Po świętach rozleniwieni
uczniowie musieli wziąć się w garść. JP bardzo szybko zwołało kolejne
spotkanie. Po ostatniej można powiedzieć wygranej walce w Hogsmeade mieli
jeszcze większą motywację, aby ćwiczyć więcej i intensywniej. Nicole i Harry
spotkali się w pokoju życzeń godzinę przed spotkaniem chcąc spędzić tylko ze
sobą trochę czasu. Ich rozmowa bardzo szybko zeszła na to co będą dzisiaj
robić.
- Harry, a może tak spróbowałbyś
nas nauczyć patronusa? Skoro mamy zacząć badać to zaklęcie to wypadałoby,
abyśmy umieli je rzucić. A oprócz ciebie niewielu jest czarodziejów, którzy
potrafiliby stworzyć cielesnego patronusa – wyjaśniła Ślizgonka.
- Myślę, że masz rację.
Szczególnie, że możemy się spodziewać dementorów po stronie Voldemorta – uznał.
Po chwili jednak coś do niego dotarło. – Ty nie umiesz?
- Niestety nie miałam jeszcze porządnie
okazji się nauczyć. Próbowałam na początku czwartego rok. Jedyne co udało mi
się osiągnąć to świetlistą tarczę, ale potem przyszły święta i nie potrafiłam
znaleźć odpowiednio szczęśliwego
wspomnienia. Wiesz moi rodzice wtedy… - nie dokończyła, ale Harry
zrozumiał. Mimo, że nie miała już oporów przed nazywaniem Potterów rodzicami,
to Robespierre’owie dla niej również nadal pełnili tę funkcję. Za bardzo ich
kochała, aby przestać ich tak nazywać. I raczej nigdy nie miało się to zmienić.
Była szczęśliwa, że Potterowie ją rozumieją i nie mają tego za złe. Dzięki temu
ich również już obdarzyła ciepłym uczuciem i być może już niedługo sama przed
sobą będzie potrafiła przyznać, że kocha ich tak samo jak Robespierre’ów. –
Potem już nie próbowałam.
Jeszcze chwilę porozmawiali o
zaklęciu patronusa po czym zaczęli się zbierać ich przyjaciele. Gdy już JP było
w komplecie Harry zabrał głos.
- Uznaliśmy z Nicole, że warto by
było nauczyć się zaklęcia patronusa.
- Harry to wspaniały pomysł! –
wykrzyknęła Hermiona. – To bardzo pożyteczne zaklęcie, szczególnie, że V…
Voldemort – tu się zawahała – ma ich po swojej stronie.
- O tym samym pomyśleliśmy –
stwierdził. – To może weźmy się za robotę. – Harry potarł niezręcznie kark jak
zawsze, gdy musiał wystąpić publicznie, nawet wśród tak małej grupy jak oni.
Nienawidził obejmować prowadzenia. No, ale w tym wypadku był jedyną osobą wśród
nich umiejącą wyczarować cielesnego patronusa i w zasadzie robi to już bez
jakiegoś większego wysiłku. – Pamiętajcie,
że musicie pomyśleć o czymś szczęśliwym. Najszczęśliwsze wspomnienie jakie
macie. Ono musi was wypełnić od środka. Musicie je poczuć całym sobą. – Gdy już
zaczął tłumaczyć był pewny siebie. Zawsze tak to wyglądało na ich spotkaniach.
– Gdy już jesteście pewni swojego szczęśliwego wspomnienia wykonajcie obrót
różdżką i wypowiedzcie zaklęcie. Expecto Patronum. – I już sekundę później po
pokoju życzeń okrążał ich piękny srebrzysto biały jeleń. W końcu zatrzymał się
przed Harrym, pochylił ku niemu łeb, jakby w formie pozdrowienia i zniknął. Po
tym pokazie reszta wzięła się za robotę. Nicole wiedziała co ma robić, w końcu
kiedyś próbowała. Skupiła się na szczęśliwym wspomnieniu. Od śmierci rodziców
wiele się w jej życiu zdarzyło. Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Harrym.
Była szczęśliwa kiedy go poznała. Po raz kolejny z jej różdżki wypłynęła biała
mgła. Nie stało się jednak nic więcej. – Brawo Nicole to naprawdę niezłe
osiągnięcie, ale pamiętajcie, że teraz dużo łatwiej wyczarować patronusa. Jednak
gdy staniecie naprzeciw dementora to już będzie całkiem co innego. Dementor
będzie się żywił waszą nadzieją i szczęściem. Wtedy znalezienie odpowiednio
szczęśliwego wspomnienia może nie być łatwe, szczególnie na polu bitwy –
wytłumaczył.
- Harry nie psuj zabawy –
zaśmiała się Ginny. Dziś, gdy mogły ich wypełnić szczęśliwe wspomnienia wszyscy
byli w wyśmienitych humorach. Rudowłosa Gryfonka przymierzyła się po raz
kolejny do rzucenia zaklęcia. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się po chwili z jej
różdżki również wypłynęła biała mgła, która uformowała się w tarczę. – Jej
udało mi się! – Ginny była z siebie dumna. Pokój życzeń zaczęła wypełniać coraz
większa ilość białej mgły. Czasami przybierała ona formę tarczy, a czasem
zamajaczył w niej ślad zwierząt jednak na tyle krótko, że jeszcze nie
rozpoznawali co to było. Na twarzach członków JP widoczne było skupienie, ale
też uśmiechy, gdy przypominali sobie o czymś szczęśliwym.
Nicole zamknęła powieki, a przed
jej oczami zamajaczyła najpierw postać Harry’ego. Poczuła się jak wtedy, gdy
podczas pierwszego ich spotkania Potter bez wahania ją zaakceptował. Razem z
nim widziała Laurę, która kochała ją bezwarunkowo bez względu na okoliczności.
Potem ujrzała twarze rodziców. Dumny uśmiech Jamesa, gdy widział jej postępy w
animagii. To uczucie w oczach Lily, gdy
patrzyła na nią i Laurę. Potem pojawiły się jej przyjaciółki, które wspierały
ją już od 6 lat. Przypomniała sobie wszystkie lepsze i gorsze chwile, jednak
najważniejsze było to, że zawsze były razem. Na koniec ujrzała twarz Dracona,
tę bez maski, którą zwyczajowo przybierał. Jego wyraz twarzy gdy spotykali się
na wieży astronomicznej, i wtedy, gdy wspierał ją po tym co ją spotkało w
zeszłe wakacje.
- Expecto patronum – wyszeptała.
Otworzyła oczy i ujrzała piękną srebrzystą kobrę. Ślizgonka całym sercem. Kobra
owinęła się wokół niej jakby chciała ją bronić przed każdym złem. Nicole czuła
przyjemne mrowienie w miejscu, w którym patronus ją dotykał. Po chwili
rozpłynęła się w powietrzu.
- Brawo Nicole! Ale to naprawdę
musiał być wąż?
- Harry, jestem Ślizgonką. –
Nicole wzruszyła ramionami jakby to miało wszystko wyjaśnić. Potter machnął
ręką ze zrezygnowaniem i uśmiechnął się do siostry. Teraz oboje krążyli wśród
przyjaciół chcąc im pomóc z patronusem. Kolejną osobą, której się udało była
Ginny. Wokół niej biegał imponujący srebrzysty koń.
- Nieźle Weasley – zauważył z
uznaniem Samuel. – Weź mi pomóż bo mi nie wychodzi – mruknął. Gryfonka podeszła
do niego z uśmiechem. Była szczęśliwa, jej patronus wzmocnił tylko jej dobry
humor.
- No nie możliwe, że idealny pan
Snape prosi o pomoc Gryfonkę – zażartowała.
- Korzystaj póki możesz – Sam
kontynuował ich zabawną utarczkę słowną.
Po kolejnej godzinie coraz więcej
srebrzystych zwierząt biegało po Pokoju Wspólnym. Z różdżki Neville’a wylatywał
sokół, dookoła Luny kicał zając, Hermiona była dumna ze swojej wydry, Camile
cieszyła się sową wyczarowaną ze swojej różdżki, Vanessa przypatrywała się
pięknemu łabędziowi, Blaise ze zdziwieniem patrzył na hienę, a Pansy
obserwowała lisa z wielką kitą. Na koniec ich spotkania jedynymi osobami,
którym nie udało się wyczarować patronusa byli Draco i Samuel. Blondyn przybrał
na twarz nic nie wyrażającą maskę, ale spodziewał się takiego efektu. W końcu
nigdy nie był dobrym człowiekiem, nie zasługiwał na ochronę jaką dawał
patronus. A dla Samuela był to powód do żartów.
- Weasley miałaś mnie nauczyć
rzucać to cholerstwo, a ty co?
- Widocznie jesteś beznadziejnym
uczniem. Na to już nic nie poradzę. – Ginny naprawdę dobrze dogadywała się z
tymi Ślizgonami. Gdy pozwolili siebie poznać można było zyskać naprawdę dobrych
i wiernych przyjaciół. Ślizgoni byli dużo bardziej otwarci, niż uczniowie z
innych domów, i zdecydowanie mniej pruderyjni, czym oznaczała się duża część
Gryfonów. – Mówiłam ci, żebyś pomyślał o czymś naprawdę szczęśliwym. Harry też
to mówił. To nie może być zwykłe wspomnienie.
- Chyba musisz mi pomóc zdobyć
takie wspomnienie – Sam mrugnął do niej z szerokim uśmiechem.
- A weź! – wykrzyknęła i uciekła
do Hermiony, nie chcąc się zastanawiać o co chodziło chłopakowi.
Powoli zaczęli zbierać się na
kolację. Podzieli się na grupki idąc w stronę Wielkiej Sali. Na przodzie szedł
Harry z Herminą i Ginny. Dziewczyny dumnie rozprawiały o swoich patronusach, a
Harry gratulował im ich osiągnięcia. Coraz częściej można ich było spotkać w
takim składzie. Tak jakby skład Złotej Trójcy zmienił się nieznacznie, gdy miejsce
Ronalda zajęła jego siostra. Rudowłosa Gryfonka wśród swoich kolegów i
koleżanek z Gryffindoru na jej roku nigdy nie czuła się zbyt dobrze, byli oni
dla niej zbyt infantylni. Dlatego tak się cieszyła na spotkania JP, gdzie znalazła
swoje miejsce wśród przyjaciół. Na dodatek zbliżyła się jeszcze bardziej do
Harry’ego i Hermiony, którzy byli dla niej jak kolejne rodzeństwo, a którym
mimo wszystko brakowało Weasley’a w ich niewielkiej grupce. Ginny ze swoim
humorem i otwartą głową zapełniła tę lukę. Za nimi szła Luna, która zagadywała
Neville’a o jakieś nieistniejące stworzenia. Za nimi szła grupa Ślizgonów.
Najpierw Nicole, Vanessa i Camile, które wesoło plotkowały, a za nimi Draco,
Sam i Blaise, który dokuczał żartobliwie przyjaciołom z powodu braku ich
patronusów. Chciał ich rozbawić i bardzo szybko mu się to udało, bo zaraz
zaczęli się żartobliwie obrzucać wyzwiskami.
Za nimi w wymieszanej grupie szli pozostali Gryfoni, Ślizgoni, Krukoni i
Puchoni. Dla JP nieważny był już podział na domy. Dopiero w Wielkiej Sali
rozdzieli się chcąc usiąść na swoich miejscach. Jednak zanim do niej weszli
trafili przy wejściu na osobę, z którą do tej pory starali się mijać. Wszyscy
zatrzymali się natychmiastowo nie będąc pewnym co się stanie. Ronald Weasley
najpierw obrzucił trójkę Gryfonów na przedzie zbolałym wzrokiem, w którym widać
było ból, tęsknotę i żal, jednak zaraz jego wzrok przeniósł się dalej
zatrzymując na Ślizgonach. I znów mieli szanse ujrzeć w jego oczach nienawiść i
zazdrość. Harry widząc to zwiesił głowę. Już miał nadzieję, że Ron zaczął się
zmieniać. Po tym co zrobił Laurze rudy Gryfon uspokoił się i skupił na
ignorowaniu byłych przyjaciół i na odbyciu szlabanu, który miał trwać do końca
tego roku. Weasley minął całą ich grupę z niezadowolonym wyrazem twarzy i
usiadł przy końcu stołu Gryfonów. Ginny poklepała Pottera po ramieniu.
- Nie martw się Harry, kiedyś do
niego dotrze jakim jest idiotą. A że znam go niestety całe życie to wiem, że
będzie to zdecydowanie później niż wcześniej. – Harry wzruszył tylko ramionami
na słowa Ginny i ruszył do Wielkiej Sali. A za nim reszta.
Kolejne dni mijały uczniom na pilnej
nauce i od czasu do czasu dobrej zabawie. JP dalej z powodzeniem ćwiczyli. I mogli
już śmiało równać się z wykwalifikowanymi czarodziejami na polu bitwy, co nie
omieszkali im oznajmić Huncwoci obecni na jednym ze spotkań. Trójka mężczyzn dumna była z młodzieży, w której widzieli zapał i zaangażowanie. To samo które
było w nich, gdy byli w ich wieku. Harry i Nicole dużo czasu spędzali na
ćwiczeniu animagii. Różne części ich ciała zmieniały się w zwierzęce na coraz
dłuższy czas. Nie rozmawiali między sobą o tym chcąc zrobić drugiemu
niespodziankę, gdy już im się uda. Dużo czasu spędzali również na badaniu
patronusa. Próbowali rzucać zaklęcie z dodatkową formułą, którą znaleźli w
pamiętniku Emmanuelle Robespierre. Ale na razie nic z tego nie wychodziło.
Żadnemu z nich to nie wychodziło. Przy badaniach tego zaklęcia zazwyczaj
nieobecny był Draco. Twierdził, że skoro nadal nie potrafi wyczarować nawet
słabej tarczy chroniącej przed dementorami to jest zbędny na tych spotkaniach.
A z pomocą Ginny i Harry’ego, którzy pomagali Samuelowi nawet jemu udało się
wyczarować cielesnego partonusa. Ku rozbawieniu Ślizgona jego chronić miała
wiewiórka, co spowodowało w Ginny zakłopotanie. Uznała jednak to za przypadek.
Draco i Nicole nadal często nocami zaszywali się na wieży astronomicznej. Te
spotkania pomagały im gdy nie mogli spać, albo gdy męczyły ich koszmary.
- Jakoś czułam, że cię tu spotkam
– mruknęła Nicole gdy pewnej nocy weszła na swoją ulubioną wieżę i ujrzała tam
przyjaciela.
- Ciekawe, że jakoś nie potrafimy
się spotkać nocą w Pokoju Wspólnym tylko tu – zaśmiał się Draco.
- Przeznaczenie.
- Nie mów, że wierzysz w takie
głupoty – zakpił. Nicole jednak pozostawiła to bez odpowiedzi.
- Dlaczego nie zostałeś z nami po
spotkaniu JP? – zapytała po dłuższej przerwie. – Próbowaliśmy coś zdziałać z tym patronusem elementą, ale nic nam nie wyszło.
- Nie wydaje mi się, że przydam
się wam akurat w tym. – Blondyn się zasępił.
- Draco, to że nie udało ci się
jeszcze z patronusem to nic nie znaczy. – Ślizgonka od razu zrozumiała co miał
na myśli. Szczególnie, że Camile jej się dzisiaj żaliła, że od spotkania, na
którym ćwiczyli patronusa jej brat nie jest sobą, a nie chce z nią o tym
porozmawiać.
- To jest za dobra magia jak dla
mnie – wyszeptał mając w głębi duszy nadzieję, że dziewczyna nie usłyszy.
Intensywnie wpatrywał się w księżyc, który już nie długo miał być w pełni, nie
chcąc na nią patrzeć.
- Draco, oszalałeś. Zobaczysz, że
wreszcie ci się uda. O mam pomysł! – wykrzyknęła. – Zakład, że do końca
szóstego roku nauczę cię wyczarowywać cielesnego patronusa? Jeśli mi się uda
spełniasz moje życzenie, jeśli nie ja spełniam twoje! Stoi?!
- Potter, dorośnij – prychnął.
- Ooo znowu przechodzimy na
nazwiska? – zaśmiała się. – Ale okej, skoro tchórzysz.
- Jestem Ślizgonem, nie Gryfonem.
To na mnie nie działa. – Draco obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.
- Z takim podejściem to
powinieneś być Puchonem. – Chociaż sama nie miała nic do wychowanków domu
Huffelpuff to wiedziała, że dla Malfoy’a będzie to obelga.
- Ty wredna… - I miała rację,
jednak chłopak nie mógł wymyślić dla niej odpowiedniego przytyku.
- Ktoś tu chyba się zapowietrzył.
– I wybuchnęła wesołym śmiechem.
- Ty naprawdę jesteś wredna –
oznajmił oburzony.
- Uczę się od najlepszych -
mrugnęła do niego. – To jak stoi? – Szeroki uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Niech ci będzie – odparł ze
zrezygnowaniem.
- To wstawaj – rozkazała.
- Co? Teraz? – Był zaskoczony.
Nicole wstała i pociągnęła go za ramię.
- Nie mam zamiaru tracić czasu, a
nie zamierzam przegrać. – Więc Draco już w lepszym humorze spełnił jej
życzenia, a raczej rozkaz. – Chwyć różdżkę i zamknij oczy – nakazała, więc
zrobił to. Czuł, że stoi bardzo blisko niego. – Pomyśl o Camile. O jej
uśmiechu, który potrafi poprawić nawet najgorszy humor. O jej błękitnych
oczach, które zawsze świecą wesołym blaskiem. O tym jak cię wspiera i jak ty ją
wspierasz. Teraz pomyśl o swojej mamie. O tym jaka jest dla was ciepła, gdy
wobec innych zachowuje się chłodno. O jej ciepłym, delikatnym uśmiechu gdy
patrzy na ciebie i Camile. O tym, że zawsze chce was chronić i o tym jak
wspaniale się wami opiekuje. – Nicole wiedziała, że te dwie kobiety dla Dracona
są wszystkim, że za nie bez wahania odda swoje życie. – Teraz pomyśl o tym jak
szczęśliwi będziecie, gdy to wszystko się skończy. Jak wolni będziecie. –
Chwyciła go delikatnie za dłoń. – Czujesz to? – Gdy kiwnął prawie
niezauważalnie głową. – A teraz wypowiedz zaklęcie – zakończyła szeptem. Draco
będąc w pełni świadom jej dłoni spoczywającej na jego własnej, cały czas
pamiętając o tym o czym nakazała mu myśleć, otoczony jej kwiatowym zapachem
wyszeptał zaklęcie. – Otwórz oczy – usłyszał jej radosny głos. Zrobił to i
ujrzał przed sobą białą mgłę, która uformowała się w silną tarczę. Czuł to. Tą
euforie, że mu się udało i wreszcie uwierzył, że jest godny takiej ochrony.
Opuścił różdżkę i mgła zniknęła. – Widzisz? Udało się!
- Nie ciesz się tak, jeszcze nie
wygrałaś. Ma być cielesny – zaznaczył, a jego oblicze również rozjaśnił
uśmiech. Coś mu się wydawało, że to, że mu się wreszcie udało coś wyczarować
było bardziej związane z jej ciepłą dłonią, której nie puściła, gdy rzucał
zaklęcie.
- I będzie, zobaczysz – zapewniła
pewna siebie. – Ale teraz wracajmy do dormitorium. Myślę, że uda nam się
zasnąć. – A więc zrobili tak jak mówiła.
***
Cześć,
Dziś kolejny rozdział. Cieszę się,
że zdążyłam dziś go wstawić, bo miałam pewne obawy, że mi się nie uda. Na
szczęście nic takiego się nie stało. Mam nadzieje, że się Wam spodoba.
A teraz słowem wyjaśnienia 😉
Ja tam lubię Damiena, od początku
miał być postacią, która rozładuje emocje swoimi głupimi żartami, a przy okazji
jego pojawienie się sprawiło, że choć na chwilę mogłam wrócić do przeszłości
Nicole w Beauxbatons. A przy tym nie jest to postać, która może mieć
jakikolwiek wpływ na rozwój historii, no może poza pokazaniem jawnej zazdrości
Draco.
Ja wiem, że wielu z Was mnogość
postaci nie pasuję. Sama przyznaję, że niektórych stworzyłam pod wpływem chwili
bez żadnego planu na nich, ale to nie oznacza, że któregokolwiek będę na siłę
uśmiercać. Nie chcę zdradzać dalszej fabuły, więc przyznam jedynie, że lubię
szczęśliwe zakończenia. Jeśli komuś to nie pasuję, to wybaczcie, ale
przepraszać za to nie będę.
Jeśli zaś chodzi o wątki miłosne,
które z tego co zauważyłam też są niepożądane wśród wielu z was, to była to
jedna z niewielu rzeczy, które miałam zaplanowane od początku, w sensie kto z
kim. Opisuję tutaj historię młodych ludzi, dla których relacje miłosne i
związki są ważnym aspektem tzw. dojrzewania i to bez względu czy dzieje się to
w czarodziejskim świecie, czy jest czas wojny, na takie rzeczy zawsze jest
czas. Nie chcę opisywać każdej relacji, bo wyszedłby z tego niezły tasiemiec, a
historia i tak jest długa, z resztą nie jest to moim zamiarem. Jednak to, że
dokładnie nie opiszę dlaczego ktoś z kimś to nie znaczy, że taka relacja nie
będzie istnieć w moim opowiadaniu. To, że możecie być świadkami jak rozwija się
związek Nicole i Dracona, jest spowodowane wiadomym względem, czyli tym, że
Nicole jest główną bohaterką.
Impreza sylwestrowa miała być
mała odskocznią i nie chciałam rozpisywać jej na kolejne trzy rozdziały. Chciałam
tylko krótkiego opisu, że było, że pili, i że się dobrze bawili. Według mnie
wyszło to dobrze.
Konkretnie się rozpisałam pod
rozdziałem, ale chciałam wyjaśnić te kilka spraw.
W każdym razie do następnej
niedzieli.
Miłego czytania.
Pozdrawiam,
Rozdział jak zawsze mega! Teraz tylko czekać do następnej niedzieli.
OdpowiedzUsuńPrzyznam że trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, ale wyciągnęłam się w historię Nicole i czekam na więcej.
Fajny pomysł z tym JP (hehe, mugole mieliby ubaw). Cieszy mnie powrót Rona do opowiadania i to w jak się okazało niezmienionej formie. PS. Jako, że odpisałaś na mój komentarz (swoją drogą dziękuję, miły gest) odpowiem, bo się chyba nie do końca zrozumieliśmy. Nie tyle chodzi mi o mnogość bohaterów samą w sobie, czy konieczność uśmiercania kogokolwiek na siłę, ile raczej na fakt, że w porównaniu do poprzednich fragmentów mocno było jednak dużo ważnych dla akcji bohaterów typu Voldemort czy Dumbledore… tym bardziej jeżeli zestawić np. tego pierwszego i porwanie Nicole, próbe morderstwa Robespierrów na cmentarzu podczas pierwszej rocznicy śmierci ich rodziców... coś w ten deseń, to nie wyklucza przecież słodkiego zakończenia. To tak gwoli sprecyzowania. Do następnego!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie powrót organizacji JP, bardzo fajny pomysł z problemem wyczarowania Patronusa przez Draco - przypomniały mi się te fajne psychologiczne momenty związane z Nicole. Mam nadzieję, że ten blog będzie trwał i trwał jeszcze długo, bo pięknie piszesz. Mam nadzieję, że na studiach nie jest za ciężko i wena dopisuje.
OdpowiedzUsuńSuper Rozdział , Weny Rzyczę.
OdpowiedzUsuń