niedziela, 28 listopada 2021

Rozdział 70

Vanessa i Sam w jednej chwili pojawili się przy wyjącym z bólu Severusie. Chłopak uklęknął przy ojcu, nie wiedząc jednak jak mu pomóc. Chwycił go mocno za przedramiona jakby to miało powstrzymać mroczną klątwę, która rozprzestrzeniała się w ciele byłego śmierciożercy. Mroczny znak okazał się nie tylko sposobem na komunikowanie się ze swoimi sługami, ale też zwiastował ich upadek po śmierci Czarnego Pana. Jakby to była zemsta za to, że to oni przegrali. Voldemort sam przyczynił się do upadku swojej armii. Vanessa nie mogła uwierzyć w to co widzi. W to, że ojciec z zewnątrz surowy i chłodny, a jednak dający jej poczucie bezpieczeństwa i wrażenie, że obroni ją przed każdym złem, teraz cierpiał za swoje dawne grzechy, a ona nie mogła odwdzięczyć się za jego miłość okazywaną jedynie jego dzieciom. Nie chciała w to wierzyć, wpadła w szał.

- Zróbcie coś! On był szpiegiem! On ratował wasze dupy w zamian dostając tylko tortury! – wrzeszczała ile sił w płucach. – Odwdzięczcie się! To on przekazywał wam wszystkie plany tej gnidy! Do kurwy nędzy on się narażał! On! Nie wy! Niech ktoś coś zrobi! – W Wielkiej Sali słychać było tylko wrzaski Vanessy i śmierciożerców, którzy umierali w wielkim bólu. – Harry! – dziewczyna podbiegła do Pottera i zaczęła okładać go pięściami. - Zrób coś! Pokonałeś Voldemorta! Uratuj go teraz! Błagam Harry! Jeśli mnie naprawdę kochasz pomóż mu! – Każde zdanie wykrzyczała mu w twarz, a on nie mógł znieść bólu ukochanej.

- Vane nie mogę. Nie wiem jak – jęczał próbując ją objąć, aby się uspokoiła.

- Możesz, ale nie chcesz! Nienawidzisz go! Jest ci na rękę, że on umiera w mękach! – Ślizgonka nie kontrolowała już co do niego krzyczy. Próbowała wykrzyczeć swój ból, ale to nic nie dawało.

- Vane, to nie prawda, przecież wiesz – mruczał jej do ucha gdy wreszcie zaczęła opadać z sił i mógł ją objąć. Vanessa już nie krzyczała teraz płakała rozdzierająco. – Kocham cię, ale nie wiem jak, nie umiem mu pomóc. – Harry pragnął by dziewczyna uwierzyła w jego słowa. Wszyscy dookoła obserwowali ich zszokowani. Wiedzieli, że Snape był szpiegiem, walczył po ich stronie, więc nikt nie chciał, aby umierał. Swoją pracą szpiega odpokutował wszystkie swoje grzechy, teraz nie życzyli mu śmierci.

- Harry, możesz! – Nicole doskoczyła do nich i szarpnęła brata za ramię. Para i Samuel wciąż trzymający cierpiącego ojca spojrzeli na nią z nadzieją. Jej oczy wypełnione były łzami, ale na twarzy widniała pewność. – Pierwotny patronus! Pamiętasz?! Pokona każde zło, ale ochroni dobre serce.

- No tak. Tak pokonaliśmy Voldemorta – odpowiedział patrząc na Nicole z niezrozumieniem jakby chciał zapytać – No i co z tego?

- No właśnie, a mroczny znak to efekt połączenia duszy z wężem. To dzieło Voldemorta. Wierzę, że pierwotny patronus tak samo jak pokonał Voldemorta, tak i pokona klątwę w żyłach Snape’a, jednocześnie jego samego chroniąc. – Nicole mówiła z pewnością, choć sama nie wiedziała skąd się to bierze.

- A co jeśli to się nie uda. Patronus może go zniszczyć, tak jak Voldemorta. W końcu w nim poprzez mroczny znak obecna jest czarna magia, wiesz że tak się może… - jednak odpowiedź Harry’ego zatrzymała Vanessa kładąc mu dłoń na ustach, po czym pocałowała go wkładając w to całe uczucie, które do niego żywiła.

- Zróbmy to, proszę – błagała po skończonym pocałunku ze łzami swobodnie płynącymi z jej oczu. – Gorzej nie będzie.

- Harry, najważniejsza jest intencja – dalej przekonywała Nicole, choć wiedziała, że jej przyjaciółka już poradziła sobie z niepewnością młodego Pottera. Gryfon chwycił mocniej różdżkę i celując nią w stronę Snape’a spojrzał jeszcze raz na dziewczynę w swoich ramionach.

- Expecto Patronum Elementa – zawołał. I znowu najbliżsi zbliżyli się do nich dołączając do czarnowłosego czarodzieja. Nawet James i Syriusz powtórzyli zaklęcie nie czując do cierpiącego mężczyzny nienawiści, a współczucie połączone z szacunkiem i zaczątkiem sympatii. Co ta wojna robi z ludźmi. Gdy jeleń wchłonął się w ciało Mistrza Eliksirów, ustał jego krzyk, ciało uniosło się wyrywając się z ramion Samuela, a następnie wszystkich poraziło niezwykle jasne światło, więc czym prędzej pozasłaniali twarze. Gdy wszystko wróciło do normy Severus leżał na podłodze z rozpostartymi ramionami. Ku uldze wszystkich, a szczególnie młodych Snape’ów, wyraźnie widać było ruch klatki piersiowej mężczyzny. Oddychał. Jego ramie było czyste, zupełnie jak w młodości zanim podjął głupią decyzję o przystąpieniu do Czarnego Pana. Reszta śmierciożerców tak bardzo oddanych Voldemortowi, że walczyli do samego końca w imię jego idei właśnie w tej chwili stracili duszę. Mroczny znak tak jak pocałunek dementora wyssał z nich duszę. Vanessa chciała uścisnąć Harry’ego mocno z wdzięczności, ale ten właśnie w tej chwili osunął się na kolana. Zemdlał. Pierwszą osobą, która do nich podbiegła była Lily. Po rzuceniu na syna zaklęć diagnostycznych odetchnęła z ulgą.

- Spokojnie, wyczerpał tylko swoje siły magiczne. Potrzebny mu jest tylko odpoczynek.

W tej właśnie chwili nastał świt. Nowy dzień zwiastował nowy początek. Wszyscy ci co mieli siłę wzięli się za pomoc poszkodowanym. Lily wyczarowała nosze dla swojego syna, a jej mąż dla Snape’a. Każdy kto był w stanie wziął się za poszukiwanie osób, którym mogli pomóc, przenosząc ich do szpitala mieszczącego się w lochach. Byli i tacy którzy wzięli na siebie obowiązek znalezienia poległych obrońców i złożenia ich pod ścianą w Wielkiej Sali. Aurorzy zajęli się natomiast zebraniem ciał śmierciożerców umieszczając ich w komnacie przylegającej do Wielkiej Sali. Nie chcieli, aby ich truchła bezcześciły pamięć poległych obrońców wolności.

Nicole nie mogła uwierzyć, że to już koniec. Że wreszcie są bezpieczni, że nie muszą żyć z widmem Voldemorta, że mogą patrzeć w przyszłość i nie widzieć tylko zbliżającej się wojny, że wreszcie mogą żyć spokojnie i szczęśliwie. Poczuła silne ramiona obejmujące ją od tyłu. Poczuła jego zniewalający zapach teraz zmieszany z wonią potu i krwi, i od razu wiedziała kto ją obejmuje. Odwróciła się w jego ramionach i spojrzała prosto w stalowe oczy swojego chłopaka. Swojego mężczyzny. Po tym wszystkim co się stało mógł się nim nazywać. Dorósł. Całe ich pokolenie dorosło zbyt szybko, zmuszeni stanąć po jednej ze stron w walce. To oni sprawili, że byli znaczącą siłą w tej wojnie, dzięki której wynik ułożył się tak jak się ułożył. Wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę, nie mogąc nacieszyć się tym widokiem. Teraz nie ważny był siniak pod jego okiem, szrama ciągnąca się od jej ucha, aż do ust, ani brud widoczny na ich twarzach.

- To już koniec – mruknęła w usta blondyna Nicole. Na co Ślizgon pocałował ją z ulgą.

- Koniec – szepnął, gdy się od siebie oderwali. Oparł czoło o czoło dziewczyny, dla której był w stanie to wszystko zrobić, dla której oddałby życie, i z którą miał nadzieje, będzie mógł się tym życiem cieszyć.

- Dołączmy do nich – poprosiła wskazując na wszystkich, którzy działali, aby pomóc tym którzy tej pomocy potrzebowali. W Wielkiej Sali pojawiło się kilkunastu magomedyków wyposażonych w świstokliki, aby tych najbardziej rannych od razu przenieść do św. Munga. Draco wraz z Nicole wciąż trzymając się za dłonie ruszyli do pomocy. Szybko znaleźli osobę, która jej potrzebowała. W przejściu do Sali Wejściowej znaleźli Pansy, która ku ich przerażeniu, miała wielką dziurę w brzuchu przechodzącą ma wylot. Leżała na martwym Teodorze Nottcie, który ubrany był w szatę śmierciożercy i płakała nad jego ciałem mrucząc jakieś słowa. Nie wiedzieli co ani kto spowodował jej obrażenia, ani jakim sposobem jest jeszcze przytomna, ale szybko domyślili się co pokonało Notta, widząc mroczny znak na jego przedramieniu. Natychmiast ruszyli by pomóc Ślizgonce. Chcieli zdjąć ją z martwego ciała i przenieść do lochów, by zajął się nią ktoś wykwalifikowany. Oni nie mieli zupełnie pojęcia jak wyleczyć takie rany, a w pobliżu jak na złość nie było żadnego uzdrowiciela.

- Pansy, chodź z nami. Pomożemy ci. Zobaczysz ktoś cię wyleczy – przemawiała cicho do niej Nicole, a Draco próbował oderwać jej dłonie od ciała Teodora i wziąć ją na ręce, aby zanieść ją do kogoś kto jej pomoże. Ale Pansy wyrywała się, choć nie wiedzieli skąd bierze na to jeszcze siłę.

- Nie! Nie zabierajcie mnie od niego! – rozpaczała. – On by mi tego nie zrobił. On musiał być pod imperiusem. On nie był śmierciożercą – przekonywała ich, choć Mroczny Znak na jego odsłoniętym przedramieniu zupełnie temu przeczył. Oni z przerażeniem zrozumieli, że do tego stanu musiał doprowadzić ją właśnie ten chłopak, któremu Ślizgonka tak ufała.

- Pansy, wierzę ci. Ale teraz go zostaw, musimy tobie pomóc – próbowała przekonywać dalej Nicole, jednak bez skutku.

- On mnie kochał, Nicole. Rozumiesz to?! – Pansy chwyciła swoją zakrwawioną ręką dłoń Nicole. – Rozumiesz, prawda? – Ślizgonka potrzebowała, aby ktoś utrzymał ją w tym oszustwie, któremu się poddała i Nicole jej to dała.

- Oczywiście, że rozumiem – skłamała. – Ale najpierw musimy cię wyleczyć, potem przekonamy wszystkich, że Teo był niewinny. – Nicole kłamała, aby przekonać dziewczynę. Ona musiała znaleźć się pod opieką uzdrowiciela natychmiast. Chwilę później Nicole myślała, że dopisało im szczęście. Koło nich zjawił się uzdrowiciel z Munga. Rzucił na Pansy zaklęcie diagnozujące.

- Przykro mi, ale jej już nic nie pomoże – szepnął mężczyzna do Nicole i Dracona. – Zupełnie nie wiem jakim sposobem jest jeszcze przytomna. - Wyciągnął z sakiewki przy pasku buteleczkę z fioletowym eliksirem, w którym od razu rozpoznali Eliksir Słodkich Snów. – Naprawdę mi przykro, ale chociaż nie będzie więcej cierpiała – mówił do nich podając go dziewczynie. Gdy tylko przełknęła eliksir opadła bezwładnie na śmierciożercę. Już po chwili jej pierś przestała się unosić. Potem wylewitował ją pod ścianę do reszty ofiar, a do nich podszedł auror, aby zabrać ciało Teodora.

- Szkoda dziewczyny. Widziałem jak rzucał na nią te zaklęcia, a ona w ogóle się nie broniła. Chyba naprawdę kochała to ścierwo – powiedział z obrzydzeniem patrząc na martwego. – Dobrze, że te ich mroczne znaki ich wykończyły. – Następnie odszedł.

- Nicole, mam dość. Chodźmy stąd. Poradzą sobie bez nas. – Draco spojrzał na dziewczynę prosząco.

- Masz rację. Nie chcę tego już oglądać – uznała patrząc pod ścianę gdzie leżały ciała poległych. Dostrzegała tam coraz więcej znajomych twarzy i nie mogła tego znieść.

Nie tylko Pansy tam leżała. 

Dumbledore, który w końcu pokazał, że nie tylko prowadzi jedną ze stron w tej wojnie, ale ruszył do walki w obronie uczniów.

Ron, który przejrzał w ostatniej chwili i to właśnie ją osłonił przed zielonym światłem. Jego widok szczególnie ją poruszył, kiedy zobaczyła rozpaczającą rodzinę Weasley’ów przy jego ciele. Molly niemal leżała na martwym synu i płakała rozdzierająco, jej mąż próbował wesprzeć żonę głaskając ją uspokajająco po plecach, ale z jego oczu również swobodnie płynęły łzy. Reszta ich synów stała dookoła nich wspierając się wzajemnie swoją obecnością, a bliźniacy przytulali płaczącą Ginny, która pojawiła się w Wielkiej Sali od razu po zakończeniu walki. Nieco z tyłu w geście wsparcia stali Hermiona i Sam.

Jednak to nie wszyscy, którzy tu spoczęli.

Damien, z wciąż błąkającym się dumnym uśmiechem, który zawsze zdobił jego twarz, a szczególnie wtedy gdy mógł wyrwać się do walki.

Neville.

Eva.

Luna.

Astoria i Dafne.

Minister magii Kingsley Schacklebolt.

Głównodowodzący auror Richard Jones.

Szalonooki Moody.

Profesor Flitwick.

A to nadal nie byli wszyscy. Więcej nie chciała tam patrzeć. Cieszyła się jedynie, że nie widzi tam nikogo ze swojej rodziny i najbliższych przyjaciół. Dopisało im szczęście. Przytuliła się do Dracona i ruszyli do lochów. Pokoje Wspólne Ślizgonów i Puchonów oraz ich dormitoria zostały przekazane do odpoczynku dla wszystkich obrońców, gdyż obie wieże z Pokojami Wspólnymi Gryfonów i Krukonów zostały zniszczone. Tak więc gdy Nicole z Draconem dotarli do Pokoju Wspólnego Ślizgonów dostrzegli większość swoich najbliższych. Camile z Blaisem przysypiali razem na fotelu przy kominku. Na drugim fotelu siedział zmęczony przemianą i walką Remus, a Tonks opierniczała go stojąc na przeciwko za to, że za bardzo ryzykował, aby po chwili rzucić się na niego i całować go namiętnie. To był jej sposób na odreagowanie stresu.

- Może weźmiemy z nich przykład – mruknął cicho Draco do Nicole ze swoim przebiegłym uśmieszkiem. Jednak nie zdążyła mu odpowiedzieć, bo usłyszeli męskie chrząknięcie za sobą. Za nimi weszli rodzice Nicole.

- Nie musiałem tego słyszeć – zamarudził James. Jednak Lily trzepnęła mu w ramię.

- Daj im spokój. Są młodzi, zasłużyli – zaśmiała się Lily i mrugnęła do pary.

- Dzięki mamo – Nicole uśmiechnęła się radośnie i przytuliła do Dracona.

- Kochanie, chyba nie chcemy skończyć jak Snape. Jestem za młody by zostać dziadkiem – stwierdził starszy Potter przypominając sobie scenę jaka rozegrała się przed samą bitwą.

- Nie martw się tato, nie skończysz. – Teraz już Nicole śmiała się w głos widząc przerażoną minę Draco. Chyba myślenie o dzieciach było ostatnim czego teraz potrzebował i w sumie nie dziwiła mu się. Choć te żarty były dobrym sposobem, aby odreagować. – My na szczęście używamy odpowiedniego zaklęcia – dodała w myślach, uznając jednak, że jej ojciec nie musi tego wiedzieć. – Mamo, co z Harry’m? – zapytała, aby zmienić temat, dzięki czemu Draco się rozluźnił.

- Podaliśmy mu eliksiry wzmacniające teraz odsypia to razem z Vanessą – odpowiedziała Lily. Nicole odetchnęła z ulgą.

- A czy wie pani co z moją matką? – zapytał Draco. W jego głosie Nicole wyczuła nutę strachu dlatego nieco mocniej go ścisnęła.

- Czuwa przy Severusie w Skrzydle Szpitalnym – Lily posłała mu uspokajający uśmiech, na co chłopak podziękował jej skinieniem.

- A profesor?

- Nie wiemy jeszcze jakie będą efekty klątwy, na razie jest w śpiączce.

- A co z Syriuszem? – zapytała Nicole rozglądając się jakby sądziła, że zaraz go tu znajdzie.

- Też jest w Skrzydle – tym razem odpowiedział jej James. – Przyjął na siebie kilka paskudnych klątw, które miały trafić w Annabelle, ale wyjdzie z tego cało. Tylko musi odpocząć.

- Teraz każdy tego potrzebuje – mruknęła z zadumą Lily. – Zanim pójdziecie odpocząć wezwijcie skrzaty, aby podały wam eliksiry wzmacniające, maści na drobne rany i siniaki i eliksir słodkiego snu. Dzisiaj wam się to przyda.

- Dobrze mamo, to my też już pójdziemy się położyć – uznała Nicole i pociągnęła Dracona w stronę jego dormitorium. Zanim dotarli do korytarza prowadzącego do sypialni usłyszeli rozmowę jej rodziców.

- Liluś naprawdę mamy pozwolić im na spanie w jednym łóżku? Przecież to…

- James jesteś nadopiekuńczy! – Nicole była pewna, że jej matka ledwo powstrzymuje się przed parsknięciem śmiechem w twarz ojca. – Przecież nie przeszkadzało ci, że Harry i Vanessa też są razem.

- To co innego! Harry to chłopak! On… - nagle się zaciął. – O Merlinie nasze dzieci dorosły!

- Cieszę się, że wreszcie to do ciebie dotarło, kochanie. – Lily nie wiedziała czy się śmiać, czy załamywać nad głupotą męża. Nagle jego twarz rozjaśnił uśmiech Huncwota.

- Liluś, a może postaramy się o kolejnego Pottera.

- Tym razem ja nie musiałam tego słyszeć – krzyknęła do nich ze śmiechem Nicole, która wychyliła się zza korytarza który dopiero przed chwilą przekroczyła. Jednak od razu uciekła sprzed oczu rodziców, aby nie wpadło im do głowy zemścić się na niej. Lily jednak tylko skwitowała propozycje męża jednym słowem.

- Oszalałeś – i popukała go w głowę.


***

Zgodnie z obietnicą rozdział pojawił się po tygodniu. Przed nami już tylko epilog i być może pewna niespodzianka, ale o tym później.

Pozdrawiam,

AniaXXX


10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.Szkoda tylko że uśmierciłaś Lunę,Flitwicka,Moody'ego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Miejmy nadzieję, że na epilog nie będzie trzeba długo czekać...

    OdpowiedzUsuń
  3. Aloha Szanowna Autorko!
    Swego czasu obiecałam Pani, że pod koniec opowiadania napiszę elaborat na temat tego opowiadania, zatem czynię swoją powinność. Postaram się napisać to w miarę chronologicznie w punktach.
    1. Bardzo fajny i oryginalny pomysł na samo opowiadanie. Świetnie przedstawiłaś młodych Robespierre, Camilii i Vane momo smutnych okoliczności (śmierć Robespierre). Bardzo zgrabnie wyszedł Ci pomysł z przenosinami do Hogwartu oraz z Remusem jako ojcem chrzestnym Nicole. Plus za to, że spotkanie z Harrym nie odbyło się na samym początku. Odbyta rozmowa z Syriuszem i Remusem dużo wnosi do opowiadania, ale rodzi kilka istotnych kwestii, na które aż do obecnej chwili ( to jest tuż przed Epilogiem) nie znalazłam odpowiedzi np. skąd Dumbledore znał Robespierrów i czemu sam jej nie pilnował).O samym Albusie trochę później. Ale bardzo udany był gniew Nicole na Trzmielu, rozterki Nicole przed spotkaniem z Harrym, rozmowy z Remusem. Świetnie przedstawiłaś uczucia bohaterów w tych sytuacjach, jednocześnie odsłaniając relacje Nicole z Laurą i resztą. Naprawdę super element psychologii, dodatkowo miło, że później też się przebijał. Szczególny smaczek to już wtedy zaakcentowana niechęć Rona do Nicole. Do tej części w zasadzie mam tylko jeden zarzut, mianowicie brakowało jakichś retrospekcji z życia Nicole przed Hogwartem, w zasadzie nic o nim nie wiemy poza paroma urywkami, że grała w Quidditcha i miała pokaźną kolekcję butów... szkoda, takie retrospekcje dużo dają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2. Pojawia się Harry... rozmowa zgodna treścią z kanonem, ale na swój sposób ciekawa i przede wszystkim potrzebna. Trochę zdziwił mnie fakt, że na pierwszy dialog Harry'ego z Laurą z zasadzie trzeba było czekać do momentu porwania Nicole. Laura bła moją ulubioną postacią, miła taktowna, lojalna... i trochę szkoda, że poza pojedynczymi epizodami nie odegrała żadnej roli ( o tym później). Nicole miała swój charakter, trochę perfidny i mściwy, ale to plus, nikt nie jestidealny. Może przez to, że one są tak genialnie wykreowane to sam Harry wygląda przy nich blado. Jest jakiś nieporadny, niezdecydowany, zagubiony i to tak naprawdę aż do samej potyczki z Voldemortem.Tak naprawdę wszystkie ważniejsze decyzje Nicole podejmuje za niego ( zaganianie do nauki, powstanie JP...). Co prawda od tego momentu kanon idzie w kąt ( duży plus!), tak pytanie, czy zrobienie z Harry'ego takiej ciamajdy było zamierzone. Jeśli tak, to pomysł dziwny, choć mimo wszystko finalnie się obronił. No i obalamy mit, że kobiety to słaba płeć :)
      3. Mamy powrót do Hogwartu.Cieszy obecność Laury w gryffindorze, obecności Nicole w Slytherinie można było się spodziewać, choć według mnie tek fakt pozytywnie wpłynąl na akcję. Przede wszystkim dało to świetny pretekst to świetnego w Twoim wykonaniu ukazania jej relacji z Slytherinem, kłótnie z Daphne, sytuację z Draco, problemy z naborem do drużyny. Plus sam Harry musial się gęsto tlumaczyć w gryffindorze z tego powodu. Genialna pierwsza lekcja eliksirów i komentarze Snape'a. Szkoda, że poźniej sam temat lekcji zasadniczo się nie pojawia, choć rozumiem, że ciężko byłoby ciekawie opisywać tydzień po tygodniu lekcje.Humor dopisuje, obawialam się, że po dowcipach Freda i George'a będzie problem, ale świetnie wypełniły je spory Harry;ego i Rona ze Ślizgonami. Genialny był motyw z pierwszym meczem, poźniejsze rozterki Nicole, kłótnia i pogodzenie się z Harrym, rozmowa z Remusem... no i smaczek w postaci troski o Laurę w pierwszych dniach pobytu w nowej szkole! Co mnie zaskoczyło to brak wzmianek o gryfonach poza sytuacją z początku, poza tym myślę, że ważniejsze wydarzenia jak chociażby kłótnia Harry'ego z Nicole mogłaby być ukazana z perspektywy kilku osób (w tym przyadku Harry'ego). Poźniej też było kilka takich wydarzeń, np. początki przyjaźni Nicole z Draco, szkoda, że ten pomysł nie został wcielony w życie.

      Usuń
    2. 4. Święta, idą Święta... na pewno bardzie fajnie, że rozbilaś ten wątek na kilka rozdziałów, pozwoliło to ukazać ten okres dokłądnie i to zarówno z perspektywy Potterów jak i Malfoy'ów. Generalnie ten fragment to ponowne świetne oddanie emocji bohaterów w wielu momentach. Zaczyna się od ciekawej rozmowy Ślizgonek, w której dowiadujemy się w końcu o bytności Voldemorta, poznajemy jego plany i mamy opis pierwszej akcji w postaci brutalnego morderstwa z perspektywy Draco i opis jego relacji z Lucjuszem. Scena bardzo potrzebna, bardzo cieszy, przede wszystkim dlatego, że „zaczyna się coś dziać” ze strony Śmierciożerców. Kolejna Świetna scena to kolejne ukazanie relacji Nicole z Laurą, scena na cmentarzu i próba morderstwa. Sam opis Świąt i Sylwestra klasyczny, na plus, chwila normalności to też coś pożądanego. Genialne spięcia Rona z Samuelem, szkoda, że Harry tylko nie brał w nich udizału. Wada? Ano to, że zaczęło się robić za słodko, chociażby w odniesieniu do relacji V. Snape- H. Potter, ale o tym nieco później. Zastanawia fakt, co tak cieszyło młodych Snape'ów, że spędzą święta z gryfonami, ta nagłą sympatia mimo wszystko trochę zepsuła ten genialny fragment, przede wszystkim zmarnowała pewien potencjał tkwiący w samych ukazaniu tego konfliktu niecco dłużej...
      5. Po powrocie do samej szkoły akcja mocno zwalnia, to na plus, choć z perspektywy całego opowiadania w kilku momentach brakowało jakiegoś motywu przewodniego i ten moment był jednym z nich. Fajny pomysł z zareprezentowaniem finału Quidditcha. Generalnie miła chwila oddechu przed wakacyjnym zwrotem akcji.
      6. Mamy wakacje, zakupy w sklepie i porwanie Nicole. Fajnie, że akcja porwania została rozłożona na kilka rozdziałów, co pozwoliło to ukazać z perspektywy ZF i Malfoy'ów. Kolejny genialny opis emocji, w szczególności rozmowa (pierwsza!) Harry'ego i Laury. Dalej mam zgrzyt, bo wydaje mi się, że tak drobiazgowy opis szczegółów gwałtu był całkowicie zbędny, tym bardziej, że innych opisów np. opis zamkowych błonii po prostu nie ma ( trochę szkoda). Dalej, myślę, że nawet najlepsza przyjaciółka nie wybaczyłaby drugiej takiej zdrady. Tu chyba jednak nieco Pani przesadziła, zbyt wyidealizowała postać Nicole, poza tym przez to nie mogło być opisu rozterki Camile i naprawienia tej przyjaźni w późniejszym okresie, a sądząc po reszcie opowiadania wyszłoby to Pani świetnie... Ni i szkoda, że to akurat Draco uratwoał Nicole, z jednej strony bardzo sensownie to uargumentowałaś, ale brakowało mi chociaż proby odbicia ze strony Harry'ego i ZF, on w zasadzie tylko siedział i płakał, wyszła ta jego „ciapciowatość” o której wcześniej pisałam.
      7. Nie wiem, czy nie za szybko natapiło zerwanie przyjaźni z Ronem. Z jednej strony Ron to w tym opowiadaniu dość paskudna postać, zwłaszcza przedstawiłaś to w opisie ich rozmowy po uratowaniu Nicole, ale z drugiej strony tak silną, 5-letnią przyjaźń nie można aż tak łatwo zniszczyć, zwłaszcza patrząc na to, co Malfoyowie zrobili Nicole i pośrednio Harry'emu przez te wszystkie lata. Zresztą brakowało mi potem kłótni Rona i Harry'ego ze Ślizgonami, został tylko Ron, a to już nie to samo. A mam wrażenie, że to właśnie ten wątek niejako „ciągnął” tą pierwszą część opowiadania.

      Usuń
    3. 8. Anioł Życia... bardzo świetny pomysł, oryginalny, kluczowy dla przebiegu akcji, bo to przez nią Nicole przeżyła, czy nastąpiło „zmartwychstanie” Potterów. Dialogi z jej udziałem były jedną z mocniejszych stron, szkoda, że było jej tak mało.
      9. No właśnie, ożywienie Potterów... kolejny genialny i przemyślany pomysł, który wniósł dużo dobrego. Przede wszystkim świetnie przedstawiłaś rozterki Nicole, „trudne początki” w relacjach z biologicznymi rodzicami, i rewelacyjną kłótnie z Laurą oraz rozmowę z Remusem. Zasadniczo to najmocniejszy punkt opowiadania, chociaż czasem szkoda, że rola Jamesa czy Syriusza została sprowadzono do roli „ochrroniarzy” w Hogwarcie, którzy nawet nie szpiegowali potencjalnych śmierciożerców w Slytherinie (albo szkoda, że Pani nie opisała takiej sytuacji). Mimo wszystko fajnie byłoby poświęcić 1 czy 2 rozdziały na opisalie ich roli w Ministerstwie Magii czy jak pod Eliksirem Wielosokowym szpiegowali Śmierciożerców, bo Hogwart to Hogwart... ale tak naprawdę nic nie wiadomo, co się dzieje poza nim W takich czasach ten fakt był bardzo istotny, nawet niekoniecznie w formie rozdziału, tylko jakieś notki z gazety czy listów od rodziców. Trochę sielko się zrobiło, o tym w następnym punkcie.
      10. Chciałabym się odnieść do kreacji ZF i Dumbledore'a oraz Lorda i Śmierciożerców. Nie wiem, czy ta kreacja Albusa jako kogoś „szarego” nie zawsze kierującego się zdrowym rozsądkiem byłą celowa... ale finalnie wyszło to genialnie i szkoda, że było go tak mało. Bardzo dziwne decyzje i niezręczne zachowania jak chociażby te pod koniec, gdy umierającego Severusa chcial wpierw zaprosić do gabinetu zamiast zanieść go do Skrzydłą Szpitalnego albo decyzje, o których wspomniałam w pierwszym punkcie byłyby ciekawym motywem do rozważań. Jeszcze bardziej blado wypada ZF, organizaja poza Syriuszem i Remusem wyglądająca dość „ironicznie”, niezdecydowanie, nie było w niej ani charakteru ani woli walki z siłami zła, co dobitnie pokzało, jak łatwo dali się namówić Dumbledore'owi do biernego czekania, co zrobi Malfoy podczas uprowadzenia Nicole. Pozytywnie mógł też wypaść Jones, ale jego było zdecydowanie za mało, by napisać coś więcej. Tu dużo lepiej wypada Voldemort, ma swoje ważne momenty i świetnie oraz drobiazgowo opisane akcje Śmierciożerów... tylko, że znowu jest go „mało”, tak naprawdę przez większość opowiadania ciężko było go uznać za zagrożenie. Fajnie byłoby opisać jakiś atak na wioskę... wstyd przyznać, ale bardzo spodobała mi się wykreowana przez Ciebie postać Lucjusza. No i wielka szkoda, że tak szybko ucięto wątek Petera Pettigrew.

      Usuń
    4. 11. Mamy powrót do szkoły, pierwszy ważny wątek to atak Colina i Rona na Laurę. Jest to kolejny z moich ulubionych momentów, bo w końcu jakąś ważniejszą rolę odegrała młodsza Robespierre, a do samego ataku „wydelegowałaś” dwóch najważniejszych przyjaciół Harry'ego. Nie ma tu się co rozpisywać, brak wad. Tu wydobylaś wszystko, co najlepsze z Pani warsztatu od samego początku aż do symbolicznego końca w postaci pogodzenia się z Nicole i Potterami.
      12. Drugi aspekt to konflikt z Braunem i powstanie JP. Sam moment konsternacji, gdy zaproponowano ten skrót był po prostu genialny, aż spadłam z krzesła. Gdy to piszę to przypomniały mi się czasy kwarantanny, gdy koledzy z klasy siedzieli na trzepaku i puszczali pewein utwór Hemp Gru na cały regulator. Same ćwiczenia i akcje świetnie opisane, do tego w końcu bardziej zaangażowano Gryfonów, Puchonów i Krukonów, a nawet Astorię Greengrass. Szkoda, że trochę mocniej, zwłąszcza Astorii w opowiadniu nie zaakcentowałaś. Tutaj tylko wyszedł problem „mierności” Harryego, szkoda, że ten pomysł nie wyszedłod niego, tylko od Nicole, a on jak ten wierny piesek na wszystko się zgodził. Ale to niestety nic, dlaej wśród Gryfonów było tylko gorzej, zupelnie nie podobala mi się Hermiona i Ginny. Brakowalo mi jakichś bardziej wartościowych postaci jako przyjaciół Harry'ego, bo ob ich tak naprawdę od kłótni z Ronem w wakacje nie miał. Trochę Neville ratował sytuację, bardzo fajna była jego rozmowa z Harry'm dotyczącym przystąpienia do JP. Szkoda, że nie było jakiegoś konfliktu na początku, wielokrotnie pisałaś, że Draco nie cierpiał Puchonów, a widok Ślizgonów drażniących np. Susan Bones byłby zabójczy. Do tego bardzo fajna, aczkolwiek niedokończono była rozmowa Ślizgonów na temat decyzji o przystąpieniu do JP ( w sensie Zabiniego, Samuela i Draco).
      13. Ciekawy i warty odnotowania był wątek ciąży i samego ataku na Nicole, szczególnie warte odnotowania był fakt tak napradę ostatniej kłótni Syriusza i Jamesa ze Ślizgonami – świetnie Ci to wyszło.
      14. Dalej są standardowe Święta i Sylwester. Voldka mało, ale rekompensuje to atak na Norę i docinki Damiena z Nicole oraz zazdrość Draco. Fajnie, że zaakcentowałaś powrót do Francji, pojawia się nawet Fabienne :) Fajny element w postaci problemów Harry'ego z patronusem i jego kłótnie z Draco... miły powrót do klimatów pierwszych rozdziałow opowiadania.

      Usuń
    5. 15. Zaczynają się niestety wątki romansowe. Ten element zawsze mnie drażnił, tutaj na szczęście pojawia się dość późno, niestety jest do bólu nudny i przewidywalny. Tak naprawdę od początku wytypowałem prawie wszystkich poprawnie, prawie, bo jednak obstawiałam, że Samuel wybierze Hermionę, a nie Ginny. Poza tym może jestem za młoda... ale te relacje są strasznie płaskie i w porównaniu do tego jak ukazywałaś inne aspekty psychologicznie wyglądają po prostu blado, nawet wątek Nicole i Draco. Żadnej zdrady czy wątpliwości... Co do Harry'ego... lepiej byłoby mu wybrać kogoś z inengo domu, pożytek z tego byłby taki, że byloby mniej „Ślizgońsko” a częściej pojawialiby się bohaterowie z innych domów. Albo chociaż Astorię, te sztyletowanie się Nicole i Daphne... myślę, że świetnie by Ci to wyszło. Żeby nie było, szczęśliwie nie są nachalne i nie wybijają na pierwszy plan jak w całej masie innych blogów o tej tematyce.
      16. Świetna scena na cmentarzu... kolejny raz genialne ujęte emocje. Potem uroczysta kolacja i symboliczne pogodzenie Potterów, Snape'a i Malfoy'ow. Na szczęście drobne złośliwośći Jamesa i Syriusza w stosunku do Severusa pozostały aż do finalnej walki (słynne „damy im popalić co nie Smarku?”).
      17. Ostatni etap to poszukiwania sposobu na pokonanie Voldemorta i sama walka. Tutaj chyba akcja aż za szybko przyspiesza chociaż pomysł na wzmocniowego patronusa bardzo ciekawy, oryginalny i bardzo sensowny, przemyślany. Walka trwa dwa rozdzialy, krótko, ale jest dużo ciekawych zwrotów akcji. Szybka śmierć Dumbledore'a, nieoczekiwane poświęcenie Rona (chociaż szkoda, że mocniej nie zaakcentowałaś jego uczuć), scena z Pansy i Teodorem, przede wszystkim jednak fajne zaakcentowanie strachu Nicole przed Crabbe'm i Goyle'm (swoją drogą, szkoda, że nie doszło do takiej walki) i sam pomysł z „zamordowaniem” przez Voldemorta swojej własnej armii po jego śmierci z rąk Harry'ego. Sam dialog Harry'ego z LV bardzo krótki, ale ciekawy, pierwszy raz Harry stał się „samcem alfa” :) No, jedynie szkoda, że wszyscy Ci co mieli przeżyli, nie ukrywam, żałuję, że np. Camile czy Vanessa przeżyły. Severus się broni, bo bardzo ciekawie to zaplanowałaś. Za słodko...

      Usuń
    6. Cóż, na zakończenie zostaje tylko czekać na Epilog, swoją drogą bardzo fajny prezent na Mikołajki z Twojej strony. Czas na ocenę po tym przydługim, tasiemczym wywodzie. To były moje subiektywne pomysły i opinie, natomiast Twoje pomysły się wybroniły i uczyniły ten blog najlepszym, jakiego czytałam. Wszak pomysły mogą być różne... bardzo fajnie, że dokończy (mam nadzieję!) Pani tego bloga, spędziłąm to blisko 6 lat, i zawsze czekałam na kolejny rozdział. Nie jestem z pokolenia, które czytało HP, i może dlatego nie podobało mi się kilka rzeczy w dziele Rowling, chociażby brak większej roli Śmierciożerców i „polityki”), natomiast tu bawiłam się świetnie i dziękuję Ci za kilka lat spędzonych na czytaniu twego dzieła. Można się było wzruszyć i pośmiać. Bardzo miło też, że odpisywałąś na wątpliwości czytelników. Cóż, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś coś napiszesz i pochwalisz się tym tu na tym blogu... tymczasem powidzenia, trzymaj się cieplutko!

      PS. Blog Twojej siostry, choć niedokończony też zapowiadał się ciekawie :)
      PS2. Jak doczytałaś ten przydługi spam, to proszę napisz "xD" :)

      Usuń