Poszukiwania Nicole przez trzeciorocznych Gryfonów skończyły się fiaskiem. Niedługo miał być obiad, a oni nadal jej nie znaleźli. Widocznie Ślizgonka postanowiła spędzić niedzielę w swoim dormitorium.
- To co? Pokój Wspólny Ślizgonów? – zapytał Jack, kiedy wszyscy doszli do tego samego wniosku.
- A wiecie gdzie jest ich Pokój Wspólny? – odpowiedział pytaniem na pytanie Dennis. Reszta spojrzała na niego jak na debila, ale po chwili zorientowali się, że ich nowy przyjaciel ma rację.
- Yyy, w lochach – odpowiedziała niepewnie Laura.
- Lochy są ogromne, a my na nasze szczęście natkniemy się na Snape’a, który wlepi nam szlaban. – Natalie zawsze była największą marudą, ale tym razem trafiła w sedno. Za to Laurze zrobiło się głupio, no bo przecież już ponad rok chodzi do Hogwartu i nigdy nie próbowała odwiedzić siostry w jej pokoju wspólnym. Nicole często pojawiała się u Gryfonów, żeby odwiedzić dwójkę rodzeństwa. Laura postanowiła sobie nadrobić swoje obowiązki wobec siostry.
- Ale spróbować można – zaproponowała niezbyt zdecydowanym głosem Lucy.
- Mam lepszy pomysł – zawołała Laura. – Musimy znaleźć Harry’ego. – Nim skończyła mówić już biegła w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Aż chciała walnąć się w głowę, że od razu nie pomyślała o pożyczeniu Mapy Huncwotów od Harry’ego. Sprawdzi najpierw czy w ogóle jest po co szukać Nicole w lochach, czy może gdzieś indziej się zaszyła.
Tymczasem Nicole nie znajdowała się wcale w swoim dormitorium, ani nawet w lochach. Siedziała przy brzegu Czarnego Jeziora od strony Zakazanego Lasu. Z tej strony nikt na błoniach nie powinien jej zobaczyć. I oto właśnie jej chodziło. Chciała sama poukładać sobie swoje życie, a towarzystwo tylko ją rozpraszało. Choć po tak długim czasie w odosobnieniu już wariowała. Odkąd Laura została zaatakowana odizolowała się od Potterów i wszystkich związanych z nimi, w tym od jej ojca chrzestnego. Brakowało go jej, bo był jedyną osobą, która dzięki racjonalnym argumentom potrafiła dać jej mentalnego kopa. Zawsze były dziewczyny, ale one były jej przyjaciółkami i były raczej od pocieszania, co robiły doskonale, ale znały się na tyle dobrze, że zarówno Camile, jak i Vanessa zdawały sobie sprawę, że Nicole swoje problemy zawsze rozwiązuje sama i jest na tyle uparta, że nie chce przyjąć ich pomocy. Był jeszcze Draco, który, jak się okazało, bardzo dobrze ją rozumiał, ale odkąd pokłóciła się z Laurą zamknęła się w kokonie do którego nie dopuszczała ani Dracona, ani nikogo innego. Odepchnęła wszystkich na własne życzenie i teraz siedząc sama żałowała tego. Właściwie już sama nie wiedziała czego chce. Niby szukała tylko swojego towarzystwa, bo wśród innych czuła się źle. Jednak będąc sama miała wrażenie, że powoli wariuje. Jęknęła cicho i schowała twarz w dłoniach.
- Rozchorujesz się jak będziesz siedzieć całymi dniami w takim zimnie. – Nicole gwałtownie wstała i obróciła się do źródła głosu.
- Remus, co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś? – zapytała, gdy ujrzała uśmiechniętego chrzestnego.
- Razem z Jamesem i Syriuszem często chodzimy do Zakazanego Lasu, żeby sprawdzić czy nikt niepowołany się tam nie kręci. Od kilku dni widujemy cię w tym samym miejscu. Naprawdę powinnaś coś na siebie założyć.
- Jestem czarownicą. Po to mam różdżkę, aby z niej korzystać. Naprawdę sądzisz, że siedziałabym codziennie w taką pogodę i specjalnie marzła? – Nicole nie przejmując się niespodziewanym towarzyszem, którego tak naprawdę jej brakowało, usiadła z powrotem na swoje miejsce.
- Zapomniałem, że mam do czynienia z Ślizgonką – zaśmiał się i usiadł koło chrześnicy.
- Jednak ci to przeszkadza? Moja przynależność do domu Salazara – wyjaśniła, gdy zobaczyła pytanie w jego oczach.
- Już dawno ci mówiłem, że nie. Po prostu zachowałem się jak typowy Gryfon. Najpierw powiedziałem, a potem pomyślałem. Mogłem od razu się domyślić, że użyjesz różdżki, a zachowałem się jak nadopiekuńczy chrzestny.
- Lubię czasem jak tak się zachowujesz – przyznała szeptem jakby się tego wstydziła. – Czasem mi tego brakuje – przyznała, jednak zaraz zamilkła zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo. Nie chcąc patrzeć na wilkołaka wpatrywała się w odmęty jeziora.
- Wiesz, że masz wielu przyjaciół, którzy chętnie cię wysłuchają? Ja i twoi rodzice też zawsze będziemy przy tobie, choćbyś bardzo tego nie chciała. – Remus położył dłoń na jej ramieniu, aby wiedziała, że ma w nim wsparcie. Nicole na ten gest schowała głowę między ugięte nogi.
- To nie jest takie łatwe – mruknęła.
- Zazwyczaj życie nie jest łatwe.
- Teraz jest ten moment, gdzie ty mnie pouczasz, że źle robię, a ja cię słucham? – zapytała z kpiną w głosie. Nie chciała tego, ale Remus trafił w sedno jej problemu. Chciała i nie chciała z nim rozmawiać. Miała dość tej niezdecydowanej siebie i dlatego reagowała ze złością.
- Nie chcę cię umoralniać. Wolałbym, abyś porozmawiała ze mną z własnej woli. Jesteś inteligentna i naprawdę wierzę, że wiesz o co mi chodzi. – Po tych słowach zapadła cisza. Po jakimś kwadransie Remus już myślał, że nie dotrze do chrześnicy i chciał wstać, aby zostawić ją samą, jednak ona odezwała się niespodziewanie.
- Jestem kretynką – powiedziała nadal siedząc w tej samej pozycji. Lepiej jej się mówiło, gdy nie musiała patrzeć w zmartwione oczy Remusa. – Nie zaprzeczaj, przecież oboje wiemy, że to prawda. – Po chwili ciszy zaczęła mówić. – Nie potrafię się z nimi pożegnać. Nigdy sobie na to nie pozwoliłam. Najpierw musiałam szybko się pozbierać po ich śmierci, bo Laura mnie potrzebowała. Nie mogłam pozwolić sobie na żal, ona była ważniejsza. Potem pojawił się Harry, ty i Syriusz. To było dobre i choć trochę zapełniło tę pustkę, ale to wciąż nie było to samo. Potterowie tylko wszystko pogorszyli. Od ich powrotu nie potrafię się w sobie zebrać, a oni nie pomagają. Minęło już tyle czasu, a ja nie potrafię spojrzeć na nich jak na rodziców, widzę jak się starają, ale nie potrafię. Nie, póki nie pożegnam się z Robespierre’ami. A do tego wszystkiego Laura, która nienawidzi mnie, bo ją okłamałam, nie wiem kiedy odzyska pamięć i tak strasznie się boję, że ktoś ją znowu zaatakuję. Ona zawsze była przy mnie, a ja przy niej, a teraz mijamy się na korytarzach jak wrogowie. Myślałam, że jeśli zostanę sama ze sobą, to chociaż pożegnam się z nimi i pozwolę im odejść w pełni na drugą stronę, ale to tylko pogorszyło sprawę. Kiedy jestem sama wariuję, ale nie chcę przytłaczać moich przyjaciół swoim beznadziejnym humorem. – Nicole zdawała sobie sprawę, że mówiła bez składu i ładu, ale czuła, że Remus ją zrozumiał.
- To wcale nie znaczy, że jesteś kretynką.
- To może nie, ale wiem czemu nie pozwoliłam sobie na pożegnanie. To co mówiłam to prawda, ale to tylko głupie wymówki. Nienawidzę ich za to. Za to, że zostawili mnie z tym samą. Przez całe życie mogłam na nich polegać, a przez to cholerne wystąpienie zostawili mnie samą. Musiałam być dla Laury najlepszą starszą siostrą, ale też zastąpić jej rodziców. Byłam tylko czternastolatka, która natychmiastowo musiała zacząć myśleć jak dorosły. Udawałam, cały czas udawałam, że mi się to udało. Udawałam, że się pozbierałam. Udawałam, żeby Laura miała we mnie oparcie. Wydawało mi się, że dobrze mi szło, aż do niedawno. Nawet to spieprzyłam. Teraz Laura mnie nienawidzi, Harry zapewne obraził się, bo go odrzuciłam, a oni… Ich nie znam, nie wiem jak się do nich zwracać, jak się przy nich zachowywać. Jestem beznadziejną córką i siostrą. Wszystko sprowadza się do tego, że jestem kretynką, samolubną kretynką. – Nicole nadal ukrywała głowę między nogami, nie chciała, aby Remus zauważył, że pozwoliła sobie na chwilę słabości i po jej policzkach ciekną łzy, których już nie potrafiła zatrzymać.
- Nicole, popatrz na mnie – poprosił mężczyzna widząc zły stan Ślizgonki, ale ona tylko pokręciła głową. – Nicole, proszę. – Coś było w jego głosie, że Nicole posłuchała. Gdy tylko spojrzała swoimi zapłakanymi oczami na chrzestnego, ten bez słowa przytulił ją. – Pozwól sobie na płacz, to ci pomoże. – Po tych słowach Nicole nie potrafiła już się powstrzymać. Uścisnęła Remusa najmocniej jak mogła i płakała. Płakała uwalniając swój żal. Trwało to kilka minut, ale pozwoliło Nicole uspokoić się. Odsunęła się od mężczyzny i próbując wytrzeć twarz w rękaw. Remus machnął różdżką i na jej dłoni znalazła się chusteczka. Czarnowłosa popatrzyła na niego i uśmiechnęła się delikatnie.
- Dzięki. Wyglądam tragicznie, przyda się.
- Nie jest tak źle – stwierdził i poczochrał ją po głowie. Gdy doprowadziła się do porządku Remus spojrzał na nią uważnie.
- Wiesz, że ze wszystkim można sobie poradzić – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Wiem, ale czasem mam dość. Póki oni żyli moim największym problemem było uczestnictwo w niechcianych bankietach czy dopasowanie odpowiedniej bluzki do spodni. Potem wszystko naraz zwaliło mi się na głowę. Najgorsze jest to, że wiem, że Harry miał dużo gorzej. On musiał dorosnąć znacznie szybciej niż ja i nie rozpacza tak jak ja.
- To może najpierw powiedz mi czemu porównujesz się do Harry’ego?
- No… Ja… Przecież… - Nie takiego pytania się spodziewała.
- Właśnie. Jesteś sobą i nie zmieniaj się. To, że ty i Harry mieliście zupełnie inne dzieciństwo, wcale nie znaczy, że którekolwiek z was jest lepsze czy gorsze. Oboje musieliście dorosnąć zbyt szybko i oboje poradziliście sobie z tym lepiej niż nie jeden dorosły. Wiesz, że ani James, ani Lily nie mają ci za złe twojej miłości do Robespierre’ów. Oni to rozumieją i czekają cierpliwie, aż ty zrozumiesz, że kochają cię tak samo mocno jak Harry’ego i nic tego nie zmieni. – Remus przeszedł do tematu, który bardziej rozumiał.
- Ale ja to wiem, tylko nie potrafię wykorzystać tej wiedzy. Nie znam ich i nie potrafię z nimi rozmawiać.
- Potrafisz tylko boisz się spróbować.
- Ja wcale… - Nicole zamilkła szybko, gdy zdała sobie sprawę, że mężczyzna ma rację.
- Boisz się, że zdradzisz pamięć Robespierre’ów, jeśli pozwolisz sobie na miłość do biologicznej rodziny. Teraz dodatkowo boisz się, że Laura nigdy nie wybaczy ci posiadania rodziny, którą obie straciliście. A wreszcie boisz się, że jeśli pokochasz swoją rodzinę to ponownie ją stracisz.
- Skąd… Skąd możesz to wiedzieć? – Nicole ponownie zabrzmiała trochę zbyt ostro, ale wyprowadziło ją z równowagi, że mężczyzna czyta z niej jak z książki.
- Potrafię obserwować – odpowiedział tylko.
- To co mam zrobić, żeby wszystko naprawić? Tak, jestem tchórzem, ale to nic nie zmienia.
- To, że czegoś się boisz nie znaczy, że jesteś tchórzem. Tchórzem jest ktoś kto ucieka przed swoimi lękami, nie próbując się im przeciwstawić. A jak znam Nicole Robespierre-Potter to wiem, że ona wreszcie stanie do walki ze swoimi lękami.
- Ale nadal nie wiem jak stanąć do walki – powiedziała bezradnie.
- Musisz pozwolić odejść Robespierre’om, pożegnać się z nimi. Może Adrienne ci pomoże? Nie wiem, ale to jest coś co musisz zrobić sama. Jeśli chcesz mogę pójść z tobą na ich grób. Ale pamiętaj, że oni cały czas patrzą na ciebie. Póki są w twoim sercu nie opuszczą cię. Będą z tobą i z Laurą. Przecież oboje wiemy, że nie winisz ich za to wszystko, jeśli to dotrze do ciebie, powinno być łatwiej.
- Masz rację, Remusie. Naprawdę ci za to dziękuję. – Nicole popatrzyła w oczy chrzestnego, aby wiedział, że naprawdę szczerze mu dziękuje. – A wiesz może… To znaczy, czy dasz mi jakąś instrukcję obsługi do Potterów? Albo chociaż jakąś wskazówkę. – Mężczyzna szczerze zaśmiał się z żartu dziewczyny.
- Wiesz, to tak jakbym miał dać ci instrukcję do ciebie. Jesteś do nich niezwykle podobna. Musisz tylko odkryć te podobieństwa i znaleźć z nimi wspólny język.
- Ale jak? – Nicole była bezradna. Kompletnie nie wiedziała jak ma rozmawiać z rodzicami.
- Masz z nimi więcej wspólnego niż ci się wydaje. Ale skoro ty tego nie widzisz to ci pomogę. Najpierw rzuca mi się w oczy animagia. Popracuj nad nią z Jamesem. Z resztą ty i Harry, jak tylko połączycie swoje grupki jesteście na dobrej drodze do zostania Huncwotami 2.0. Choć nie pochwalam tego, to James będzie z was dumny, gdy spłatacie jakiegoś figla Filchowi, a znając jego i Łapę, jeszcze dadzą wam tysiąc innych pomysłów na to. – Nicole zdała sobie sprawę, że Lunatyk ma rację. Od samego początku potrafiła złapać jakiś kontakt ze swoim ojcem. Pracowali już razem nad animagią, a i ona miała wrażenie, że z charakteru była do niego bardziej podobna niż do matki. Zawsze otwarta na ludzi z dużym poczuciem humoru. Tak, te cechy łączyły ją z Jamesem Potterem. Ale co z Lily Potter?
- A co z nią? – Remus zamyślił się, jednak po chwili odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Myślę, że każda nastolatka będzie potrafiła znaleźć wspólny temat z własną matką.
- Mam z nią rozmawiać o babskich sprawach? – zapytała powątpiewająco, jednak zanim Remus jej odpowiedział, oznajmiła – może to nie głupi pomysł. – I uśmiechnęła się szeroko. Wilkołak ucieszył się, bo ten uśmiech obejmował też jej oczy, w których pojawiły się wesołe ogniki. – Remi, naprawdę dziękuję. Dzięki tobie chyba będę w stanie się pozbierać. Naprawdę dużo mi uświadomiłeś i dużo sama zrozumiałam. Laurą postaram się nie przejmować póki nie odzyska pamięci, albo chociaż do momentu, aż przestanie rzucać we mnie te nienawistne spojrzenia. Dogadamy się wreszcie, w końcu jesteśmy siostrami i nic tego nie zmieni – powiedziała z pewnością w głosie.
- I takiej Nicole mi brakowało. Jestem z ciebie dumny – stwierdził i przytulił ją. – A teraz chodźmy już. Niedługo obiad, a chyba oboje nie byliśmy na śniadaniu.
- Masz rację, chodźmy – zgodziła się dziewczyna.
Gdy wyszli z cienia Zakazanego Lasu, który osłaniał ich przed spojrzeniami z Hogwartu wpadli na piątkę gryfonów z trzeciego roku. Nicole w tej chwili najmniej spodziewała się spotkania akurat z nimi, a właściwie z blondynką, która stała na czele grupy i patrzyła na nią z tęsknotą i prośbą o przebaczenie w oczach. Ślizgonka nie widząc nienawiści, którą tam dostrzegała przez ostatnie kilka dni, stała nieruchomo nie wiedząc co robić. Laura stojąca od niej jakieś pięć metrów, też zachowywała się jak spetryfikowana. Nagle Nicole poczuła lekkie pchnięcie z tyłu.
- No idź do niej – szepnął Remus widząc jak obie się wahają. Laurze to samo zrobił Dennis. Nicole nie czekając już na nic podbiegła do siostry i mocno się do niej przytuliła. Obie w jednym momencie wybuchnęły płaczem i stwierdziły:
- Jestem kretynką. – Potem w jednej chwili zaśmiały się z tego.
- Pamiętam już wszystko – powiedziała Laura gdy wreszcie oderwały się od siebie. Nawet nie zauważyły, że reszta odeszła zostawiając je same.
- Naprawdę? Ale jak?
- Potem ci powiem. Najpierw chciałam cię…
- Nie przepraszaj – przerwała jej Nicole. – Nie warto. W końcu już wszystko w porządku. – Obie od tej pory uśmiechały się szeroko nadrabiając ten krótki czas, w którym były skłócone. Nicole, gdy tylko usłyszała kto skrzywdził jej siostrę od razu chciała iść do tego ryżego pomiotu i sprawić, że pożałowałby tego od razu, jednak Laura przekonała ją, że nie warto. Obie zgodnie stwierdziły, że jednak przydałoby się coś zjeść, więc ruszyły do Wielkiej Sali na posiłek który już nie długo miał się skończyć.
Jednak gdy tam dotarły to zaskoczone ujrzały jak Molly Weasley wydziera się na swojego najmłodszego syna. Domyśliła się, że Dumbledore wezwał ją do szkoły w sprawie syna.
- Jak mogłeś tak napaść na młodszego ucznia! I to jeszcze na Laurę! Przecież to grzeczna dziewczynka! Ale ja ci dam! Zawieszenie i roczny szlaban to i tak mało! Uważaj jak tylko wrócisz na święta! Wtedy to dopiero dostaniesz karę! – Takie krzyki musiały rozbrzmiewać w Wielkiej Sali już dobrą chwilę, gdyż Nicole zauważyła Ślizgonów prawie leżących na podłodze ze śmiechu. Tak, oni nie dadzą mu żyć. Nicole jakoś to nie przeszkadzało, tym bardziej, że widząc rudowłosego chłopaka postanowiła nie zważając na obecnych nauczycieli i jej rodziców sama ukarać swojego wroga. Przeszła szybkim krokiem do stołu Gryfonów przy którym pani Wealsey łajała syna i mijając ją zatrzymała się przed chłopakiem.
- To za moją siostrę – powiedziała spokojnie i kopnęła go z kolanka między nogi. – A to, żebyś pamiętał, że z Robespierre’ami, a tym bardziej z Potterami się nie zaczyna. – I poprawiła uderzając go w twarz z pięści. W tej chwili James Potter tryskał dumą. – Zbliż się jeszcze raz do mojej siostry, a pożałujesz. – Nicole nie przejmując się jęczącym z bólu chłopakiem odwróciła się do jego matki i spokojnie powiedziała – Przepraszam, że przeszkodziłam w pani przemowie, ale musiałam mu przekazać to po swojemu, zanim kiedykolwiek przyjdzie mu do głowy zrobić to jeszcze raz.
- Nic nie szkodzi. Choć nie popieram takich metod to Ronald sobie na to zasłużył – odpowiedziała miło, jednak gdy zwróciła się do syna jej głos przypominał lód. – Mam nadzieję chłopcze, że przemyślisz to co zrobiłeś i przeprosisz tę biedną dziewczynę. Tylko szczerze, bo inaczej sobie z tobą porozmawiam. - Kobieta odwróciła się z zamiarem wyjścia i dopiero zauważyła, że poszkodowana przez jej syna dziewczyna stoi za nią.
- Dziecko drogie, tak bardzo cię przepraszam – zaczęła szczerze z troską w głosie. – Nie sądziłam, że tak wychowałam swojego syna. Wybacz mi proszę.
- Nie mam czego pani wybaczać, pani Weasley – stwierdziła Laura i uśmiechnęła się ciepło do kobiety, która była wyraźnie wkurona postępkiem swojego syna. – Już wszystko jest w porządku. A od niego nie chcę żadnych przeprosin, niech po prostu nie zbliża się do mnie – dokończyła zimnym głosem, którego nauczyła się od Nicole.
- Słyszałeś, młody człowieku! Nie zbliżaj się do Laury! – warknęła Molly do syna i wyszła z Wielkiej Sali, wcześniej jeszcze żegnając się z Ginny, Harry’m i Hermioną.
***
I jak się podoba nowy rozdział? Rozmowę Nicole i Remusa wyobrażałam sobie inaczej, ale chyba teraz nic bym w niej nie zmieniła. A Wy jak uważacie?
Pozdrawiam,
AniaXXX
i tak ma być
OdpowiedzUsuńRozdział super zresztą jak zawsze kocham twojego bloga. Zapraszam do mnie amagreen.blogspot.com. Nie jest o magicznym świecie ale mam nadzieję że Ci się spodoba słowa krytyki mile.
OdpowiedzUsuńRozdział super zresztą jak zawsze kocham twojego bloga. Zapraszam do mnie amagreen.blogspot.com. Nie jest o magicznym świecie ale mam nadzieję że Ci się spodoba słowa krytyki mile.
OdpowiedzUsuńjak mówiłem poczekam z czytaniem cierpliwie na tak z 10 rozdziałów by naraz poczytać ale nawet bez czytania mogę powiedzieć że będzie super :)
OdpowiedzUsuńRonaldowi się należało hehe :-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny i bardzo emocionalny.
Wera roza pozdrawiam