Tydzień mijał bardzo szybko, a Nicole nie mogła się doczekać pierwszego spotkania ich grupy. Miała nadzieje, że ludzie, których wspólnie wybrali będą potrafili działać razem. Umówili się na spotkanie w Pokoju Życzeń w sobotę po obiedzie. Zniecierpliwiona Ślizgonka poganiała przyjaciół, aby szybciej kończyli posiłek. Dzięki temu byli pierwsi na siódmym piętrze. Zaraz za Ślizgonami pojawiła się grupka Gryfonów, na czele z Harry’m. Na końcu przybyli Krukoni razem z Puchonami. Ci ostatni mieli najbardziej niepewne miny.
- To wchodzimy? – zapytała Nicole i nie czekając na odpowiedź zaczęła krążyć wzdłuż ściany myśląc o wygodnym pokoju dla dwudziestu sześciu osób. Gdy weszła jako pierwsza uśmiechnęła się z zadowoleniem. Pokój odzwierciedlał dzisiejszy charakter spotkania. Na ścianach widoczne były różnobarwne wzory. Dominującymi kolorami były czerwony, zielony, niebieski i żółty. Choć na pierwszy rzut oka były to kolory niepasujące do siebie, to jednak teraz współgrały ze sobą idealnie. W pomieszczeniu porozstawiane były liczne sofy i fotele, dzięki którym wszyscy mogli usiąść wygodnie.
- No, skoro już wszyscy tu jesteśmy, to można zacząć – zaczęła koślawo Nicole. – Nie znam was wszystkich, ale wspólnie… – Tu spojrzała na swoich przyjaciół i zaprzyjaźnionych Gryfonów. – Wybraliśmy zaufanych uczniów, którzy zdają sobie sprawę ze zbliżającego się niebezpieczeństwa. Wierzę, że tak jak ja chcecie coś z tym zrobić. Być przygotowanym na to co szykuje dla nas Voldemort. – Tu większość skrzywiła się, a Potterowie przewrócili oczami na taką reakcję, ale pozostawili to bez komentarza. – Chcę, abyśmy nauczyli się walczyć – stwierdziła krótko.
- A można wiedzieć dlaczego akurat ty masz nam przewodniczyć? – zapytał arogancko jeden z Puchonów. O ile Nicole pamiętała, był to Ernie Macmillan.
- A można wiedzieć dlaczego zadajesz takie głupie pytania? – odpowiedział chamsko Malfoy.
- Draco nie jesteśmy tu, żeby się kłócić – zganiła go panna Potter. – Nie chcę niczemu przewodniczyć. Z resztą nie zależy mi na tym, aby w tej grupie ktokolwiek był przewodniczącym. Chciałabym, abyśmy traktowali się jak partnerzy, bez względu na przynależność do różnych domów. Jednak na twoje nieszczęście utworzenie tej grupy jest moim pomysłem, więc to ja go przedstawiam. – Nicole nie mogła podarować sobie tego sarkazmu na koniec. – Jeszcze jakieś pytania?
- Kto nas będzie uczyć? – zapytała śpiewnie Luna Lovegood. – I fajnie byłoby wiedzieć czego będziemy się uczyć – zakończyła z delikatnym uśmiechem.
- W tej grupie będziemy się uczyć sami. Oczywiście, jeśli ktoś nie będzie sobie z czymś radzić to ci którzy już opanują dane zaklęcia, będą zawsze służyć pomocą. Liczę, że tu ujawni się to partnerstwo, o którym już mówiłam. Oprócz tego po swojej stronie mamy trójkę Huncwotów, w tym jednego byłego nauczyciela, którzy jeśli tylko nie będą zajęci ochroną zamku, to są w stanie nam pomóc. Ich pomoc przyda się w pewnych aspektach naszej nauki. – Ostatnie zdanie powiedziała niepewnie. – I tu dochodzimy do tego, czego będziemy się uczyć. Najważniejsze będą zaklęcia ofensywne, oczywiście nieograniczające się tylko do białej magii. – Gdy tylko skończyła mówić posypały się protesty. Pierwsza była Hermiona.
- Czy koniecznie musimy sięgać, aż po takie środki?
- Przecież to nielegalne – stwierdził jeden z Krukonów.
- Nie będziemy tacy jak Śmierciożercy – oznajmił Ernie. Oprócz protestów widoczny był strach, między innymi na twarzy Neville’a.
- Kto z was sądzi, że można pokonać Śmierciożercę, rzucającego na prawo i lewo Avady i Cruciatusy, samym Expeliarmusem, czy Drętwotą? – zapytała retorycznie Nicole.
- To nie znaczy, że my też mamy używać zaklęć niewybaczalnych – odpowiedział Terry Boot, Krukon, który zaraz po Hermionie najbardziej protestował.
- Czarna magia to nie tylko niewybaczalne – wytłumaczył Harry. Nicole spojrzała na brata dziękując mu spojrzeniem. Oboje zdawali sobie sprawę, że niektórzy szybciej zaufają Harry’emu, idealnemu Gryfonowi, niż Ślizgonce.
- Oczywiście nie chcemy się w nią zagłębiać za bardzo, bo nic nie zmieni tego, że czarna magia jest niebezpieczna. Właśnie dlatego potrzebna nam pomoc dorosłych. Remus był dobrym nauczycielem, który całkiem sporo wie na ten temat. Syriusz za to czarną magię ma we krwi, dlatego będzie wiedział, w którym momencie nas powstrzymać. – Nicole zamilkła nie wiedząc co jeszcze mogłaby powiedzieć.
- Myślę, że najlepiej będzie na początku zrobić listę zaklęć, których będziemy się uczyć – oznajmiła Hermiona, uważając temat czarnej magii za zamknięty.
- Listę dobrze by było rozszerzyć o sposób rzucania zaklęcia i krótki opis. To ułatwiłoby nam naukę – wtrąciła Eva. Tak właśnie zaczęła się burza mózgów. Nicole uśmiechnęła się z satysfakcją myśląc o tym zalążku współpracy.
- Ktoś będzie musiał dostać zezwolenie na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych. Tam może być wiele przydatnych klątw.
- Albo, jeśli nikt nie dostanie pozwolenia, to można spróbować się tam włamać.
- Harry ma w tym doświadczenie – zauważyła wesoło Ginny. – Jednak zanim za cokolwiek się weźmiemy, trzeba wymyślić nazwę dla naszej grupy.
- Niezła myśl. Jakieś pomysły?
- Stowarzyszenie Walki z Pieskami Voldemorta – zaproponował Blaise.
- Niezłe, ale może coś krótszego? – zaśmiała się Camile.
- Grupa Defensywy.
- GHRS. Od pierwszych liter naszych domów – zasugerował Seamus.
- A niby dlaczego Slytherin ma być ostatni? – zaoponował Sam. - Nam się bardziej podoba Węże Górą.
- Tylko, że nie jesteście tu sami – odparła Hermiona.
- A może JP? – wtrąciła Nicole domyślając się, że zaraz dojdzie do wielkiej kłótni. Ślizgonka zauważyła, że wychowani w rodzinach mugolskich patrzą na nią z niedowierzaniem, a Hermiona nawet z naganą. Reszta nie wiedziała o co chodzi.
- JP? To może lepiej JV? Lepszy Voldemort niż policja – stwierdził Justin. – Choć sądzę, że brzmi to beznadziejnie.
- Nie. Chodziło mi o JP, tylko nie o takie rozwinięcie, które macie na myśli. JP, jak Jutro Przeżyjemy. W końcu o to walczymy, o przeżycie w wojnie, a skrót całkiem chwytliwy – zaśmiała się. – No i gdy będziemy rozmawiać o tym wśród innych nikt nie domyśli się, że chodzi nam o grupę, która uczy się walki.
- Fajnie brzmi, ale o co chodzi z tym skrótem? – zapytała Vanessa wypowiadając na głos myśli czarodziejów czystej krwi.
- Mugole używają tego skrótu, gdy chcą obrazić służby porządkowe. Dosłownie oznacza to Jebać Policję – wyjaśniła Nicole. – To czyli, że wszyscy zgadzają się na taką nazwę? Odpowiedziały jej mniej, lub bardziej entuzjastyczne kiwnięcia głową.
- Czyli trzeba też ustalić jakiś konkretny termin naszych spotkań – zauważył Harry.
- Myślałam już o tym – zaczęła Hermiona. – I patrząc na to, że każdy z nas ma inny plan, i do tego różne dodatkowe zajęcia, to ciężko będzie wybrać termin, który będzie pasował wszystkim. Po drugie, aby utrzymać w tajemnicy te spotkania to myślę, że nie powinny się odbywać tego samego dnia i godziny. Właśnie dlatego mam to – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni pobrzękujący woreczek, z którego wysypała garść złotych galeonów.
- Nie wiem, czy wiesz, Granger, ale niektórym z nas nie potrzebna jest jałmużna – zadrwił Malfoy.
- Draco, nie bądź złośliwy – zganiły go razem Camile i Nicole.
- To nie są prawdziwe galeony. Są trochę większe, po to, żebyście nie wydali ich przez przypadek. Rzuciłam na nie zaklęcie Proteusza. Gdy na jednym coś się zmieni to na całej reszcie będzie tak samo. – Hermiona wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie na jedną z monet. Na awersie pojawiły się zdobne litery JP, a na rewersie dzisiejsza data. – Co wy na to?
- Całkiem niezłe, Granger – zauważył z uznaniem Sam. Hermiona nieznacznie się zaczerwieniła i zaczęła rozdawać każdemu zaczarowane monety.
- To kto będzie zmieniał datę? – zapytała siódmoklasistka, Gryfonka Katie, przyglądając się błyszczącemu przedmiotowi.
- Najlepiej, aby to był jakiś prefekt. W końcu oni mniej, więcej znają plany reszty uczniów. Najsensowniejszym pomysłem, aby zajęła się tym Hermiona, w końcu to jej dzieło – zaproponowała Nicole, z czym zgodziła się cała reszta. – Najlepiej, abyśmy się spotykali chociaż raz w tygodniu. A teraz co z tą listą zaklęć. Przydałoby się nam coś takiego na początek. Kto najszybciej zdobędzie pozwolenie na wejście do Działu Ksiąg Zakazanych? – Tu wszystkie spojrzenia znowu padły na Hermionę.
- Dlaczego ja? – jęknęła Gryfonka.
- Bo jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Roweny Ravenclaw – stwierdziła niewinnie Ginny.
- Ale przecież ktoś jeszcze może postarać się o to pozwolenie. Sama Hermiona wyniesie z biblioteki tylko swoje notatki, a zbyt długo nie będzie mogła szukać, bo Pince będzie jej dyszeć na kark.
- Eva ma rację, dlatego może razem z nią postaramy się o drugie pozwolenie. Flitwick nas lubi, to da się przekonać. I też czegoś poszukamy – zaproponowała Padma.
- A ja i Sam przekonamy ojca, żeby nam podpisał coś takiego i też się tym zajmiemy – zdecydowała Vanessa.
- Czyli mi i Harry’emu zostało włamać się do tego działu i skopiować jak największą ilość ksiąg z zaklęciami. Będzie można to opracować później, a chociaż będziemy mieli na dłużej – oznajmiła Nicole.
Spotkanie zakończyło się sukcesem, z czego wszyscy byli zadowoleni. Od tego dnia grupa JP miała działać prężnie, aby na wojnie ze spokojem stanąć do walki i przeżyć ją.
Oprócz rozpoczęcia działalności grupy JP rozpoczął się też sezon Quiddicha. Pierwszy mecz, Ślizgoni przeciwko Krukonom, zbliżał się wielkimi krokami. Drużyna Slytherinu pod przewodnictwem Dracona rozpoczęła ciężkie treningi. Malfoy, na szczęście nie musiał przeprowadzać sprawdzianów, gdyż nikt z drużyny z poprzedniego roku nie ukończył jeszcze szkoły. Dlatego właśnie nie przejmując się niczym trenowali ciężko, aby utrzymać Puchar Quiddicha. Czasami, aż za ciężko.
- Drużyno, idziemy na trening! Za trzy tygodnie pierwszy mecz, a wy się opierdzielacie! – krzyknął Malfoy patrząc na rozleniwionych zawodników.
- Draco, odbiło ci? Pada deszcz.
- Blaise, a ty z cukru jesteś, że deszczyku się boisz?! – zagrzmiał blondyn.
- Draco, ty tak na serio? – zapytała Nicole patrząc na niego jak na wariata. Na dworze nie padał deszcz, panna Potter nazwałaby to raczej ulewą. – Jak niby mam szukać znicza w taką pogodę?
- A jak za trzy tygodnie też będzie tak padać to stwierdzisz, że nie będziesz grać? – zapytał retorycznie. – Zapierdzielać na boisko, dupy wołowe! – Cała drużyna obrzuciła kapitana morderczym spojrzeniem i poczłapała po swoje miotły i gogle, które choć trochę chroniły ich oczy przed deszczem. Właściwy trening trwał pół godziny. Draco poddał się po tym jak kafel wyśliznął mu się z ręki i próbując go łapać oberwał tłuczkiem, którego nie zauważył. Rozzłoszczony zarządził, że czas na wyćwiczenie kondycji. Kazał im biegać dokoła boiska. Na początku drużyna grzecznie truchtała za kapitanem, który to zwalniał to przyspieszał tempa, jednak po piętnastu minutach znudziło im się to. Blaise i Nicole zrobili sobie konkurs. Kto trafi błotem Dracona-Wspaniałego-Kapitana-Malfoy’a wygrywa. Na początku ani jedno, ani drugie nie trafiało celu. Jednak przy czwartej kolejce to Nicole się poszczęściło. W nagrodę zasłużyła na krzyk Malfoy’a.
- Potter, trening to nie zabawa! Mamy tu ćwiczyć, a nie jakieś wygłupy odwalać!
- Wspomagałam Blaise’a w ćwiczeniach strzelania do celu – wtrąciła niewinnie, gdy Draco wziął oddech, aby mieć siłę na kolejne krzyki. Niestety w utrzymaniu niewinnej miny nie pomagał widok reszty drużyny, która ledwo powstrzymywała się od śmiechu, przez co Nicole zaśmiała się głośno.
- Mam was dość! Koniec treningu – zarządził.
- I chwała ci za to.
Kolejny trening już wyglądał lepiej. Pogoda dopisywała, tak samo, jak humory członków drużyny, tutaj nawet, aż za bardzo. Jednak po trzech godzinach i oni mieli dość ćwiczenia różnego rodzaju manewrów, szybkości, czy też innych, zdaniem Malfoy’a, wielce potrzebnych rzeczy. Gdy Draco zajęty był rozmową z Samem o technikach obrony, Nicole i Blaise, aby zabawić się trochę, postanowili urządzić sobie wyścig. Oczywiście, nie lecieli normalnie przed siebie, tylko kto pierwszy doleci jak najwyżej. Tym razem dołączyli do nich jeszcze pałkarze, czyli Teodor Nott i Adrian Pucey. Gdy Draco zorientował się, że reszta drużyny nie ćwiczy, rozejrzał się po boisku. Niedaleko nich Jake Adams, trzeci ścigający, ze śmiechem wpatrywał się w górę. Draco i Sam do niego dołączyli, oglądając jak uczestnicy wyścigu zażarcie ze sobą walczą, czasem ciągnąc za witki miotły lecące wyżej. Dracona od kolegów odróżniało to, że nie miał szerokiego uśmiechu na twarzy.
- Potter, Zabini, czy wy zawsze musicie rozwalać mi trening! – Kapitan wydarł się tak głośno, że uczestnicy wyścigu spokojnie usłyszeli go, mimo, że byli dużo wyżej. Z niezadowolonymi minami zaczęli lecieć w przeciwną stronę.
- Smoku, zluzuj majty. Przecież i tak wygramy. – Blaise wywołał uśmiech nawet na wściekłej twarzy blondyna.
- Niech wam będzie. Koniec treningu. Następny w sobotę o 11:00. – Drużyna rozeszła się w dobrych humorach.
Po wyczerpującym treningu Nicole postanowiła poćwiczyć animagię. Była zmęczona, ale było to te pozytywne zmęczenie. Po prysznicu usiadła na swoim łóżku po turecku, zamknęła oczy i wyciszyła się. Wyrzuciła z głowy wszystkie niepotrzebne myśli, próbując poczuć swoją magię. Gdy samo skupienie nie pomogło, zaczęła przywoływać wspomnienia swoich spotkań z Adrienne, jej kojącego głosu, aż wreszcie tego uczucia, które towarzyszyło jej przed przejściem przez kamienny łuk. I znowu poczuła to samo, krótki impuls. Tak, jakby jej organizm przekazywał, że jest na dobrej drodze. Niestety zaraz potem do dormitorium wpakowały się jej dwie „ulubione”, rozchichotane współlokatorki, Dafne i Tracey. Nicole obrzuciła je zrezygnowanym wzrokiem i zaczęła zbierać się do wyjścia z pokoju. Przez rok nauczyła się ignorować akurat te dziewczyny, jednak cały czas bała się, że głupota jest zaraźliwa. Skierowała się do Pokoju Wspólnego w poszukiwaniu przyjaciółek, jednak nie widząc ich, przysiadła się do Pansy, która coś pisała.
- Co tam skrobiesz?
- Piszę list do ciotki.
- Czyli przeszkadzam?
- Nie, właściwie to już skończyłam. Jak tam było na treningu? Draco dalej tak wariuje?
- I to jak. Trzymał nas trzy godziny. Odpuścił dopiero, gdy urządziliśmy sobie z chłopakami wyścig. – Pansy zaśmiała się. Dziewczyny pogrążyły się w wesołej rozmowie, dzięki czemu, ani jedna, ani druga się nie nudziła.
Gdy Hermiona, Eva, Padma, Vanessa i Sam wypełnili swoje zadanie dotyczące znalezienia odpowiednich ksiąg z zaklęciami i opracowania tych, które mogą im się przydać do akcji wkroczyło rodzeństwo Potter. Spotkali się o 24:00 na czwartym piętrze, niedaleko biblioteki. Harry czym prędzej wciągnął siostrę pod pelerynę niewidkę. Zrobił to w porę, bo chwilę później na korytarz wszedł jeden z patroli aurorskich. Gdy tylko para mężczyzn zniknęła za rogiem, bliźniaki ruszyły w stronę biblioteki przyświecając sobie drogę różdżkami i co jakiś czas spoglądając na Mapę Huncwotów. Do Działu Ksiąg Zakazanych weszli bez problemów. Oboje sądzili, że dopisuje im wyjątkowe szczęcie, dlatego czym prędzej wzięli się za kopiowanie kolejnych ksiąg z zaklęciami. Wcześniej dowiedzieli się, które już zostały przeglądnięte, tak więc z tego co się orientowali to dużo im nie zostało. Po godzinie, Nicole chwyciła za ostatnią księgę, którą chcieli skopiować. Na ich nieszczęście była to zaczarowana księga, która wydała z siebie okropny wrzask. Przestraszona Ślizgonka czym prędzej schowała ją z powrotem na półkę, a Harry zaczął pomniejszać uzbierane pergaminy. W tej samej chwili, gdy okryli się peleryną do biblioteki wpadła ochrona. Merlin chyba czuwał nad Potterami, bo byli to Remus i Syriusz. Rodzeństwo z ulgą odetchnęło i szepnęło do swoich chrzestnych, żeby dłużej przytrzymali drzwi jak będą wychodzić. Mężczyźni wyszczerzyli się tylko i wykonali polecenie nastolatków. Wychodząc z pomieszczenia wpadli na drugi patrol, który już dzisiaj mijał bliźniaków.
- I co? Ten hałas dochodził z biblioteki?
- Biblioteka czysta. To pewnie Irytek piętro wyżej rządzi – stwierdził Syriusz bez mrugnięcia okiem. Harry i Nicole nie czekając na dalszy rozwój wypadków czmychnęli stamtąd. Harry najpierw odprowadził Nicole do lochów, aby nie została złapana, a potem sam skierował się do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
***
Tym razem udało się szybciej.
Jak się podoba?
Pozdrawiam,
AniaXXX