środa, 26 kwietnia 2017

Rozdział 56


Draco z dziewczynami bardzo szybko pojawił się w Hogwarcie, tam od razu skierowali się do Skrzydła. Madame Pomfrey była zbyt zajęta Camile, aby próbować wyrzucić ich stamtąd. Razem z nią był tam Snape. Do pomieszczenia wbiegli akurat w momencie, gdy mężczyzna podawał swojej podopiecznej obrzydliwie zielony eliksir.
- Wuju, co z nią? – zapytał od razu blondyn.
- Zaraz, Draco. Daj mi skończyć – mruknął i zaczął machać nad dziewczyną różdżką. Po chwili skończył i odetchnął wyraźnie zadowolony. – Wszystko będzie dobrze. O mało nie doszło do niedotlenienia mózgu, ale zdążyliśmy. Ta klątwa jest ostatnio ulubioną zabawką Lucjusza – powiedział ze swoim zwyczajowym chłodem.
- Zabiję gnoja – warknął Draco. – Jeśli jeszcze raz się do niej zbliży to będzie ostatnia rzecz, którą zrobi.
- Ochłoń trochę, Draco – stwierdził mężczyzna, po czym omiótł wzrokiem całą ich trójkę. – Możecie z nią zostać. Do wieczora się nie obudzi. Ale żadnych więcej osób – rozkazał i skierował się do wyjścia. Przed drzwiami zatrzymał się z drwiącym uśmiechem i zwrócił do pielęgniarki – Pomfrey, zajmij się policzkiem Potter. Nie potrzebujemy w Hogwarcie kolejnej gwiazdy z blizną na twarzy. – Nicole dopiero teraz zwróciła uwagę na szramę na twarzy, z której powolnym ciurkiem płynęła krew.
- Miło, że się pan o mnie martwi – westchnęła i poddała się zabiegom pielęgniarki. Po chwili miała na twarzy grubą warstwę maści, dzięki której już jutro po bliźnie nie miało być śladu. W tym czasie Draco usiadł koło Camile na łóżku i złapał ją za rękę. Widać było, że martwi się o siostrę. Nicole i Vanessa usadowiły się na krzesłach niedaleko, rozmawiając cicho na temat ataku, a pielęgniarka przygotowywała kolejne mikstury na napływ kolejnych pacjentów.
Po paru minutach do Skrzydła zaczęli napływać ranni, więc pielęgniarka miała ręce pełne roboty. W Skrzydle pojawiła się cała grupa JP. Paru z nich było rannych, więc Neville, Justin i Hanna, aby odciążyć pielęgniarkę, pomagali tym mniej poważnym wypadkom. Po jakimś czasie pielęgniarka rozejrzała się po swoim królestwie z wyraźnym zaskoczeniem. Gdy ujrzała trójkę uczniów tak sprawnie uwijających się wśród rannych, to westchnęła tylko zadowolona i skontrolowała ich pracę. Po godzinie wszyscy ranni byli już opatrzeni. Większość z nich mogła od razu wyjść, jednak parę osób potrzebowało dłuższej rekonwalescencji. Był tam auror ze złamaną nogą, nieprzytomna Alicja Spinnet, jakiś Gryfon z drugiego roku, który też chciał walczyć, a bardzo szybko nabawił się wstrząśnienia mózgu, Seamus, który dość ostro został potraktowany klątwą cięcia i Camile. Gdy JP upewniło się, że z ich kolegami już wszystko będzie dobrze, chcieli wycofać się ze Skrzydła, aby nie przeszkadzać pacjentom. Zostać chcieli tylko bliscy pacjentów. Przy łóżku ślizgonki ustawili się Draco, Nicole, Vanessa, Blasie i Samuel. Gdy pozostali chcieli już wychodzić zatrzymał ich dyrektor, który właśnie wszedł.
- Dobre, że was wszystkich tu spotkałem. Z chęcią z wami porozmawiam. – Uśmiechnął się dobrotliwie. – Wszystkich poza pacjentami zapraszam do mojego gabinetu. – I już go nie było. Uczniowie zdziwieni zaczęli wychodzić za nim. Draco tylko prychnął i mocniej ścisnął dłoń Camile.
- Idźcie i powiedzcie temu Dropsowi, że nie ruszę się stąd dopóki nie będę pewny, że z Camile wszystko w porządku – mruknął do nich. Nie zostało im nic innego jak ruszyć do gabinetu dyrektora. Nicole przed wyjściem pogłaskała delikatnie chłopaka po plecach.
- Wszystko będzie dobrze. Nie zamartwiaj się tak.
Większością grupy JP pojawili się w przed gabinetem zastanawiając się o co może chodzić dyrektorowi. Przed gabinetem czekała na nich McGonnagall, która, gdy tylko ich zauważyła wypowiedziała hasło i nakazała iść za nią. Jak się okazało w gabinecie mieli odbyć rozmowę z większą liczbą osób. Był tam dyrektor, opiekunowie wszystkich czterech domów, dowodzący obroną Hogwartu, pielęgniarka, Fredrich Braun, Potter’owie, Syriusz, Remus i Narcyza Malfoy. Widać było, że kobieta rozgląda się za dwójką swoich dzieci zmartwiona, więc Nicole stanęła obok niej i powiedziała:
- Camile musiała zostać w Skrzydle. Już wszystko z nią w porządku, obudzi się wieczorem – dodała szybko widząc jej zmartwienie. – A Draco nie chciał jej zostawiać. – Kobieta odetchnęła z ulgą.
Gdy w gabinecie zaległa cisza dyrektor zabrał głos.
- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego gdy została zarządzona ewakuacja wszystkich – zaznaczył – uczniów wy wyrwaliście się do walki? – Jedna część JP zwróciła się w stronę Harry’ego, a druga w stronę Nicole, mając nadzieję, że jak zwykle któreś z nich zabierze głos.
- To chyba jasne – zaczął Harry pewnie. – Chcieliśmy walczyć i jak widać całkiem dobrze nam poszło. – Uczniowie uśmiechnęli się dumnie po tych słowach. – Utrzymywaliśmy równy poziom zarówno z obroną, jak i z aurorami. Dzięki temu nie było zbyt dużo strat, a chyba na tym nam wszystkim zależało.
- Tak, ale jednak nadal jesteście uczniami, którzy powinni wtedy przyjmować polecenia nauczycieli.
- Panie, dyrektorze, czas najwyższy zrozumieć, że to też nasza wojna – odparł Harry niemal arogancko.
- Szacunek, Potter – syknął do niego Snape. Dzięki temu mężczyzna zarobił od obu Potterów i Łapy gniewne spojrzenie.
- Jesteście jeszcze dziećmi, i to my musimy zadbać o wasze bezpieczeństwo – po tych słowach całe JP prychnęło ze złością.
- Dyrektorze, te dzieciaki walczyły na równi z nami. – Dowodzący ochroną zarobił sobie tymi słowami wdzięczność uczniów.
- Skoro, to wy musicie zadbać o nasze bezpieczeństwo to ciekawe czy również wy pokonacie Voldemorta – zadrwił Harry. Miał już dość tego, że wszyscy uważali go za dziecko, mimo tego, że dobrze wiedzieli, że to on na koniec będzie walczył z Voldemortem.
- Mój syn, ma rację, Albusie. To również ich wojna, my już swoją przeżyliśmy. Musimy pozwolić im walczyć o swoją przyszłość.
- Niestety musze się z tym zgodzić – dodała Lily.
- A mogę wiedzieć, gdzie poznaliście tak zaawansowane zaklęcia? – zapytał zrezygnowany starzec.
- No jak to gdzie? – zapytała retorycznie Nicole. – Mamy tak wspaniałego nauczyciela od obrony, a pan pyta, gdzie się tego nauczyliśmy? Oczywiście, że na zajęciach. – Z głosu Nicole wypływał sarkazm i wszyscy obecni byli tego świadomi. Nicole na dodatek uśmiechnęła się niewinnie do Brauna, który ewidentnie jej nie lubił, jednak teraz przy tylu świadkach zgromił tylko dziewczynę wzrokiem.
- Albusie, chciałabym jeszcze dodać, że trójka obecnych tu uczniów bardzo pomogła mi przy leczeniu pacjentów – wtrąciła się Pomfrey, aby zakończyć poprzedni temat. – Myślę, że należy odpowiednio ich nagrodzić za to.
- Całą resztę również należałoby nagrodzić za tak wspaniałą walkę. – Dowodzący ochroną był wyraźnie pod wrażeniem umiejętności młodzieży. Dyrektor po tych słowach stwierdził, że nie ma tu sojusznika. Ewnentualnie profesor McGonnagall, która również uważała uczniów za dzieci, które nie powinni walczyć, jednak gdy ujrzał, że Minerwa z dumą wpatruje się w swoich wychowanków, stwierdził, że nie ma co ciągnąć tematu.
- Dobrze, skoro tak to każdy z was otrzymuje po dziesięć punktów dla swojego domu za zasługi dla szkoły – zakończył.
- Mam nadzieję, Albusie, że nie zapomniałeś o tych co pozostali z Skrzydle – zauważył Snape wiedząc, że jest tam, aż dwójka jego uczniów.
- Oczywiście, Severusie. Panna i pan Malfoy, oraz panna Spinnet z panem Finniganem również otrzymują po dziesięć punktów. A teraz dziękuję wam. Właśnie zaczyna się obiad, a więc zapraszam was do Wielkiej Sali – zakończył. Uczniowie szczęśliwi zaczęli wychodzić, a za nimi ruszyła pani Malfoy, jednak ona skierowała się do Skrzydła Szpitalnego do swoich dzieci. JP całą grupą poszło do Wielkiej Sali.
- Harry, widziałeś może Laurę, po wszystkim? – zapytała Nicole.
- Tak. Spokojnie nie martw się. Widziałem jak razem z resztą McGonnagall prowadzi ją całą i zdrową do Hogwartu.
- To dobrze. Martwiłam się.
Dotarli do Wielkiej Sali, aby zjeść obiad. Potem oczywiście poszli do Camile. Do wieczora siedzieli spięci, ponieważ nie było oznak, żeby miała się obudzić. Gdy około godziny 20:00 dziewczyna powoli otworzyła oczy, wszyscy odetchnęli z ulgą. Do świąt Camile wróciła do pełnego zdrowia dzięki czemu szczęśliwa razem z Draconem i przyjaciółmi skierowała się do gabinetu opiekuna, aby na ferie przenieść się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa, gdzie wspólnie mieli spędzić święta. Oni przenosili się jako ostatni, więc gdy zostali sami, Vanessa bez skrępowania zwróciła się do ojca:
- Tato, a co z tobą? – zapytała zmartwiona.
- Jeśli tym razem Czarny Pan nie wymyśli nic dla mnie to również pojawię się w Kwaterze. A teraz lećcie – nakazał, dlatego przyjaciele po kolei wchodzili do kominka powtarzając adres kwatery.
Na Grimmauld Place święta mieli spędzić Potterowie z Laurą, Malfoy’owie, Snape’owie, Remus z Tonks i Syriusz, z jak się okazało na miejscu, Annabelle Bennett, ich byłą nauczycielką od obrony. Młodzi byli zdziwieni tym, że Łapa zaprosił kobietę, choć jak utrzymywał nie łączy ich nic poważnego. Wtedy zarówno James, jak i jego dzieci wybuchali głośnym śmiechem. Remus i Lily także to robili, jednak byli w tym bardziej dyskretni. Nicole w duchu stwierdziła, że Syriuszowi książka od niej przyda się szybciej niż myślała.
Na Grimmauld Place zapanowała wesoła świąteczna atmosfera, szczególnie gdy młodzież wzięła się za ozdabianie domu choinkami, bombkami czy też małymi aniołkami. Blaise uparł się na jemiołę, którą porozstawiał, w każdym możliwym miejscu. Uparł się również, aby pod jedną z nich wciągnąć Camile i nawet pochmurny wyraz twarzy Dracona nie zmienił jego zamiarów. Kobiety zajęły się przygotowaniem prawdziwej świątecznej uczty, a mężczyźni musieli uciekać przed ich rozeźlonymi spojrzeniami i drewnianymi łyżkami, gdy próbowali podkraść z kuchni jakiś smakowity kąsek.
Już kolejnego dnia miały rozpocząć się święta, dlatego wszyscy z podekscytowaniem zaczęli szykować się do snu. Pod największą choinką w salonie wszyscy poustawiali swoje prezenty i nie mogli się doczekać, aż będą mogli je pootwierać. Nicole była dumna ze swoich prezentów, szczególnie z tego dla rodziców. Dogadała się z Harrym i razem z drobną pomocą Remusa i Syriusza przygotowali swój rodzinny album. Wieczorem wszyscy porozsiadali się po salonie i oglądali film. Młodzież zrobiła sobie wygodne legowiska na podłodze, a dorośli porozkładali się na kanapach. Wieczorną sielankę przerwało pojawienie się srebrzystego smoka, który przemówił zdenerwowanym głosem Charlie’ego Weasley’a.
- Śmierciożercy, próbują przedrzeć się przez osłony Nory. Potrzebujemy pomocy, bo sami sobie nie poradzimy.
Po tych słowach wszyscy jak jeden mąż wstali, by przenieść się przez kominek do Nory, za sobą zostawili tylko przestraszoną Laurę. Chwilowo została tam również Tonks, aby przekazać widomość od Charlie’ego dalej. Laura w razie czego miała kierować posiłki w odpowiednie miejsce. Pojawili się w kuchni należącej do Molly Weasley, która odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała pomoc.
- Niech ci co nie dadzą rady walczyć, przeniosą się na Grimmauld Place – zarządziła Lily. – Tam będziemy wysyłali rannych. – Nicole z zaskoczeniem wśród rudowłosej rodziny ujrzała trójkę blondwłosych francuzów. Rodzeństwo Delacour. Wiedziała, że najmłodsza z nich przeniesie się do kwatery i miała rację, ponieważ pani Weasley jako pierwszą przepuściła przez kominek Gabrielle, która miała zaledwie 11 lat. Jej starszy brat, Damien, był w ich wieku. Aż za dobrze pamiętała go z Beauxbatons. Byli na jednym roku i miała nadzieję, że nie zobaczy go więcej.
- Salut, madame!* – przywitał się patrząc na trzy znajome mu dziewczyny z olśniewającym uśmiechem.
- Jak jesteś w Anglii to mów po angielsku – warknęła Nicole wiedząc, że akurat ten chłopak, w porównaniu z siostrami po angielsku mówi doskonale, na co Camile i Vanessa zaśmiały się wrednie pamiętając relacje tej dwójki.
- To ty?! – wykrzyknęła najstarsza Francuzka.
- O Fleur, jak niemiło cię widzieć – przywitała się Nicole z wrednym uśmiechem.
- To nie czas na kłótnie – wtrąciła się Lily widząc, że nie mają czasu, a muszą się zorganizować. – Zostajecie? – zapytała dwójki Delacour’ów.
- Ja zostaję – stwierdził Damien z pewnym uśmiechem puszczając „oczko” do Nicole, co dziewczyna skwitowała krótkim i treściwym: Dupek.
- Ja się bardzij przydam w leczeniu ‘orych** - oznajmiła z dumą Fleur i przeniosła się do kwatery, za nią zrobiła to pani Weasley ciągnąc za sobą Ginny, która się zapierała.
- Ja zostaję!
- O nie, młoda damo! Jesteś jeszcze zbyt niedoświadczona!
- Chcę bronić swojego domu! Nie zabronisz mi!
- Molly przypilnujemy jej, a jak widziałem w Hogsmeade to wcale nie będzie potrzebne. Ginny jest całkiem niezła w te klocki – stwierdził Remus, więc pani Weasley musiała skapitulować widząc, że połowa osób broniących jej domu jest jeszcze niepełnoletnia, a jednak ich opiekunowie zezwolili im na walkę.
Wszyscy razem wyszli z budynku, czekając, aż śmierciożercy przedostaną się przez osłony, co niestety nie miało zająć im dużo czasu. Nicole wyszczerzyła się do rudowłosych bliźniaków, którzy, aż palili się do walki.
- Wy już powalczyliście trochę w Hogsmeade, teraz dajcie nam trochę frajdy z wykańczania tych śmierciojadów! – wykrzyknął w jej stronę Fred.
- Nie ma sprawy chłopaki. Wykażcie się trochę - odpowiedziała im. Szybko jednak musiała skupić się na różdżce, ponieważ śmierciożercy przedostali się przez osłony. Już drugi raz w ciągu dwóch tygodni walczyli na śmierć i życie, bo śmierciożercy nie ograniczali się do oszałamiaczy, więc oni też tego nie robili. Nicole ze zgrozą na polu walki zobaczyła obecność Lucjusza Malfoy’a. Odszukała wzrokiem Draco, który na razie nie był świadomy tego, że jego ojciec tu jest. Bała się o chłopaka, bo odkąd Camile ledwo przeżyła atak blondwłosego śmierciożercy, Draco żył głównie żądzą zemsty, widziała to po nim, gdy patrzył na swoją siostrę i matkę, które za wszelką cenę chciał chronić. Ceniła w nim tę cechę, jednak teraz bardziej bała się o niego. Ta chwila zamyślenia spowodowała, że zaskoczył ją atak śmierciożercy. Ledwo dawała sobie radę, gdyż mężczyzna był na tyle szybki, że skupiała się tylko na obronie, a nie miała, jak atakować. Z pomocą przyszedł jej nie kto inny jak Damien. Gdy razem pokonali przeciwnika Nicole tylko warknęła z frustracją, na co francuz po raz kolejny puścił jej „oczko”. Dziewczyna też zareagowała na to identycznie. Gdy po raz kolejny nazwała go dupkiem chłopak zaśmiał się wesoło, a zaraz potem ponownie skupił na walce. Nicole również szybko odzyskała skupienie, szczególnie gdy na polu bitwy rozległ się szyderczy śmiech Lucjusza Malfoy’a. Zarówno Nicole, jak i Draco zatrzymali się gwałtownie na ten dźwięk. Młody Malfoy z furią zaczął biec w stronę ojca, a Nicole z przerażeniem podjęła bieg bojąc się, że przyjaciel sam sobie nie poradzi. Po drodze blondyna próbowała zatrzymać Camile, która od poprzedniej bitwy panicznie bała się własnego ojca, jednak chłopak nakazał jej oddalić się jak najdalej od tego bydlaka, a sam pobiegł dalej. Nicole podążyła za nim. Gdy zbliżyli się do śmierciożercy, zobaczyli co tak bardzo rozbawiło mężczyznę. U jego stóp wiła się torturowana Narcyza. Oczy Draco zasnuła czerwona mgiełka i z furią zaczął atakować mężczyznę, którego już nawet w myślach przestał nazywać swoim ojcem. Nicole podbiegła do kobiety, aby jej pomóc.
- Już wszystko ze mną w porządku. Jestem do tego przyzwyczajona. Pomóż mu. Draco nie poradzi sobie z nim – niemal błagała Ślizgonkę.
- Dobrze, pani Malfoy. Pomogę mu. Ale najpierw pani, musimy dostać się poza osłony, aby mogła pani teleportować się do kwatery. Nie powinna pani po tym walczyć – nakazała Nicole.
- Poradzę sobie sama. Pobiegnę poza osłony, a ty pomóż mu. Idź już proszę. – Nicole z wahaniem kiwnęła jej głową. Jeszcze przez kilka sekund obserwowała kobietę, która po takich torturach całkiem sprawnie torowała sobie drogę do punktu aportacyjnego. Jednak już po chwili odwróciła się w stronę Dracona, który mimo wszystko radził sobie całkiem nieźle. Widocznie furia dodawała mu siły. Choć bardzo chciała mu pomóc to z drugiej strony zaczął atakować ją jakiś chuderlawy śmierciożerca. Szybko sobie z nim poradziła, więc z powrotem odwróciła się do Malfoy’ów. Lucjusz wyczuwając trudnego przeciwnika postanowił wybić go z rytmu.
- Synu, nie wierzę, że przejmujesz się tak tymi dwoma dziwkami. Ani jedna, ani druga była nic nie warta, a ty chcesz się na mnie zemścić? – zadrwił starszy nie przerywając ataków. – Nie tak cię wychowywałem.
- Masz rację, ty mnie nie wychowywałeś. Ty tylko karałeś i wybacz, ale już dawno przestałem nazywać cię swoim ojcem, więc będę wdzięczny, gdybyś nie wspominał głośno o tym, że jestem twoim synem, jeszcze ktoś usłyszy – odpowiedział również z drwiną Draco.
- Szkoda, że tak się zeszmaciłeś, Draconie. Bronisz dwóch nic nie wartych szmat, a trzecia próbuje ci pomóc.
Tego Draco nie wytrzymał. Rzucił jedne z dwóch zaklęć, o których w tej chwili myślał.
- Crucio! – Ku zdumieniu całej trójki uczestniczącej w tym pojedynku, zaklęcie było udane. Lucjusz Malfoy zaczął wić się u stóp swojego syna, który z chorą satysfakcją wpatrywał się w jego rozciągniętą w bólu twarz. Ponownie zostali zaatakowani przez innych śmierciożerców. Tym razem zostali otoczeni przez trójkę mężczyzn. Draco jednak przerwał tortury Lucjusza, dopiero, gdy ktoś trafił w jego prawą rękę zaklęciem odrętwienia. Szybko odzyskał władze nad ręką i dopiero wtedy spostrzegł, że Nicole walczy z trójką przeciwników. Atakowali ich z trzech stron, dlatego Draco stanął tyłem do Nicole i chroniąc swoich tyłów walczyli zaciekle. A Lucjusz Malfoy jak zwykły tchórz oddalił się z pola rażenia różdżki swojego syna. Walka miała się już ku końcowi, gdyż większość śmierciożerców została pokonana, więc jeden z nich zarządził odwrót. Teleportowali się wszyscy zanim ktokolwiek mógł to zauważyć, wcześniej jeszcze podpalając norę. Po raz kolejny zabrali ze sobą wszystkich rannych i martwych śmierciożerców. Zbłąkane klątwy, których walczący nie zdążyli zatrzymać, leciały przed siebie szukając celu. Nicole odetchnęła z ulgą i odwróciła się w stronę Dracona, akurat w momencie, gdy prosto w twarz dosięgła ją klątwa pięści, rzucona z taką siłą, że natychmiastowo straciła przytomność. Zdążyła poczuć jeszcze jak łapie ją blondwłosy przyjaciel.

***
*Salut, madame! – Witaj, pani!
**Tutaj nieudolnie próbowałam podrobić francuski akcent Fleur 😃
Mam nadzieję, że ten rozdział będzie się podobał co najmniej tak samo jak poprzedni :) 
Pozdrawiam, do następnego,
AniaXXX