Lord Voldemort, Lucjusz Malfoy i Severus Snape wrócili z misji koło północy. Czarny Pan był wyjątkowo zadowolony, bo udało mu się całkowicie przekonać dementorów do walki po jego stronie. Dlatego właśnie postanowił dodatkowo poprawić sobie humor torturami więźnia.
Tak, jeszcze dzisiaj ją po torturuję, a jutro zabiję. Czas skończyć tę zabawę. Może rozkażę zabić ją młodemu Malfoy'owi. Tak, to będzie zabawne. - Takie myśli krążyły po umyśle Voldemorta, gdy wchodzili do dworu.
- Lucjuszu, Severusie, jesteście wolni. Ty, Severusie zostaniesz tu jeszcze do jutra. Gdy już zabijemy Nicole Potter będziesz mógł przekazać jej ciało Potter'owi. Idźcie już, ja jeszcze ją po torturuję.
- Oczywiście, Panie - rzekli oboje i oddalili się do swoich komnat. Snape zastanawiał się, czy udało im się uciec. Pewnie dowie się za chwilę. Tymczasem Czarny Pan dochodził do lochów. Gdy już się tam znalazł Malfoy Manor ogłuszył głośny ryk wściekłości. Snape uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Czyli udało im się - mruknął do siebie i ruszył do lochów. Po drodze spotkał wyraźnie złego Lucjusza.
- Narcyzy nie ma – warknął.
- Może gdzieś wyszła? - zaproponował Severus.
- Miała na mnie czekać. Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z krzykiem Czarnego Pana. - Resztę drogi przemierzyli w ciszy. Na miejscu zastali szalejącego z wściekłości Voldemorta. Miotał się po lochach, przy otwartej celi Nicole i wszędzie rzucał niewybaczalne zaklęcia. O ile zielone promienie nie dosięgały niczego prócz przedmiotów martwych, to czerwone promienie wysyłane były w nieprzytomną Bellatriks Lestrange. Obaj mężczyźni wiedzieli, że jeśli Czarny Pan jest w takim stanie lepiej, żeby ich tu nie było. Jednak jeśli by tu nie przyszli to Voldemort i tak by się na nich wyżył, a byłoby jeszcze gorzej, bo zostaliby ukarani za zwlekanie.
- Panie - zwrócił na siebie uwagę Malfoy. Mężczyzna natychmiast odwrócił się w ich stronę.
- Jak śmiesz mi przerywać! - wykrzyknął - Crucio! - przez kolejnę godzinę Voldemort wyżywał się na trójce swoich poddanych. Gdy wreszcie się uspokoił syknął w stronę Belli - Rennervate. Co tu się stało? - zapytał nie zwracając uwagi na krzywiącą się z bólu kobietę.
- Panie, ona uciekła. Draco jej pomógł. Ten zdrajca wkradł się tutaj. Walczyłam z nim. Ona mu pomogła. Już prawie mi się udało, gdy rzuciłam na nią klątwę zamierania, ale ona wysłała we mnie jakieś światło, ono oślepiło mnie i straciłam przytomność - mówiła rozemocjonowana klękając przed Czarnym Panem. - Panie wybacz mi – zakończyła.
- Dałaś się pokonać dwójce nastolatków. Crucio! - kolejne zaklęcie torturujące trafiło w kobietę. Czarny Pan zakończył zaklęcie, aby zwrócić się do Malfoy'a - Lucjuszu, twój syn zdradził. - Po wcześniejszej furii nie było śladu, teraz Voldemortem rządziła zimna nienawiść. - Crucio - wysyczał w jego stronę.
- Panie wybacz, ale to Narcyza musiała mu pomóc. Jej też nie ma. - wyjęczał blondyn po przerwanym zaklęciu.
- Cyzia. Moja Cyzia zdradziła - zaczęła mówić Bella. - Ona nie mogła, była taka posłuszna, a teraz uciekła, jak zwykły tchórz. - Kobieta błędnym wzrokiem patrzyła na wszystko. Teraz widać było jakie szaleństwo w sobie nosi. Voldemort przerwał jej rozważania.
- Lucjuszu, jak wychowałeś swoją rodzinę? - zapytał, jednak nie czekając na odpowiedź ciągnął dalej. - Jeśli pójdziesz ich przykładem zginiesz, jeśli ukarzesz ich za nieposłuszeństwo, jestem w stanie ci wybaczyć. Crucio! - Przez resztę nocy Voldemort karał Lucjusza za zdradę rodziny, Bellę za nie powstrzymanie ucieczki więźnia, a Severusa, bo tam był.
Rano tak jak się umówili młodzież czuwała przy Nicole, a Syriusz i Remus poszli odpocząć. Na Grimmauld Place zjawiła się pani Weasley wraz z dwójką najmłodszych dzieci. Pan Weasley był w pracy, a bliźniaki urządzali swój nowy sklep na Pokątnej. Rudowłosa kobieta zajęła się śniadaniem, widząc, że nikt się tym nie przejął. Wszystkich mieszkańców zagoniła do posiłku, łącznie z Syriuszem i Remusem, którzy jeszcze nie zdążyli się położyć. Gdy już się najedli młodzież ruszyła do pokoju Nicole, a mężczyźni poszli spać. Pani Weasley dalej krzątała się po kuchni. W sypialni Nicole wszyscy pogrążyli się w cichych rozmowach i tak spędzili czas do obiadu. Do jadalni skierowali się wszyscy oprócz Harry'ego, który nie chciał opuszczać siostry.
- Stary, daj spokój przecież przez te pół godziny nic się jej nie stanie. - stwierdził lekceważąco Ron.
- A jeśli się obudzi?
- To poczeka sobie. No chodź, obiad czeka.
- Sorry Ron, ale siostra jest dla mnie ważniejsza niż obiad. Idź, ja tu zostanę. - Rudzielec nie rozumiejąc przyjaciela zszedł do jadalni. Nie rozumiał dlaczego Harry chciał ślęczeć przy Nicole cały czas. Przecież to zupełna strata czasu, ona i tak jest nieprzytomna. Ron przez pół dnia próbował namówić Pottera do tego, aby zajął się czymś innym. Choćby grą w szachy z nim. To jest dużo bardziej produktywne, niż siedzenie przy nieprzytomnej osobie, o której Ronald miał własne zdanie, które zupełnie nie pokrywało się z opinią Harry'ego, czy w ogóle kogokolwiek innego. Młodemu Weasley'owi nie podobała się też obecność Malfoy'ów i Snape'ów, ale niestety nie miał nic do gadania. Wybrał się tu dziś nie dlatego, że martwił się Nicole, ale dlatego, że chciał spędzić czas z Harry'm, który miał go głęboko w poważaniu.
- Ron, dlaczego Harry nie zszedł? - jego rozmyślania przerwała pani Weasley.
- Bo chciał zostać przy biednej Nicole.
- W takim razie jak zjesz, to zaniesiesz mu obiad - stwierdziła kobieta zmartwionym głosem, nie zauważając ironii w głosie syna. Camile i Vanessa, które to zauważyły, wysłały mu nienawistne spojrzenia. Posiłek przerwało pojawienie się niespodziewanego gościa.
- Tato! - wykrzyknęli jednocześnie Sam i Vanessa
- Och, Severusie, może zjesz z nami? - zapytała pani Weasley
- Nie dziękuję, Molly. Przyszedłem tylko, aby porozmawiać z nimi. - stwierdził wskazując swoje dzieci i Malfoy'ów. - Potem muszę jeszcze iść do Dumbledore'a. Co z dziewczyną?
- Dostała klątwą zamierania - odpowiedział mu Draco.
- To wiem, Bella streściła już co tam się działo.
- Teraz czekamy, aż dokona wyboru. Jest pod opieką uzdrowiciela - wyjaśniła rudowłosa kobieta.
- Tato, ale opowiadaj co się wczoraj tam działo? - zapytała niecierpliwie Vanessa. Gdy oni zajęli się rozmową Molly podała Ronowi talerz z obiadem dla Harry'ego. Chłopak chętnie wycofał się z pomieszczania pełnego ślizgonów, przy wyjściu usłyszał jeszcze słowa matki:
- Lauro, jeśli możesz to sprawdź, czy Remus i Syriusz jeszcze śpią. Jeśli nie to poproś ich na obiad.
Ron nie dosłyszał odpowiedzi, ale mało go ona obchodziła. Teraz miał zamiar iść do Harry'ego i powiedzieć mu parę słów.
- Mama, kazała ci to przynieść - powiedział oschle podając przyjacielowi talerz pełen jedzenia.
- Dzięki - powiedział i zabrał się za jedzenie, cały czas wpatrując się w Nicole. Gdy skończył Ron postanowił rozpocząć rozmowę.
- Nie sądzisz, że to dziwne, że udało jej się wyjść prawie cało z tego wszystkiego? - zapytał spokojnie.
- O co ci chodzi? Ona wyszła z tego prawie cało? W każdej chwili może umrzeć, a ty cały czas bagatelizujesz sprawę. - Harry powoli się denerwował zachowaniem przyjaciela. Najpierw pół dnia próbował go przekonać, że nie warto siedzieć przy Nicole, a teraz to. Wiedział, że ten nie przepada za dziewczyną, ale sądził, że czas oskarżania jej o niestworzone rzeczy już minął.
- Nie interesuje mnie jej życie. Chodzi mi raczej o to, że przytomna, czy nie, ale wprowadziła do kwatery zakonu rodzinę śmierciożerców.
- A widziałeś znaki na ich przedramionach? - gdy odpowiedziało mu milczenie kontynuował - No właśnie. Oni uratowali Nicole i jestem im za to cholernie wdzięczny. Nie obchodzi mnie, że z Malfoy'em nienawidzimy się od pierwszej chwili. Teraz to nie jest ważne. - Z każdym zdaniem podnosił głos
- Pewnie, zadawaj się z tymi śmierciożercami! Zobaczymy co zrobisz, gdy wydadzą cię Sam-Wiesz-Komu! Ona jeśli przeżyje, wyda cię jako pierwsza! - zakończył wskazując na leżącą dziewczynę.
- Przestań ją oskarżać o największe zło świata! Powiedz mi wreszcie co do niej masz?! - Te krzyki zwołały wszystkich obecnych na Grimmauld Place, jednak chłopaki zdawali się ich nie zauważać.
- Już ci mówię! Została Ślizgonką, przyjaźni się z Malfoy'ami i Snape'ami! Ma swojego szpiega u nas, w Gryffindorze! Ta mała przekazuje jej wszystko co się u nas dzieje! Potem wszystkie te informacje wędrują do Sam-Wiesz-Kogo! A ty jeszcze z taką radością przyjmujesz pomoc Malfoy'a! Myślisz, że takiemu tchórzowi, jak Malfoy, tak po prostu udało się uciec od Sam-Wiesz-Kogo?! Ja ci powiem jak to było! Oni uratowali ją, aby wkupić się w twoje łaski! Teraz, gdy ty im ufasz to oni z radością sprowadzą cię do Niego! Prawdopodobnie jeszcze ona im pomoże! Bo jakoś nie mogę uwierzyć, że tak po prostu przeżyła trzy dni tortur Sam-Wiesz-Kogo! Pewnie już cię sprzedała! Może jeszcze się zaprzyjaźnisz z Malfoy'em?! - zapytał z sarkazmem. Widownia jaka się zebrała z pokoju w szoku patrzyła na rudowłosego chłopaka, nie mogąc wykrztusić nawet słowa.
- Ty masz jakąś paranoje! Dla twojej wiadomości nadal nie lubię Malfoy'a, ale ufam mu, bo pomógł Nicole. - Harry przestał krzyczeć patrząc z bólem na, chyba już byłego, przyjaciela.
- Może jeszcze zaczniesz gloryfikować Snape'a, bo przecież pomógł Malfoy'owi uratować idealną Nicole?
- W tej chwili jestem mu bardziej wdzięczny niż tobie - odpowiedział zimnym głosem Harry. Ron po raz pierwszy usłyszał taki ton jego głosu, to go jeszcze bardziej zdenerwowało, bo chciał dla Harry'ego dobrze, a on mu tak odpłaca.
- Jasne, zadawaj się dalej z tymi śmierciożercami, a sam nim wreszcie zostaniesz. - Szok na twarzach wszystkich obecnych to byłoby mało powiedziane. Pierwsza z tego odrętwienia wyrwała się Vanessa, która podeszła do rudzielca i po prostu go spoliczkowała.
- Przestań nas wreszcie obrażać, kretynie - warknęła. To otrzeźwiło też innych.
- Ronaldzie jak ja cię wychowałam? Natychmiast przeprosisz wszystkich, których obraziłeś - rzekła pani Weasley tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nie mam ochoty nikogo przepraszać - warknął zapominając do kogo mówi.
- Jak ty się do mnie odzywasz?
- Pani Weasley, nie ma potrzeby, aby on kogokolwiek przepraszał. Niech po prostu zejdzie z moich oczu - stwierdził zimno Harry patrząc na byłego przyjaciela. Po chwili z powrotem usiadł przy łóżku Nicole i nie zwracał uwagi na to co się dzieje.
- Molly, myślę, że Ronald powinien wrócić do Nory - stwierdził równie zimnym głosem Syriusz. Narcyza w myśli stwierdziła, że odezwała się w nim natura prawdziwego Blacka. W końcu chłód Blacków był szeroko znany w społeczeństwie.
- Ronald, masz szlaban! Ale już idź do kominka i do Nory! I nie waż mi się wychodzić ze swojego pokoju - zagroziła synowi kobieta. Gdy ten wyszedł niepocieszony, że nikt go nie poparł, rudowłosa znowu zabrała głos. - Wybaczcie mi za Ronalda - swoje słowa skierowała do osób obrażanych przez syna.
- Molly, nie przepraszaj za to, że masz syna idiotę. - stwierdził swoim zjadliwym głosem Snape. To rozluźniło atmosferę, mężczyzna dodał jeszcze, że musi iść do Dumbledore'a i wyszedł, a pokój powoli się wyludniał.
Wszędzie ciemno. Zamknę oczy - ciemno, otworzę - też ciemno. Gdzie ja jestem? Co ja tu robię? Chcę do czego bardziej materialnego. Nie wiem, czy stoję, czy siedzę, czy lewituję. Po prostu jestem, istnieję. A może nie? Może jestem już po drugiej stronie. Nie, nie mogę być martwa, przecież ja chcę żyć. Jestem jeszcze taka młoda, to nie mógł być mój czas. Nie, absolutnie. Ja chcę wrócić. Chcę do Harry'ego, Laury, Remusa, Syriusza, Camile, Vanessy, Sama, Blaise'a, a nawet do Dracona. Gdybym mogła to tupnęłabym nogą jak małe dziecko, ale chyba i tak nikt nie zwróciłby na to uwagi. Do jasnej cholery ja chcę żyć. O tam się robi jaśniej, coś się zmienia. O nie, tylko nie to. Nie chcę tego widzieć.
Obrazy, które zaczęły się pojawić wyraźnie przeraziły Nicole. Zobaczyła ostatnią kłótnie z rodzicami. Poranek podczas którego dowiedziała się o śmierci rodziców. Rozpacz swoją i Laury. Rozstanie z przyjaciółkami, gdy jeszcze nie wiedziała, że ma brata. Kiepskie przyjęcie ją w poczet Ślizgonów. Chłód i obojętność Dracona. Kłótnie z Harry'm o jej przydział. Zawód Harry'ego po jego przegranym meczu. Kolejna kłótnia, właśnie o mecz. Konfrontacja z mordercą rodziców podczas świąt. Przy następnych scenach chciała zamknąć oczy i nie patrzeć, ale niestety nie dało rady. Zobaczyła ten wieczór, w który została porwana przez śmierciożerców.
Porwana? Przecież ja się sama się poddałam, aby chronić przyjaciół. Oni mnie zdradzili, a ja ich cały czas chroniłam. Nie! Wybaczyłam im. Musieli to zrobili.
Kolejna scena. Tortury. Cruciatusy, rzucane przez Dracona.
To też mu przebaczyłam. Nie ma co tego roztrząsać. Musieli to zrobili.
Gwałt.
Nie, nie to. Ja nie chcę. Zabierzcie to sprzed moich oczu. Zrobię wszystko tylko niech to zniknie. Już nigdy nie chcę tego pamiętać. Jeśli nie przeżyję tego co się tutaj dzieje, to już nigdy więcej nie poczuję tego bólu. Przestanę cokolwiek czuć. Tak, kusząca propozycja. Nie, ja muszę żyć. Laura sobie beze mnie nie poradzi, a Harry będzie się obwiniał. Nie mogę zaprzepaścić tego co zrobił dla mnie Draco. To dzięki niemu uciekłam stamtąd. Muszę przeżyć i przeżyję, choćby nie wiem co.
Gdy tylko Nicole uświadomiła to sobie scena gwałtu znikła. Zamiast tego zobaczyła swój pokój na Grimmauld Place. Byli tam wszyscy, których kochała, albo szanowała. Chociaż nie, był tam też Ronald Weasley.
Jego ani nie kocham, ani nie szanuję. Tylko dlaczego on się tak wydziera? Tam jestem też ja. To musi się dziać teraz, a ja jestem nieprzytomna. Harry błagam nie wierz, w to co ten kretyn ci mówi.
W miarę jak kłótnia Harry'ego i Rona przemijała, serce Nicole coraz bardziej się radowało.
Jestem z ciebie dumna, braciszku. Ja naprawdę chcę już do was wrócić.
***
Dziś dwa rozdziały, bo przez kolejny miesiąc, albo trochę krócej, nie będę miała dostępu do internetu. Już w następnym rozdziale dowiecie się kim jest tytułowy anioł życia, tak więc macie na co czekać.
Do usłyszenia za miesiąc. Pozdrawiam,
AniaXXX