Gdy Nicole obudziła się 25 grudnia, wiedziała, że to będzie trudny dzień dla niej i dla Laury. Właśnie dziś przypadała pierwsza rocznica śmierci ich rodziców. Siostry po przebudzeniu razem z Vanessą, w ciszy skierowały się do jadalni. Tam przywitał je świąteczny gwar rozmów.
- Jak tam prezenty się podobały? - zapytał Harry, gdy Nicole usiadła obok niego
- A jeszcze nie odpakowałyśmy.
- Najpierw śniadanie, potem prezenty - zarecytowały razem siostry Robespierre.
- Czemu? - zdziwił się Harry.
- Zawsze tak robiłyśmy, razem z rodzicami. - Delikatny uśmiech zmył się z jej twarzy.
- Nicole? - odezwała się niepewnie Laura, nie musiała więcej tłumaczyć, bo Nicole od razu zrozumiała o co jej chodzi.
- Wiem. Odwiedzimy ich dzisiaj.
- A gdzie to się wybieracie? - zapytał Syriusz.
- Do Francji. - Wszyscy od razu zrozumieli nieciekawy humor dwóch dziewczyn
- Jak chcecie to teleportuję was do Francji - zaproponował Remus.
- Nie trzeba, dostaniemy się przez kominek do Robespierre Manoir.
- A kiedy się tam wybieracie? - zapytał Syriusz.
- Najpierw śniadanie, potem trzeba zobaczyć co nam Gwiazdor przyniósł, co nie Młoda? - Nicole szczerze uśmiechnęła się do Laury, aby trochę poprawić jej humor. - Więc pewnie za jakieś dwie godzinki.
Po śniadaniu dziewczyny skierowały się do swojego pokoju, aby sprawdzić jakie prezenty dostały. Za nimi poszła cała młodzież, po za niezadowolonym Ronem, którym Nicole nie miała zamiaru się przejmować. Do młodzieży dołączyli również Syriusz i Remus, którzy jak twierdzili wolą przebywać z młodymi, żeby nie zdziadzieć. Dziewczyny zaczęły otwierać prezenty. Dostały różnego rodzaju błyskotki, ciuchy, jakieś książki, dostały nawet sweter od pani Weasley, jak się później okazało robiony własnoręcznie przez kobietę.
- Was też nie ominęła tradycja Weasley'ów - zaśmiała się Ginny. Sweter Laury był błękitny, natomiast Nicole zielony. Po rozpakowaniu wszystkich prezentów siostry zaczęły się przygotowywać do wyjścia. Wreszcie pół godziny później ruszyły do Robespierre Manoir. Przez kominek dostały się do swojego domu. Tam zastały Madame Fabienne i pana Bernarda Russeau, ich rodzinnego prawnika. Kobieta bardzo się ucieszyła, gdy je zobaczyła.
- Dziewczynki, tak się cieszę, że was widzę. Jak się dzisiaj czujecie?
- Jakoś - stwierdziła Laura.
- Tak myślałem, że dzisiaj tu będziecie - stwierdził pan Russeau.
- Dzień dobry. A co pan w ogóle tu robi? - zapytała Nicole.
- Czekam na was. Wiem, ze chcecie odwiedzić rodziców i myślę, że powinnyście mieć ochronę, gdy będziecie szły na cmentarz.
- Po co? - zapytały równocześnie siostry.
- Bo każdy może się domyślić, że córki odwiedzą grób rodziców w rocznice ich śmierci. Boimy się, że mogą was zaatakować, a aurorzy maja nadzieje, że ich złapią.
- Ale jeśli ten kto za... zabił naszych rodziców, zobaczy z nami aurorów to na pewno nie zaatakują - dokończyła Nicole po chwilowym zawahaniu.
- Prawdopodobnie będą się wtedy bali, dlatego aurorzy będą pod kameleonem. Zawiadomię ich zaraz jeśli chcecie iść już na cmentarz.
- Dobrze proszę pana - zgodziła się Nicole. - Młoda może zostaniesz?
- Chyba żartujesz?!
- Nie krzycz, po prostu boję się, że coś ci się stanie.
- Ty możesz ryzykować, a ja już nie?
- Dobrze, przepraszam. - Nicole spojrzała na niższą dziewczynę przepraszająco. - Martwię się o ciebie.
- A ja o ciebie, więc idziemy razem. - W tej chwili do domu weszło pięciu aurorów i pan Russeau. Auror dowodzący powiedział im jak wszystko będzie wyglądać. Oddelegował jednego młodego podwładnego do osobistej ochrony sióstr Robespierre, reszta miała się zająć obserwowaniem otoczenia i w razie potrzeby łapaniem atakujących. Aurorzy rzucili na siebie zaklęcia kameleona i wyszli za dziewczynami z domu, które postanowiły się przespacerować na cmentarz. Gdy doszły na miejsce i stanęły przed grobowcem rodu Robespierre już nie myślały o czyhającym na nich niebezpieczeństwie, po prostu zatopiły się we wspomnieniach o rodzicach. Obie dziewczyny przypomniały sobie piękny uśmiech, który rozświetlał twarz ich matki, jej spokojny głos, jej cierpliwość i dobroć. Pamiętały też tubalny głos ojca, jego śmiech i żarty, z których zawsze się śmiały i jego pocieszające słowa, gdy czegoś się bały. Pamiętały jak rodzice opowiadali im bajki na dobranoc, gdy były małe. Jak mama zawsze robiła im pyszne śniadania, oraz jak, mimo zajmującej pracy, zawsze mieli dla nich czas. Obie dziewczyny, choć różne, tak samo tęskniły za rodzicami. W oczach i jednej, i drugiej można było dostrzec łzy, gdy zrozumiały, że to co pamiętają już nigdy nie powróci, że już nigdy nie będą mogły przytulić się do rodziców, już nigdy nie będą mogły zasięgnąć ich rady. Ich rozmyślania przerwał mężczyzna, który stanął obok nich. Miał na sobie szatę czarodziejską i czapkę, która chroniła jego głowę przed mrozem.
- Pewnie za nimi tęsknicie? - zapytał mężczyzna. Nicole wydawał się on dziwnie znajomy, ale jakoś nie potrafiła dopasować twarzy do imienia.
- Kim pan jest? – zapytała.
- Rodzice wam o mnie nie opowiadali? - zapytał z sarkazmem. - No tak, kto by opowiadał o zakale rodziny, rodu Robespierrów. - Następne wydarzenia wydarzyły się bardzo szybko. Mężczyzna wyciągnął pistolet i strzelił w stronę niczego niespodziewających się dziewczyn. Nicole, gdy zauważyła szybki ruch obcego chwyciła Laurę i osłoniła ją, odwracając się. Dzięki temu zamiast dostać w serce, gdzie celował mężczyzna, kula trafiła ją w ramię. Aurorzy natychmiast otoczyli mężczyznę, który zaczął się wyrywać.
- Ja muszę je zabić! One zadośćuczynią mojej krzywdzie! - Mężczyzna wierzgał i krzyczał, ale nie bronił się przed zaklęciami aurorów, którzy szybko go unieruchomili. Po prostu wpadł w szał.
Nicole natomiast bladła w oczach. Auror przydzielony do ich ochrony, szybko znalazł się przy niej. A Laura stała w szoku, jakby nie wiedząc co się dzieje. Gdy ujrzała krew, która przesiąkła przez kurtkę Nicole ocknęła się z szoku i zaczęła płakać przytulając się do starszej dziewczyny. Była dzieckiem i choć przeżyła już sporo, jak na swój wiek, to nie mogła zrozumieć, dlaczego ktoś postrzelił jej siostrę.
- David, pomóż mi! - zawołał auror zajmujący się bezpośrednią ochroną sióstr, próbując odciągnąć Laurę od Nicole. Wołany mężczyzna podszedł od razu i zajął się uspokajaniem blondynki.
- Laura - powiedział delikatnie. - Laura! - powtórzył głośniej, gdy nie zauważył reakcji z jej strony. - Pomożemy twojej siostrze, ale musisz nam na to pozwolić! Nicole przeżyje pod warunkiem, że ją puścisz! - Wszyscy wiedzieli, że to drastyczny sposób na uspokojenie dziewczynki, ale Davida to nie obchodziło, jeśli tylko zadziałało. Laura odsunęła się od Nicole, jednak łzy nie przestały jej lecieć. Drugi auror zajął się w tym czasie starszą dziewczyną, która szybko traciła krew. Niedoszły morderca musiał trafić w tętnicę. Ściągnął jej kurtkę, transmutując ją jednocześnie w bandaż uciskowy. Potem szybko owinął jej ramię bandażem, zaciskając mocno.
- Dasz radę wstać? – zapytał.
- Tak - odpowiedziała tylko. Auror pomógł jej podnieść się.
- Szefie, potrzebujemy świstoklika. Przy tak dużym upływie krwi ona zemdleje mi przy teleportacji, a to raczej nie wskazane - powiedział auror pomagający utrzymać się Nicole w pionie. Główny dowodzący zamienił kawałek papieru wyciągniętego z kieszeni i zamienił go w świstoklika, który chwilę później przeniósł dwóch aurorów, Laurę i Nicole do szpitala, potem mężczyzna zajął się odprowadzaniem więźnia do Ministerstwa Magii. W szpitalu Nicole szybko znalazła się pod opieką uzdrowicieli i już godzinę później miała wyjętą kulę z ramienia i odpoczywała w sali pooperacyjnej. Towarzyszyła jej Laura, która bardzo przejęła się stanem siostry.
- Młoda, już teraz wszystko będzie dobrze. On został wreszcie złapany. Zostanie ukarany za to co zrobił, nie musimy się już o to martwić. - Nicole pocieszała blondynkę.
- Cieszę się, że już nic ci nie jest - uśmiechnęła się Gryfonka.
- Ja też. Tylko uzdrowiciel powiedział, że przez następny miesiąc nie mogę nadwyrężać ręki, bo kula pogruchotała kość, co łączy się z tym, że nie mogę grać w Quidditcha, bo to prawa ręka. Nie wiem jak przekażę tą wiadomość Malfoy'owi, przecież on mnie zabije - zażartowała Nicole.
- A z kim gracie?
- Z Krukonami. - Przez następne pół godziny siostry wymyślały sposoby delikatnego przekazania tego faktu Draconowi. Niestety nic nie wymyśliły. Ich rozmowę przerwało wejście madame Fabienne.
- Och Nicole, jak ty się czujesz. Gdy usłyszałam, że cię postrzelili tak się bałam, na szczęście uzdrowiciele mówią, że już nic ci nie jest. Jak wy się czujecie? - zapytała z troską.
- Niech pani nie panikuje, już jest wszystko dobrze – uspokoiła ją Nicole. W tej chwili do sali weszli dwaj aurorzy. Nicole rozpoznała w nich dowodzącego aurora oraz tego co jej pomagał.
- Jak się czujesz? - zapytał jeden z nich.
- Teraz już dobrze. Czy wiadomo już kto to był i czemu to zrobił? - zapytała niecierpliwie Nicole.
- Właśnie w tej sprawie tu jesteśmy. Mężczyzna, który dzisiaj cię postrzelił nazywa się Joseph Robespierre. Jest on też odpowiedzialny za zabójstwo waszych rodziców. - Po tych słowach w sali zapadła cisza, na twarzach trzech kobiet widoczny był szok.
- Ale kim on jest? - zapytała niepewnie Nicole
- Jest to brat waszego ojca. Zanim posypią się pytania, opowiem wam dlaczego to zrobił. Został przesłuchany pod veritaserum, więc to nie zmyślona bajka. Joseph chciał się zemścić na starszym o rok bracie. Uważał, że w przeszłości zawsze dostawał mniej niż powinien, że rodzice bardziej kochali starszego syna, i wreszcie, że dziewczyna, która według niego należała się mu, wybrała starszego. Kilka lat później Jacob i Joseph konkurowali o stołek Ministra Magii, jak wiecie w wyborach wygrał wasz ojciec. Od tamtego czasu nikt nie wiedział gdzie podziewa się Joseph, który postanowił zniknąć i przez osiemnaście lat planował zemstę. Chciał zabrać swojemu bratu wszystko, dlatego postanowił zabić jego i całą jego rodzinę na oczach jego wyborców. Jak się okazało udało mu się to w połowie, bo wy nie pokazałyście się na wystąpieniu świątecznym pana Ministra. Dlatego w pierwszą śmierć brata czekał na was na cmentarzu, pewny, że się pojawicie.
- Czy to już koniec? - zapytała zszokowana i blada Nicole.
- Tak. Mężczyzna działał sam, jutro odbędzie się rozprawa i zostanie skazany na dożywocie do więzienia.
- To dobrze - stwierdziła Nicole i przytuliła się do Laury, która w tej chwili potrzebował wsparcia.
Ze szpitala Nicole wyszła już dzień później. Dostała się do Robespierre Manoir, gdzie czekał na nią Remus, który dowiedział się wszystkiego. Z jego pomocą, razem z Laurą, wróciły na Grimmauld Place 12. Tam Nicole powitali zmartwieni domownicy, więc dziewczyny musiały opowiedzieć wszystko jeszcze raz.
Przerwa świąteczna pełna atrakcji minęła szybko, a zakończyła się sylwestrową imprezą zorganizowaną w Kwaterze. Młodzież wysłała państwa Weasley na cało nocny bal, bardziej w ich klimatach, a sami zaczęli organizować imprezę. Z dorosłych obecni byli Syriusz, Remus i Tonks, którzy twierdzili, że będą bawić się z młodzieżą. Nie przeszkadzali im pijani nieletni, gdyż twierdzili, że sami tacy byli w młodości. Niech się dzieciaki pobawią, póki mogą, więc w rezultacie jedyną trzeźwą osobą tej nocy była Laura, która była na to trochę za młoda. Jednak, mimo tego również świetnie się bawiła.
***
Ciężki tydzień skończył się, a tu nareszcie jest rozdział. Wyjaśniła się sprawa śmierci rodziców Laury i Nicole. Mam nadzieję, że się podoba takie rozwiązanie. Następna notka pewnie znowu za dwa tygodnie. Przepraszam, że tak długo musicie czekać, ale na pisanie mam czas tylko na weekendy.
Życzę miłego czytania, pozdrawiam,
AniaXXX
Bardzo ciekawie rozwija Pani akcję. Nie gna za szybko, dobrze ją stopniujesz. Zaczęły się intrygi więc jest super. No i nie ma zbędnych romansów. Podsumowując: czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń,Hej, naprawdę fajne opowiadanie. Zwłaszcza podobają mi się kłótnie Rona z resztą. Panuje śmieszny humor i to też mi się podoba. Plus też za to, że nie obowiązuje kanon. Czekam jedynie na opis jakiejś walki Harry'ego i Rona ze Ślizgonami
OdpowiedzUsuń