Ostatnie wydarzenia sprawiły, że Nicole cały czas chodziła w podłym nastroju. Była zła, nerwowa i na wszystkich warczała. Nikogo do siebie nie dopuszczała. Za to Laura nawet nie wychodziła ze swojego dormitorium, również odgradzając się od wszystkich. Była zła na wszystkich, że ją okłamywali i nic nie dało tłumaczenie, że nie mogli nic mówić, aby jej nie zaszkodzić. Jednak przyjaciele Laury nie odpuszczali kontaktu z nią. Przeprosili ją, nie dostając żadnej odpowiedzi od blondynki. Stale przebywali z nią w dormitorium i chodzili za nią jak cienie, tak aby wiedziała, że nie jest sama. Na początku Gryfonka była zła za to ciągłe towarzystwo, ale widząc, że nic tym nie wskóra przyjęła cichą akceptacje. Natomiast trójka przyjaciół widząc, że nie są już niemile widziani, zaczęli ją wyciągać na siłę z dormitorium. Najpierw wyciągali ją tylko do Pokoju Wspólnego, a gdy przyzwyczaiła się do tłumu, zaczęli ją namawiać do powrotu na zajęcia, które na razie sobie odpuszczała mając na to przyzwolenie od profesor McGonagall. Wreszcie dała się namówić i powoli nadganiała treści, na których była nieobecna. Wszystko czego nauczyła się w czasie, którego obecnie nie pamiętała, jak się okazało umiała. Wystarczyło, że znała formułę jakiegoś zaklęcia to od razu potrafiła je rzucić. Nie pamiętała tylko kiedy nauczyła się danej rzeczy. Powrót na zajęcia wiązał się również z nadrabianiem prac domowych. Podczas kolejnej soboty postanowiła napisać większość wypracowań. Oczywiście przyjaciele postanowili ją wesprzeć i razem z nią udali się do biblioteki. Siedzieli tam do samego wieczora aż wreszcie pani Pince wygoniła ich mówiąc, że już zamyka. Laura wypożyczyła tylko potrzebne książki i skierowali się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Tam blondynka postanowiła skończyć esej na eliksiry, żeby mieć go z głowy. Lucy i Natalie zostały z nią, gdyż również zostało im do zrobienie to wypracowanie. Natomiast Jack skierował się w inną część zamku, bo był umówiony z jakąś Puchonką.
- Mam dość – stwierdziła Natalie, gdy równo o 22:00 skończyły pisać. – Nie wierzę, że wytrzymałam tyle czasu przed książkami i to jeszcze w sobotę – narzekała. – Powinnyśmy dostać za to jakąś nagrodę. Tak zmarnowana sobota.
- Nati, nie narzekaj tyle - powiedziały razem pozostałe dziewczyny. – Pomyśl sobie, że jutro mamy całą niedzielę wolną, bo wszystkie zadania na kolejny tydzień zrobiłyśmy dzisiaj – dokończyła Lucy. – Ale ogólnie masz rację. Ja też mam dość, dlatego chętnie położę się już spać. – Wstała z wygodnej kanapy i wyciągnęła się. – Idziecie?
- Jasne.
- Nie – odpowiedziała w tym samym czasie Laura. – Zrobię jeszcze transmutację, tylko to mi zostało, a nie chcę już jutro na to patrzeć. Chętnie odpocznę z wami.
- Ale my idziemy spać.
- Idźcie, idźcie. Dobranoc. – Blondynka uśmiechnęła się do nich, a potem z ciężkim westchnieniem złapała za podręcznik do transmutacji. Dziewczyny poszły do dormitorium zostawiając przyjaciółkę. Po jakimś czasie spokojnego pisania przerwał jej głos, który wypowiedział jej imię.
- Laura – Gdy podniosła głowę znad pergaminu ujrzała kolegę z jej rocznika. Nie pamiętała jakie miała z nim wcześniej stosunki, ale odkąd się obudziła miała wrażenie, że chłopak raczej ją omija. Może miało to związek z jego starszym bratem, którego zdecydowanie nie lubiła. W końcu to właśnie brat stojącego przed nią chłopaka razem z Wesleyem powiedzieli jej prawdę o rodzicach i Nicole, a po drugie zawsze wysyłali jej wściekłe spojrzenia. I choć była zadowolona z tego że zna prawdę, to zauważyła, że akurat ci dwaj nie zrobili tego z dobroci serca. W każdym razie Gryfon stojący przed nią, wyglądał na trochę zastraszonego.
- Dennis. Stało się coś? – zapytała.
- Ja nie chciałem ci przeszkadzać.
- Spokojnie, nic się nie stało. – Laura uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Ja chciałem ci powiedzieć, żebyś… żebyś uważała na Rona Weasleya i… i na mojego brata – zakończył szeptem, ale widać było, że jeszcze coś chce powiedzieć. – I musisz wiedzieć, że oni, no że to oni…
- Dennis! – Koło dwójki trzeciorocznych pojawił się starszy brat chłopaka. – Co ty tu robisz? Co ty robisz z nią?
- Ja… Colin przepraszam. My tylko… bo zadania… i ja…
- Koniec tych głupot. Idź do swojego dormitorium – rozkazał Colin nie zaszczycając Laury spojrzeniem odszedł. A Dennis za nim. Laura przez chwilę próbowała ogarnąć to co przed chwilą tu się stało, ale w końcu dała sobie spokój i wróciła do transmutacji.
Z biegiem czasu coraz więcej osób rozchodziło się do swoich dormitoriów, aż wreszcie o północy Laura została sama. Wiedziała, że jeszcze trochę jej zostało, więc bez protestów siedziała i pisała w świetle kominka. Po 1:00 nareszcie skończyła, dlatego wstała, rozciągnęła się i ruszyła w stronę damskich dormitoriów. Zanim weszła na schody prowadzące do jej celu zatrzymał ją drwiący głos:
- Po tym co się stało nie boisz się zostawać sama o tak późnej godzinie.
Laura gwałtownie się obróciła w drugą stronę. Po drugiej stronie pomieszczenia pojawili się dwaj chłopaki. Rudowłosy gryfon z szóstego roku i jego o rok młodszy kolega.
- Czego znowu ode mnie chcecie? – zapytała przypominając sobie ostatnie spotkanie z nimi. To wtedy dowiedziała się prawdy o swojej siostrze, a właściwie to już nie siostrze. W końcu tamta miała już swoją rodzinę.
- Och, nic takiego. Po prostu wiemy, że to co ciebie zaboli, jeszcze bardziej zaboli twoją siostrę. – Ostanie słowo Ron wypluł tak jakby była to największa obelga. – A nam bardzo zależy, żeby ta suka cierpiała, tak jak ja, gdy ona zabrała mi przyjaciela.
- Nie mów tak o niej! – Laura nadal nieświadomie broniła Nicole.
- Muffliato – szepnął Weasley. Blondynka nie znała tego zaklęcia, ale domyśliła się, że chłopak wyciszył pokój. Zdawała sobie sprawę, ze przy nich nie jest bezpieczna, dlatego zaczęła powoli cofać się do dormitorium. – Nasza koleżanka myśli, że nam ucieknie – zadrwił, a Laura obróciła się chcąc jak najszybciej uciec. – Colin, łap ją – rozkazał koledze. Niestety starszy chłopak był szybszy i spetryfikował ją.
- To co z nią zrobimy? – zapytał młodszy.
- To co ostatnio, a potem podrzucimy ją do lochów i znowu rzucimy Obliviate. Wina spadnie na Ślizgonów i może ta suka ją znajdzie. A teraz odpetryfikuj ją i przytrzymaj. Będzie więcej zabawy, gdy trochę pokrzyczy. – Colin zrobił tak jak kazał mu Ron. Gryfonka chciała uciec, ale starszy chłopak był od niej silniejszy, mimo to nie zaprzestała wysiłków i próbowała się wyrwać. Ron nie miał zamiaru czekać, aż dziewczyna się uspokoi i zaprzestanie tej szarpaniny, a nie chciał też przez przypadek uderzyć jakimś zaklęciem w Colina, dlatego postanowił ją związać. Uniósł różdżkę, aby rzucić na dziewczynę Incarcerous. W tym samym czasie dziewczyna na niego spojrzała i stało się coś dziwnego. Zaczęła się trząść jak w febrze i dusić. Colin ze strachem puścił ją, a ona spadła na ziemię.
- Coś ty jej zrobił? – zapytał ze strachem w głosie młodszy.
- Nic nawet nie zdążyłem rzucić żadnego zaklęcia. Chodź, zostawmy ją, żeby nie było na nas. – Weasley był równie przestraszony.
- Zwariowałeś? Ona może się udusić! – krzyknął Colin, chcąc podejść do dziewczyny.
- Przecież i tak nic z nią nie zrobimy, bo nie wiemy co jej jest. Chodź za nim ktoś tu wejdzie – przekonywał rudy.
- Możemy pójść po pielę… - zaczął chłopak, nawet ruszając się w stronę wyjścia, aby pójść do Skrzydła Szpitalnego, jednak przerwało mu właśnie otworzenie się portretu. Do Pokoju Wspólnego wszedł trzecioroczny gryfon, przyjaciel dziewczyny męczącej się na ziemi, Jack Sloper. Najpierw popatrzył na pozostałych gryfonów, nie wiedząc co się dzieje i dlaczego patrzą na niego ze strachem w oczach. Dopiero, gdy dotarł do niego odgłos duszącej się dziewczyny, ujrzał swoją przyjaciółkę leżącą na ziemi i walczącą o każdy haust powietrza.
- Co wyście jej zrobili?! – krzyknął od razu znajdując się przy niej. – Idioci lećcie po pielęgniarkę! – rozkazał, a Colin od razu ruszył, aby spełnić ten rozkaz. I tak planował to zrobić, tylko niepotrzebnie kłócił się z Ronem. A Ron postanowił zmyć się do dormitorium. Był wściekły, ale stwierdził w duchu, że musi się uspokoić i wymyślić jakąś bajeczkę, aby nie zostać zbytnio ukaranym. Co prawda nie zdążył rzucić Obliviate na dziewczynę, ale na szczęście dziś nie zdążył jej nic zrobić, a za samo grożenie nie mógł zostać mocno ukarany.
Jack zachowanie rudowłosego chłopaka skwitował jednym słowem – dupek. Potem zajął się przyjaciółką. Aby się nie uderzyła trzymał delikatnie jej głowę na swoich kolanach i wachlował ją książką leżącą na podłodze, należącą do Laury. Po chwili, która Jackowi wydawała się niemiłosiernie długa do Pokoju Wspólnego wbiegła pielęgniarka. Widząc stan dziewczyny od razu rzuciła na nią zaklęcie udrożniające drogi oddechowe.
- Anapeo. – Dzięki temu Laura przestała się dusić, jednak nadal trzęsła się. – Panie Sloper proszę powiadomić profesor McGonagall i przyprowadzić ją do Skrzydła Szpitalnego. Panie Creevey, pan niech tu zostanie i poczeka. Sądzę, że wasza opiekunka będzie chciała z wami porozmawiać.
- Ale pani Pomfrey, co z Laurą? – zapytał Jack.
- Nie wiem jeszcze co jej jest, ale na szczęście oddycha już spokojnie. Myślę, że nic jej nie będzie. – Pielęgniarka nie czekając na nich wyszła lewitując przed sobą Gryfonkę. Jack nie czekając już na nic pobiegł do gabinetu opiekunki Gryffindorowi. Dziesięć minut później w Skrzydle Szpitalnym znajdowały się już cztery osoby.
- Jaki jest stan panny Robespierre, Poppy? – zapytała McGonagall
- Jak Creevey mnie przyprowadził do niej, dziewczyna się dusiła. Zwykłe Anapeo powstrzymało to. Zostały jej drgawki, wyglądała jakby miała jakiś atak, ale jak tylko położyłam ją tu na łóżku to przeszło. Nawet się nie obudziła. Myślałam, że zemdlała z braku powietrza, ale zaklęcie sprawdzające wykazuje, że ona śpi. Jej stan fizyczny jest dobry, widziałam tylko siniaki na ramionach, ale nie sądzę, że ma to coś wspólnego z tym atakiem. Tak naprawdę nie wiem co jej było. Myślę, że należy o to pytać pana Slopera i Creeveya, który czeka na ciebie w Pokoju Wspólnym – wyjaśniła pielęgniarka.
- I jeszcze Weasleya.
- Co masz na myśli, Sloper? – zapytała profesorka.
- On też tam był, ale uciekł do swojego dormitorium zanim przyszła pani Pomfrey.
- Dobrze, wyjdźmy stąd, aby nie budzić panny Robespierre, a ty mi opowiesz wszystko co wiesz po drodze. Poppy zawiadom mnie jeśli coś się zmieni w stanie pacjentki.
- Oczywiście Minerwo.
Gdy wyszli z Skrzydła Jack od razu zaczął mówić.
- Ja wszedłem do pokoju, już gdy Laura się dusiła. Nad nią stał Weasley i Creevey. Chyba się kłócili, bo jak wszedłem gwałtownie ucichli. Krzyknąłem do nich, żeby lecieli po pielęgniarkę, a sam zostałem przy Laurze. Creevey od razu pobiegł, a Weasley po prostu poszedł do swojego dormitorium.
- Dobrze Sloper. – Kobieta nie miała wątpliwości, że chłopak mówi prawdę. Wiedziała, że nie zrobiłby nic swojej przyjaciółce. - Mam nadzieję, że zaraz wszystko wyjaśnimy. Powiedz mi jeszcze co robiłeś o tej porze poza dormitorium?
- Ja… yyy, ja… - Jack wyraźnie się jąkał.
- Nie ważne. Minus 5 punktów za wędrówki po zamku nocą. I plus 5 punktów za szybką reakcję w sprawie panny Robespierre – dodała po chwilowym zastanowieniu.
- Dziękuję – odpowiedział tylko. Akurat doszli do portretu Grubej Damy.
- Błyskotki – kobieta wypowiedziała hasło. W pokoju wspólnym od razu ujrzeli Colina, który siedział na kanapie z głową ukrytą w dłoniach. – Creevey, sprowadź mi tu Weasleya – rozkazała profesorka nie zwracając zupełnie uwagi, że jest już 2:00. Gdy dwójka chłopaków zeszła na dół McGonagall spojrzała na nich srogo – Za mną do dyrektora. A ty Sloper, jazda do dormitorium.
- Tak jest pani profesor – odpowiedział i zadowolony, że chłopakom się nie upiecze, poszedł spać.
Już cztery godziny później Laura gwałtownie się obudziła. Przed oczami minęły jej wszystkie wydarzenia sprzed dwóch lat, kończąc na wczorajszej sytuacji w Pokoju Wspólnym. Ledwo łapiąc oddech zdała sobie sprawę, że wszystko pamięta.
- Panno Robespierre, proszę spokojnie oddychać. – Pielęgniarka od razu się koło niej pojawiła. – Jak się czujesz? – zapytała
- Już w porządku. Ja… Ja wszystko pamiętam. Jak tylko Weasley podniósł na mnie różdżkę wszystko zaczęło wracać. Już raz to zrobił. Tak samo jak rzucał na mnie Obliviate. To on – mówiła nieskładnie, ale pielęgniarka wszystko już zrozumiała, a przynajmniej większą część.
- Dobrze, uspokój się. Wypij to. – Podała jej eliksir na uspokojenie. – Zaraz powiadomię profesor McGonagall i wszystko wyjaśnimy. – Kobieta poszła do swojego gabinetu i przez kominek poprosiła nauczycielkę o przyjście do jej gabinetu. Już chwilę później tam była. – Minerwo, wybacz, że po raz kolejny cię budzę, ale panna Robespierre wszystko sobie przypomniała. To Weasley ją zaatakował, a wczorajszy jej stan został spowodowany przez powrót wspomnień. Myślę, że powinnaś z nią porozmawiać. Dałam jej eliksir uspokajający, do tej pory na pewno się uspokoiła.
- Oczywiście. Tylko najpierw zawiadomię Albusa. Jeśli to prawda będziemy musieli jakoś porządnie ukarać Weasleya. W nocy powiedział tylko, że przypadkiem byli świadkami ataku panny Robespierre. Ponoć od razu chcieli pobiec po ciebie, ale akurat wszedł Sloper.
- Nie sądzę. Laura była już bliska uduszenia, musiało minąć więcej czasu zanim doprowadziła się do takiego stanu.
- Dziękuję, Poppy. Pozwolisz, że skorzystam z twojego komika.
- Oczywiście. – Już chwilę później w gabinecie był również dyrektor. Gdy tylko kobiety zapoznały go z sytuacją, od razu ruszyli do Laury. Pielęgniarka zostawiła ich samych.
- Panno Robespierre, jak się czujesz? – zapytał dyrektor z dobrotliwym uśmiechem.
- Już dobrze. Ja wszystko pamiętam.
- Właśnie dlatego tu jesteśmy. Najpierw może opowiedz co się stało wczoraj, dobrze? – Stery nad rozmową przejął Dumbledore.
- Ja wczoraj do późnej godziny odrabiałam zaległe prace domowe. Jak skończyłam chciałam pójść do dormitorium, ale pojawił się tam Weasley i Creevey. Zatrzymali mnie. Creevey spetryfikował mnie. Weasley powiedział, że zrobią ze mną to co ostatnio, że rzucą znowu Obliviate, a potem podrzucą mnie do lochów, aby wina spadła na Ślizgonów. Potem odczarowali mnie. Creevey miał mnie trzymać, a Weasley chciał rzucać zaklęcia, ale gdy podniósł różdżkę ja zaczęłam sobie wszystko przypominać. Nie wiem co się wtedy ze mną działo, ale mi po prostu wracały wspomnienia, wszystkie.
- Czyli dokładnie pamiętasz kto cię ostatnio zaatakował? – dopytywał Dumbledore.
- No tak. To był Weasley i Creevey. Wtedy też mnie spetryfikowali, a potem skopali. Byłam jeszcze przytomna jak Weasley rzucał na mnie Obliviate. W ten sam sposób podniósł różdżkę wczoraj dlatego wszystko sobie przypomniałam.
- Dobrze, dziękuję ci. Obiecuję, że napastnicy zostaną odpowiednio ukarani. – Nauczyciele chcieli się już skierować do wyjścia.
- Dziękuję, ale panie dyrektorze, jest jeszcze jedna sprawa. Chodzi mi o Dennisa. Dennisa Creeveya. Bo wczoraj wieczorem zanim to się stało on podszedł do mnie i chciał mi coś powiedzieć. Kazał mi uważać na Weasleya i Colina. I potem jeszcze miał coś powiedzieć, ale przyszedł Colin i widać było, że jest wściekły na Dennisa. Wydawało mi się, że Colin nie pozwala mu ze mną rozmawiać i chyba go zastrasza, bo Dennis odszedł od razu i był przestraszony.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Zajmiemy się tą sprawą.
Nauczyciele wyszli, a Laura skierowała się do gabinetu pielęgniarki, aby zapytać, czy może już wyjść. Kobieta co prawda trochę marudziła, ale opukała ja, ostukała i stwierdziwszy, ze już nic jej nie jest wypuściła ze Skrzydła, przy wyjściu dając jej jeszcze maść na siniaki na rękach. Podziękowała i wyszła. Skierowała się do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Tam zastała profesor McGonagall, która widocznie przyszła tu po winnych uczniów.
- Potter, przyprowadź mi tu Weasleya i obu Creevey’ów – rozkazała kobieta czarnowłosemu chłopakowi, na widok którego Laurze zrobiło się przykro. Teraz gdy wszystko sobie przypomniała, widziała jak głupio się zachowała względem Nicole i Harry’ego. Wiedziała, ze będzie musiała ich przeprosić i wiedziała, że najtrudniej jej będzie właśnie z siostrą, bo to ją najbardziej skrzywdziła.
Wreszcie na dole pojawił się z powrotem Harry z trójką chłopaków.
- Weasley, Creevey – tu spojrzała na starszego brata – dyrektor prosi was do swojego gabinetu. A ty Dennis proszę za mną. – McGonagall już chciała wyjść, ale widząc, że chłopaki nie ruszają się, znowu się odezwała. – Weasley, Creevey, do dyrektora, teraz.
- Ale pani profesor, myślałem, że wczoraj już wszystko ustaliliśmy – odezwał się rudowłosy.
- To lepiej nie myśl – zadrwiła Laura, która stanęła obok profesorki.
- Ty gówniaro…
- Weasley zamknij się. Nie interesuje mnie twoje zdanie. Do dyrektora, ale to już, bo zacznę odejmować punkty. – Obaj chłopcy ruszyli się wreszcie nie chcąc stracić punktów, a Dennis ze zwieszoną głową też wyszedł za nimi. Gdy i opiekunka wyszła na nowo w Pokoju Wspólnym wybuchł gwar.
- Laura! – wykrzyknął Jack, gdy go nie zauważała rozglądając się po pokoju. Od razu do niej podbiegł. – Co to było wczoraj? Co oni ci zrobili? Bo to Weasley i Creevey? Dennis też?
- Spokojnie. Wczoraj oni nie zdążyli nic mi zrobić. Po prostu wspomnienia wyjątkowo gwałtownie wracały. To one spowodowały ten atak, ale już wszystko w porządku.
- Pamiętasz wszystko?
- Tak, ale opowiem ci jak już Lucy i Nati tu będą, bo nie chce mi się mówić kilka razy.
- Laura, naprawdę wszystko pamiętasz? – odezwał się głos za nią. Harry.
- Tak. I właściwie to chyba powinnam cię przeprosić. Wiesz, mam nadzieję, że wiesz, że nie przeszkadza mi to, że jesteś bratem Nicole. Ja wtedy nic nie pamiętałam. Zachowałam się głupio i nie pozwoliłam sobie nic wyjaśnić. W każdym razie naprawdę cię…
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. Naprawdę – przerwał jej Harry. – Tak właściwie to chciałem cię zapytać, co Ron zrobił wczoraj.
- Wczoraj nie zdążył nic zrobić. Chodzi o to, że to on mnie wtedy zaatakował i rzucił na mnie Obliviate, przez co nic nie pamiętałam.
- Ron cię zaatakował?! – Harry niedowierzał i przez to powiedział to zbyt głośno, co oczywiście zainteresowało cały pokój wspólny, ale nie przejmowali się tym.
- Rozumiem, że mówicie o moim bracie? – Koło nich pojawiła się Ginny razem z Hermioną. – To on cię wysłał do skrzydła?
- Tak. On i Creevey, Colin Creevey. Dennis nic nie zrobił – wyjaśniła widząc pytające spojrzenia Jacka.
- Jak mama się dowie, to będzie miał taką jazdę, że może wreszcie się czegoś nauczy. Przeprosiłabym cię za tego debila, ale to naprawdę nie nasza wina, że mamy brata idiotę. – Ginny zawsze była prosta w przekazach.
- Nie musisz. Nic od niego nie chcę, a tym bardziej jakichkolwiek przeprosin.
- Jak on mógł? – Do Hermiony chyba nadal to nie dochodziło. – Ten kretyn pobił trzynastoletnie dziecko. Jak on mógł? – Dziewczyna nie zwracając uwag na resztę odeszła po to, aby się uspokoić.
- Coś czuję, że nie tylko twoja mama, Ginny, da mu porządny wykład – stwierdził Harry patrząc za przyjaciółką. – Dobra, Młoda trzymaj się i nie pakuj więcej w takie kłopoty. – Harry i Ginny poszli do swoich spraw.
- No dobra, już idę po Natalie i Lucy i wszystko wam powiem – oznajmiła Laura widząc proszącą minę Jacka. Laura poszła do swojego dormitorium, aby obudzić dziewczyny. Te ucieszyły się słysząc, że blondynka wszystko pamięta. Po marudzeniu Natalie zgodnie stwierdzili, że Laura opowie im wszystko po drodze do Wielkiej Sali, w której trwało śniadanie. Cała trójka była oburzona zachowaniem Weasleya i Creeveya. Za to zgodnie przyznali jej rację, ze Dennis mógł być trochę zastraszany przez Colina.
- No i tak właściwie to teraz pozostało mi przeprosić Nicole. Jak mogłam być tak głupia? – zapytała retorycznie.
- Laura przestań. Przecież nic nie pamiętałaś. Miałaś prawo tak się zachować. Nie twierdzimy że to było mądre, ale przynajmniej zrozumiałe.
- No tak, ale w wakacje sytuacja była podobna. Ja się na nią obraziłam, bo nie chciałam zrozumieć, że odzyskała rodziców i ma prawo się z tego cieszyć. Miałam wrażenie, że odrzuciła mnie, że zapomniała już o naszych rodzicach, a ona robiła tylko to co musiała. – Trójka przyjaciół nie bardzo rozumiała co tak naprawdę działo się w wakacje u Laury, gdyż ona nie mogła mówić otwarcie o tym co zrobiła Nicole, dlatego tylko ogółem przedstawiła im sytuację. – Po prostu zawsze zamiast najpierw wszystko na spokojnie przemyśleć, to ja oceniam sytuację taką jaka jest na pierwszy rzut oka i zawsze wyciągam złe wnioski.
- Powiedz jej to. Na pewno zrozumie. Przecież znasz Nicole.
- Może i macie racje, no ale jak na razie nie ma jej tu – stwierdziła Laura rozglądając się po Wielkiej Sali, kiedy już dotarli do niej. Gdy kończyli jeść śniadanie podszedł do nich Dennis Creevey.
- Cześć – przywitał się cicho.
- Hej Dennis. Siadaj. – Laura od razu zaprosiła go do stołu. – Co tam?
- Chciałem ci podziękować. Gdyby nie ty to chyba nadal bym dawał mu tak sobą pomiatać. Naprawdę dziękuję.
- Nie ma za co. To ja ci powinnam podziękować. W końcu chciałeś mi powiedzieć wczoraj co oni zrobili.
- Nie, nie. Ja i tak za długo z tym czekałem. Powinienem wcześniej.
- Dobra słodziaki, dajcie już spokój z tym dziękowaniem – przerwała im Natalie.
- Tak, tak. Bo już nas mdli od tej słodkości – poparł ją Jack.
- A ty Jack jesteś zazdrosny? – zaśmiała się Lucy. – O naszą Laurkę? A co z tą twoją Puchonką.
- Daj mi spokój.
- Wariaci – skwitowała to Laura jednym słowem.
- Dobra lecimy – oznajmiła Natalie. – Trzeba pomóc Laurze zrealizować misję pt. „Przepraszam najdroższa siostro”. To idziemy szukać Nicole?
- Dzięki. Idziemy. – Cała czwórka wstała, Laura zobaczyła, że Dennis został sam przy stole. Jakoś nie chciała go tam zostawiać. Widać było, że przez brata nie ma wielu przyjaciół, właściwie to chyba nie miał żadnego przyjaciela. – Czekajcie. – I nie zwracając uwagi na nich wróciła na poprzednie miejsce. – Idziesz z nami? – zapytała Dennisa. Chłopak chwilę mierzył ją wzrokiem, aż wreszcie uśmiechnął się szeroko i odpowiedział krótko.
- Idę.
***
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Obiecałam rozdział po dwóch tygodniach, a minęły dwa miesiące, a od poprzedniego rozdziału trzy. Nie będę się tłumaczyć, bo to nie ma sensu. Zdaję sobie sprawę, że w ten sposób nie zatrzymuję przy sobie czytelników, ale mam nadzieję, że jesteście na tyle cierpliwi, aby nadal zaglądać do historii Nicole. Jeszcze raz przepraszam.
Przechodząc do rozdziału, to ten dzisiejszy w całości poświęcony jest Laurze, mam nadzieję, że spodoba się on tym, którzy kiedyś narzekali, że jest jakoś mało Laury.
Jedyne co mi pozostaje to zaprosić do czytania i prosić o cierpliwość w sprawie kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam,
AniaXXX