niedziela, 10 maja 2020

Rozdział 61

Po świętach rozleniwieni uczniowie musieli wziąć się w garść. JP bardzo szybko zwołało kolejne spotkanie. Po ostatniej można powiedzieć wygranej walce w Hogsmeade mieli jeszcze większą motywację, aby ćwiczyć więcej i intensywniej. Nicole i Harry spotkali się w pokoju życzeń godzinę przed spotkaniem chcąc spędzić tylko ze sobą trochę czasu. Ich rozmowa bardzo szybko zeszła na to co będą dzisiaj robić.

- Harry, a może tak spróbowałbyś nas nauczyć patronusa? Skoro mamy zacząć badać to zaklęcie to wypadałoby, abyśmy umieli je rzucić. A oprócz ciebie niewielu jest czarodziejów, którzy potrafiliby stworzyć cielesnego patronusa – wyjaśniła Ślizgonka.

- Myślę, że masz rację. Szczególnie, że możemy się spodziewać dementorów po stronie Voldemorta – uznał. Po chwili jednak coś do niego dotarło. – Ty nie umiesz?

- Niestety nie miałam jeszcze porządnie okazji się nauczyć. Próbowałam na początku czwartego rok. Jedyne co udało mi się osiągnąć to świetlistą tarczę, ale potem przyszły święta i nie potrafiłam znaleźć odpowiednio szczęśliwego  wspomnienia. Wiesz moi rodzice wtedy… - nie dokończyła, ale Harry zrozumiał. Mimo, że nie miała już oporów przed nazywaniem Potterów rodzicami, to Robespierre’owie dla niej również nadal pełnili tę funkcję. Za bardzo ich kochała, aby przestać ich tak nazywać. I raczej nigdy nie miało się to zmienić. Była szczęśliwa, że Potterowie ją rozumieją i nie mają tego za złe. Dzięki temu ich również już obdarzyła ciepłym uczuciem i być może już niedługo sama przed sobą będzie potrafiła przyznać, że kocha ich tak samo jak Robespierre’ów. – Potem już nie próbowałam.

Jeszcze chwilę porozmawiali o zaklęciu patronusa po czym zaczęli się zbierać ich przyjaciele. Gdy już JP było w komplecie Harry zabrał głos.

- Uznaliśmy z Nicole, że warto by było nauczyć się zaklęcia patronusa.

- Harry to wspaniały pomysł! – wykrzyknęła Hermiona. – To bardzo pożyteczne zaklęcie, szczególnie, że V… Voldemort – tu się zawahała – ma ich po swojej stronie.

- O tym samym pomyśleliśmy – stwierdził. – To może weźmy się za robotę. – Harry potarł niezręcznie kark jak zawsze, gdy musiał wystąpić publicznie, nawet wśród tak małej grupy jak oni. Nienawidził obejmować prowadzenia. No, ale w tym wypadku był jedyną osobą wśród nich umiejącą wyczarować cielesnego patronusa i w zasadzie robi to już bez jakiegoś większego wysiłku.  – Pamiętajcie, że musicie pomyśleć o czymś szczęśliwym. Najszczęśliwsze wspomnienie jakie macie. Ono musi was wypełnić od środka. Musicie je poczuć całym sobą. – Gdy już zaczął tłumaczyć był pewny siebie. Zawsze tak to wyglądało na ich spotkaniach. – Gdy już jesteście pewni swojego szczęśliwego wspomnienia wykonajcie obrót różdżką i wypowiedzcie zaklęcie. Expecto Patronum. – I już sekundę później po pokoju życzeń okrążał ich piękny srebrzysto biały jeleń. W końcu zatrzymał się przed Harrym, pochylił ku niemu łeb, jakby w formie pozdrowienia i zniknął. Po tym pokazie reszta wzięła się za robotę. Nicole wiedziała co ma robić, w końcu kiedyś próbowała. Skupiła się na szczęśliwym wspomnieniu. Od śmierci rodziców wiele się w jej życiu zdarzyło. Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Harrym. Była szczęśliwa kiedy go poznała. Po raz kolejny z jej różdżki wypłynęła biała mgła. Nie stało się jednak nic więcej. – Brawo Nicole to naprawdę niezłe osiągnięcie, ale pamiętajcie, że teraz dużo łatwiej wyczarować patronusa. Jednak gdy staniecie naprzeciw dementora to już będzie całkiem co innego. Dementor będzie się żywił waszą nadzieją i szczęściem. Wtedy znalezienie odpowiednio szczęśliwego wspomnienia może nie być łatwe, szczególnie na polu bitwy – wytłumaczył.

- Harry nie psuj zabawy – zaśmiała się Ginny. Dziś, gdy mogły ich wypełnić szczęśliwe wspomnienia wszyscy byli w wyśmienitych humorach. Rudowłosa Gryfonka przymierzyła się po raz kolejny do rzucenia zaklęcia. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się po chwili z jej różdżki również wypłynęła biała mgła, która uformowała się w tarczę. – Jej udało mi się! – Ginny była z siebie dumna. Pokój życzeń zaczęła wypełniać coraz większa ilość białej mgły. Czasami przybierała ona formę tarczy, a czasem zamajaczył w niej ślad zwierząt jednak na tyle krótko, że jeszcze nie rozpoznawali co to było. Na twarzach członków JP widoczne było skupienie, ale też uśmiechy, gdy przypominali sobie o czymś szczęśliwym.

Nicole zamknęła powieki, a przed jej oczami zamajaczyła najpierw postać Harry’ego. Poczuła się jak wtedy, gdy podczas pierwszego ich spotkania Potter bez wahania ją zaakceptował. Razem z nim widziała Laurę, która kochała ją bezwarunkowo bez względu na okoliczności. Potem ujrzała twarze rodziców. Dumny uśmiech Jamesa, gdy widział jej postępy w animagii.  To uczucie w oczach Lily, gdy patrzyła na nią i Laurę. Potem pojawiły się jej przyjaciółki, które wspierały ją już od 6 lat. Przypomniała sobie wszystkie lepsze i gorsze chwile, jednak najważniejsze było to, że zawsze były razem. Na koniec ujrzała twarz Dracona, tę bez maski, którą zwyczajowo przybierał. Jego wyraz twarzy gdy spotykali się na wieży astronomicznej, i wtedy, gdy wspierał ją po tym co ją spotkało w zeszłe wakacje.

- Expecto patronum – wyszeptała. Otworzyła oczy i ujrzała piękną srebrzystą kobrę. Ślizgonka całym sercem. Kobra owinęła się wokół niej jakby chciała ją bronić przed każdym złem. Nicole czuła przyjemne mrowienie w miejscu, w którym patronus ją dotykał. Po chwili rozpłynęła się w powietrzu.

- Brawo Nicole! Ale to naprawdę musiał być wąż?

- Harry, jestem Ślizgonką. – Nicole wzruszyła ramionami jakby to miało wszystko wyjaśnić. Potter machnął ręką ze zrezygnowaniem i uśmiechnął się do siostry. Teraz oboje krążyli wśród przyjaciół chcąc im pomóc z patronusem. Kolejną osobą, której się udało była Ginny. Wokół niej biegał imponujący srebrzysty koń.

- Nieźle Weasley – zauważył z uznaniem Samuel. – Weź mi pomóż bo mi nie wychodzi – mruknął. Gryfonka podeszła do niego z uśmiechem. Była szczęśliwa, jej patronus wzmocnił tylko jej dobry humor.

- No nie możliwe, że idealny pan Snape prosi o pomoc Gryfonkę – zażartowała.

- Korzystaj póki możesz – Sam kontynuował ich zabawną utarczkę słowną.

Po kolejnej godzinie coraz więcej srebrzystych zwierząt biegało po Pokoju Wspólnym. Z różdżki Neville’a wylatywał sokół, dookoła Luny kicał zając, Hermiona była dumna ze swojej wydry, Camile cieszyła się sową wyczarowaną ze swojej różdżki, Vanessa przypatrywała się pięknemu łabędziowi, Blaise ze zdziwieniem patrzył na hienę, a Pansy obserwowała lisa z wielką kitą. Na koniec ich spotkania jedynymi osobami, którym nie udało się wyczarować patronusa byli Draco i Samuel. Blondyn przybrał na twarz nic nie wyrażającą maskę, ale spodziewał się takiego efektu. W końcu nigdy nie był dobrym człowiekiem, nie zasługiwał na ochronę jaką dawał patronus. A dla Samuela był to powód do żartów.

- Weasley miałaś mnie nauczyć rzucać to cholerstwo, a ty co?

- Widocznie jesteś beznadziejnym uczniem. Na to już nic nie poradzę. – Ginny naprawdę dobrze dogadywała się z tymi Ślizgonami. Gdy pozwolili siebie poznać można było zyskać naprawdę dobrych i wiernych przyjaciół. Ślizgoni byli dużo bardziej otwarci, niż uczniowie z innych domów, i zdecydowanie mniej pruderyjni, czym oznaczała się duża część Gryfonów. – Mówiłam ci, żebyś pomyślał o czymś naprawdę szczęśliwym. Harry też to mówił. To nie może być zwykłe wspomnienie.

- Chyba musisz mi pomóc zdobyć takie wspomnienie – Sam mrugnął do niej z szerokim uśmiechem.

- A weź! – wykrzyknęła i uciekła do Hermiony, nie chcąc się zastanawiać o co chodziło chłopakowi.

Powoli zaczęli zbierać się na kolację. Podzieli się na grupki idąc w stronę Wielkiej Sali. Na przodzie szedł Harry z Herminą i Ginny. Dziewczyny dumnie rozprawiały o swoich patronusach, a Harry gratulował im ich osiągnięcia. Coraz częściej można ich było spotkać w takim składzie. Tak jakby skład Złotej Trójcy zmienił się nieznacznie, gdy miejsce Ronalda zajęła jego siostra. Rudowłosa Gryfonka wśród swoich kolegów i koleżanek z Gryffindoru na jej roku nigdy nie czuła się zbyt dobrze, byli oni dla niej zbyt infantylni. Dlatego tak się cieszyła na spotkania JP, gdzie znalazła swoje miejsce wśród przyjaciół. Na dodatek zbliżyła się jeszcze bardziej do Harry’ego i Hermiony, którzy byli dla niej jak kolejne rodzeństwo, a którym mimo wszystko brakowało Weasley’a w ich niewielkiej grupce. Ginny ze swoim humorem i otwartą głową zapełniła tę lukę. Za nimi szła Luna, która zagadywała Neville’a o jakieś nieistniejące stworzenia. Za nimi szła grupa Ślizgonów. Najpierw Nicole, Vanessa i Camile, które wesoło plotkowały, a za nimi Draco, Sam i Blaise, który dokuczał żartobliwie przyjaciołom z powodu braku ich patronusów. Chciał ich rozbawić i bardzo szybko mu się to udało, bo zaraz zaczęli się żartobliwie obrzucać wyzwiskami.  Za nimi w wymieszanej grupie szli pozostali Gryfoni, Ślizgoni, Krukoni i Puchoni. Dla JP nieważny był już podział na domy. Dopiero w Wielkiej Sali rozdzieli się chcąc usiąść na swoich miejscach. Jednak zanim do niej weszli trafili przy wejściu na osobę, z którą do tej pory starali się mijać. Wszyscy zatrzymali się natychmiastowo nie będąc pewnym co się stanie. Ronald Weasley najpierw obrzucił trójkę Gryfonów na przedzie zbolałym wzrokiem, w którym widać było ból, tęsknotę i żal, jednak zaraz jego wzrok przeniósł się dalej zatrzymując na Ślizgonach. I znów mieli szanse ujrzeć w jego oczach nienawiść i zazdrość. Harry widząc to zwiesił głowę. Już miał nadzieję, że Ron zaczął się zmieniać. Po tym co zrobił Laurze rudy Gryfon uspokoił się i skupił na ignorowaniu byłych przyjaciół i na odbyciu szlabanu, który miał trwać do końca tego roku. Weasley minął całą ich grupę z niezadowolonym wyrazem twarzy i usiadł przy końcu stołu Gryfonów. Ginny poklepała Pottera po ramieniu.

- Nie martw się Harry, kiedyś do niego dotrze jakim jest idiotą. A że znam go niestety całe życie to wiem, że będzie to zdecydowanie później niż wcześniej. – Harry wzruszył tylko ramionami na słowa Ginny i ruszył do Wielkiej Sali. A za nim reszta.

Kolejne dni mijały uczniom na pilnej nauce i od czasu do czasu dobrej zabawie. JP dalej z powodzeniem ćwiczyli. I mogli już śmiało równać się z wykwalifikowanymi czarodziejami na polu bitwy, co nie omieszkali im oznajmić Huncwoci obecni na jednym ze spotkań. Trójka mężczyzn dumna była z młodzieży, w której widzieli zapał i zaangażowanie. To samo które było w nich, gdy byli w ich wieku. Harry i Nicole dużo czasu spędzali na ćwiczeniu animagii. Różne części ich ciała zmieniały się w zwierzęce na coraz dłuższy czas. Nie rozmawiali między sobą o tym chcąc zrobić drugiemu niespodziankę, gdy już im się uda. Dużo czasu spędzali również na badaniu patronusa. Próbowali rzucać zaklęcie z dodatkową formułą, którą znaleźli w pamiętniku Emmanuelle Robespierre. Ale na razie nic z tego nie wychodziło. Żadnemu z nich to nie wychodziło. Przy badaniach tego zaklęcia zazwyczaj nieobecny był Draco. Twierdził, że skoro nadal nie potrafi wyczarować nawet słabej tarczy chroniącej przed dementorami to jest zbędny na tych spotkaniach. A z pomocą Ginny i Harry’ego, którzy pomagali Samuelowi nawet jemu udało się wyczarować cielesnego partonusa. Ku rozbawieniu Ślizgona jego chronić miała wiewiórka, co spowodowało w Ginny zakłopotanie. Uznała jednak to za przypadek. Draco i Nicole nadal często nocami zaszywali się na wieży astronomicznej. Te spotkania pomagały im gdy nie mogli spać, albo gdy męczyły ich koszmary.

- Jakoś czułam, że cię tu spotkam – mruknęła Nicole gdy pewnej nocy weszła na swoją ulubioną wieżę i ujrzała tam przyjaciela.

- Ciekawe, że jakoś nie potrafimy się spotkać nocą w Pokoju Wspólnym tylko tu – zaśmiał się Draco.

- Przeznaczenie.

- Nie mów, że wierzysz w takie głupoty – zakpił. Nicole jednak pozostawiła to bez odpowiedzi.

- Dlaczego nie zostałeś z nami po spotkaniu JP? – zapytała po dłuższej przerwie. – Próbowaliśmy coś zdziałać z tym patronusem elementą, ale nic nam nie wyszło.

- Nie wydaje mi się, że przydam się wam akurat w tym. – Blondyn się zasępił.

- Draco, to że nie udało ci się jeszcze z patronusem to nic nie znaczy. – Ślizgonka od razu zrozumiała co miał na myśli. Szczególnie, że Camile jej się dzisiaj żaliła, że od spotkania, na którym ćwiczyli patronusa jej brat nie jest sobą, a nie chce z nią o tym porozmawiać.

- To jest za dobra magia jak dla mnie – wyszeptał mając w głębi duszy nadzieję, że dziewczyna nie usłyszy. Intensywnie wpatrywał się w księżyc, który już nie długo miał być w pełni, nie chcąc na nią patrzeć.

- Draco, oszalałeś. Zobaczysz, że wreszcie ci się uda. O mam pomysł! – wykrzyknęła. – Zakład, że do końca szóstego roku nauczę cię wyczarowywać cielesnego patronusa? Jeśli mi się uda spełniasz moje życzenie, jeśli nie ja spełniam twoje! Stoi?!

- Potter, dorośnij – prychnął.

- Ooo znowu przechodzimy na nazwiska? – zaśmiała się. – Ale okej, skoro tchórzysz.

- Jestem Ślizgonem, nie Gryfonem. To na mnie nie działa. – Draco obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.

- Z takim podejściem to powinieneś być Puchonem. – Chociaż sama nie miała nic do wychowanków domu Huffelpuff to wiedziała, że dla Malfoy’a będzie to obelga.

- Ty wredna… - I miała rację, jednak chłopak nie mógł wymyślić dla niej odpowiedniego przytyku.

- Ktoś tu chyba się zapowietrzył. – I wybuchnęła wesołym śmiechem.

- Ty naprawdę jesteś wredna – oznajmił oburzony.

- Uczę się od najlepszych - mrugnęła do niego. – To jak stoi? – Szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Niech ci będzie – odparł ze zrezygnowaniem.

- To wstawaj – rozkazała.

- Co? Teraz? – Był zaskoczony. Nicole wstała i pociągnęła go za ramię.

- Nie mam zamiaru tracić czasu, a nie zamierzam przegrać. – Więc Draco już w lepszym humorze spełnił jej życzenia, a raczej rozkaz. – Chwyć różdżkę i zamknij oczy – nakazała, więc zrobił to. Czuł, że stoi bardzo blisko niego. – Pomyśl o Camile. O jej uśmiechu, który potrafi poprawić nawet najgorszy humor. O jej błękitnych oczach, które zawsze świecą wesołym blaskiem. O tym jak cię wspiera i jak ty ją wspierasz. Teraz pomyśl o swojej mamie. O tym jaka jest dla was ciepła, gdy wobec innych zachowuje się chłodno. O jej ciepłym, delikatnym uśmiechu gdy patrzy na ciebie i Camile. O tym, że zawsze chce was chronić i o tym jak wspaniale się wami opiekuje. – Nicole wiedziała, że te dwie kobiety dla Dracona są wszystkim, że za nie bez wahania odda swoje życie. – Teraz pomyśl o tym jak szczęśliwi będziecie, gdy to wszystko się skończy. Jak wolni będziecie. – Chwyciła go delikatnie za dłoń. – Czujesz to? – Gdy kiwnął prawie niezauważalnie głową. – A teraz wypowiedz zaklęcie – zakończyła szeptem. Draco będąc w pełni świadom jej dłoni spoczywającej na jego własnej, cały czas pamiętając o tym o czym nakazała mu myśleć, otoczony jej kwiatowym zapachem wyszeptał zaklęcie. – Otwórz oczy – usłyszał jej radosny głos. Zrobił to i ujrzał przed sobą białą mgłę, która uformowała się w silną tarczę. Czuł to. Tą euforie, że mu się udało i wreszcie uwierzył, że jest godny takiej ochrony. Opuścił różdżkę i mgła zniknęła. – Widzisz? Udało się!

- Nie ciesz się tak, jeszcze nie wygrałaś. Ma być cielesny – zaznaczył, a jego oblicze również rozjaśnił uśmiech. Coś mu się wydawało, że to, że mu się wreszcie udało coś wyczarować było bardziej związane z jej ciepłą dłonią, której nie puściła, gdy rzucał zaklęcie.

- I będzie, zobaczysz – zapewniła pewna siebie. – Ale teraz wracajmy do dormitorium. Myślę, że uda nam się zasnąć. – A więc zrobili tak jak mówiła.

 

***

Cześć,

Dziś kolejny rozdział. Cieszę się, że zdążyłam dziś go wstawić, bo miałam pewne obawy, że mi się nie uda. Na szczęście nic takiego się nie stało. Mam nadzieje, że się Wam spodoba.

A teraz słowem wyjaśnienia 😉

Ja tam lubię Damiena, od początku miał być postacią, która rozładuje emocje swoimi głupimi żartami, a przy okazji jego pojawienie się sprawiło, że choć na chwilę mogłam wrócić do przeszłości Nicole w Beauxbatons. A przy tym nie jest to postać, która może mieć jakikolwiek wpływ na rozwój historii, no może poza pokazaniem jawnej zazdrości Draco.

Ja wiem, że wielu z Was mnogość postaci nie pasuję. Sama przyznaję, że niektórych stworzyłam pod wpływem chwili bez żadnego planu na nich, ale to nie oznacza, że któregokolwiek będę na siłę uśmiercać. Nie chcę zdradzać dalszej fabuły, więc przyznam jedynie, że lubię szczęśliwe zakończenia. Jeśli komuś to nie pasuję, to wybaczcie, ale przepraszać za to nie będę.

Jeśli zaś chodzi o wątki miłosne, które z tego co zauważyłam też są niepożądane wśród wielu z was, to była to jedna z niewielu rzeczy, które miałam zaplanowane od początku, w sensie kto z kim. Opisuję tutaj historię młodych ludzi, dla których relacje miłosne i związki są ważnym aspektem tzw. dojrzewania i to bez względu czy dzieje się to w czarodziejskim świecie, czy jest czas wojny, na takie rzeczy zawsze jest czas. Nie chcę opisywać każdej relacji, bo wyszedłby z tego niezły tasiemiec, a historia i tak jest długa, z resztą nie jest to moim zamiarem. Jednak to, że dokładnie nie opiszę dlaczego ktoś z kimś to nie znaczy, że taka relacja nie będzie istnieć w moim opowiadaniu. To, że możecie być świadkami jak rozwija się związek Nicole i Dracona, jest spowodowane wiadomym względem, czyli tym, że Nicole jest główną bohaterką.

Impreza sylwestrowa miała być mała odskocznią i nie chciałam rozpisywać jej na kolejne trzy rozdziały. Chciałam tylko krótkiego opisu, że było, że pili, i że się dobrze bawili. Według mnie wyszło to dobrze.

Konkretnie się rozpisałam pod rozdziałem, ale chciałam wyjaśnić te kilka spraw.

W każdym razie do następnej niedzieli.

Miłego czytania.

Pozdrawiam,

AniaXXX

4 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze mega! Teraz tylko czekać do następnej niedzieli.
    Przyznam że trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale wyciągnęłam się w historię Nicole i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny pomysł z tym JP (hehe, mugole mieliby ubaw). Cieszy mnie powrót Rona do opowiadania i to w jak się okazało niezmienionej formie. PS. Jako, że odpisałaś na mój komentarz (swoją drogą dziękuję, miły gest) odpowiem, bo się chyba nie do końca zrozumieliśmy. Nie tyle chodzi mi o mnogość bohaterów samą w sobie, czy konieczność uśmiercania kogokolwiek na siłę, ile raczej na fakt, że w porównaniu do poprzednich fragmentów mocno było jednak dużo ważnych dla akcji bohaterów typu Voldemort czy Dumbledore… tym bardziej jeżeli zestawić np. tego pierwszego i porwanie Nicole, próbe morderstwa Robespierrów na cmentarzu podczas pierwszej rocznicy śmierci ich rodziców... coś w ten deseń, to nie wyklucza przecież słodkiego zakończenia. To tak gwoli sprecyzowania. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszy mnie powrót organizacji JP, bardzo fajny pomysł z problemem wyczarowania Patronusa przez Draco - przypomniały mi się te fajne psychologiczne momenty związane z Nicole. Mam nadzieję, że ten blog będzie trwał i trwał jeszcze długo, bo pięknie piszesz. Mam nadzieję, że na studiach nie jest za ciężko i wena dopisuje.

    OdpowiedzUsuń