Rok szkolny już na dobre się rozpoczął. Hogwartczycy przyzwyczaili się ponownie do wczesnego wstawania i rygoru jaki wprowadzili nauczyciele w codziennej nauce. Wszyscy uczniowie zgodnie twierdzili, że nauczyciel OPCM jest najgorszym z możliwych. Porównywali go do Mistrza Eliksirów. Profesor Braun był surowy, wredny i sarkastyczny. Wymagał od uczniów dużo za dużo. Szóstorocznym kazał rzucać zaklęć niewerbalnie, twierdząc, że już powinni to umieć. Lekcje były czysto praktyczne, jednak do zadań domowych musieli się wyjątkowo przykładać. Za każdy błąd lub brak jakiejś informacji obniżał ocenę o jeden stopień. Musieli się przyzwyczaić do ciągłych szyderstw i wyzwisk. Co poniektóre dziewczyny, te bardziej wrażliwe, lądowały u pielęgniarki prosząc o eliksir uspokajający. Jednak reszta dawała radę. Nicole podczas piątkowej Obrony jednak nie bardzo przejmowała się krzykami nauczyciela. Miała na głowie coś ważniejszego. Już w poniedziałek mijał czas, jaki miała na przeprowadzenie rozmowy z rodzicami. Dwa razy próbowała z nimi porozmawiać. Dwa razy kierowała się w stronę prywatnych kwater ochrony, jednak za każdym razem panikowała przed samymi drzwiami i uciekała. Obiecała sobie, że dzisiaj spróbuje jeszcze raz i nie ucieknie jak jakiś tchórz. Do trzech razy sztuka. Niestety na takie rozmyślania wybrała sobie zły moment. Z zamyślenia wyrwał ją głos ociekający jadem.
- A może panna Potter odpowie mi na pytanie? – Nicole spojrzała na profesora Brauna jakby dopiero teraz go zauważyła.
- Przepraszam, ale nie usłyszałam pytania – przyznała wiedząc, że nic nie wymyśli, w końcu nawet nie wiedziała jakie zaklęcie przerabiają.
- Tyle to widzę, że nie słuchałaś. Interesuje mnie raczej co było tak ważne, aby mieć w dupie to co wam tłumaczę.
- To nie było nic ważnego – odpowiedziała spokojnie, uważając, aby nie pyskować, bo wtedy tylko miałaby gorzej.
- Chcesz mi powiedzieć, że moją lekcję poświęcasz na jakieś bzdurne przemyślenia? – zapytał mściwie. To była ich druga lekcja Obrony, Nicole nie wiedziała dlaczego Braun tak się zachowuje. Wszystkim uczniom oprócz niej, Harry’ego i Malfoy’ów za takie przewinienie po prostu karał utratą punktów albo szlabanem, a ich zawsze podpuszczał do straty panowania nad sobą, aby móc dać im większą karę. Na końcu zawsze z sadystycznym uśmiechem wlepiał im szlaban lub odejmował większą niż zawsze liczbę punktów. Harry już jeden taki szlaban zdobył na poprzedniej lekcji, za to tylko, że odezwał się do Deana Thomasa.
- Przepraszam – wycedziła zdenerwowana już Nicole.
- Nie tym tonem, głupia dziewucho. Minus 15 punktów od Slytherinu za nie słuchanie. A za tą pyskówkę potowarzyszysz woźnemu podczas sobotniego wieczoru. Sprzątając kible będziesz miała mnóstwo czasu na rozmyślania. – Po tych słowach profesor wrócił do wykładu o zaklęciach niewerbalnych, a Nicole zaczęła słuchać nie chcąc stracić kolejnych punktów. Przyjaciele i Harry wysłali jej pocieszające spojrzenia, mówiące: Nie przejmuj się tym kretynem.
Po kolacji nie mówiąc nic przyjaciołom ruszyła do kwater swoich rodziców. Wiedziała, że teraz mają wolne. Ochroną zajmował się akurat ktoś inny. Zanim stchórzyła zapukała do drzwi, a po chwili ujrzała uśmiechniętą twarz swojej matki.
- Nicole, stało się coś?
- Nie – odpowiedziała ze ściśniętym gardłem, jednak opanowała się i już spokojnie powiedziała – tak tylko przyszłam. Jeśli przeszkadzam to pójdę.
- Nie, nie, nie. Wejdź. Cieszymy się, że przyszłaś. – Wchodząc zauważyła obecność Syriusza i Remusa. Usiadła na kanapie w niewielkim salonie obok Lunatyka. Trzy fotele zajęte były przez jej rodziców i Łapę.
- To opowiadaj jak tam pierwsze dni szkoły – zaczął Lupin.
- Pierwsze zajęcia i pierwszy szlaban – stwierdziła Nicole z uśmiechem na ustach już prawie całkiem uspokojona. Pogrążyła się w rozmowie, czekając na dogodny moment do rozpoczęcia tematu dla którego tu przyszła. Jednak ten moment nie przyszedł, a ona po raz trzeci stchórzyła.
- Nicole nie chcę cię wyganiać, ale jest już pół godziny po ciszy nocnej – stwierdziła Lily patrząc na zegarek.
- To ja lecę, nie chcę kolejnego szlabanu – oznajmiła żegnając się z dorosłymi. Wyszła z pomieszczenia przeklinając samą siebie. Mimo tego, że miło spędziła ten czas to jednak nie w tym celu tam przyszła. Miała powiedzieć im wszystko, a po raz kolejny wykazała się tchórzostwem. Nie była z siebie dumna, ale po prostu nie dała rady. Nawet nie wiedziała kiedy dotarła do lochów, w których jak zwykle było zimno i ciemno. Choć uczniowie spoza Slytherinu dziwili się jak Ślizgoni to wytrzymują, to ona lubiła tę atmosferę. W końcu w pokoju wspólnym czekał na nią ciepły kominek. Zajęta swoimi myślami nie usłyszała za sobą cichych kroków. Dopiero, gdy uderzenie powaliło ją na ziemię uświadomiła sobie, że nie jest sama na korytarzu. Zanim spadł na nią grad kopnięć i uderzeń zwróciła uwagę na to, że napastnicy to dwóch chłopaków, poznała to po posturze, ubranych w kominiarki. Nic więcej nie zarejestrowała powalona bólem, wydobywającym się nie tylko z uderzonych miejsc, ale też z podbrzusza. Po kolejnych kilku minutach katownia straciła przytomność.
Camile nie mogła zasnąć. Północ minęła już jakieś pół godziny temu. Większość, a właściwie prawie wszyscy Ślizgoni spali, gdyż następnego dnia wcześnie rano zaczynały się zajęcia. Jednak nie tyczyło się to Camile, a powodem tego była jedna dziewczyna. Jej przyjaciółka. Panna Malfoy wiedziała, że Nicole jeszcze nie doszła do siebie po torturach. Znała ją na tyle, aby widzieć co się z nią dzieje. Zauważyła też, że dziewczyna nie powiedziała im wszystkiego. Ukrywała coś, a Camile nie wiedziała co to jest. Źle się z tym czuła, bo była niemal pewna, że Draco zna tę tajemnicę. Blondynka chciała pomóc przyjaciółce, ale nie mogła nic zrobić, gdy nie wiedziała co się z nią dzieje. A teraz dodatkowo, Nicole zniknęła nic nikomu nie mówiąc. Po zjedzonej kolacji szybko wymknęła się z Wielkiej Sali i od tamtej pory Camile nie wiedziała, gdzie się znajduje czarnowłosa. Do wybicia godziny rozpoczynającej ciszę nocną nie zwracała uwagi na nieobecność przyjaciółki, w końcu ta miała prawo robić co chce, nie musiała zawsze przebywać w towarzystwie Ślizgonów. No ale teraz było już dwie i pół godziny po ciszy nocnej, a Nicole nadal nie wróciła. Wszyscy ją uspokajali mówiąc, że pewnie zasiedziała się z Harry’m albo zaznajomioną ochroną. Takie słowa jednak nie uspokoiły Camile, która zawsze martwiła się o bliskie jej osoby. Blondynka zaczęła się zastanawiać, czy Vanessa też tak martwi się o Nicole, że to spędza jej sen z powiek. Pewnie tak, w końcu wszystkie trzy od pięciu lat były sobie naprawdę bliskie. Postanowiła to sprawdzić.
- Vane, śpisz? – mruknęła nie spodziewając się odpowiedzi. Jednak z drugiego łóżka rozległa się odpowiedź.
- Nie. Cały czas myślę gdzie może być Nicole.
- Czyli tak jak ja. – Po tych słowach zaległa cisza. Obie dziewczyny były myślami z przyjaciółką. – Poszukajmy jej. Nawet jeśli będzie u Gryfonów to się chociaż upewnimy. – Czarnowłosa spojrzała na nią.
- Chodźmy, ale może najpierw do chłopaków. Coś czuję, że Draco może coś wiedzieć. Zauważyłaś przecież że oni ostatnio są bliżej siebie.
- Dobra, idziemy. – Obie wyskoczyły z łóżek zarzucając na siebie pierwsze lepsze bluzy. Szybkim krokiem podążyły do męskich dormitoriów. Po wejściu do pokoju chłopaków zauważyły, że wszystkie łóżka są zajęte. Słychać było tylko odgłosy chrapania. Od razu znalazły się przy łóżku blondyna, który spokojnie spał.
- Draco, obudź się. – Camile szturchnęła brata próbując go obudzić.
- Co jest? – odpowiedział jej niewyraźny głos. – Camile, co ty tu robisz?
- Nicole jeszcze nie wróciła – odpowiedziała Vanessa.
- Jak, skąd? – pytał z niezrozumieniem.
- Nicole. Wyszła po kolacji i jeszcze nie wróciła. A jest już przed 1:00. Martwimy się o nią.
- Na pewno? – zapytał już całkiem rozbudzony chłopak.
- Tak – odpowiedziała pewnie Camile. – Chcemy jej poszukać, bo nie wierzę, że zasiedziała się u Harry’ego.
- To chodźmy – stwierdził wstając z łóżka.
- Gdzie idziecie? – rozległ się glos z naprzeciwka.
- Nicole zniknęła. Idziemy jej poszukać – odpowiedziała swojemu bratu Vanessa.
- To idziemy z wami – oznajmił też już obudzony Blaise. W ten sposób trójka chłopaków zaczęła na siebie wciągać spodnie i koszulki. I tak całą piątką wyszli, nie budząc reszty współlokatorów, na poszukiwania Nicole.
- Najpierw chodźmy do pokojów ochrony. Myślę, że tam mogła dzisiaj zniknąć – zaproponował Draco. Tak więc w ciszy, aby nie zostać złapanym, ruszyli na drugie piętro do kwater ochrony.
- Ty coś wiesz. – Bardziej stwierdziła niż zapytała Camile idąc obok swojego brata.
- Wiem – stwierdził tylko wiedząc, że skoro Camile coś zauważyła to jemu nie uda się wyprowadzić jej z błędu. Łatwiej było przyznać prawdę, a potem przekonać ją, że nic jej nie powie. Jednak okazało się, że Camile zrozumiała to bez dodatkowych tłumaczeń.
- Ona ci naprawdę zaufała. Nie skrzywdź jej – poprosiła, tak aby tylko Draco ją usłyszał.
- Nie skrzywdzę – obiecał. Chwilę później zatrzymali się przed drzwiami kwatery Potterów. Draco nie czekając na nic zaczął dobijać się do pokoju. Chwilę zajęło nim ktoś im otworzył. W drzwiach stanął pan Potter ubrany tylko w spodnie od piżamy. Vanessa i Camile zgodnie stwierdziły, że mimo wieku ojciec Nicole jest przystojnym facetem.
- Co wy tu robicie? – zapytał jakby jeszcze się nie dobudził.
- Czy Nicole jest u państwa? – zapytała blondynka.
- Była, ale wyszła już dawno. Nie wróciła do dormitorium? – zapytał już przestraszony.
- No właśnie nie. Zniknęła po kolacji i do tej pory nie wróciła – wytłumaczyła Vanessa.
- Trzeba zacząć jej szukać – stwierdziła Lily, która akurat pojawiła się w drzwiach. – Wejdźcie. Musimy obmyślić jakiś plan. – Młodzież weszła do pomieszczenia i ze zniecierpliwieniem patrzyli na rodziców ich przyjaciółki.
- Obudzę Łapę i Lunatyka – oznajmił James i po chwili już go nie było.
- Jesteście pewni, że nie wróciła? – zapytała Lily.
- Tak. My jeszcze nie spałyśmy. Czekałyśmy, ale nie wróciła. Martwimy się. Obudziłyśmy chłopaków i postanowiliśmy jej poszukać. – Gdy Camile skończyła mówić do pokoju weszło trzech mężczyzn.
- Mapa Huncwotów. Harry ją ma – oznajmił tylko Syriusz. Dorośli od razu zrozumieli o co chodzi.
- Jim, Syriusz idźcie po Harry’ego. Ja i Remus pójdziemy powiadomić Severusa. – Na te słowa dwójka czarnowłosych mężczyzn skrzywiła się, a Ślizgoni wykrzyknęli:
- A my?!
- Wy tu zaczekacie. Zaraz i tak wszyscy się tu spotkamy – stwierdziła rudowłosa. – A ty James, nie krzyw się tak. Severus jest jej opiekunem. Mamy obowiązek go powiadomić. – I już ich nie było. Młodzież patrzyła bezradnie na siebie. Chcieli działać, a musieli czekać.
- Ktoś wie czym jest ta mapa? – zainteresował się Samuel, jednak odpowiedziały mu przeczące ruchy głowy. Tak więc nie mając co robić rozsiedli się czekając na dorosłych. Pierwsi pojawili się Remus i Lily, wraz z niezadowolonym Snape’em.
- Tato, Nicole zniknęła! – wykrzyknęła Vanessa na widok ojca.
- Wiem. Powiedzieli mi. Kiedy zniknęła? – Snape od razu przeszedł do rzeczy, a młodzież znowu musiała opowiadać zdarzenia wieczoru.
- Po kolacji była u nas. Zasiedzieliśmy się i wyszła pół godziny po ciszy nocnej. Myśleliśmy, że poszła od razu do pokoju wspólnego – wytłumaczyła Lily.
- Czy powiedziała wam coś ważnego? – zapytał czarnowłosy zastanawiając się nad czymś.
- Nie. Raczej tak ogólnie rozmawialiśmy. – W tej chwili w pomieszczeniu pojawili się dwaj Huncwoci z zaspanym, ale przestraszonym Harry’m, który w ręku ściskał kawałek starego pergaminu.
- Sprawdziliście już mapę? – zapytał Remus.
- Nie. – odpowiedział Harry, rozwijając pergamin. Po chwili nachylił się nad nim razem z trójką Huncwotów. Razem zaczęli przeszukiwać mapę. Lily patrzyła z niepokojem na męża i syna, Snape również patrzył na te same osoby, ale ze wstrętem, a Ślizgoni zaciekawieni również pochylili się nad pergaminem. Po chwili rozległ się zaskoczony głos jednego z nich.
- Przecież to mapa Hogwatru. – Blaise był pod wrażeniem, tak samo jak jego przyjaciele.
- Tu wszystko widać. Wszystkich ludzi chodzących po Hogwarcie. – zafascynował się Samuel. – Co za geniusz wymyślił taki bajer? – zapytał, na co Syriusz i James podnieśli głowy znad mapy i popatrzyli wrednie na Snape’a. Mistrz Eliksirów zignorował to.
- Merlinie, czy wy zawsze musicie być tacy złośliwi? – zapytała Lily – Wracajcie do poszukiwań. To oni stworzyli tę mapę – powiedziała zwracając się do Ślizgonów. – James, Syriusz, Remus, no i Peter Pettigrew. Gdy jeszcze chodziliśmy do Hogwartu nazwali się Huncwotami, dlatego Mapa Huncwotów – wyjaśniła.
- To już wiem, Potter, jak udawało ci się nie dostać tylu szlabanów, ile powinieneś mieć – skomentował wrednie Draco. Jednak Harry nie przejął się tymi słowami, gdyż wykrzyknął:
- Mam! Jest w lochach. W nieużywanej klasie koło magazynu eliksirów. – Wszyscy jak jeden mąż ruszyli do drzwi, biegnąc ile sił w nogach, w kierunku lochów. Pierwsi na miejsce dotarli oczywiście młodzi Hogwartczycy, najpierw chłopaki, a zaraz za nimi dziewczyny. Gdy otworzyli drzwi wskazanej Sali w lochach rozległ się krzyk przerażenia i szloch. Po chwili do młodzieży dołączyli dorośli, którzy stanęli w szoku wpatrując się w to co leżało na ziemi. Takie reakcje wzbudził widok Nicole. Leżała bez życia, widać było, że została skatowana. Dodatkowo pod nią zbierała się wielka kałuża krwi. Jako pierwszy ocknął się Snape, a zaraz za nim Huncwoci. Czwórka mężczyzn nachyliła się nad ciałem Nicole. Byli Gryfoni wiedząc, że Mistrz Eliksirów ma większe doświadczenie w lecznictwie, pozostawili mu sprawdzenie stanu ślizgonki.
- Żyje, ale jest nieprzytomna. Ma bardzo słaby puls – stwierdził i zaczął mruczeć zaklęcia nad ciałem dziewczyny. Gdy zobaczyli jak wygląda Nicole, każdemu z nich przeszło przez myśl, że już za późno na ratunek. Jednak nie chcieli dopuścić do siebie tych myśli, dlatego wszyscy odetchnęli po słowach opiekuna Slytherinu. Wreszcie po kilku minutach ciągłych zaklęć krew z posadzki zaczęła znikać, a skóra nieprzytomnej zaczęła nabierać barw. Teraz też wyraźnie widzieli ruch klatki piersiowej. Oddychała, czyli żyła.
- Samuel, biegnij do Skrzydła Szpitalnego. Obudź pielęgniarkę i przekaż co tu się stało. Powiedz, że stan dziewczyny jest stabilny. Draco ty idź do dyrektora i powiadom go o wszystkim. Hasło to Lukrecjowe Paluszki. – Dwójka chłopaków wybiegła z pomieszczenia. Snape uniósł zaklęciem ciało Nicole i ruszył w kierunku Skrzydła Szpitalnego nie zwracając uwagi na nikogo. Reszta ruszyła z nim nadal ze strachem w oczach. Szli nie spuszczając wzroku ze ślizgonki.
- Vane, kto mógł jej zrobić coś takiego? – zapytała płacząc Camile, gdy dochodzili do Skrzydła Szpitalnego.
- Nie wiem, Cami. Ale jak tylko wyjdzie cała i zdrowa to już nie spuścimy jej z oczu – przyrzekła z mocą w głosie panna Snape. Wreszcie dotarli na miejsce. Pielęgniarka już czekała na nich. Gdy Nicole spoczęła na wolnym łóżku, zaczęła przeprowadzać badania.
- Dobrze się spisałeś, Severusie. Podam jej eliksir przeciwbólowy i uzupełniający krew. – W trakcie wyjaśnień do Skrzydła wszedł Dumbledore z Draconem. – Niestety dziecka nie udało się uratować. Czy ktoś wiedział, że była w ciąży? – zapytał, jednak widząc u większości z nich szok na twarzy, domyśliła się jaka jest odpowiedź. – Czyli nie wiadomo, czy ona sama była świadoma tej ciąży?
- Ona wiedziała, że jest w ciąży – oznajmił Draco wpatrując się w leżącą dziewczynę. Była taka krucha i blada. Nie chciał, aby ktokolwiek ją skrzywdził, a to niestety już się stało.
- Draco, o czym ty mówisz? Czy wy… czy ty… - Camile nie wiedziała jak wyrazić swoje myśli, jednak chłopak ją zrozumiał.
- Nie, to nie miało być moje dziecko. Była w czwartym tygodniu ciąży. – Nie musiał więcej mówić. Wszyscy zrozumieli.
- Nie. Nie Nicole. Oni nie mogli jej tego zrobić. – Lily była w szoku, nie mogła uwierzyć, że ktokolwiek mógł tak skrzywdzić jej córkę. W oczach Jamesa i Harry’ego błysnął ten sam błysk, oznaczający chęć zemsty.
- Kto? Kto to zrobił? – wycedził starszy Potter patrząc na Dracona. Blondyn jednak spojrzał na swojego ojca chrzestnego z prośbą o pomoc. Nie chciał sam zmierzyć się z tymi ludźmi. Rogacz spostrzegł to spojrzenie. – Smarkerusie ty też o wszystkim wiedziałeś? No pewnie, przecież pewnie sam z chęcią patrzyłeś jak ktoś krzywdzi moją córkę. – Oskarżenia Jamesa nie miały końca, jednak nikt nie przerywał mu. Gdy ten wreszcie umilkł głos zabrał jego syn.
- To przez was ona się tam znalazła – wycedził Harry patrząc na Malfoy’ów. Po jednej stronie łóżka stała trójka Potterów i Syriusz, a po drugiej Ślizgoni, wraz z opiekunem, na których skupiała się złość Jamesa, Harry’ego i Łapy. Lily była w zbyt wielkim szoku, aby powstrzymać zapędy męża i syna. Najspokojniejszymi osobami na Sali był Dumbledore, który zachowywał się jakby nic ważnego się nie działo, i Remus, który potrafił zrozumieć jedną stronę, jak i drugą, ale który przede wszystkim swój wzrok kierował na swoją córkę chrzestną, niczym innym się nie przejmując.
- Uspokójcie się – rozkazał Lunatyk, gdy Harry szykował się do dalszej tyrady. Mężczyzna ocknął się z odrętwienia, w które popadł i postanowił powstrzymać rozpoczynającą się kłótnię. – To nie jest niczyja wina. Wszyscy wiemy, że i Severus, i Draco zrobili wszystko co mogli, aby uratować Nicole.
- Stajesz po stronie tych śmierciożerców? – zakpił Syriusz.
- Łapo, nie mów tak. – Lily też wreszcie wyrwała się z niemocy jaką ją ogarnęła. – Lunatyk, ma rację. Z resztą nie sądzę, że to jest czas na jakiekolwiek kłótnie.
- Dziękuję, Lily, że to przerwałaś. Zawsze wiedziałem, że tylko ty potrafisz powstrzymać temperament tych chłopców – wtrącił się Dumbledore, a trójka „chłopców” popatrzyła na niego spod byka. – Madame Pomfrey, jak rozumiem stan panny Potter jest stabilny?
- Tak. Rano powinna się już obudzić. Severus naprawił jej wszystkie złamane kości. Teraz trzeba czekać, aż się obudzi. Podczas snu jej organizm się zregeneruje.
- Dobrze, w takim razie, do swojego gabinetu zapraszam Jamesa, Lily, Harry’ego, Draco i ciebie Severusie. Remusie, Syriuszu, proszę was o odprowadzenie uczniów do ich Pokoju Wspólnego – zarządził dyrektor i wyszedł z pomieszczenia wiedząc, że wszyscy wypełnią jego rozkazy.
- Będziemy czekali w waszych kwaterach – mruknął Syriusz i skinął na młodzież, aby poszli za nim. Razem z Remusem musieli odprowadzić Ślizgonów do pokoju wspólnego. Mężczyźni szli nie zwracając uwagi na uczniów. Ich myśli zaprzątała czarnowłosa dziewczyna. Wreszcie tę ciszę przerwał Lupin.
- Domyślacie się może kto mógł ją zaatakować?
- To mógł być Wealsey, albo Crabbe z Goyle’m. Wydaje mi się, że to ich ojcowie ją… tak skrzywdzili – mówiła Vanessa ze łzami w oczach. – Oni grozili jej w pociągu, a Wealsey szczerze jej nienawidzi.
- Wealey’owie to dobra rodzina. Ron jest ograniczony, ale nigdy nie zrobiłby czegoś takiego – warknął Syriusz patrząc z nienawiścią na Camile i młodych Snape’ów.
- Łapo, uspokój się – mruknął Remus.
- Wiem, że uważa nas PAN… – Blondynka wyraźnie to zaakcentowała. Do tej pory do Syriusza zwracała się po imieniu, ale teraz bardzo ją zdenerwował. – Za śmierciożerców, ale to, że ta ruda wiewióra wywodzi się z dobrej rodziny, wcale nie znaczy, że nie jest zdolny do okrucieństwa. To mógł być on, tak samo, jak każdy inny uczeń – warknęła. – Oczywiście, że najłatwiej jest całą winę zrzucić na dzieci śmierciożerców. Przecież oni i tak są źli. Tylko musi pan wiedzieć, że mroczny znak nie jest dziedziczny – zatrzymali się, a Camile i Syriusz wbili w siebie wściekłe spojrzenia. Za dziewczyną ustawili się Ślizgoni, a Remus stanął tak jakby chciał ich rozdzielić.
- To wy ją tam ściągnęliście!
- Syriusz nie zachowuj się jak dziecko - zaprotestował słabo Lunatyk.
- Owszem, to przez nas ona to wszystko przeżyła. I tego nie wybaczę sobie do końca życia! – krzyczała, a łzy leciały z jej oczu. – Dzięki niej mogliśmy uratować samych siebie i naszą mamę! To Draco i mama są najważniejszymi osobami w moim życiu. Nicole i Vanessa są zaraz za nimi. Musiałam napisać ten list, tylko dzięki temu zdołałam uratować moją rodzinę. To był mój priorytet – dokończyła już ciszej, jednak nadal płacząc. Vanessa zaraz przytuliła przyjaciółkę.
- Ojciec miał rację, gdy mówił, że Black nie potrafi pojąć prostych faktów – syknął Samuel.
- Nie waż się tak do mnie mówić gówniarzu. To, że twój ojciec…
- Syriusz uspokój się! – wtrącił się Remus. – Koniec tych kłótni. Idź do kwater, ja ich odprowadzę – rozkazał, a czarnowłosy widząc, że Lunatyk nie ma zamiaru ustąpić odwrócił się na pięcie i odszedł. – Chodźcie. Już dawno powinniście być w łóżkach – oznajmił zmęczonym głosem. Camile uspokoiła się trochę, więc ruszyli do lochów. Remus widząc łzy na twarzy ślizgonki postanowił ją pocieszyć. – Nikt cię nie wini za to o się stało. Ani ciebie, ani Dracona. James, Syriusz i Harry muszą po prostu ochłonąć, są zbyt wybuchowi, aby przyjąć to ze spokojem. Oni zrozumieją, że to nie wasza wina, ale teraz za wszelką cenę szukali winnych. – Nie powiedział nic więcej, ale Camile była mu wdzięczna za te słowa. Wreszcie dotarli pod wejście do Pokoju Wspólnego, gdzie Remus ich zostawił kierując się do kwater swojego przyjaciela i jego żony.
Tymczasem w gabinecie dyrektora również przebiegała poważna rozmowa. Dumbledore na wstępie stwierdził, że nie życzy sobie żadnych kłótni, tak więc rozmowa była względnie spokojna.
- Severusie od kiedy wiesz, że Nicole była w ciąży? – zapytał od razu przechodząc do rzeczy.
- Od poniedziałku. Dziewczyna chciała czasu, żeby porozmawiać i samemu powiedzieć o tym rodzinie. Dałem jej czas do poniedziałku.
- Chyba mi nie powiesz, że najpierw zwierzyła się tobie? – James zaśmiał się nerwowo, a Lily próbowała go powstrzymać.
- Wyobraź sobie Potter, że widziałem jak ją gwałcili. Zdawałem sobie sprawę jak to się mogło skończyć. Gdy o to zapytałem, nie zaprzeczyła – warknął Mistrz Eliksirów.
- Draco, a ty? – zapytał dyrektor nie dopuszczając do dalszej kłótni.
- Powiedziała mi zaraz po tym jak sama się dowiedziała, po wizycie u uzdrowiciela – wytłumaczył.
- Dlaczego nikt mi tego nie przekazał? – zapytał staruszek.
- Dowiedziałbyś się w poniedziałek, Dumbledore – sarknął Snape.
- Dobrze, to jest teraz nieistotne. Czy ktoś wie kto mógł ją dzisiaj zaatakować?
- Albo Weasley, albo…
- Ron nie zrobiłby tego! – zaprzeczył Harry.
- Jesteś pewny, Potter. Ryża wiewióra nienawidzi Nicole i być może nadal mu się wydaje, że może cię odzyskać.
- Dziękuję Draco, za wyjaśnienie, ale czy podejrzewasz jeszcze kogoś? – zapytał Dumbledore.
- Crabbe i Goyle. Oni grozili jej i nie tylko jej w pociągu. Z resztą… - Draco przypomniał sobie tortury Nicole i nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa więcej. Severus dostrzegł to dlatego dokończył za niego.
- To ojciec Goyle’a ją zgwałcił, a ojciec Crabbe’a ją biczował. Mogą chcieć zemścić się za jej ucieczkę. I nie tylko na nich mogą chcieć się zemścić – dodał patrząc z niepokojem na swojego chrześniaka. W oczach Jamesa pojawiła się żądza zemsty.
- Dobrze, w takim razie na razie jedyne co nam pozostaje to czekać, aż panna Nicole się obudzi. Dziękuję wam. Możecie iść.
***
Mam nadzieję, że opłacało Wam się tyle czekać. Jakoś trudno pisało mi się ten rozdział (również dlatego tak długo to trwało) Jak się podoba takie rozwiązanie sprawy? Trochę kłótni się pojawiło, ale tak musiało być, aby nie było zbyt kolorowo. Dla tych co wolą bardziej szczęśliwe opowiadania, mogą obiecać, że teraz powinno być tylko lepiej. W końcu trzeba dać trochę odpocząć biednej Nicole :)
Pozdrawiam,
AniaXXX