piątek, 27 marca 2015

Rozdział 26


Powrót do szkoły po dłuższym wolnym zawsze jest ciężki. Na nowo trzeba się przyzwyczaić do wczesnego wstawania, obowiązków i nawału nauki. Przekonali się o tym też uczniowie Hogwartu, a w szczególności ci z piątego i siódmego roku, gdyż to właśnie ich czekały ważne egzaminy za pół roku. Więc to właśnie ich można było najczęściej spotkać w bibliotece, czy gdziekolwiek indziej, ślęczących nad książkami. Nicole, Camile i Vanessa nie odstawały od tej zasady. Zazwyczaj uczyły się też w towarzystwie Sama, Blaisa i Dracona, jednak chłopaki teraz ostro ćwiczyli przed meczem z Krukonami. Nicole było przykro, że nie może z nimi ćwiczyć, ale uzdrowiciel wyraźnie jej tego zabronił. Dziewczyna bała się reakcji kapitana na jej niedyspozycję podczas kolejnego meczu, ale Malfoy pozytywnie ją zaskoczył. Gdy wrócili do szkoły Snape'owie i panna Potter, szybko znaleźli się w towarzystwie innych Ślizgonów w pokoju wspólnym. Tam Camile dorwała Nicole.
- Nic ci nie jest? Czytałam w gazecie, to musiało być straszne. Tak mi przykro - stwierdziła blondynka na jednym wdechu. Nicole domyślała się, że właśnie taka będzie jej reakcja, gdyż już dzień po zdarzeniu na cmentarzu, we wszystkich czarodziejskich, zarówno francuskich, jak i angielskich, gazetach pojawiła się informacja o złapaniu mordercy jednego z najlepszych ministrów Francji i jego żony. Gazety wydrukowały oficjalne ogłoszenie szefa biura aurorów, oraz relacje zdarzenia z cmentarza.
- Spokojnie Cami, już nic mi nie jest - powiedziała ze śmiechem czarnowłosa. - Cieszę się, że już po wszystkim. Tylko jest jeden problem - rzekła z zakłopotaniem patrząc na Dracona.
- Co jest? - zapytał sucho Malfoy.
- Nie mogę grać w Quidditcha przez miesiąc, bo oberwałam w ramię, którego nie mogę nadwyrężać
- Po miesiącu lenistwa czeka cię intensywny trening. Jak nie będziesz w formie na meczu z puchonami to lepiej mi się na oczy nie pokazuj - dziewczyna na te słowa uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne Draco, nie masz się co martwić – powiedziała.
Nicole, siedząc w bibliotece i przypominając sobie tę sytuację, przyglądała się swojej blondwłosej przyjaciółce. Od powrotu do szkoły z domu nie była taka jak wcześniej. Często siedziała zamyślona, nie śmiała się często, a nawet jeśli to ten śmiech był jakby sztuczny i nie obejmował oczu. Za wszelką cenę nie chciała mówić o tym co się działo podczas świąt u niej w domu. Zarówno Nicole, jak i Vanessa zauważyły te zmiany w przyjaciółce, ale nie poruszały tematu widząc, że dziewczyna wyraźnie nie chce o tym rozmawiać. Do czasu.
- Cami, co się dzieje? - zapytał Nicole
- A co ma się dziać? - Blondynka wyraźnie się speszyła i jej przyjaciółki to zauważyły.
- Nie wykręcaj się. Przecież widzimy, że coś jest nie tak odkąd wróciłaś z domu po świętach - wtrąciła się Vanessa, patrząc na przyjaciółkę z nad książki od eliksirów.
- Nie wiem o co wam chodzi. Przecież nic się nie dzieje - stwierdziła i z powrotem zaczytała się w podręczniku od transmutacji.
- Camile wiesz, że możesz nam powiedzieć wszystko. Porozmawiaj z nami - poprosiła Nicole.
- Nie mogę, chciałabym, ale nie mogę. - W oczach Malfoy pojawiły się łzy.
- Dlaczego?
- Nie mogę. - Popatrzyła na nich z prośbą w oczach, ale widząc ich nieugięte miny skapitulowała. - Nie tutaj. Skończmy to. - Wskazała na rozpoczęte eseje. - Potem pójdziemy do pokoju życzeń.
- O nie kochana. Skoro mamy porozmawiać to teraz pójdziemy do pokoju życzeń. Potem to ty się nam wykręcisz.
- Ale transmutacja... - Chciała zaprotestować, ale widząc jak Nicole zaczęła chować rozłożone pergaminy i książki zrezygnowała.
- Zrobimy jutro na Historii Magii, ja też jeszcze nie skończyłam - stwierdziła Potterówna. Już dziesięć minut później trzy dziewczyny wchodziły do pokoju życzeń, dziś wyposażonego w wygodne fotele i stolik na którym pojawiły się trzy parujące kubki z kakao.
- To teraz się spowiadaj - powiedziała Vanessa, gdy już wszystkie trzy rozsiadły się wygodnie.
- Chodzi o Draco. On dostał misję - zaczęła przyglądając się swoim paznokciom, byle nie patrzeć na przyjaciółki. - On musi... Niki on musi przekonać ciebie do przejścia na stronę Czarnego Pana - dokończyła ze łzami w oczach patrząc Nicole prosto w oczy, które teraz wyrażały szok.
- Po co mu ja? - zapytała po chwili ciszy
- Żeby złamać Harry'ego. Wiesz przecież, że to będzie nóż wbity prosto w jego serce.
- Co Draco chce z tym zrobić? - zapytała otrząsnąwszy się z początkowego szoku.
- Nie wiem. Ale mówił, że nie chce cię do niczego przekonywać, bo dobrze wie, że to nic nie da, z resztą on nie jest kimś kto chce służyć Voldemortowi. Może w to nie uwierzysz, ale on nie chce cię skrzywdzić, pewnie w większej części ze względu na mnie, ale myślę, że nie chce cię posłać w paszczę węża.
- Wierzę ci Cami. Nie mam wam tego za złe. - Nicole wstała i podeszła do przyjaciółki, aby ją przytulić. 
- Ja też chcę! - Usłyszały trzeci głos i po chwili wszystkie trzy się tuliły, będąc świadome, że są szczęściarami mając siebie.
- Myślisz, że Draco będzie w stanie ze mną porozmawiać o tym? - zapytała Nicole, gdy już wszystkie trzy siedziały na fotelach. 
- Nie wiem, możesz spróbować.
- Camile wszystko będzie dobrze - stwierdziła Nicole i oznajmiła, że czas iść do Pokoju Wspólnego, bo niedługo zaczyna się cisza nocna.
Kilka dni później Nicole nie mogła spać, była już 12 w nocy, a ona przewracała się z boku na bok, słuchając miarowego oddechu wszystkich współlokatorek. Z powodu nienadchodzącego snu postanowiła, że zrobi sobie mały spacer po szkolnych korytarzach. Aby żaden nauczyciel jej nie złapał postanowiła wziąć ze sobą, pożyczoną kilka dni wcześniej od Harry'ego, pelerynę niewidkę. Chodziła po korytarzach, bez konkretnego celu, wspinając się coraz wyżej. Tym sposobem dotarła do najwyższej wieży w Hogwarcie, do wieży astronomicznej. Postanowiła, że zrobi sobie tu przystanek, posiedzi, popatrzy w gwiazdy, może akurat przyjdzie jej ochota na sen. Nie spodziewała się, że spotka tam kogokolwiek, a jednak los chciał inaczej. Blondwłosy Ślizgon rozglądał się z niepokojem po pomieszczeniu, słysząc zrobiony przez nią hałas. Nicole stwierdziła, że to będzie dobry czas do rozmowy, więc ściągnęła z siebie pelerynę niewidkę.
- Mogę tu posiedzieć? – zapytała.
- Skoro musisz - powiedział i z powrotem zaczął wpatrywać się w ciemne niebo. Nicole usiadła obok niego nie odzywając się. - Już wiem jak Potter'owi udawało się wywinąć ze wszystkich kłopotów - stwierdził patrząc na płaszcz, który Nicole położyła między nimi.
- Mam nadzieję, że nie powiesz mu o tym, że wiesz o istnieniu peleryny. Obiecałam Harry'emu, że nikomu o niej nie powiem.
- Więc dlaczego mi ją pokazałaś?
- Miało tu nikogo nie być. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
- To miałaś pecha - stwierdził ze złośliwym grymasem na twarzy.
- Ja bym to nazwała szczęściem, od jakiegoś czasu chciałam z tobą pogadać.
- A o czym to doskonała panna Potter chciała ze mną porozmawiać? - zapytał złośliwie.
- Jeśli myślisz, że się speszę, to się mylisz. Camile powiedziała mi co musisz zrobić - na twarzy Dracona pojawiła się powaga, wiedział, że teraz nie czas na złośliwości.
- Nie bój się, nie będę cię do niczego przekonywał. Dobrze wiem, że nie przekonam cię do bycia sługą Czarnego Pana.
- Nie tego się boję. Raczej martwi mnie to, że ciebie i Camile czeka zapewne dotkliwa kara za nie wykonanie zadania.
- Camile rozumiem, ale co cię obchodzę ja?
- Jeśli ty będziesz cierpiał to Cami też, a po drugie nie życzę ci niczego złego. Naprawdę nic do ciebie nie mam. - Po tych słowach zaległa cisza, zarówno Nicole, jak i Draco zapatrzyli się w gwiazdy. Po dłuższej chwili Nicole znowu zabrała głos. - Naprawdę nie chcę, żeby coś wam się stało, dlatego myślę, że należałoby zrobić małe przedstawienie.
- Co masz na myśli? - zapytał zaciekawiony Draco.
- Harry mówił mi, że Voldemort szczególnie upodobał sobie magię umysłu i używa często legilimencji.
- Skąd on to wie? - przerwał jej z zaskoczeniem.
- Tego nie musisz wiedzieć. - Nicole wiedziała, że Harry by nie chciał, aby jego wróg wiedział, że Voldemort włamuje się nocami do jego umysłu i pod wpływem emocji przekazuje różne wizje. - A wracając do tematu to myślę, że on może cię sprawdzać, czy w ogóle próbowałeś wykonać swoje zadanie. Jeśli odegramy kilka scenek, gdzie próbujesz mnie przekonać do przyłączenia się do ciemnej strony, wtedy będziesz mógł mu pokazać wspomnienia i być może kara nie będzie tak dotkliwa. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wtedy on nie wyczuje kłamstwa, będzie ci łatwiej go oszukać.
- Nie jest to głupi pomysł. - I tak zaczęli rozmawiać o poglądach dziewczyny dotyczących czarnej magii, wyższości czystej krwi i przyłączeniu się do Czarnego Pana. Dziewczyna mówiła pewnie o tym, że nie zgadza się z większością tych bzdur, które wyznaje Czarny Pan, a Draco obstawiał przy tym, że będzie ją namawiał. Po zakończeniu tej dyskusji Nicole nadal coś nie pasowało, więc zapytała:
- On mnie nie zostawi jeśli się nie zgodzę, prawda?
- Prawda - Malfoy postanowił jej nie okłamywać, w końcu powinna wiedzieć co ją czeka.
- Co chce ze mną zrobić?
- Jeśli mi się nie uda porwie cię i zabiję, a twoje ciało przekaże Potter'owi - powiedział szczerze. Sam dowiedział o tym dzisiaj od Snape'a. - Nadal chcesz mi pomagać?
- Owszem, z resztą jest szansa, że mu się nie uda.
- Czemu ty nie jesteś taka jak Potter. Już dawno powinnaś rzucać we mnie klątwami i przeklinać ile wlezie, ale nie. Ty jeszcze mi pomagasz. Gdyby nie to, to mógłbym bez wyrzutów sumienia sprowadzić cię do Czarnego Pana. - Widać było, że Draco jest wzburzony, a Nicole wcale się mu nie dziwiła.
- Czas najwyższy zrozumieć, że ja i Harry to dwie inne osoby - stwierdziła i oparła delikatnie głowę o jego ramię. - Nie zrobiłbyś tego, mimo wszystko jesteś za dobry. - Słowa te Draco zostawił bez odpowiedzi. Przesiedzieli w takiej pozie do samego rana, a Nicole z czasem nawet zasnęła. O 6:00 Draco szturchnął ją delikatnie i po słowach - Potter wiem, że jestem wygodny, ale najwyższy czas zbierać się stąd - poszli do swoich dormitoriów, aby przyszykować się na lekcje.
Draco i Nicole spotykali się zawsze pod osłoną nocy na wieży astronomicznej i tam rozmawiali o przyłączeniu się do Voldemorta. Tylko w tych momentach otwierali się na siebie, a Draco nie ignorował jej, tak jak robił to w dzień. Te chwile spowodowały, że w jakiś sposób zbliżyli się do siebie. 

***
Kolejny rozdział gotowy. Doszłam do wniosku, że do momentu zdania matury rozdziały będą się pojawiały co dwa tygodnie, a potem się zobaczy ;) Mam nadzieję, że dla was nie jest to zbyt długi czas oczekiwania.
Miłego czytania, pozdrawiam,
AniaXXX

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 25


Gdy Nicole obudziła się 25 grudnia, wiedziała, że to będzie trudny dzień dla niej i dla Laury. Właśnie dziś przypadała pierwsza rocznica śmierci ich rodziców. Siostry po przebudzeniu razem z Vanessą, w ciszy skierowały się do jadalni. Tam przywitał je świąteczny gwar rozmów.
- Jak tam prezenty się podobały? - zapytał Harry, gdy Nicole usiadła obok niego
- A jeszcze nie odpakowałyśmy.
- Najpierw śniadanie, potem prezenty - zarecytowały razem siostry Robespierre.
- Czemu? - zdziwił się Harry.
- Zawsze tak robiłyśmy, razem z rodzicami. - Delikatny uśmiech zmył się z jej twarzy.
- Nicole? - odezwała się niepewnie Laura, nie musiała więcej tłumaczyć, bo Nicole od razu zrozumiała o co jej chodzi.
- Wiem. Odwiedzimy ich dzisiaj.
- A gdzie to się wybieracie? - zapytał Syriusz.
- Do Francji. - Wszyscy od razu zrozumieli nieciekawy humor dwóch dziewczyn
- Jak chcecie to teleportuję was do Francji - zaproponował Remus.
- Nie trzeba, dostaniemy się przez kominek do Robespierre Manoir.
- A kiedy się tam wybieracie? - zapytał Syriusz.
- Najpierw śniadanie, potem trzeba zobaczyć co nam Gwiazdor przyniósł, co nie Młoda? - Nicole szczerze uśmiechnęła się do Laury, aby trochę poprawić jej humor. - Więc pewnie za jakieś dwie godzinki.
Po śniadaniu dziewczyny skierowały się do swojego pokoju, aby sprawdzić jakie prezenty dostały. Za nimi poszła cała młodzież, po za niezadowolonym Ronem, którym Nicole nie miała zamiaru się przejmować. Do młodzieży dołączyli również Syriusz i Remus, którzy jak twierdzili wolą przebywać z młodymi, żeby nie zdziadzieć. Dziewczyny zaczęły otwierać prezenty. Dostały różnego rodzaju błyskotki, ciuchy, jakieś książki, dostały nawet sweter od pani Weasley, jak się później okazało robiony własnoręcznie przez kobietę.
- Was też nie ominęła tradycja Weasley'ów - zaśmiała się Ginny. Sweter Laury był błękitny, natomiast Nicole zielony. Po rozpakowaniu wszystkich prezentów siostry zaczęły się przygotowywać do wyjścia. Wreszcie pół godziny później ruszyły do Robespierre Manoir. Przez kominek dostały się do swojego domu. Tam zastały Madame Fabienne i pana Bernarda Russeau, ich rodzinnego prawnika. Kobieta bardzo się ucieszyła, gdy je zobaczyła.
- Dziewczynki, tak się cieszę, że was widzę. Jak się dzisiaj czujecie?
- Jakoś - stwierdziła Laura.
- Tak myślałem, że dzisiaj tu będziecie - stwierdził pan Russeau.
- Dzień dobry. A co pan w ogóle tu robi? - zapytała Nicole.
- Czekam na was. Wiem, ze chcecie odwiedzić rodziców i myślę, że powinnyście mieć ochronę, gdy będziecie szły na cmentarz.
- Po co? - zapytały równocześnie siostry.
- Bo każdy może się domyślić, że córki odwiedzą grób rodziców w rocznice ich śmierci. Boimy się, że mogą was zaatakować, a aurorzy maja nadzieje, że ich złapią.
- Ale jeśli ten kto za... zabił naszych rodziców, zobaczy z nami aurorów to na pewno nie zaatakują - dokończyła Nicole po chwilowym zawahaniu.
- Prawdopodobnie będą się wtedy bali, dlatego aurorzy będą pod kameleonem. Zawiadomię ich zaraz jeśli chcecie iść już na cmentarz.
- Dobrze proszę pana - zgodziła się Nicole. - Młoda może zostaniesz?
- Chyba żartujesz?!
- Nie krzycz, po prostu boję się, że coś ci się stanie.
- Ty możesz ryzykować, a ja już nie?
- Dobrze, przepraszam. - Nicole spojrzała na niższą dziewczynę przepraszająco. - Martwię się o ciebie.
- A ja o ciebie, więc idziemy razem. - W tej chwili do domu weszło pięciu aurorów i pan Russeau. Auror dowodzący powiedział im jak wszystko będzie wyglądać. Oddelegował jednego młodego podwładnego do osobistej ochrony sióstr Robespierre, reszta miała się zająć obserwowaniem otoczenia i w razie potrzeby łapaniem atakujących. Aurorzy rzucili na siebie zaklęcia kameleona i wyszli za dziewczynami z domu, które postanowiły się przespacerować na cmentarz. Gdy doszły na miejsce i stanęły przed grobowcem rodu Robespierre już nie myślały o czyhającym na nich niebezpieczeństwie, po prostu zatopiły się we wspomnieniach o rodzicach. Obie dziewczyny przypomniały sobie piękny uśmiech, który rozświetlał twarz ich matki, jej spokojny głos, jej cierpliwość i dobroć. Pamiętały też tubalny głos ojca, jego śmiech i żarty, z których zawsze się śmiały i jego pocieszające słowa, gdy czegoś się bały. Pamiętały jak rodzice opowiadali im bajki na dobranoc, gdy były małe. Jak mama zawsze robiła im pyszne śniadania, oraz jak, mimo zajmującej pracy, zawsze mieli dla nich czas. Obie dziewczyny, choć różne, tak samo tęskniły za rodzicami. W oczach i jednej, i drugiej można było dostrzec łzy, gdy zrozumiały, że to co pamiętają już nigdy nie powróci, że już nigdy nie będą mogły przytulić się do rodziców, już nigdy nie będą mogły zasięgnąć ich rady. Ich rozmyślania przerwał mężczyzna, który stanął obok nich. Miał na sobie szatę czarodziejską i czapkę, która chroniła jego głowę przed mrozem.
- Pewnie za nimi tęsknicie? - zapytał mężczyzna. Nicole wydawał się on dziwnie znajomy, ale jakoś nie potrafiła dopasować twarzy do imienia.
- Kim pan jest? – zapytała.
- Rodzice wam o mnie nie opowiadali? - zapytał z sarkazmem. - No tak, kto by opowiadał o zakale rodziny, rodu Robespierrów. - Następne wydarzenia wydarzyły się bardzo szybko. Mężczyzna wyciągnął pistolet i strzelił w stronę niczego niespodziewających się dziewczyn. Nicole, gdy zauważyła szybki ruch obcego chwyciła Laurę i osłoniła ją, odwracając się. Dzięki temu zamiast dostać w serce, gdzie celował mężczyzna, kula trafiła ją w ramię. Aurorzy natychmiast otoczyli mężczyznę, który zaczął się wyrywać.
- Ja muszę je zabić! One zadośćuczynią mojej krzywdzie! - Mężczyzna wierzgał i krzyczał, ale nie bronił się przed zaklęciami aurorów, którzy szybko go unieruchomili. Po prostu wpadł w szał.
Nicole natomiast bladła w oczach. Auror przydzielony do ich ochrony, szybko znalazł się przy niej. A Laura stała w szoku, jakby nie wiedząc co się dzieje. Gdy ujrzała krew, która przesiąkła przez kurtkę Nicole ocknęła się z szoku i zaczęła płakać przytulając się do starszej dziewczyny. Była dzieckiem i choć przeżyła już sporo, jak na swój wiek, to nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś postrzelił jej siostrę.
- David, pomóż mi! - zawołał auror zajmujący się bezpośrednią ochroną sióstr, próbując odciągnąć Laurę od Nicole. Wołany mężczyzna podszedł od razu i zajął się uspokajaniem blondynki.
- Laura - powiedział delikatnie. - Laura! - powtórzył głośniej, gdy nie zauważył reakcji z jej strony. - Pomożemy twojej siostrze, ale musisz nam na to pozwolić! Nicole przeżyje pod warunkiem, że ją puścisz! - Wszyscy wiedzieli, że to drastyczny sposób na uspokojenie dziewczynki, ale Davida to nie obchodziło, jeśli tylko zadziałało. Laura odsunęła się od Nicole, jednak łzy nie przestały jej lecieć. Drugi auror zajął się w tym czasie starszą dziewczyną, która szybko traciła krew. Niedoszły morderca musiał trafić w tętnicę. Ściągnął jej kurtkę, transmutując ją jednocześnie w bandaż uciskowy. Potem szybko owinął jej ramię bandażem, zaciskając mocno.
- Dasz radę wstać? – zapytał.
- Tak - odpowiedziała tylko. Auror pomógł jej podnieść się.
- Szefie, potrzebujemy świstoklika. Przy tak dużym upływie krwi ona zemdleje mi przy teleportacji, a to raczej nie wskazane - powiedział auror pomagający utrzymać się Nicole w pionie. Główny dowodzący zamienił kawałek papieru wyciągniętego z kieszeni i zamienił go w świstoklika, który chwilę później przeniósł dwóch aurorów, Laurę i Nicole do szpitala, potem mężczyzna zajął się odprowadzaniem więźnia do Ministerstwa Magii. W szpitalu Nicole szybko znalazła się pod opieką uzdrowicieli i już godzinę później miała wyjętą kulę z ramienia i odpoczywała w sali pooperacyjnej. Towarzyszyła jej Laura, która bardzo przejęła się stanem siostry.
- Młoda, już teraz wszystko będzie dobrze. On został wreszcie złapany. Zostanie ukarany za to co zrobił, nie musimy się już o to martwić. - Nicole pocieszała blondynkę.
- Cieszę się, że już nic ci nie jest - uśmiechnęła się Gryfonka.
- Ja też. Tylko uzdrowiciel powiedział, że przez następny miesiąc nie mogę nadwyrężać ręki, bo kula pogruchotała kość, co łączy się z tym, że nie mogę grać w Quidditcha, bo to prawa ręka. Nie wiem jak przekażę tą wiadomość Malfoy'owi, przecież on mnie zabije - zażartowała Nicole.
- A z kim gracie?
- Z Krukonami. - Przez następne pół godziny siostry wymyślały sposoby delikatnego przekazania tego faktu Draconowi. Niestety nic nie wymyśliły. Ich rozmowę przerwało wejście madame Fabienne.
- Och Nicole, jak ty się czujesz. Gdy usłyszałam, że cię postrzelili tak się bałam, na szczęście uzdrowiciele mówią, że już nic ci nie jest. Jak wy się czujecie? - zapytała z troską.
- Niech pani nie panikuje, już jest wszystko dobrze – uspokoiła ją Nicole. W tej chwili do sali weszli dwaj aurorzy. Nicole rozpoznała w nich dowodzącego aurora oraz tego co jej pomagał.
- Jak się czujesz? - zapytał jeden z nich.
- Teraz już dobrze. Czy wiadomo już kto to był i czemu to zrobił? - zapytała niecierpliwie Nicole.
- Właśnie w tej sprawie tu jesteśmy. Mężczyzna, który dzisiaj cię postrzelił nazywa się Joseph Robespierre. Jest on też odpowiedzialny za zabójstwo waszych rodziców. - Po tych słowach w sali zapadła cisza, na twarzach trzech kobiet widoczny był szok.
- Ale kim on jest? - zapytała niepewnie Nicole
- Jest to brat waszego ojca. Zanim posypią się pytania, opowiem wam dlaczego to zrobił. Został przesłuchany pod veritaserum, więc to nie zmyślona bajka. Joseph chciał się zemścić na starszym o rok bracie. Uważał, że w przeszłości zawsze dostawał mniej niż powinien, że rodzice bardziej kochali starszego syna, i wreszcie, że dziewczyna, która według niego należała się mu, wybrała starszego. Kilka lat później Jacob i Joseph konkurowali o stołek Ministra Magii, jak wiecie w wyborach wygrał wasz ojciec. Od tamtego czasu nikt nie wiedział gdzie podziewa się Joseph, który postanowił zniknąć i przez osiemnaście lat planował zemstę. Chciał zabrać swojemu bratu wszystko, dlatego postanowił zabić jego i całą jego rodzinę na oczach jego wyborców. Jak się okazało udało mu się to w połowie, bo wy nie pokazałyście się na wystąpieniu świątecznym pana Ministra. Dlatego w pierwszą śmierć brata czekał na was na cmentarzu, pewny, że się pojawicie.
- Czy to już koniec? - zapytała zszokowana i blada Nicole.
- Tak. Mężczyzna działał sam, jutro odbędzie się rozprawa i zostanie skazany na dożywocie do więzienia.
- To dobrze - stwierdziła Nicole i przytuliła się do Laury, która w tej chwili potrzebował wsparcia.
Ze szpitala Nicole wyszła już dzień później. Dostała się do Robespierre Manoir, gdzie czekał na nią Remus, który dowiedział się wszystkiego. Z jego pomocą, razem z Laurą, wróciły na Grimmauld Place 12. Tam Nicole powitali zmartwieni domownicy, więc dziewczyny musiały opowiedzieć wszystko jeszcze raz.
Przerwa świąteczna pełna atrakcji minęła szybko, a zakończyła się sylwestrową imprezą zorganizowaną w Kwaterze. Młodzież wysłała państwa Weasley na cało nocny bal, bardziej w ich klimatach, a sami zaczęli organizować imprezę. Z dorosłych obecni byli Syriusz, Remus i Tonks, którzy twierdzili, że będą bawić się z młodzieżą. Nie przeszkadzali im pijani nieletni, gdyż twierdzili, że sami tacy byli w młodości. Niech się dzieciaki pobawią, póki mogą, więc w rezultacie jedyną trzeźwą osobą tej nocy była Laura, która była na to trochę za młoda. Jednak, mimo tego również świetnie się bawiła.


***
Ciężki tydzień skończył się, a tu nareszcie jest rozdział. Wyjaśniła się sprawa śmierci rodziców Laury i Nicole. Mam nadzieję, że się podoba takie rozwiązanie. Następna notka pewnie znowu za dwa tygodnie. Przepraszam, że tak długo musicie czekać, ale na pisanie mam czas tylko na weekendy.
Życzę miłego czytania, pozdrawiam,
AniaXXX