takim razie zostało mi jeszcze trochę czasu - pomyślał. Jedyną dobrą wiadomością tego dnia było to, że Camile na razie nie podzieli jego losu. Czarny Pan nie chciał, aby zbyt wielu uczniów miało wypalone mroczne znaki, gdyż to zwiększało ryzyko zdemaskowania. Oprócz Dracona i Teodora Notta, którzy mieli dostąpić zaszczytu wstąpienia w szeregi śmierciożerców w swoje siedemnaste urodziny, reszta dzieci jego sług, czyli większość Ślizgonów, miała zostać śmierciożercami po ukończeniu szkoły. Początkowo Voldemort planował wcześniej naznaczyć też Samuela Snape'a, ale Severus przekonał go, że jego syn jest pod ochroną Dumbledore'a, więc jest też pod większą obserwacją. Wtedy mogło by się wydać, że w Hogwarcie jest więcej śmierciożerców, niż jeden Mistrz Eliksirów. Opiekun Ślizgonów dziękował wszystkim bóstwom, że udało mu się ochronić syna przed tym. Chciał też ochronić przed tym chrześniaka jednak tu już nie mógł nic zrobić, szczególnie, że Lucjusz był wyjątkowo dumny ze swojego syna. W głębi ducha, tak jak większość Ślizgonów nie chcących przystąpić w szeregi śmierciożerców, tak i Severus kibicował znienawidzonemu Potterowi. Wszyscy wiedzieli, że to on musi zabić Czarnego Pana. Przepowiednie znali zarówno śmierciożercy, jak i cały Zakon Feniksa, dlatego wszyscy, choć nie wierzyli, że nastolatkowi uda się zabić tak potężnego czarodzieja, to trzymali kciuki za Harry'ego.
- Draconie jak powiodła się twoja misja? - zapytał Voldemort, gdy już oznajmił mu szczęśliwą wiadomość.
- Panie, ta Potter za nic nie da się przekonać do przystąpienia w twoje szeregi. Mimo tego, że udało mi się pozyskać jej zaufanie to nie stanie po stronie zła. - odpowiedział pewnie Draco patrząc w oczy Czarnego Pana. Wiedział, że właśnie teraz mężczyzna sprawdza czy chłopak mówi prawdę. Czuł ingerencje jego umysłu w swoim, dlatego korzystając z umiejętności oklumencji pokazał Czarnemu Panu odegrane przez niego i Nicole scenki dotyczące przejścia na stronę śmierciożerców. Gdy Draco wyczuł, że mężczyzna opuścił jego umysł, zdał sobie sprawę, że Czarny Pan uwierzył w to.
- No cóż, szkoda takiego potencjału. W końcu dziewczyna nie bez powodu została Ślizgonką. Czas wprowadzić w życie plan B - mruknął Voldemort do siebie, jednak po chwili znowu skupił się na Draconie. - Nie spodziewałem, że ci się uda wypełnić tę misję - zaczął zwracając się do blondyna. - Jednakże za jej niewypełnienie muszę cię ukarać. Crucio! - Chłopak pod wpływem zaklęcia upadł na ziemię, jednak udało mu się zachować ciszę. Jedynie gdy tortury się przedłużyły z jego ust wydobył się jęk bólu. Czarny Pan zadowolony przerwał zaklęcie i opuścił różdżkę, wtedy Draco nie zwracając uwagi na ból całego ciała stanął prosto, z twardym wyrazem twarzy patrząc przed siebie. - Będziesz dobrym śmierciożercą. Ojciec dobrze cię wychował - powiedział mężczyzna z okropnym uśmiechem, a Draco mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że tej godności nauczył się od ojca chrzestnego. Tak, Severus Snape był dla niego o wiele większym przykładem, niż Lucjusz. - Możesz odejść. - Draco nie czekając na więcej wyszedł z pokoju i skierował się do siebie, zastanawiając się o co chodzi z planem B.
Przez kolejny miesiąc w Malfoy Manor nie dochodziło do żadnych ważnych sytuacji. Draco i Camile próbowali zejść z pola widzenia Czarnego Pana i swojego ojca. Rodzeństwo, łącznie ze swoją matką, co raz częściej myśleli o ucieczce z tego miejsca, jednak żadne z nich nie mówiło o tym głośno. Bardzo często widzieli we dworze Mistrza Eliksirów. Przez przypadek usłyszeli, że mężczyzna na polecenie swego pana pracuje nad jakimś silnym eliksirem torturującym. Przez ostatni tydzień lipca ich opiekun w ogóle nie wychodził z laboratorium we dworze, cały czas przygotowując eliksir i antidotum na nie. 1 sierpnia blondwłose rodzeństwo zostało wezwane przed oblicze Czarnego Pana. Oprócz jego zastali tam ojca, ciotkę Bellatrix, Snape'a oraz ojców Goyle'a i Crabbe'a. Weszli niepewnie do pomieszczenia, stanęli przed Voldemortem i skłonili się.
- Wczoraj moi śmierciożercy przechwycili list - powiedział Voldemort swoim syczącym głosem. - Po przechwyceniu go doszedłem do pewnych wniosków i dopracowałem swój plan. Ale może najpierw przekażę list do jego adresata - dokończył po chwilowym zastanowieniu, a jego twarz wykrzywiła się w okropnym grymasie, który pewnie w zamierzeniu miał być uśmiechem. Mężczyzna wyciągnął kawałek pergaminu z kieszeni szaty, a wszyscy obecni przypatrywali mu się z zaciekawieniem. Na twarzach najmłodszych widać też było strach, gdyż to właśnie do nich zaczął zbliżać się Voldemort. - Camile, proszę przeczytaj - syknął w stronę blondynki, wyciągając rękę z listem. Dziewczyna trzęsącą się dłonią wzięła od niego pergamin i zaczęła czytać.

Droga Cami,
mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Mogłabyś napisać coś do nas, bo bardzo się martwimy. Jeśli jednak nie możesz to zostanie ci to wybaczone. Jak wiesz mam dzisiaj urodziny (nie żebym ci przypominała) więc pomyślałam, że może Ty i Draco moglibyście pojawić się na imprezie urodzinowej. Zabawimy się w klubie, rozluźnimy i takie tam. Z niecierpliwością czekam na Twoją odpowiedź.
Do szybkiego zobaczenia,
Nicole R. - P.

Po przeczytaniu listu Camile nie wiedziała co zrobić. Nie miała pojęcia czy ma się spodziewać kary, czy jak. Ze strachem spojrzała na brata, który też przeczytał list, ten jednak patrzył na nią z taką samą niewiedzą.
- Panie ja... - zaczęła cicho Camile, jednak Voldemort jej przerwał.
- Może najpierw wyjaśnimy reszcie co to za list. Lucjuszu, otóż twoja córka otrzymała zaproszenie na imprezę urodzinową do niejakiej Nicole Potter.
- Panie, ona nie pójdzie. Nie pozwolę, aby zadawała się z jakimkolwiek Potter'em.
- Ależ oczywiście, że nie pójdzie, zresztą ta impreza odbywała się wczoraj. Jednak dzięki temu listowi dopracowałem swój plan, który ma na celu zaciągnięcie tu siostry Wybrańca. Dziewczyna ufa Twoim dzieciom, Lucjuszu, tak więc to właśnie oni będą przynętą, którą połknie Nicole Potter. - Draco i Camile popatrzyli na siebie ze strachem, teraz już doskonale widocznym na ich twarzach. Na szczęście Czarny Pan nie zwracał uwagi na to co czują jego podwładni, z resztą u większości swoich sług wzbudzał strach i to właśnie mu się podobało. - Odpiszesz jej na ten list. - Mężczyzna zwrócił się do Camile tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Napiszesz, że chcesz się z nią spotkać jutro o 21:00 w uliczce za Dziurawym Kotłem. Napisz to tak, aby dziewczyna była pewna, że to ty to pisałaś i zaznacz, że nikt ma nie wiedzieć o tym spotkaniu. - Voldemort wskazał stół, na którym leżał pergamin z piórem kałamarzem. Camile na drżących nogach podeszła do stołu patrząc przelotnie na Dracona, który przekazał jej wzrokiem, aby robiła to co musi. Tymczasem Czarny Pan dalej mówił. - Draco na to spotkanie pójdziesz z nią. Razem z wami pójdzie Lucjusz i Bellatriks pod zaklęciem kameleona. Ujawnicie się dopiero, gdy dziewczyna zajmie się rozmową z nimi. - Tu wskazał na młodych Malfoy'ów. - Nie walczcie z nią, po prostu zabierzecie jej różdżkę i przyprowadźcie tutaj, a jeśli będzie trzeba to ją spetryfikujcie. Dziewczyna ma się tu pojawić cała. - Lastrange i starszy Malfoy kiwnęli głowami na znak, że zrozumieli. - Severusie, jak tam eliksir?
- Panie eliksir jest już prawie gotowy. Musi jeszcze tylko odstać dwa dni, aby miał odpowiednią moc. Za dziesięć godzin trzeba będzie jeszcze rzucić na nie zaklęcie iluzji. Antidotum jest już gotowe. - odpowiedział Snape.
- Dobrze, w takim razie przypilnujesz eliksiru. Zostaniesz tu do momentu, kiedy będziesz już mógł przekazać Zakonowi i Potterowi, że mamy jego siostrę. - Mistrz Eliksirów zrozumiał, że nie może opuścić dworu Malfoy'ów do momentu, aż dziewczyna nie zostanie porwana, aby nie dowiedział się o tym Dumbledore.
- Panie, skończyłam - zakomunikowała cichym głosem Camile. Voldemort przeczytał cały list i mruknął:
- Idealnie. Idź, wyślij ten list. Draconie ty też już możesz wyjść. Crabbe, Goyle będziecie pilnować ich całą noc i jutrzejszy dzień. Dopilnujcie, aby wysłała list i aby nikt się z nimi nie kontaktował. Mają się nie ruszać ze swoich pokoi. - Mężczyźni kiwnęli głowami i poczłapali za nastolatkami. - Wyjdźcie! - rozkazał Czarny Pan reszcie.
Camile, jakby nieświadoma weszła do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi i wysłała list swoją sową, Albertem. Usiadła na łóżku i zaczęła płakać. Nie mogła znieść tego, że zdradziła swoją przyjaciółkę. Nicole jej ufała, a od jutro to się zmieni. Zrobiła to dla Dracona, wiedziała, że jeśli nie spełni rozkazu Czarnego Pana to ona i Draco zostaną ukarani. Gdyby chodziło tylko o nią to nie zdradziłaby swojej przyjaciółki, ale nie chciała, by bratu coś się stało. Za wszelką cenę nie chciała, aby on cierpiał. Tylko czemu musiała wybierać między bratem, a przyjaciółką?! - To pytanie zadawała sobie od kiedy tylko usłyszała o planie Czarnego Pana. Nagle jej rozważania przerwały otwierające się drzwi.
- Wysłałaś list? - zapytał Crabbe Senior.
- Tak - odpowiedziała krótko, a on wyszedł z pokoju nie zamykając drzwi. - Proszę zamknąć drzwi! - krzyknęła za nim.
- Nie ma takiej opcji - odpowiedział mężczyzna z obleśnym uśmiechem. - Czarny Pan kazał mi cię pilnować dzisiaj i jutro. Nie możesz stąd wychodzić, ani z nikim się kontaktować - stwierdził i stanął przed otwartymi drzwiami jej pokoju. Camile widząc, że nic z tym nie zrobi starła łzy z twarzy i postanowiła pójść spać. W tym celu skierowała się do drugich drzwi w jej pokoju prowadzących do łazienki, aby wziąć prysznic. Gdy stanęła przed wielkim lustrem na całą ścianę mruknęła tylko - Jesteś zdrajcą, Camile - i ze zrezygnowaniem rozebrała się, aby się wykąpać. Patrząc na prysznic i wielką wannę zrezygnowała z początkowego planu i postanowiła wziąć odprężającą kąpiel. Napuściła gorącej wody z dodatkiem aromatycznych olejków do wanny, a potem sama do niej weszła, szukając zapomnienia i uspokojenia skołatanych nerwów. Po godzinnej kąpieli wyszła z łazienki z postanowieniem natychmiastowego położenia się do łóżka, jednak nie było jej to dane. Na swojej grzędzie czekał na nią Albert z małą karteczką przypiętą do nóżki. Camile czym prędzej odebrała od niego liścik, na którym napisane były tylko dwa słowa. Dziewczyna skierowała się do drzwi wyjściowych i spojrzała na pilnującego ją mężczyznę, gdy ten zwrócił na nią uwagę blondynka odezwała się.
- Przekaż Czarnemu Panu, że Nicole zgodziła się na spotkanie - powiedziała tylko i poszła do łóżka, gasząc światło. Nie minęło pięć minut, a ją już zmorzył sen. Następnego dnia obudziły ją krzyki Dracona. Jak się okazało do wieczora nie mogli opuszczać swoich pokoi.
- Wypuść mnie stąd! To mój dom, więc mogę chodzić gdzie mi się podoba!
- Czarny Pan kazał wam siedzieć w pokoju cały dzień, jeśli będziecie chcieli coś zjeść przywołacie sobie skrzata. Chcesz sprzeciwić się woli Pana? - Camile usłyszała zadowolony głos Goyle'a Seniora. Pewnie cieszył się, że może przeciwstawić się Malfoy'owi. To był koniec kłótni, gdyż Draco nie mógł się sprzeciwić rozkazowi Voldemorta. Cały dzień rodzeństwo Malfoy spędziło w swoich pokojach nie robiąc nic. Nie mogli nawet porozmawiać ze sobą, aby wzajemnie się pocieszyć. Camile właśnie teraz, jak nigdy wcześniej, potrzebowała obecności brata, jego spokojnego głosu i zapewnień, że dobrze zrobiła, że wszystko się ułoży, i że nikomu nic się nie stanie. Cały dzień przesiedzieli myśląc co przyniesie im wieczór. Po 20:00 ich ochroniarze powiedzieli im, że Czarny Pan ich wzywa. Idąc ciemnymi korytarzami Draco złapał siostrę za rękę, aby dodać jej otuchy. Pomogło, w odpowiedzi dziewczyna ścisnęła go mocniej. Pod drzwiami salonu odetchnęli i zapukali, po chwili już znajdowali się w pomieszczeniu stojąc przed obliczem Czarnego Pana. W pokoju obecni byli też Lucjusz i Bellatriks.
- Za chwilę wyruszycie. Draconie to co będzie się działo w następnych dniach będzie jednocześnie twoim sprawdzianem. Liczę na to, że sprawisz się jako przyszły śmierciożerca i nauczysz siostrę jak ma się zachowywać.
- Oczywiście, Panie. Nie zawiodę cię - odpowiedział usłużnie Draco kłaniając się.
- Dobrze. W takim razie idźcie - rozkazał Voldemort.
- Ruszajcie - warknął Lucjusz do swoich dzieci. - Musimy wyjść z dworu, dopiero za bramą się teleportujemy. - Wyszli z domu. Camile coraz ciężej stawiała kroki, tak jakby nie chciała tam nigdy dojść i tak właśnie było. Niestety wreszcie wyszli po za teren dworu. - Złapcie mnie. Nie możecie się teleportować. Poprowadzę was. - Draco złapał ojca za rękę, zaraz za nim zrobiła to dziewczyna, jednak jej dłoń drżała.
- Dziewczyno, powinnaś być dumna, że Czarny Pan wybrał cię do tego zadania, a nie zachowujesz się jakby cię ktoś szczuł - powiedziała swoim skrzeczącym głosem Lestrange. - Jaki Malfoy się tak zachowuje? - zadrwiła patrząc na Lucjusza.
- Bello, rzuć na siebie kameleona - warknął, aby ją uciszyć. - A ty uspokój się - rozkazał Camile, po czym sam na sobie powtórzył zaklęcie, które użyła jego szwagierka. Po chwili już nie było po nich śladu, za to pojawili na ulicy Pokątnej. Młodzi Malfoy'owie, czując za sobą obecność ojca i ciotki, skierowali się do Dziurawego Kotła. Wiedzieli, że gdy zrobią jeden niepowołany ruch od razu tego pożałują, dlatego już po piętnastu minutach wchodzili do uliczki za barem. Szybko dostrzegli szczupłą, wysoką dziewczynę, która na nich czekała. Nie opuszczał ich strach i niepewność. Te właśnie uczucia widniały na ich twarzach, była tam również prośba o przebaczenie. Nicole niemal od razu ich spostrzegła.
- Hej, co się stało? - zapytała zaniepokojona, gdy podeszli, dostrzegając uczucia, które widniały na ich twarzach. Camile nie wytrzymała tego, dlatego przytuliła się do niej i ze łzami w oczach szepnęła:
- Przepraszam, uciekaj.
- Ale o co ci chodzi? - zapytała z niewiedzą w głosie czarnowłosa, niestety to nie przyjaciółka jej odpowiedziała.
- A o to chodzi panno Potter, że zrobimy sobie wycieczkę do Czarnego Pana - powiedział z sarkazmem już ujawniony Lucjusz. Camile odsunęła się od Nicole i stanęła obok Dracona nie patrząc w jej oczy. Czarnowłosa widząc Bellatriks Lastrange i Lucjusza Malfoy'a powoli domyślała się co się dzieje, dlatego nie zastanawiając się wyciągnęła różdżkę. Niestety nie udało jej się rzucić żadnego zaklęcia, bo kobieta wykrzyknęła z satysfakcją:
- Expelliarmus! - gdy już trzymała różdżkę przeciwniczki odezwała się do siostrzenicy. - Dobrze się spisałaś, Camile. A teraz przestań się tak mazać, bo Czarny Pan tego nie pochwali - zadrwiła. Gdy Lucjusz złapał Nicole za rękę, ona nie mogła uwierzyć w to co się dzieje, ale wiedząc, że nie uda jej się uwolnić poddała się temu. Zdała sobie sprawę, że jej przyjaciele ją zdradzili, ale gdy spojrzała na nich zrozumiała, że nie mieli wyjścia, że Camile ratowała siebie i Dracona. Wiedziała, że brat jest dla blondynki najważniejszą osobą na świecie, dlatego nie miała im tego za złe. Albo ona, albo oni mieli ucierpieć. Choć Malfoy'owie tego nie wiedzieli to Nicole już im wybaczyła. Jej rozmyślania przerwała nagła teleportacja. Czuła się jakby ktoś przepychał ją przez cienką rurę. Gdy to uczucie minęło dziewczyna otworzyła oczy i ujrzała żelazną bramę, a za nią wielki dwór otoczony ogrodami. Lucjusz Malfoy cały czas trzymając ją mocno za ramię ruszył w stronę bramy, która od razu się przed nim otworzyła. Za nimi szli młodzi Malfoy'owie, a na końcu Bellatriks. Gdy Nicole poczuła, że mężczyzna coraz mocniej ściska ją za ramię to wyrwała mu się i warknęła:
- Może delikatniej. - Mężczyzna tylko się zaśmiał, jednak nie był to wesoły śmiech. Nicole nie obchodziło, że teraz jest na łasce mężczyzny. Może i była Ślizgonką, ale w jej żyłach płynęła krew Potter'ów, dlatego nie miała zamiaru biernie czekać na to co się stanie, ani też nigdzie uciekać, bo wiedziała, że teraz to nic nie da. Zmierzy się z tym co przyniesie jej los. Z takim postanowieniem weszła do wielkiego domu. Tam starszy Malfoy poprowadził ją korytarzami do jak się okazało pomieszczenia, które Nicole wydawało się być jakąś salą tronową. W centrum ustawiony był właśnie tron, na którym siedział wysoki, trupioblady mężczyzna bez włosów i nosa. Choć Harry opowiadał jej o Voldemorcie to nie tak go sobie wyobrażała. Koło jego nóg wił się olbrzymi wąż. Przed nim stała grupka ludzi ustawionych w okrąg, w którym były cztery luki.
- A oto jest i nasz honorowy gość - oznajmił Czarny Pan, który niemal od razu zauważył ich nadejście. - Zapraszam na środek panno Potter. - Nicole nie wahając się weszła w środek okręgu, kiedy śmierciożercy przesunęli się, otwierając okrąg. Zauważyła, że wszyscy mieli na sobie jednakowe czarne szaty i białe maski. Bellatriks stanęła po lewej stronie swego pana, oddając mu różdżkę Nicole, a Lucjusz przeszedł na prawą stronę. Między Voldemortem, a nim była tylko jedna osoba, w której Nicole od razu rozpoznała Severusa Snape'a. Draco i Camile stanęli obok ojca, nadal nie patrzyli jej w oczy. Nie chcieli widzieć tam żalu i nienawiści, których tak naprawdę tam nie było. - Lucjuszu, były jakieś problemy?
- Nie, Panie. Wszystko odbyło się bez jakichkolwiek komplikacji. Dziewczyna od razu się poddała.
- Dobrze. Jak już mówiłem dzisiaj zawitał do nas wyjątkowy gość. Jeśli ktoś jeszcze nie wie to jest Nicole Potter.
- Jak już to Nicole Robespierre-Potter - wtrąciła się hardo dziewczyna.
- Tak, słyszałem, że zostałaś wychowana przez tych francuzów. Robespierre'owie to wielki francuski ród. Od pokoleń nie splamili się szlamowatą krwią, nie to co Potter'owie. Mam nadzieję, że pozostaniesz wierna tym co cię wychowali - ciągnął Czarny Pan.
- Im będę wierna zawsze, ale to nie znaczy, że dołączę do ciebie. Mówiłam to już Draconowi. Czyżby ci tego nie przekazał?
- Ależ przekazał. Jednak sądziłem, że zdasz sobie sprawę, jaki błąd popełniasz.
- Nie popełniam, żadnego błędu. Nie przejdę na twoją stronę, zawsze będę wierna Harry'emu.
- Jesteś tak głupia jak twoi rodzice.
- Więc zabij mnie. Przecież wiem, że to zrobisz, bo nie zgodziłam się zostać twoim sługą. Zrób to. - W tej chwili Nicole nie martwiła się, że zaraz straci życie, szkoda jej było bliskich, którzy będą opłakiwać ją po śmierci. Nie chciała, aby Laura rozpaczała, pewnie zamknęła by się w sobie, tak jak po śmierci rodziców. Nie chciała, aby Harry obwiniał się za śmierć, tak niedawno odnalezionej siostry, tak jak to robił po stracie Cedrika Diggory'iego. Nie chciała, aby Syriusz i Remus opłakiwali ją, aby młodzi Snape'owie żałowali, aby Draco i Camile zadręczali się tym co musieli zrobić. Chciała, aby oni wszyscy pamiętali o niej i od czasu do czasu zatęsknili. Chciała, żeby Malfoy'owie dowiedzieli się, że nie ma do nich żalu. Tylko tyle chciała, jednak zdawała sobie sprawę, że pewnie stanie się to czego nie chciała. Niestety nic nie mogła z tym zrobić, jedyne co mogła to za wszelką cenę zachować godność i honor. Takie było jej ostatnie postanowienie.
- Och, nie martw się. Jeśli tak bardzo tego chcesz to zginiesz, Może nawet wyświadczę ci przysługę i osobiście to zrobię, jednak na razie trochę pocierpisz. Zaczynajcie, na początek jedna kolejka - rozkazał patrząc na pierwszą osobę po prawej.
- Crucio. - Zanim Nicole dosięgnął czerwony promień usłyszała niski, głęboki i chłodny głos wypowiadający formułę zaklęcia. Teraz już była pewna, że to był Severus Snape, w końcu przez cały rok słyszała go na lekcjach eliksirów. To był jeden z dwóch głosów, w którym nie usłyszała nienawiści i pogardy. Pod wpływem zaklęcia upadła na podłogę. W myślach powtarzała sobie jak mantrę, że zachowa godność, właśnie dlatego nawet nie pisnęła, chociaż czuła jakby jej skórę przypalano żywym ogniem. Jej nauczyciel utrzymywał zaklęcie, dopóki nie usłyszał zadowolonego głosu Voldemorta, który oznajmił:
- Dalej.
Chwila wytchnienia i znowu poczuła ten ból. Teraz Lucjusz Malfoy stał nad nią z wyciągniętą różdżką i z mściwą satysfakcją zwiększał moc zaklęcia. I znowu tan sam schemat. Dalej Czarnego Pana i następny w kolejce, pomijając młodych Malfoy'ów, mężczyzna uniósł różdżkę.
- Avery zaczekaj - odezwał się Voldemort. - Chyba kogoś pominąłeś. Draco niedługo też będzie jednym z was. Dajcie mu się wykazać. Draco, wiem, że znasz to zaklęcie i że umiesz je rzucić. Musisz tylko chcieć. - Blondyn na te słowa podniósł głowę i spojrzał na swoją przyszłą ofiarę. Nicole też patrzyła na niego. Uśmiechnęła się delikatnie do niego, jej wzrok mówił mu, żeby to zrobił, i że ona nie będzie mu miała tego za złe.
- Oczywiście, Panie. - zdołał wykrztusić. Wiedział, że Camile stojąca obok drgnęła, ale nie mógł nic na to poradzić. On też nie chciał tego robić, ale motywował się tym, że Nicole mu pozwoliła i zarazem wybaczyła. Widział to w jej oczach, dlatego dłużej się nie zastanawiając rzekł – Crucio. - To był ten drugi głos niewypełniony nienawiścią. Jego zaklęcie nie było tak silne jak poprzednie, bo chłopak nie miał w sobie tyle siły, ale było poprawnie rzucone, więc też bolało. Draco miał wrażenie, że jego boli to tak samo jak tę leżącą dziewczynę, a Camile znowu spuściła wzrok, jednak wcześniej zdążyła zauważyć to co dostrzegł jej brat. Przebaczenie w oczach przyjaciółki. Wreszcie Draco usłyszał to upragnione Dalej i zaklęcie rzucały kolejne osoby. Nicole była już bardzo słaba, gdy przyszedł czas na ostatniego śmierciożercę. Zaklęcie Bellatriks Lestrange było najmocniejsze jakie do tej pory odczuła. Włożyła w nie całą nienawiść i szaleństwo jakie w sobie trzymała. Tego panna Potter już nie wytrzymała. Zaczęła krzyczeć jakby ją obdzierali ze skóry. Nicole nie wiedziała ile to trwa, ale gdy wreszcie ból ustał jej gardło było całe zdarte.
- Może teraz dasz się przekonać do przejścia na moją stronę? - zapytał Voldemort z pozoru łagodnym głosem. Nicole popatrzyła na niego z obrzydzeniem i odpowiedziała cicho, ale stanowczo zachrypniętym głosem:
- Wal się! - Tego Voldemort jej nie popuścił i już po chwili czuła na sobie Cruciatusa jeszcze silniejszego, niż ten Lestrange. Po około 10 minutach Czarnemu Panu znudziły się wrzaski dziewczyny, dlatego przerwał zaklęcie.
- W takim razie jeszcze sobie pocierpisz – syknął. - Crabbe, Goyle zabierzcie ją do lochów. - Mężczyźni wyszli z okręgu i nie czekając, aż wstanie złapali ją za ramiona i pociągnęli za sobą. Zanim została wyprowadzona z pomieszczenia usłyszała jeszcze słowa Voldemorta. - Jutro powtórka z rozrywki. Draco, Camile dobrze się dzisiaj spisaliście. Jutro też będziecie w tym uczestniczyć. Wynoście się - rzekł do wszystkich.

***

Udało Wam się skomentować poprzedni rozdział 10 razy, więc tak jak obiecałam ten pojawił się tydzień wcześniej.
Nie mam nic więcej do dodania, tak więc miłego czytania. (Ale się zrymowało)
Do usłyszenia za dwa tygodnie, chyba, że pod tym rozdziałem pojawi się 10 komentarzy, to wtedy za tydzień. Na zachętę dodam, że rozdział 33 jest już gotowy.
AniaXXX

wtorek, 9 czerwca 2015

Prorok Codzienny 1


Mam dla Was propozycję. Kolejny rozdział jest już gotowy i nawet dwa razu sprawdzony. Jeśli chcecie, aby został on dodany wcześniej to wystarczy, że pod ostatnim rozdziałem pojawi się 10 komentarzy. Daję Wam czas do piątku. Jak się wyrobicie to właśnie w ten piątek pojawi się rozdział, czyli jakby nie patrzeć o cały tydzień wcześniej niż planowałam. Jeśli to się nie uda to będziecie czekać na nowy rozdział do 19.06. Myślę, że warto się postarać, bo akurat z tego rozdziału jestem wyjątkowo zadowolona. 
Tak więc powodzenia,
AniaXXX

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 31

Wakacje mijały i zbliżał się czas urodzin Potter'ów. Nicole zapytała Lunatyka dlaczego Harry musiał wrócić do wujostwa.
- Dumbledore mówi, że tam chroni go magia krwi i dopóki może nazywać ten dom swoim domem to Voldemort nie znajdzie go tam - odpowiedział.
Remus z Syriuszem uznali, że tym razem nie będą czekać, aż Dumbledore pozwoli Harry'emu opuścić Privet Drive. Więc na kolejnym spotkaniu Zakonu Feniksa oznajmił tylko dyrektorowi, że na następny dzień wybiera się po Harry'ego. Ku zdziwieniu wszystkich starszy mężczyzna nie negował tego, więc gdy tylko Nicole się o tym dowiedziała od razu zadzwoniła do Harry'ego i powiadomiła go o tym. Oboje cieszyli się z tego jak małe dzieci. Postanowili, że swoje urodziny urządzą razem. Uznali, że będą świętować w pobliskim klubie razem ze swoimi znajomymi. Mieli pójść na imprezę w towarzystwie Snape'ów, bliźniaków, Ginny, Hermiony, która spędzała wakacje u Weasley'ów i ku niezadowoleniu Nicole, Rona. Niestety Laura nie mogła iść z nimi, gdyż do klubu nie wpuszczano dzieci. Remus i Syriusz również postanowili towarzyszyć młodzieży, gdyż chcieli zabawić się razem z nimi, ale też dlatego, że pani Weasley poprosiła Lupina, aby przypilnował młodzież. Co prawda kobieta była przeciwna zabawie młodzieży w mugolskim klubie, ale Remus obiecał, że przypilnuje ich, nie pozwoli, aby spożywali alkohol i będzie miał nad nimi kontrolę. Oczywiście i on, i Syriusz zdawali sobie sprawę, że młodzi i tak zrobią co będą chcieli, ale mieli zamiar mieć ich na oku. Nicole wysłała również wiadomość do Camile z pytaniem, czy uda jej się, razem z Draconem, uczestniczyć w imprezie urodzinowej, jednak blondynka nie odpowiedziała.
Oczywiście dzień urodzin rozpoczęli od tortu, upieczonego przez panią Weasley, oraz prezentów. Dostali całą kupę prezentów, w których znalazły się słodycze, książki, u dziewczyny również kosmetyki. Od Syriusz i Remusa dostali po jednym dwukierunkowym, jak myśleli na początku, lusterku.
- Zaczarowaliśmy je tak, żeby działały również w połączeniu z tymi - wyjaśnił Remus wskazując na dwa lusterka trzymane przez jego i Syriusza.
- Teraz to tak jakby czterokierunkowe lusterka. - stwierdził Łapa. Cieszyli się z takiego prezentu, gdyż tak łatwiej będzie im się porozumiewać w szkole, zarówno między sobą, jak i z mężczyznami, którzy byli ich najbliższą rodziną. Bliźniaki mieli tylko siebie, Laurę i swoich chrzestnych. Nawzajem również obdarowali się prezentami. Harry dał Nicole piękny sztylet z rękojeścią wysadzaną szmaragdami, na ostrzu zaś widniał wizerunek węża.
- Piękny - stwierdziła tylko dziewczyna oglądając z uwielbieniem broń.
- Pomyślałem, że będzie pasował do twojego ślizgońskiego charakteru - zaśmiał się Harry. - Sprzedawca przekonywał mnie, że otworzy każdy zamek i zawsze trafi do celu. Ale jeszcze tego nie sprawdziłem - wyjaśnił.
- Dziękuję. A teraz ty otwieraj. - Nicole niecierpliwie wskazała na prezent, który mu wręczyła. Harry rozerwał opakowanie, i na ręce wypadł mu złoty medalion wysadzany rubinami. Te kolory również idealnie zgrały się z gryfońskim charakterem chłopaka. - Jeśli pomyślisz o konkretnej osobie, to ten medalion pokaże ci czy możesz jej ufać. Jeśli zaświeci czerwonym blaskiem to osoba jest godna zaufania, a jeśli czarnym to nie. Pomyślałam sobie, że jesteś zbyt ufny, więc to może ci pomóc. Jednak nie używaj go często, bo może stracić swoją siłę - wyjaśniła.
- Dziękuję, myślę, że się przyda - powiedział z uśmiechem. Oboje widzieli w oczach drugiej osoby wdzięczność i radość z posiadania tych rzeczy.
O godzinie 20:00 uczestnicy imprezy stawili się na Grimmauld Place 12, a stamtąd ruszyli do klubu znajdującego się niedaleko kwatery głównej. Wśród głośnej muzyki usiedli przy podwójnym stoliku i zamówili pierwszą kolejkę. Oczywiście spotkało się to z oburzeniem Hermiony, która stwierdziła, że nie powinni zamawiać mugolskiej wódki. Sam skwitował to szyderczym śmiechem, Vanessa i Nicole nie zaśmiały się tak otwarcie, a Harry powiedział do przyjaciółki:
- Daj spokój Hermiono. Przecież dzisiaj świętujemy. Za moje zdrowie się nie napijesz? - na to Syriusz znowu zmieniony eliksirem wielosokowym zaśmiał się.
- Cały Potter! – wykrzyknął.
- Miona, Harry ma racje, przecież urodziny ma się raz w roku, a szesnaste urodziny to tylko raz w życiu. Trzeba się bawić - powiedziała Ginny, która tak jak większość złapała za kieliszek. Po toaście, w którym uczestniczyła przekonana, ale niezadowolona Hermiona, część osób rozeszła się po parkiecie, a brązowowłosa stwierdziła, że taki alkohol nie dla niej, więc skierowała się do baru po jakiegoś lekkiego drinka. Po chwili już wszyscy szaleli na parkiecie nie przejmując się niczym. Ku rozbawieniu Nicole i Harry'ego Syriusz zaczął podrywać jakąś kobietę w jego wieku przy barze. Po godzinie zabawy dołączyła do nich Tonks, więc i Lunatyk miał z kim się bawić. Nicole podejrzewała, że tych dwoje coś łączy, jednak żadne z nich na razie tego nie potwierdziło. Wszyscy pili i tańczyli cały wieczór. Koło 24:00 większość była już pijana, oczywiście nie licząc Hermiony, no i dorosłych, którzy stwierdzili, że przecież muszą jeszcze odprowadzić młodzież na Grimmauld Place.
- Niki teraz twoja kolej, żeby iść po alkohol - stwierdził Sam, kiedy wiadomy trunek się skończył.
- Ja mam urodziny, to może mnie wyręczysz? - zapytała uśmiechając się przymilnie do przyjaciela.
- Dostałaś już ode mnie prezent, więcej nie będę się nadwyrężał - zaśmiał się chamsko.
- Normalnie łaskawca - stwierdziła i wstała idąc do baru. Trochę chwiejnie jej to szło, więc nieuniknione było to, że gdzieś się potknie. Jakaś dziewczyna idąca z naprzeciwka szturchnęła ją ramieniem, co spowodowało jej zachwianie. Pewnie by upadła, gdyby nie to, że jakiś chłopak siedzący przy stoliku obok złapał ją. W rezultacie zamiast upaść na podłogę, znalazła się na jego kolanach.
- Oj, przepraszam bardzo. To niechcący - uśmiechnęła się przy tym tak szczerze i ślicznie, że nawet gdyby chłopak był zły to po tym uśmiechu i tak by mu to przeszło.
- To może w ramach zadośćuczynienia zatańczysz ze mną? - uśmiechnął się przy tym uroczo, więc Nicole nie mogła odmówić. Zresztą zauważając jego urodę nawet nie przyszło jej to na myśl. Chłopak musiał być trochę starszy od dziewczyny, wyglądał na 18, może 19 lat. Miał błękitne oczy, które przywodziły na myśl głębię oceanu, na czoło padały mu blond kosmyki. Nicole zauważyła w nim podobieństwo do Dracona, jednak od razu stwierdziła, ze nowo poznany chłopak nie ma tak wyrazistych rysów twarzy. Jednak nie przejmując się niczym, nawet alkoholem, który miała przynieść do stolika, zaczęła tańczyć z blondynem, który przedstawił się jako Michael. A biedny Sam i tak musiał się skierować do baru, gdy wszyscy zauważyli, że panna Potter zniknęła na parkiecie. Wszyscy bawili się wyśmienicie i nawet Hermiona się rozluźniła, a Nicole i Ron nie przeszkadzali sobie wzajemnie. Do domu wrócili o 4:00, choć z klubu wyszli godzinę wcześniej. Jednak nawet tak krótka droga z pijanymi nastolatkami dla Syriusza i Remusa wydawała się nie mieć końca. W pewnych momentach nie wiedzieli, czy śmiać się, czy żałować, że pozwolili im tyle wypić. Jednak gdy wreszcie doprowadzili młodych do łóżek uśmiech nie schodził im z twarzy.
Kolejny ranek, a właściwie południe dla większości obecnych na Grimould Place 12 był męką. Pierwsi do salonu weszli wczorajsi solenizanci.
- Wyglądacie jakby was czołg przejechał i ciężarówka dobiła - skomentowała ich wygląd Laura, siedząca w otoczeniu Łapy i Lunatyka, oglądająca coś w telewizji. Nicole miała na sobie wczorajsze ciuchy, pogięta, pochlapana czymś bluzka i krótkie dżinsy. Całości dopełniał rozmazany makijaż i roztrzepane włosy. Harry nie wyglądał lepiej. Bez koszulki, ze zdartymi spodniami i z jeszcze bardziej niż zawsze rozczochranymi włosami. A do tego widoczne w jego oczach całkowite nieogarnięcie.
- I tak się czujemy, ale jak możesz to bądź ciszej - szepnęła Nicole i czym prędzej sięgnęła po butelkę wody stojącą na stole. Nie męcząc się z przelewaniem do szklanki, napiła się prosto z butelki. Gdy opróżniła prawie połowę podała wodę Harry'emu, który stał i patrzył na wszystko nie ogarniając niczego. Bez słowa przyjął od Nicole butelkę i wypił wodę do końca. Dziewczyna w tym czasie usiadła na kanapie i z bólem wpatrywała się w telewizor.
- Ściszcie to - poprosił Harry, jakby czytając w myślach siostry, też wpatrując się nieprzytomnie w telewizor.
- Czyżby główki was bolały? - zaśmiał się chamsko i na dodatek głośno Syriusz.
- Żebyś wiedział - odpowiedziała dziewczyna krzywiąc się. - Jest tu jakiś eliksir na kaca?
- Pewnie jest. Musisz sobie poszukać w kuchni - odparł Łapa specjalnie mówiąc głośniej niż zwykle.
- A nie mógłbyś nam poszukać? Przecież widzisz, że cierpimy. - stęknął Harry
- Nie - odpowiedział Syriusz dobrze się bawiąc.
- Łapcio bądź dobrym pieskiem i przynieś nam ten eliksir. - Głośny wybuch śmiechu zagłuszył końcówkę zdania. Nicole z bólem na twarzy obserwowała wyjącego ze śmiechu Remusa, chichrającą się Laurę, śmiejącego się Harry'ego, który zaraz tego pożałował, bo zaczął się krzywić z bólu, jednak, gdy spojrzała na Syriusza, sama wybuchła śmiechem. Na twarzy Łapy najpierw widoczny był szok, potem zdumienie, a na końcu oburzenie. Jego mina cały czas była wyjątkowo śmieszna. Oczywiście Nicole od razu pożałowała tego wybuchu śmiechu, dlatego razem z Harry'm krzywiła się przy krzyku Syriusza, który już doszedł do siebie.
- Teraz to już nic dla was nie zrobię! Wszyscy sobie grabicie! - Po tych słowach odwrócił się od nich z wyraźnym fochem. W tym momencie do pokoju weszła reszta imprezowiczów, nie licząc Hermiony i Rona, którzy już wrócili do Nory. Wszyscy krzywili się niemiłosiernie.
- Co tu tak wesoło? - zapytała słabo Ginny.
- Nasz piesek się obraził - stęknął pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu Remus. Nowo przybyli spojrzeli na nich z niezrozumieniem, a Nicole, już lepszym humorem wstała.
- Nie obrażaj się Łapo, przecież to był żart. Już pójdę sama po ten eliksir. - Przechodząc koło mężczyzny poczochrała go po włosach i wyszła z salonu, wracając po chwili z kilkoma fiolkami eliksiru na kaca. - Kto chce? - zapytała. Wtedy wszyscy imprezowicze rzucili się na nią zabierając jej eliksir. Po zażyciu go wszyscy czuli się jak nowo narodzeni.
- To teraz może ktoś mi powie czemu wyglądam, tak jak wyglądam? - zapytał Harry wskazując na zdarte spodnie.
- No cóż, nieźle się wczoraj wyjebałeś. - stwierdził Łapa uznając, że obraza trochę mu przeszła.
- Black nie przeklinaj! - wykrzyknęło razem rodzeństwo Potter, reagując tak samo jak Syriusz, gdy słyszy, jak któreś z nich przeklina.
- Ty, Nicole sobie nie pozwalaj, bo nadal jestem obrażony.
- Tak, tak, oczywiście. Przecież oboje wiemy, że ty się na mnie nie umiesz długo obrażać, szczególnie, że cię przeprosiłam - powiedziała i uśmiechnęła się do niego przymilnie, co oczywiście zadziałało. - Wiecie co ja chyba nie chcę wiedzieć jak wracaliśmy, dlatego idę się wykąpać - stwierdziła. Przed wyjściem z salonu jeszcze musiała szturchnąć Vanessę, która z rozmarzeniem przyglądała się klacie Harry'ego.
Weasley'owie stwierdzili, że zostaną do wieczora na Grimould Place, natomiast Snape'owie niecierpliwie czekali na wizytę ojca, który obiecał, że przyjdzie dzisiaj. Niestety dostali tylko krótką notkę od niego, że nie może ich odwiedzić, bo jeszcze jest na misji. Zmartwili się tym, gdyż wiedzieli, że Severus robi coś dla Voldemorta. A jeśli chodzi o Czarnego Pana to nie mogło to być bezpieczne, a bali się o ojca, bo bardzo go kochali.
- Nie chcę się wtrącać, bo to wasza sprawa, a jeśli nie będziecie chcieli odpowiedzieć to zrozumiem - zaczęła Ginny zwracając się do Snape'ów, gdy wszyscy razem siedzieli w salonie. - Cały czas mówicie o swoim ojcu, ale co się stało z waszą mamą? - zapytała niepewnie, nie chcą urazić czarnowłosego rodzeństwa.
- Nasza mama nie żyje. Nie pamiętamy jej - zaczęła wyjaśniać Vanessa widząc w otaczających ją ludziach, godnych zaufania przyjaciół. - Została zabita gdy mieliśmy dwa miesiące przez Voldemorta. To spowodowało, że ojciec odwrócił się od niego i został szpiegiem. - Dla nikogo z tutaj obecnych nie było tajemnicą, że Severus Snape jest szpiegiem w szeregach Voldemorta
- Dlaczego on zabił żonę swojego sługi? - zapytał zaskoczony George.
- Oni nie byli małżeństwem. Zanim wam coś więcej powiemy to chyba nie muszę wyjaśniać, że to musi zostać w tym pokoju? - zapytał podejrzliwie Samuel. - Wiecie, że jeśli ojciec się dowie, że o tym wiecie to nie będzie miły. - Gdy wszyscy skinęli głowami Vanessa kontynuowała opowieść o swoich rodzicach, Nicole już znała tę historię, więc teraz zwróciła bardziej uwagę, na to że Snape'owie postanowili zaufać tym Gryfonom.
- Mama nazywała się Dorcas Meadowes. Była czarownicą mugolskiego pochodzenia, Gryfonką i przyjaciółką Lily Evans. Z tego co mi wiadomo to była wasza mama. - Tu Vane zwróciła się Potter'ów. Do Nicole dopiero teraz dotarło, że jej mama i mama jej przyjaciółki się przyjaźniły. To była dla niej dziwna myśl, ponieważ mimo tego, że od roku wiedziała kim byli jej biologiczni rodzice, to nadal myśląc o rodzicach miała przed oczami Robespierre'ów. - Oni byli na jednym roku. Ojciec zakochał się w gryfońskiej mugolaczce, jednak po szkole ich drogi rozeszły się w dwie strony. Ona wstąpiła do Zakonu Feniksa, a on został śmiercożercą. Pewnego dnia okazało się, że mamę porwał Voldemort, więził ją kilka dni. Ojciec, gdy zobaczył kto jest więźniem Czarnego Pana udał się do Dumbledore'a i poprosił go o pomoc. Dyrektor miał zapewnić mamie schronienie, gdy jemu uda się ją uwolnić. W zamian obiecał zostać szpiegiem. Ojcu udało się uratować ją i pewnie kiedyś się zapomnieli, dzięki czemu powstaliśmy my. Mama gdy dowiedziała się o ciąży zamieszkała u swoich rodziców ukrywając się też przed ojcem. Mieszkała tam do rozwiązania ciąży. Gdy mieliśmy dwa miesiące Voldemort jakimś sposobem dowiedział się gdzie ona się ukrywa, więc odnalazł ją. Całe szczęście my byliśmy wtedy gdzieś z dziadkami, więc on zabił tylko ją. Do piątego roku życia mieszkaliśmy z dziadkami, ale oni zginęli w wypadku samochodowym. Wtedy właśnie ojciec dowiedział się, że ma dwójkę dzieci.
- Przykro nam, możecie być pewni, że to zostanie między nami. - Potem już ich rozmowa była luźniejsza. Wieczorem Weasley'owie wrócili do Nory, a reszta młodzieży mimo tego, że wstali późno to po wczorajszej imprezie chciało im się spać, więc zaczęli się szykować do snu. Gdy Nicole razem Vanessą czekała w swoim pokoju (teraz gdy na Grimmauld Place było luźniej to Harry, Nicole i Laura mieli pokoje na swoją własność, dzięki czemu również Vanessa i Sam mieszkali sami), aż jakaś łazienka się zwolni w pokoju rozległ się odgłos pukania w szybę. Obie dziewczyny spojrzały w stronę okna, dostrzegając za nim szarą sowę, którą od razu rozpoznały.
- Camile napisała! - wykrzyknęły obie jednocześnie. Nicole czym prędzej wpuściła ptaka do pokoju i odebrała od niego list. Puchacz usiadł na grzędzie obok Xeny i napił się wody z jej miseczki, czekając na odpowiedź. Nicole nie zwracając uwagi na sowę otworzyła list. Vanessa nachyliła się nad nią, aby też przeczytać wiadomość.

Kochana Nicole,
wybacz, że nie odpisałam wcześniej na Twój list, ale niestety nie mogłam. Przesyłam Ci również najserdeczniejsze, choć trochę spóźnione życzenia ode mnie i od Draco. Przekaż też Wszystkiego najlepszego Harry'emu (do tych życzeń Draco się nie dołącza). Mam nadzieję, że wakacje mijają Wam dobrze, żałuję, że nie ma mnie z Wami. Przepraszam, że od razu przejdę do rzeczy, ale piszę do Ciebie, bo chce się z Tobą spotkać. Musimy się spotkać. Potrzebuję Twojej pomocy. Proponuję byś była jutro o 21:00 w uliczce zaraz za Dziurawym Kotłem. Proszę zgódź się. Odpowiedź prześlij przez Alberta.
Camile Malfoy
PS. Proszę nie mów nikomu o tym liście.

- No to chyba za późno - oznajmiła Vanessa nawiązując do postscriptum. Obie miały zmartwiony wyraz twarzy. Od razu zauważyły, że u ich przyjaciółki coś jest nie tak. Bardzo się o nią martwiły, wiedząc gdzie spędza wakacje. Nicole nie czekając na nic wzięła z biurka kartkę i napisała tylko - Będę. Nicole. - Zaczepiła karteczkę przy nóżce czekającej na to sowy i wypuściła ją przez okno. - Jesteś pewna, że pójdziesz tam sama? - zapytała panna Snape.
- Nie jestem, ale widzisz, że ona potrzebuje mojej pomocy, więc się tam pojawię. A skoro napisała, że nikt nie może o tym wiedzieć to musi to być coś naprawdę ważnego.
- Martwię się o nią i o Draco - stwierdziła Vane.
- Ja też, ale nic na to nie poradzimy. Mam nadzieję, że jutro się wszystkiego dowiem.
- O Draco też się martwisz? Wiesz chyba nikt nie posiadł, tak jak on, umiejętności ignorowania ciebie. - Obie uśmiechnęły się na te słowa. Vanessa miała rację. Draco na początku próbował magicznym sposobem sprawić, aby panna Potter zniknęła ze społeczności Ślizgonów. Jednak nie udało mu się to, więc nauczył się ignorować jej istnienie. Ta zasada nie obowiązywała podczas treningów Quidditcha i tych nocy, które spędzali razem na Wieży Astronomicznej. Jedynie tam Draco tak naprawdę pokazywał co czuje względem Nicole. A nie była to na pewno nienawiść tak jak wydawać by się mogło w dzień. Tam pokazywał dziewczynie swoje prawdziwe oblicze. Wykazywał tolerancje, zrozumienie, aż wreszcie przyjaźń względem niej.
- Tak, o niego też się martwię - odpowiedziała Nicole. - Wiesz, kiedy byliśmy na wieży, on widział we mnie coś więcej niż siostrę Harry'ego. To też mój przyjaciel, choć Draco zawsze temu zaprzeczy. - Nie rozmawiając więcej na ten temat dziewczyny rozeszły się. Vanessa do swojego pokoju, a Nicole do zwolnionej łazienki.
Kolejnego dnia Nicole niecierpliwie patrzyła na zegarek. Nie chciała się spóźnić na spotkanie z przyjaciółką, no i musiała wymyślić sposób, aby się wymknąć z domu niezauważoną. Miała jednak szczęście, gdyż wieczorem mieszkańcy rozeszli się do swoich pokojów, więc godzinę przed spotkaniem wyszła ze swojej sypialni i skierowała się w stronę wyjścia. Tam nie napotkawszy nikogo najciszej jak mogła ubrała buty i wyszła z domu. Oddaliła się trochę od budynku i machnęła różdżką. Chwilę czekała na Błędnego Rycerza, a gdy wielki autobus zatrzymał się, drzwi się otworzyły i wyjrzał z nich, już poznany przez Nicole, Stan Shunpike.
- Witam w imieniu Błędnego Rycerza...
- Już to słyszałam - przerwała mu Nicole. Chłopak przyjrzał się jej i odpowiedział
- W takim razie gdzie jedziemy?
- Do Dziurawego Kotła - odpowiedziała wyciągając z kieszeni pieniądze.
- To będzie 14 sykli. - Zapłaciła mu i czym prędzej usiadła. Podróż, tak jak pamiętała, była nieprzyjemna, ale Nicole się tym nie przejęła cały czas myśląc o przyjaciółce. Gdy dotarli na miejsce, nie żegnając się z nikim, wysiadła. Szybko skierowała się do uliczki, o której pisała jej Camile. Była trochę za wcześnie, ale cierpliwie czekała. Po piętnastu minutach do uliczki weszły dwie blondwłose osoby. Nicole od razu rozpoznała w nich Camile i Dracona. Gdy podeszli do siebie czarnowłosa zauważyła w ich oczach strach i prośbę o przebaczenie. Nie wiedziała tylko czym jest to spowodowane, dlatego zapytała zaniepokojona:
- Hej, co się stało? - Na te słowa blondynka przytuliła się do niej mocno.
- Przepraszam, uciekaj - szepnęła ze łzami w oczach.

***
Dziś wreszcie wyjaśnienie dotyczące matki Snape'ów. Teraz już wiecie wszytko co najważniejsze o bohaterach. ;) 
Ogromnie się cieszę jak czytam Wasze komentarze, nie mogę wtedy uwierzyć, że tak dużo Wam się podoba w tym opowiadaniu, gdyż jak dobrze o tym wiem jest tam wiele błędów. Cieszę się też widząc coraz to nowych czytelników. Jeśli chodzi o nowych czytelników, to najnowszej czytelniczce chciałam złożyć życzenia urodzinowe. Tak więc, Serenity2305 wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, dużo zdrowia i pieniędzy. Choć spóźnione to szczere ;)
A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania, dziś wyjątkowo dłuższy rozdział.
Do usłyszenia za dwa tygodnie: 
AniaXXX