wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział 48


Tydzień mijał bardzo szybko, a Nicole nie mogła się doczekać pierwszego spotkania ich grupy. Miała nadzieje, że ludzie, których wspólnie wybrali będą potrafili działać razem. Umówili się na spotkanie w Pokoju Życzeń w sobotę po obiedzie. Zniecierpliwiona Ślizgonka poganiała przyjaciół, aby szybciej kończyli posiłek. Dzięki temu byli pierwsi na siódmym piętrze. Zaraz za Ślizgonami pojawiła się grupka Gryfonów, na czele z Harry’m. Na końcu przybyli Krukoni razem z Puchonami. Ci ostatni mieli najbardziej niepewne miny.
- To wchodzimy? – zapytała Nicole i nie czekając na odpowiedź zaczęła krążyć wzdłuż ściany myśląc o wygodnym pokoju dla dwudziestu sześciu osób. Gdy weszła jako pierwsza uśmiechnęła się z zadowoleniem. Pokój odzwierciedlał dzisiejszy charakter spotkania. Na ścianach widoczne były różnobarwne wzory. Dominującymi kolorami były czerwony, zielony, niebieski i żółty. Choć na pierwszy rzut oka były to kolory niepasujące do siebie, to jednak teraz współgrały ze sobą idealnie. W pomieszczeniu porozstawiane były liczne sofy i fotele, dzięki którym wszyscy mogli usiąść wygodnie.
- No, skoro już wszyscy tu jesteśmy, to można zacząć – zaczęła koślawo Nicole. – Nie znam was wszystkich, ale wspólnie… – Tu spojrzała na swoich przyjaciół i zaprzyjaźnionych Gryfonów. – Wybraliśmy zaufanych uczniów, którzy zdają sobie sprawę ze zbliżającego się niebezpieczeństwa. Wierzę, że tak jak ja chcecie coś z tym zrobić. Być przygotowanym na to co szykuje dla nas Voldemort. – Tu większość skrzywiła się, a Potterowie przewrócili oczami na taką reakcję, ale pozostawili to bez komentarza. – Chcę, abyśmy nauczyli się walczyć – stwierdziła krótko.
- A można wiedzieć dlaczego akurat ty masz nam przewodniczyć? – zapytał arogancko jeden z Puchonów. O ile Nicole pamiętała, był to Ernie Macmillan.
- A można wiedzieć dlaczego zadajesz takie głupie pytania? – odpowiedział chamsko Malfoy.
- Draco nie jesteśmy tu, żeby się kłócić – zganiła go panna Potter. – Nie chcę niczemu przewodniczyć. Z resztą nie zależy mi na tym, aby w tej grupie ktokolwiek był przewodniczącym. Chciałabym, abyśmy traktowali się jak partnerzy, bez względu na przynależność do różnych domów. Jednak na twoje nieszczęście utworzenie tej grupy jest moim pomysłem, więc to ja go przedstawiam. – Nicole nie mogła podarować sobie tego sarkazmu na koniec. – Jeszcze jakieś pytania?
- Kto nas będzie uczyć? – zapytała śpiewnie Luna Lovegood. – I fajnie byłoby wiedzieć czego będziemy się uczyć – zakończyła z delikatnym uśmiechem.
- W tej grupie będziemy się uczyć sami. Oczywiście, jeśli ktoś nie będzie sobie z czymś radzić to ci którzy już opanują dane zaklęcia, będą zawsze służyć pomocą. Liczę, że tu ujawni się to partnerstwo, o którym już mówiłam. Oprócz tego po swojej stronie mamy trójkę Huncwotów, w tym jednego byłego nauczyciela, którzy jeśli tylko nie będą zajęci ochroną zamku, to są w stanie nam pomóc. Ich pomoc przyda się w pewnych aspektach naszej nauki. – Ostatnie zdanie powiedziała niepewnie. – I tu dochodzimy do tego, czego będziemy się uczyć. Najważniejsze będą zaklęcia ofensywne, oczywiście nieograniczające się tylko do białej magii. – Gdy tylko skończyła mówić posypały się protesty. Pierwsza była Hermiona.
- Czy koniecznie musimy sięgać, aż po takie środki?
- Przecież to nielegalne – stwierdził jeden z Krukonów.
- Nie będziemy tacy jak Śmierciożercy – oznajmił Ernie. Oprócz protestów widoczny był strach, między innymi na twarzy Neville’a.
- Kto z was sądzi, że można pokonać Śmierciożercę, rzucającego na prawo i lewo Avady i Cruciatusy, samym Expeliarmusem, czy Drętwotą? – zapytała retorycznie Nicole.
- To nie znaczy, że my też mamy używać zaklęć niewybaczalnych – odpowiedział Terry Boot, Krukon, który zaraz po Hermionie najbardziej protestował.
- Czarna magia to nie tylko niewybaczalne – wytłumaczył Harry. Nicole spojrzała na brata dziękując mu spojrzeniem. Oboje zdawali sobie sprawę, że niektórzy szybciej zaufają Harry’emu, idealnemu Gryfonowi, niż Ślizgonce.
- Oczywiście nie chcemy się w nią zagłębiać za bardzo, bo nic nie zmieni tego, że czarna magia jest niebezpieczna. Właśnie dlatego potrzebna nam pomoc dorosłych. Remus był dobrym nauczycielem, który całkiem sporo wie na ten temat. Syriusz za to czarną magię ma we krwi, dlatego będzie wiedział, w którym momencie nas powstrzymać. – Nicole zamilkła nie wiedząc co jeszcze mogłaby powiedzieć.
- Myślę, że najlepiej będzie na początku zrobić listę zaklęć, których będziemy się uczyć – oznajmiła Hermiona, uważając temat czarnej magii za zamknięty.
- Listę dobrze by było rozszerzyć o sposób rzucania zaklęcia i krótki opis. To ułatwiłoby nam naukę – wtrąciła Eva. Tak właśnie zaczęła się burza mózgów. Nicole uśmiechnęła się z satysfakcją myśląc o tym zalążku współpracy.
- Ktoś będzie musiał dostać zezwolenie na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych. Tam może być wiele przydatnych klątw.
- Albo, jeśli nikt nie dostanie pozwolenia, to można spróbować się tam włamać.
- Harry ma w tym doświadczenie – zauważyła wesoło Ginny. – Jednak zanim za cokolwiek się weźmiemy, trzeba wymyślić nazwę dla naszej grupy.
- Niezła myśl. Jakieś pomysły?
- Stowarzyszenie Walki z Pieskami Voldemorta – zaproponował Blaise.
- Niezłe, ale może coś krótszego? – zaśmiała się Camile.
- Grupa Defensywy.
- GHRS. Od pierwszych liter naszych domów –  zasugerował Seamus.
- A niby dlaczego Slytherin ma być ostatni? – zaoponował Sam. - Nam się bardziej podoba Węże Górą.
- Tylko, że nie jesteście tu sami – odparła Hermiona.
- A może JP? – wtrąciła Nicole domyślając się, że zaraz dojdzie do wielkiej kłótni. Ślizgonka zauważyła, że wychowani w rodzinach mugolskich patrzą na nią z niedowierzaniem, a Hermiona nawet z naganą. Reszta nie wiedziała o co chodzi.
- JP? To może lepiej JV? Lepszy Voldemort niż policja – stwierdził Justin. – Choć sądzę, że brzmi to beznadziejnie.
- Nie. Chodziło mi o JP, tylko nie o takie rozwinięcie, które macie na myśli. JP, jak Jutro Przeżyjemy. W końcu o to walczymy, o przeżycie w wojnie, a skrót całkiem chwytliwy – zaśmiała się. – No i gdy będziemy rozmawiać o tym wśród innych nikt nie domyśli się, że chodzi nam o grupę, która uczy się walki.
- Fajnie brzmi, ale o co chodzi z tym skrótem? – zapytała Vanessa wypowiadając na głos myśli czarodziejów czystej krwi.
- Mugole używają tego skrótu, gdy chcą obrazić służby porządkowe. Dosłownie oznacza to Jebać Policję – wyjaśniła Nicole. – To czyli, że wszyscy zgadzają się na taką nazwę? Odpowiedziały jej mniej, lub bardziej entuzjastyczne kiwnięcia głową.
- Czyli trzeba też ustalić jakiś konkretny termin naszych spotkań – zauważył Harry.
- Myślałam już o tym – zaczęła Hermiona. – I patrząc na to, że każdy z nas ma inny plan, i do tego różne dodatkowe zajęcia, to ciężko będzie wybrać termin, który będzie pasował wszystkim. Po drugie, aby utrzymać w tajemnicy te spotkania to myślę, że nie powinny się odbywać tego samego dnia i godziny. Właśnie dlatego mam to – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni pobrzękujący woreczek, z którego wysypała garść złotych galeonów.
- Nie wiem, czy wiesz, Granger, ale niektórym z nas nie potrzebna jest jałmużna – zadrwił Malfoy.
- Draco, nie bądź złośliwy – zganiły go razem Camile i Nicole.
- To nie są prawdziwe galeony. Są trochę większe, po to, żebyście nie wydali ich przez przypadek. Rzuciłam na nie zaklęcie Proteusza. Gdy na jednym coś się zmieni to na całej reszcie będzie tak samo. – Hermiona wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie na jedną z monet. Na awersie pojawiły się zdobne litery JP, a na rewersie dzisiejsza data. – Co wy na to?
- Całkiem niezłe, Granger – zauważył z uznaniem Sam. Hermiona nieznacznie się zaczerwieniła i zaczęła rozdawać każdemu zaczarowane monety.
- To kto będzie zmieniał datę? – zapytała siódmoklasistka, Gryfonka Katie, przyglądając się błyszczącemu przedmiotowi.
- Najlepiej, aby to był jakiś prefekt. W końcu oni mniej, więcej znają plany reszty uczniów. Najsensowniejszym pomysłem, aby zajęła się tym Hermiona, w końcu to jej dzieło – zaproponowała Nicole, z czym zgodziła się cała reszta. – Najlepiej, abyśmy się spotykali chociaż raz w tygodniu. A teraz co z tą listą zaklęć. Przydałoby się nam coś takiego na początek. Kto najszybciej zdobędzie pozwolenie na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych? – Tu wszystkie spojrzenia znowu padły na Hermionę.
- Dlaczego ja? – jęknęła Gryfonka.
- Bo jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw – stwierdziła niewinnie Ginny.
- Ale przecież ktoś jeszcze może postarać się o to pozwolenie. Sama Hermiona wyniesie z biblioteki tylko swoje notatki, a zbyt długo nie będzie mogła szukać, bo Pince będzie jej dyszeć na kark.
- Eva ma rację, dlatego może razem z nią postaramy się o drugie pozwolenie. Flitwick nas lubi, to da się przekonać. I też czegoś poszukamy – zaproponowała Padma.
- A ja i Sam przekonamy ojca, żeby nam podpisał coś takiego i też się tym zajmiemy – zdecydowała Vanessa.
- Czyli mi i Harry’emu zostało włamać się do tego działu i skopiować jak największą ilość ksiąg z zaklęciami. Będzie można to opracować później, a chociaż będziemy mieli na dłużej – oznajmiła Nicole.
Spotkanie zakończyło się sukcesem, z czego wszyscy byli zadowoleni. Od tego dnia grupa JP miała działać prężnie, aby na wojnie ze spokojem stanąć do walki i przeżyć ją.
Oprócz rozpoczęcia działalności grupy JP rozpoczął się też sezon Quiddicha. Pierwszy mecz, Ślizgoni przeciwko Krukonom, zbliżał się wielkimi krokami. Drużyna Slytherinu pod przewodnictwem Dracona rozpoczęła ciężkie treningi. Malfoy, na szczęście nie musiał przeprowadzać sprawdzianów, gdyż nikt z drużyny z poprzedniego roku nie ukończył jeszcze szkoły. Dlatego właśnie nie przejmując się niczym trenowali ciężko, aby utrzymać Puchar Quiddicha. Czasami, aż za ciężko.
- Drużyno, idziemy na trening! Za trzy tygodnie pierwszy mecz, a wy się opierdzielacie! – krzyknął Malfoy patrząc na rozleniwionych zawodników.
- Draco, odbiło ci? Pada deszcz.
- Blaise, a ty z cukru jesteś, że deszczyku się boisz?! – zagrzmiał blondyn.
- Draco, ty tak na serio? – zapytała Nicole patrząc na niego jak na wariata. Na dworze nie padał deszcz, panna Potter nazwałaby to raczej ulewą. – Jak niby mam szukać znicza w taką pogodę?
- A jak za trzy tygodnie też będzie tak padać to stwierdzisz, że nie będziesz grać? – zapytał retorycznie. – Zapierdzielać na boisko, dupy wołowe! – Cała drużyna obrzuciła kapitana morderczym spojrzeniem i poczłapała po swoje miotły i gogle, które choć trochę chroniły ich oczy przed deszczem. Właściwy trening trwał pół godziny. Draco poddał się po tym jak kafel wyśliznął mu się z ręki i próbując go łapać oberwał tłuczkiem, którego nie zauważył. Rozzłoszczony zarządził, że czas na wyćwiczenie kondycji. Kazał im biegać dokoła boiska. Na początku drużyna grzecznie truchtała za kapitanem, który to zwalniał to przyspieszał tempa, jednak po piętnastu minutach znudziło im się to. Blaise i Nicole zrobili sobie konkurs. Kto trafi błotem Dracona-Wspaniałego-Kapitana-Malfoy’a wygrywa. Na początku ani jedno, ani drugie nie trafiało celu. Jednak przy czwartej kolejce to Nicole się poszczęściło. W nagrodę zasłużyła na krzyk Malfoy’a.
- Potter, trening to nie zabawa! Mamy tu ćwiczyć, a nie jakieś wygłupy odwalać!
- Wspomagałam Blaise’a w ćwiczeniach strzelania do celu – wtrąciła niewinnie, gdy Draco wziął oddech, aby mieć siłę na kolejne krzyki. Niestety w utrzymaniu niewinnej miny nie pomagał widok reszty drużyny, która ledwo powstrzymywała się od śmiechu, przez co Nicole zaśmiała się głośno.
- Mam was dość! Koniec treningu – zarządził.
- I chwała ci za to.
Kolejny trening już wyglądał lepiej. Pogoda dopisywała, tak samo, jak humory członków drużyny, tutaj nawet, aż za bardzo. Jednak po trzech godzinach i oni mieli dość ćwiczenia różnego rodzaju manewrów, szybkości, czy też innych, zdaniem Malfoy’a, wielce potrzebnych rzeczy. Gdy Draco zajęty był rozmową z Samem o technikach obrony, Nicole i Blaise, aby zabawić się trochę, postanowili urządzić sobie wyścig. Oczywiście, nie lecieli normalnie przed siebie, tylko kto pierwszy doleci jak najwyżej. Tym razem dołączyli do nich jeszcze pałkarze, czyli Teodor Nott i Adrian Pucey. Gdy Draco zorientował się, że reszta drużyny nie ćwiczy, rozejrzał się po boisku. Niedaleko nich Jake Adams, trzeci ścigający, ze śmiechem wpatrywał się w górę. Draco i Sam do niego dołączyli, oglądając jak uczestnicy wyścigu zażarcie ze sobą walczą, czasem ciągnąc za witki miotły lecące wyżej. Dracona od kolegów odróżniało to, że nie miał szerokiego uśmiechu na twarzy.
- Potter, Zabini, czy wy zawsze musicie rozwalać mi trening! – Kapitan wydarł się tak głośno, że uczestnicy wyścigu spokojnie usłyszeli go, mimo, że byli dużo wyżej. Z niezadowolonymi minami zaczęli lecieć w przeciwną stronę.
- Smoku, zluzuj majty. Przecież i tak wygramy. – Blaise wywołał uśmiech nawet na wściekłej twarzy blondyna.
- Niech wam będzie. Koniec treningu. Następny w sobotę o 11:00. – Drużyna rozeszła się w dobrych humorach.
Po wyczerpującym treningu Nicole postanowiła poćwiczyć animagię. Była zmęczona, ale było to te pozytywne zmęczenie. Po prysznicu usiadła na swoim łóżku po turecku, zamknęła oczy i wyciszyła się. Wyrzuciła z głowy wszystkie niepotrzebne myśli, próbując poczuć swoją magię. Gdy samo skupienie nie pomogło, zaczęła przywoływać wspomnienia swoich spotkań z Adrienne, jej kojącego głosu, aż wreszcie tego uczucia, które towarzyszyło jej przed przejściem przez kamienny łuk. I znowu poczuła to samo, krótki impuls. Tak, jakby jej organizm przekazywał, że jest na dobrej drodze. Niestety zaraz potem do dormitorium wpakowały się jej dwie „ulubione”, rozchichotane współlokatorki, Dafne i Tracey. Nicole obrzuciła je zrezygnowanym wzrokiem i zaczęła zbierać się do wyjścia z pokoju. Przez rok nauczyła się ignorować akurat te dziewczyny, jednak cały czas bała się, że głupota jest zaraźliwa. Skierowała się do Pokoju Wspólnego w poszukiwaniu przyjaciółek, jednak nie widząc ich, przysiadła się do Pansy, która coś pisała.
- Co tam skrobiesz?
- Piszę list do ciotki.
- Czyli przeszkadzam?
- Nie, właściwie to już skończyłam. Jak tam było na treningu? Draco dalej tak wariuje?
- I to jak. Trzymał nas trzy godziny. Odpuścił dopiero, gdy urządziliśmy sobie z chłopakami wyścig. – Pansy zaśmiała się. Dziewczyny pogrążyły się w wesołej rozmowie, dzięki czemu, ani jedna, ani druga się nie nudziła.
Gdy Hermiona, Eva, Padma, Vanessa i Sam wypełnili swoje zadanie dotyczące znalezienia odpowiednich ksiąg z zaklęciami i opracowania tych, które mogą im się przydać do akcji wkroczyło rodzeństwo Potter. Spotkali się o 24:00 na czwartym piętrze, niedaleko biblioteki. Harry czym prędzej wciągnął siostrę pod pelerynę niewidkę. Zrobił to w porę, bo chwilę później na korytarz wszedł jeden z patroli aurorskich. Gdy tylko para mężczyzn zniknęła za rogiem, bliźniaki ruszyły w stronę biblioteki przyświecając sobie drogę różdżkami i co jakiś czas spoglądając na Mapę Huncwotów. Do Działu Ksiąg Zakazanych weszli bez problemów. Oboje sądzili, że dopisuje im wyjątkowe szczęcie, dlatego czym prędzej wzięli się za kopiowanie kolejnych ksiąg z zaklęciami. Wcześniej dowiedzieli się, które już zostały przeglądnięte, tak więc z tego co się orientowali to dużo im nie zostało. Po godzinie, Nicole chwyciła za ostatnią księgę, którą chcieli skopiować. Na ich nieszczęście była to zaczarowana księga, która wydała z siebie okropny wrzask. Przestraszona Ślizgonka czym prędzej schowała ją z powrotem na półkę, a Harry zaczął pomniejszać uzbierane pergaminy. W tej samej chwili, gdy okryli się peleryną do biblioteki wpadła ochrona. Merlin chyba czuwał nad Potterami, bo byli to Remus i Syriusz. Rodzeństwo z ulgą odetchnęło i szepnęło do swoich chrzestnych, żeby dłużej przytrzymali drzwi jak będą wychodzić. Mężczyźni wyszczerzyli się tylko i wykonali polecenie nastolatków. Wychodząc z pomieszczenia wpadli na drugi patrol, który już dzisiaj mijał bliźniaków.
- I co? Ten hałas dochodził z biblioteki?
- Biblioteka czysta. To pewnie Irytek piętro wyżej rządzi – stwierdził Syriusz bez mrugnięcia okiem. Harry i Nicole nie czekając na dalszy rozwój wypadków czmychnęli stamtąd. Harry najpierw odprowadził Nicole do lochów, aby nie została złapana, a potem sam skierował się do Pokoju Wspólnego Gryfonów.

***
Tym razem udało się szybciej.
Jak się podoba?
Pozdrawiam,
AniaXXX

sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 47


Deszczowe dni sprzyjały nauce uczniów Hogwartu. Wtedy częściej można było ujrzeć ich ślęczących nad różnymi esejami w Pokojach Wspólnych, czy też w bibliotece czytających przeróżne dodatkowe lektury.
Właśnie takiego dnia, kiedy za oknami Hogwartu widać było tylko ścianę deszczu, Nicole wraz z przyjaciółmi pracowała nad zadaniem domowym dla Brauna z obrony, na temat najlepszych tarcz obronnych. Było to wyjątkowo trudne zadanie, bo wiedzieli, że tego nauczyciela nie zadowoli byle co. Dlatego, po dwóch godzinach ślęczenia nad tymi samymi książkami i pergaminami mieli dosyć. Nicole zdenerwowana rzuciła na stolik książkę, pergamin i pióro, które do tej pory trzymała na kolanach.
- Mam dość! – krzyknęła. – Przecież to do niczego nie prowadzi. Piszemy tylko te głupoty. – Tu wskazała na swój w połowie wypełniony pergamin. – A nic z tego nie mamy. Po jaką cholerę nam historia zaklęcia, czy informacje kto je wymyślił. Na zajęciach też nic się nie uczymy, bo Braun wymaga, że te najtrudniejsze tarcze już będziemy umieć, a nawet porządnie nie wytłumaczy nam jak je rzucać. Drań cieszy się jak może odjąć nam punkty i dać szlaban. Chyba nie tak powinna wyglądać nauka obrony – zakończyła z frustracją.
- Niki, nic nie poradzimy na to, że Braun to skończony dupek – stwierdziła Camile podnosząc wzrok z nad podręcznika.
- Tak, wiem, ale nie o to mi chodzi.
- A o co? – zapytała Vanessa.
- Nadchodzi wojna, a oni próbują nas od niej odseparować. - Z powodu późnej pory tylko oni byli obecni w Pokoju Wspólnym, więc Nicole swobodnie mogła mówić na te tematy. Teraz wszyscy patrzyli na nią zaciekawieni. – Na swoim przykładzie mogę stwierdzić, że to nas nie ominie. Voldemort nie powstrzyma się przed atakowaniem uczniów, tylko dlatego, że są niepełnoletni, niedoświadczeni, czy bezsilni w obliczu jego siły. Nie chcę być więcej bezsilna, chcę walczyć, a nauczyciele i Dumbledore tego nie rozumieją. Trzymają nas w złotej klatce. – Patrzyła w ich stronę jakby chciała na nich wymóc jakąś ważną decyzję, jednak nie dała im dojść do głosu. – Przecież wszyscy znają przepowiednię. Powiedzcie mi jak Harry ma zniszczyć największego czarnoksiężnika z wiedzą szkolną? – zapytała retorycznie. Wszyscy znali odpowiedź na to pytanie. Harry nie ma szans. – No właśnie, wszyscy widzą w Harry’m zbawiciela, a Dumbledore’owi chyba wydaje się, że Voldemort zaprzestanie swoich mrocznych planów, bo nic z tym nie robi. A wcale tak nie będzie i Voldemort cały czas będzie dążył do zabicia Harry’ego, do ukarania zdrajców… – Tu popatrzyła na Malfoy’ów. – I szpiegów. – Teraz jej wzrok skierował się na Snape’ów. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że choć Mistrz Eliksirów jest świetnym szpiegiem to nic nie musi trwać wiecznie. – Musimy coś z tym zrobić, aby móc walczyć z nim. Ja nie chcę się poddać.
- Ale co możemy zrobić? – zapytał Draco.
- Wziąć sprawy w swoje ręce. Możemy sami zabrać się za swoją edukację dotyczącą walki. I na pewno nie chodzi mi tu o teorię. Zdecydowanie preferuję praktykę.
- Chcesz żebyśmy uczyli się walki? – Blaise był wyraźnie zadowolony z takiego rozwiązania. Z resztą na twarzach wszystkich Nicole widziała entuzjazm, który zmalał po pytaniu Vanessy.
- Sądzisz, że jesteśmy w stanie sami nauczyć się zaawansowanych zaklęć?
- Nie zapominajcie, że mamy po swojej stronie trójkę Huncwotów, którzy wyraźnie nudzą się z powodu braku działania, jeden z nich ponoć był całkiem dobrym nauczycielem trzy lata temu, drugi ma we krwi czarną magię, a trzeci jest wzorem gryfona rwącego się do walki. – Remus, Syriusz i James. Dokładnie w tej kolejności. Nicole była pewna, że akurat ta trójka będzie do tego pomysłu jeszcze bardziej entuzjastycznie nastawiona niż jej przyjaciele.
- I jesteś pewna, że oni będą chcieli pomóc dzieciom Śmierciożerców? – zapytał z powątpiewaniem Draco.
- Wiem, że jesteś uprzedzony do nich, ale to dorośli ludzie. Myślę, że już nic nie mają przeciwko wam. Mogą nienawidzić waszych ojców, ale wy to nie oni  – mówiła przekonana Nicole. – A po za tym nie chodzi mi tylko o nas – dodała niepewnie. – Myślę, że należy dać taką możliwość również innym zaufanym uczniom. Oczywiście mam na myśli tych od piątego roku wzwyż. W młodszych nie warto rozpalać woli walki, oni mimo wszystko w razie jakiejkolwiek walki powinni się schować i czekać na ratunek. – Tutaj miała na myśli przede wszystkim Laurę.
- Chcesz, aby Gryfoni, Ślizgoni, Krukoni i Puchoni zjednoczyli się i walczyli razem przeciw jednemu wrogowi? – Teraz to powątpiewanie widoczne było nie tylko u Dracona, ale też reszty chłopaków.
- Tak, właśnie to mam na myśli. Czas już skończyć z tym chorym podziałem. Ważne, aby wybrać zaufane osoby, które nie odwrócą się od nas w decydującym momencie – powiedziała z mocą.
- Nicole ma rację – poparły ją przyjaciółki.
- Jeśli zdołacie przekonać Gryfonów i Puchonów do współpracy z nami to wchodzimy w to.
- Wystarczy, Draco, że przestaniesz wysyłać innym te mrożące krew w żyłach spojrzenia – zażartowała panna Potter. – Jutro mamy lekcję animagii wtedy pogadam o tym z nimi. A teraz czas iść spać. Na dzisiaj mam dość obrony – stwierdziła i wrzuciła do torby niedokończony esej wraz z książkami, a potem wstała i skierowała się do dormitorium. Reszta poszła za jej przykładem.
Następnego dnia po śniadaniu, Nicole od razu skierowała się do Pokoju Życzeń. Tam zobaczyła  czekających na nią Harry’ego i Huncwotów.
- To od czego zaczynamy? – zapytała zniecierpliwiona.
- Najpierw wytłumaczymy wam na czym to wszystko polega – zaśmiał się James widząc niecierpliwość na twarzach swoich dzieci. – Dopóki nie uda wam się przemienić, nie będziecie wiedzieli jakim zwierzęciem będziecie. Decydującym czynnikiem jest charakter. Wasze wewnętrzne zwierzę odzwierciedla właśnie charakter. W animagii najważniejsze jest wyciągnięcie tego zwierzęcia na wierzch. – Mężczyźni zauważyli, że uczniowie patrzą na nich z niezrozumieniem, więc James przerwał, a za wyjaśnienia wziął się Syriusz.
- Każdy człowiek ma wewnętrzne zwierzę, które jest  uśpione. Aby zostać animagiem trzeba je obudzić, a potem nauczyć się z nim współgrać.
- Ale jak się za to wziąć? – zapytała Nicole.
- Najważniejsze jest skupienie. Trzeba znaleźć swój ośrodek magii, poczuć ją w sobie. Podobnie jest z patronusem. Aby go rzucać musi was wypełnić szczęśliwe wspomnienie, w przypadku animagii musi was wypełnić magia, która obudzi wasze zwierzę – wytłumaczył Syriusz.
- Musicie znaleźć swój własny sposób na przywołanie wewnętrznej magii. Każdy czarodziej podchodzi do tego indywidualnie – wyjaśnił James.
- A jaki sposób wy mieliście? – zapytał Harry.
- Ja gdy chciałem przywołać swoją magię musiałem się porządnie zdenerwować. Jestem porywczy i dlatego taki sposób mi pomagał. Przy nauce animagii przypominałem sobie różne kłótnie i takie tam i pozwalałem, aby te wspomnienia wypełniały mnie. Gdy już opanowałem przywołanie swojej wewnętrznej magii, nie było problemu z przemianą – oznajmił Łapa.
- Musicie wiedzieć, że przemiana nie następuje od razu. Gdy nauczycie się przywoływać swoją magię, to będziecie ją zmuszać do przemian. Na początku magia będzie słaba, dlatego będą wam się zmieniały różne części ciała na krótki czas. Z czasem będzie tego więcej i dłużej. Aż wreszcie dokonacie całkowitej przemiany.
- Czyli najpierw musimy się nauczyć przywoływać swoją wewnętrzną magię?
- Dokładnie. – Nicole powoli rozumiała o co chodzi. Już raz zdarzyło jej się coś bardzo podobnego. Stało się to wtedy, gdy miała ożywić rodziców, tuż przed przejściem przez łuk w Sali Śmierci. Pamiętała, że wtedy obawiała się co się stanie, gdy przekroczy granicę świata żywych, dlatego waśnie próbowała przywołać do siebie magię Anioła Życia. Teraz tylko musi się nauczyć robić to automatycznie. Dalsza lekcja nie trwała długo. Harry i Nicole wiedzieli już to co najważniejsze, teraz wszystko zależało od ich ćwiczeń. Do tego nie potrzebowali nauczycieli, a w razie jakiś pytań zawsze mogli się do nich zgłosić. Gdy Huncwoci wraz z Harry’m zaczęli zbierać się do wyjścia, Nicole poprosiła ich o to, żeby zostali jeszcze moment na miejscu.
- Coś się stało? – zapytał zaniepokojony James.
- Nie. Wszystko w porządku tylko wpadłam ostatnio na pewien pomysł. – Popatrzyła na nich niepewnie, nie wiedząc jak zareagują.  Jednak zaraz potem opowiedziała im wszystko na jednym wdechu. Gdy skończyła na twarzy dorosłych widać było zrozumienie, natomiast Harry patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Chcesz żeby Ślizgoni i Gryfoni razem stanęli do walki? – zapytał powątpiewająco.
- Tak, właśnie tego chcę. Razem z Puchonami i Krukonami. – Nicole popatrzyła na brata wyzywająco. – Zareagowałeś tak samo jak Draco. Macie ten sam problem, za bardzo przyzwyczailiście się do nienawiści między sobą, a tak naprawdę, gdybyście się poznali i chcieli tego to na pewno byście się dogadali. Wbrew pozorom jesteście do siebie podobni. – Na te słowo Harry prawie zabił ją wzrokiem, a Nicole, nie chcąc go drażnić, skierowała jego uwagę na inny kierunek. – Wszyscy wiemy jakie jest twoje przeznaczenie. Chcesz stanąć do walki przygotowanym, czy chować się pod kloszem Dumbledore’a i czekać na to, aż łaskawie pozwoli ci stanąć naprzeciwko Voldemorta i poświęcić się dla większego dobra? – Nicole wypowiedziała na głos to o czym wszyscy myśleli.
- Myślisz, że to takie łatwe? – zapytał z bólem Harry.
- Nie i właśnie dlatego chcę, abyśmy mogli się do tego przygotować. Nie chcę biernie czekać. – Nastała chwila ciszy, po czym dziewczyna znów zabrała głos. – W pojedynkę nie mamy szans na przeciwstawienie się Voldemortowi, ale jak zbierzemy grupę osób, które nie zawahają się stanąć do walki wspólnie to wtedy damy radę. – James uśmiechnął się z dumą patrząc na swoje dzieci. Widział w twarzy Harry’ego, że dał się przekonać Nicole.
Najwyższy czas, aby młodzi wzięli sprawy w swoje ręce. – pomyślał. – A my musimy zrobić co w naszej mocy, aby przeżyli te wojnę.
- Dobra, dzieciaki. To może teraz powiecie nam jak to sobie obmyśliliście? – odezwał się Syriusz.
- Najpierw trzeba zacząć od zebrania zaufanej grupy uczniów.
- Najlepiej ograniczyć się do piątych, szóstych i siódmych. Młodszych nie warto angażować, bo są na to za młodzi – wtrącił Harry, a Nicole szeroko się uśmiechnęła, słysząc zapał w jego głosie.
- Potrzebować też będziemy kogoś kto nauczy nas tych trudniejszych klątw.
- Nie macie zamiaru ograniczać się do białej magii? – zapytał James.
- Wiem, że wszyscy uważają czarną magię za złą, ale aby ją pokonać trzeba po nią sięgnąć. Nie chodzi mi o naukę zaklęć niewybaczalnych, ale takich które pozwolą nam przeżyć, gdy nasi przeciwnicy będą posługiwać się przede wszystkim Avadą.
- Młoda ma raję. Czarna magia nie zawsze musi być zła. Trzeba po prostu znać granicę – wtrącił Syriusz. Reszta popatrzyła na niego z zaskoczeniem, wiedząc, że zawsze robił wszystko, aby być postrzeganym za idealnego Gryfona. Znajomość czarnej magii zawsze było specjalnością Ślizgonów. – Nie na darmo moje nazwisko brzmi Black. Moja rodzina od zawsze parała się czarną magią. Czy chcę, czy nie, mam to we krwi.
- Czyli mamy idealnego nauczyciela. W razie problemów Remus może nam pomóc. Z tymi prostszymi sami sobie poradzimy. Harry zawsze najszybciej łapie Obronę, a jak to nie pomoże to Hermiona z toną książek na pewno nie zawiedzie. – Harry uśmiechnął się słysząc, że Nicole w swoich planach uwzględnia kogoś więcej niż swoich ślizgońskich przyjaciół.
- Najlepszym miejscem na te spotkania będzie pokój życzeń – zauważył Harry.
- Najważniejsze, to zatrzymać to w tajemnicy. Nie chcemy, aby ktokolwiek zabronił nam spotkań.
- Widzę, że się dogadaliście. W takim razie dajcie nam znać jak już zorganizujecie grupę. My pogadamy z Luniem i Lilką. Przekonamy ich, że to dobry pomysł – stwierdził Syriusz.
- A teraz idziemy na obiad. Za chwilę się zaczyna. – James pogonił resztę do wyjścia, dzięki czemu już pięć minut później byli w Wielkiej Sali.
Już tego samego dnia Potter’owie rozpoczęli przygotowania do powstania tajnego kółka dokształcającego. Harry zaczął od przedstawienia całego planu Hermionie, która jak się okazało uważała, że to wspaniały pomysł. Przerażało ją tylko, że nie będzie to do końca legalne przedsięwzięcie. Doszła jednak do wniosku, że ważniejsze jest przeżycie w wojnie, niż przestrzeganie regulaminu szkolnego, czym oczywiście zyskała sobie podziw Harry’ego. Od razu we dwójkę zaczęli zastanawiać się nad uczniami, którzy mogli dołączyć do ich tajnej grupy. Nicole pierwsze co zrobiła to przekazała przyjaciołom, że Harry jest gotowy na współpracę nawet ze Ślizgoniami, po czym wspólnie zaczęli się zastanawiać, którzy z domu Węża są godni zaufania. Natomiast Jamesa czekała ciężka przeprawa z żoną. Całe szczęście Syriusz zaoferował swoje wsparcie. Wiedzieli, że z Remusem nie będzie takich problemów, ale Lily to co innego. Oboje zdawali sobie sprawę, że kobieta jest uparta, zresztą jak cała ich rodzina, a do tego będzie nią kierował strach o dzieci.  James, choć również bał się o Harry’ego i Nicole, to wiedział, że nikt ich nie powstrzyma przed walką, a wolał mieć pewność, że są do tego odpowiednio przygotowani. Jak się okazało, wbrew obawom Jamesa, rozmowa z Lily nie skończyła się zażartą kłótnią. Po wszystkich tłumaczeniach kobieta powiedziała tylko:
- Boję się o nich, ale oni potrzebują tego. Nikt ich nie powstrzyma. Są tacy sami jak my w ich wieku.
- Liluś, nie martw się. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby nauczyć ich walczyć. – Na tym zakończyła się ta rozmowa.
Następnego dnia, jako, że była to niedziela, Nicole miała cały dzień, aby znaleźć osoby nadające się do ich grupy. Pierwszą osobą na którą natrafiła była Ginny, dlatego czym prędzej pociągnęła ją do pustej klasy.
- Harry mówił ci coś wczoraj? – zapytała od razu przechodząc do rzeczy.
- Chodzi ci o naukę walki? – Gdy Ślizgonka przytaknęła, rudowłosa odpowiedziała. – Hermiona mi powiedziała. Super pomysł. Mogę ci w czymś pomóc przy przygotowaniach? – Gryfonka niemal podskakiwała zniecierpliwiona.
- Właśnie dlatego chciałam cię złapać. Szukamy zaufanych uczniów od piątego do siódmego roku. Takich, którzy nie będą bali się stanąć do walki i nie zdradzą nas ani nauczycielom, ani Dumbledore’owi, ani Śmierciożercom – powiedziała poważnie. Ginny zmarszczyła nos w zastanowieniu.
- Z mojego roku w Gryffindorze dziewczyny to raczej głupie blondyny, które nie zdają sobie sprawy z sytuacji na świecie, a z chłopaków to każdy jest raczej taki nijaki. Kiedyś powiedziałabym, że Colin nadaje się do tego, ale odkąd zaczął zadawać się z Ronem, to zachowuje sią tak jak mój skretyniały brat. – Nicole uniosła w zdziwieniu brwi. – Ostatnio Colin zwrócił mi uwagę, że nie powinnam się z tobą zadawać. To musi być wpływ Rona. – Ginny skrzywiła się na myśl o swoim ograniczonym bracie. – Ale mogę pogadać z Luną. Może jest dziwna, ale też odważna i oddana dobrej stronie.
- To pogadaj z nią. Jeśli się zgodzi to powiedz, że za tydzień w sobotę organizujemy spotkanie.
- Ok, ale jest jeszcze jedna osoba, chociaż ty ją pewnie znasz lepiej. Astoria Greengrass. Ze Ślizgonami mamy transmutację. Ostatnio przed tymi zajęciami kłóciła się z siostrą. Ta Dafne, czy jak jej tam, narzekała jej, że nie zachowuje się jak czystokrwista arystokratka, że za bardzo spoufala się ze szlamami i takie tam. A ona akurat wtedy gadała z jakąś Puchonką, nawet nie wiem, czy mugolaczką. Gdy McGonagall przerwała ich kłótnie wydawało mi się, że Astoria cieszy się, że nie musi wysłuchiwać siostry.
- Dzięki. Pogadam z Draconem, on zna ją dłużej. Już nie zajmuję ci więcej czasu. Pamiętaj spotkanie za tydzień w sobotę. Godzinę jeszcze dogadamy. – I już jej nie było.
Drugim celem Nicole była Eva – koleżanka z ławki ze starożytnych runów. Ślizgonka rozmawiała z nią dosyć często i miała pewność, że Krukonka poważnie podchodzi do tematu wojny. Jak się okazało miała rację. Eva poleciła swoją przyjaciółkę Padmę Patil i trójkę kolegów z ich roku – Terry’ego Boota, Michaela Cornera i Anthony’ego Goldsteina. Nicole kojarzyła chłopaków z zielarstwa i jedyne co mogła stwierdzić to to, że poważnie podchodzą do nauki. Zaraz po rozmowie z Evą, Ślizgonka wpadła na Harry’ego i Hermionę.
- Słyszałam, Hermiono, że spodobał ci się mój pomysł – zaśmiała się Nicole, a widząc ich zdumione miny wyjaśniła. – Rozmawiałam z Ginny. Przy okazji mam dla was zadanie. Musicie wybrać godnych zaufania Gryfonów i Puchonów. W Hufflepuffie niestety nie mam znajomości.
- Nad Gryfonami już myśleliśmy. Po pierwsze właśnie Ginny, po drugie Neville – zaczęła Hermiona, jednak widząc powątpiewający wzrok Ślizgonki przerwała patrząc na nią z naganą.
- Jesteście pewni, że Longbottom da radę? Jestem pewna, że jest lojalny, ale potrzebujemy ludzi, którzy nie boją się stanąć do walki.
- Neville jest odważny, tylko bardzo nieśmiały i trochę niezdarny – zaprzeczyła panna Granger.
- Jeśli jesteście pewni to niech będzie – Ślizgonka ucięła temat. – Kto jeszcze?
- Dean i Seamus z naszego roku. Będą walczyć i są po naszej stronie – stwierdził Harry, pamiętając, że koledzy z dormitorium sprzeciwiają się Ronowi, który cały czas oczernia go na forum. – A z siódmego roku Katie Bell i Alicja Spinnet. Grają w naszej drużynie i przyjaźniły się z bliźniakami Wealsey, gdy ci jeszcze się uczyli.
- Dobra to pogadajcie z nimi. A Puchoni?
- Susan Bones i Hanna Abbott na pewno – oznajmiła od razu Hermiona. – I może jeszcze Justin Finch-Flethley i Ernie Macmillan. Ernie i Hanna są prefektami. Myślę, że cała czwórka się nadaje.
- To jak złapiecie ich gdzieś, ogłoście, że pierwsze spotkanie naszej grupy odbędzie za tydzień w sobotę. Ja muszę lecieć, żeby pogadać z Draconem w sprawie Astorii.
Jak się okazało Ginny miała niezłe przeczucie co do ślizgonki, która miała dość zachowania swojej siostry i zamiłowania do czystej krwi. Od razu zgodziła się, że walka z Voldemortem jest najważniejszym celem. Do grupki Ślizgonów chcących walczyć, oprócz Nicole, Malfoy’ów, Snape’ów, Blaise i Astorii, dołączyła Pansy, która całą sobą stanęła po stronie Dracona.
Wieczorem, gdy Nicole leżała w łóżku z zadowoleniem mogła posumować swoje działania. Twierdziła, że uzbierała się niezła grupka osób, które będą w stanie przezwyciężyć swoje uprzedzenia dla wspólnego dobra. W końcu co dwadzieścia sześć różdżek, to nie jedna.

***
Mam do Was kilka spraw.
Po pierwsze chcę złożyć najlepsze życzenia z okazji rozpoczynającego się Nowego Roku, aby był lepszy niż poprzedni i gorszy niż następny ;)
Po drugie chciałabym Was przeprosić za to, że już ponad miesiąc minął od wstawienia poprzedniego rozdziału. Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie sprawy, że tak długo zwlekałam z napisaniem tego rozdziału.
Po trzecie miło mi ogłosić, że zyskałam betę. Została nią PomyLuna, która już długo śledzi losy Nicole. Dziękuję Ci za to, że odciążyłaś mnie w żmudnym sprawdzaniu moich błędów.
Po czwarte chciałabym serdecznie zaprosić na bloga, którego pisze moja siostra. Harry Potter i Lustro Władzy to historia dziejąca się na szóstym roku w Hogwarcie. Opisuje losy Harry'ego i jego przyjaciół. Mimo, że na blogu pojawił się dopiero pierwszy rozdział to już mogę stwierdzić, że naprawdę warto wgłębić się w tę historię, a wiem to, bo przeczytałam już kilkanaście rozdziałów do przodu, które tylko czekają na publikacje ;) 
Zapraszam na Harry Potter i Lustro Władzy nie pożałujecie :)
Mam nadzieję, że pomysł zorganizowania grupy uczniów potajemnie uczącej się walki spodobał się ;)
A teraz nie przedłużając zapraszam do czytania.
Pozdrawiam,
AniaXXX