niedziela, 31 maja 2020

Rozdział 64

Z samego rana nieprzytomne po nocnych przygodach Nicole i Vanessa opowiedziały wszystko co się działo Camile. Panna Malfoy była szczęśliwa jak usłyszała, że kolejna jej przyjaciółka jest szczęśliwie zakochana, ale też miała niezły ubaw z ich konfrontacji z rodzicami Nicole.

- W sumie to nie jest śmieszne, Draco jest przerażony wizją tej kolacji – powiedział poważnie Nicole, ale gdy blondynka nie mogła wytrzymać ze śmiechu ona też się roześmiała.

- Merlinie, chciałabym to zobaczyć. Będziecie musiały mi zdać pełną relację – nakazała Camile. A potem pobiegły na śniadanie widząc, że zostało im już nie wiele czasu do pierwszych zajęć. Dosiadły się do chłopaków, którzy już kończyli spożywać swój posiłek. Po przywitaniu same wzięły się za jedzenie. Camile posłała w stronę brata i Nicole zwiedzione spojrzenie.

- A ja myślałam, że chociaż się jakoś czule przywitacie, a wy nawet nie usiedliście obok siebie – zauważyła.

- Cami ty wiesz do kogo ty to mówisz? Kurde jakbyś nas nie znała. Przypominam, że twój brat chyba tylko po torturach sam z siebie ściągnął by ze swojej twarzy tę zimną maskę, a i po mnie nie spodziewaj się żadnych misiów, pysiów czy maślanych wzroków. – Nicole otrząsnęła się z obrzydzeniem. – Rzygam tęczą normalnie.

- Merlinie dzięki ci, że to właśnie na Potter mam być skazany – stęknął blondyn, na co stół Ślizgonów zatrząsnął się od śmiechu ich grupy.

- Przypominam ci, że miałeś do mnie mówić po imieniu – zauważyła Nicole.

- Tylko na dzisiejszej kolacji, na której będę zmuszony patrzeć jeszcze na trójkę takich jak ty – odparował, czego Nicole nawet nie skomentowała. – Merlinie zapomniałem wypracowania na obronę – stęknął. – Dobra spotkamy się pod salą. Nara. – I wyszedł. Zaraz za nim z Wielkiej Sali zniknął Harry.

- Niki, wy w ogóle nie jesteście romantyczni! – Camile była oburzona.

- A spodziewałaś się czegoś innego po nas? – zapytała z sarkazmem. Przyjaciele kolejny raz zaśmiali się głośno.

Draco tymczasem już prawie dotarł do lochów, gdy poczuł szarpnięcie. Ktoś pociągnął go do pobliskiego pomieszczenia.

- Potter, oszalałeś?!

- Nie. Chciałem pogadać – stwierdził tylko nie przejmując się niezadowolonym grymasem na twarzy Draco. – Malfoy, czy ty i moja siostra to na poważnie?

- Potter, serio masz zamiar robić mi wyrzuty z powodu mojego związku z Potter, znaczy się z Nicole? – W myślach uznał, że rzeczywiście nie brzmi to dobrze.

- Chce wiedzieć tylko czy jest szczęśliwa.

- Czemu jej nie zapytasz? Jestem ostatnim człowiekiem, który ma ochotę na rozmowę z tobą.

- Bo pytam ciebie. – Gryfon wpatrywał się intensywnie w twarz swojego odwiecznego przeciwnika, który pod tym spojrzeniem poczuł się nieswojo.

- Liczę na to, że to jest bardzo na poważnie i mam nadzieję, że jest szczęśliwa. – Po chwili zawahania dodał – i zrobię wszystko aby zawsze była szczęśliwa. – Harry skinął głową, a na jego twarzy wymalowała się ulga. Zaraz jednak ponownie przybrał zaciętą minę.

- Jeśli ją kiedykolwiek zranisz… - nie dokończył, ale Ślizgon zrozumiał.

- To sam sobie zrobię to na co ty będziesz miał ochotę – dokończył za Gryfona poważnie.

- W takim razie chyba powinniśmy… - zaczął koślawo nie widząc jak zakończyć to co chciał powiedzieć. Zaraz jednak wyciągnął rękę do Ślizgona, który z szokiem wypisanym na twarzy przyjął dłoń i nią potrząsnął.

- Cieszę się, że mamy to za sobą, a teraz sorry, ale muszę zabrać wypracowanie na obronę i jeszcze się nie spóźnić – sarknął swoim zwyczajowym chłodnym tonem Draco.

- Jasne. To do zobaczenia na obronie. -  Harry wyszedł, a za nim Draco.

Ślizgon w ostatniej chwili zdążył wejść do sali obrony, aby nie dostać ochrzanu od Brauna. Na pytanie Nicole – co ci tak długo to zajęło? – wzruszył tylko ramionami nie chcąc wdawać się w szczegóły.

 

Tak to się zwykle dzieje, że kiedy istnieje coś czego nie chciałoby się przeżyć to czas jakby przyspiesza, aby stało się to szybciej. Tak właśnie czuł się tego dnia Draco, bo zanim się obrócił już nieuchronnie zbliżała się pora kolacji. Kiedy ich przyjaciele skierowali się do Wielkiej Sali Draco, Nicole i Vanessa ruszyli na pierwsze piętro do komnat należących do ochrony. Przed samym wejściem spotkali Harry’ego, ale teraz młodzież nie miała ochoty na wesołe pogaduszki, bo jedynie skinęli sobie głowami w powitaniu i zapukali do drzwi. Otworzyła im pani Potter ubrana w piękną kwiecistą sukienkę, która świetnie pasowała do jej zielonych oczu i rudych włosów. Młodzież również pozbyła się swoich uczniowskich szat. Dziewczyny też ubrały się w sukienki, jednak po nocnej przygodzie Nicole zdecydowała się na długą zieloną sukienkę z niedużym dekoltem, aby znowu jej ojciec nie marudził, że chodzi roznegliżowana. Vanessa także zdecydowała się na skromną tylko, że czarną sukienkę, która bardzo dobrze komponowała się z jej długimi czarnymi włosami i czarnymi oczami. Draco miał na sobie świetnie dopasowane czarne spodnie i czarną koszulę, a Harry jeansy i granatową koszulę w drobną kratkę.

- Wejdźcie – zaprosiła ich kobieta. – Cieszę się, że przyszliście. Pozwoliłam sobie zaprosić parę dodatkowych osób. Na widok tych osób nastolatkom opadły szczęki. Tak jak Nicole się spodziewała oprócz rodziców, byli również Syriusz i Remus, ale to co było szokiem dla nich to była obecność Narcyzy Malfoy i Severusa Snape’a. W jednej chwili na widok tego ostatniego Harry’emu odpłynęły całe kolory z twarzy. Gdy zaczął spotykać się z Vanessą nie myślał o tym, że będzie zmuszony do spotkania z jej ojcem poza lekcjami, który jest tym Mistrzem Eliksirów, który go nienawidzi i od sześciu lat planuje jak podać mu truciznę, tak aby Dumbledore nie domyślił się, że to jego sprawka.

- No po raz pierwszy współczuję ci Potter. – Draco zaśmiał się chamsko i starał powiedzieć to tak cicho aby tylko oni usłyszeli. Nie udało mu się to, bo zaraz zauważył jakim spojrzeniem obdarzył go James Potter. Przełknął głośno ślinę, a Nicole pomyślała, że doczekała się czegoś czego nikt się nie spodziewał. James Potter i Severus Snape, odwieczni wrogowie znaleźli się w tej samej sytuacji przez co wykazywali podobne zachowania. Na dodatek zarówno Draco jak i Harry czuli się w tej chwili tak samo, gdyż obaj mieli podobnie przestraszone miny. Z tego odrętwienia wyrwała ich Narcyza, która przywitała się z synem i resztą.

- Witaj, Draco.

- Witaj, mamo. – Ślizgon pozwolił się objąć. Również Remus postanowił się ze spokojem przywitać. Ta trójka, czyli Lily, Narcyza i Remus chcieli, aby spotkanie przebiegło w jak najlżejszej atmosferze. Syriusz co prawda nie miał zamiaru wchodzić w żadne konflikty, a jedynie dobrze się bawić.

- W takim razie skoro wszyscy już się przywitaliśmy – zaczęła Lily, a było to małe niedopowiedzenie, gdyż James i Severus nie ruszyli się ze swoich miejsc, które do tej pory zajmowali. – To może usiądziemy do stołu – zaproponowała.

- Mamo, myślę, że to nie jest dobry pomysł – sprzeciwiła się Nicole. – W takiej atmosferze nikomu nie będzie dopisywał apetyt, a ja nie mam zamiaru obserwować jak tata wysyła tylko te mordercze spojrzenia.

- Jak możesz… - mężczyzna się oburzył.

- Jim, a co robisz odkąd weszli? – skwitowała to jego żona. Mogła się domyślić, że jej córka będzie wolała od razu wszystko wyjaśnić. Odkąd ją ponownie poznała zauważyła, że takie konflikty woli rozwiązywać od razu, a nie czekać na wybuch emocji. Więc dała jej wolną rękę.

- Tato, możesz na mnie krzyczeć, ale najpierw daj mi skończyć to co chcę powiedzieć. – Ślizgonka mówiła pewnie nie chcąc, aby zadrżał jej głos. – Nie będę się tłumaczyła, bo w zasadzie to z kim się umawiam, czy też nie umawiam to moja prywatna sprawa, ale wiem, że ty i mama chcecie dla nas jak najlepiej. Dlatego proszę cię, abyś zrozumiał, że to najlepsza decyzja jaką podjęłam w sprawie mojego prywatnego szczęścia. – Tu złapała swojego chłopaka za dłoń, aby poczuć jego wsparcie. – Kocham Draco, a Draco kocha mnie. – W tej chwili chłopak mocniej ją ścisnął, aby była pewna, że to prawda. – Nie interesuje mnie to kim jest jego rodzina, które z nas ma czystszą krew i liczę na to, że on również nie będzie się przejmował moją nazbyt nadgorliwą rodziną. – Uśmiechnęła się delikatnie, a Draco gdyby nie sytuacja prychnąłby ironicznie. – Nie interesuje mnie w tym wypadku wojna, bo wiem, że staniemy po tej samej stronie i będziemy walczyć o to, żebyśmy mogli być szczęśliwi. Rozumiesz? – zapytała patrząc na ojca, ale ten tylko wciąż ich obserwował nie odzywając się.  Narcyza jednak nie miała żadnych oporów, aby do nich podejść.

- Draco jestem taka szczęśliwa, że znalazłeś swoje szczęście. – Pogłaskała go po policzku czułym gestem, a potem ucałowała go w niego. Następnie zbliżyła się do Nicole i powiedziała – Cieszę się, ze to przy tobie znalazł to szczęście. Zasługujecie na nie. – Po czym uściskała młodszą kobietę i szepnęła jej do ucha tak, aby tylko ona ją słyszała. – Dbaj o niego, proszę. – Nicole choć nie spodziewała się takich gestów po wiecznie zdystansowanej i chłodnej Narcyzie Malfoy wzrokiem przekazała jej, że nie musi się o to martwić. Lily również uściskała ich oboje ciesząc się szczęściem córki.

- Tato, a ty coś powiesz? – zapytała Ślizgonka. James zamknął na moment oczy jakby musiał się na coś zdecydować po czym podszedł do nich. Zwrócił się jednak do chłopaka.

- Jeśli ona przez ciebie uroni choć jedną łzę to znajdę cię choćbyś się schował na Madagaskarze czy innej Jamajce, a wtedy tortury Voldemorta będą jedynie niewinną pieszczotą w porównaniu do tego co ja ci zrobię – zapowiedział poważnie, a zarówno Draco jak i Nicole wiedzieli, że nie żartuje.

- I nie będzie w tym sam – oznajmił pewnie Remus i razem z Syriuszem stanęli po bokach przyjaciela.

- Panie Potter, jeśli zrobię coś przez co ona choć raz zapłacze, to sam pana znajdę, aby mógł mi pan zrobić to o czym pan marzy od wczorajszej nocy. – Draco był pewny tego co mówi i zauważył to każdy obecny w salonie Potterów. – Z resztą to samo powiedziałem dziś pana synowi.

- Tato to prawda. On nie skrzywdzi Nicole – włączył się Harry, a na twarzy dziewczyny wypisane było wzruszenie spowodowane zarówno tym jak ojciec chce o nią dbać, jak i wyznaniem Dracona, ale też szok na wieść o tym, że Harry i Draco odbyli rozmowę sam na sam nie zmuszani przez nikogo i najwyraźniej się nie pozabijali. James Potter po wyznaniu syna uśmiechnął się w swój huncwocki i wyciągnął dłoń, aby uściskać wybranka swojej córki. Draco ze zdziwieniem przyjął to, że ten człowiek był już drugim dzisiaj Potterem, który wyciągał do niego niemal przyjaźnie dłoń, a na dodatek Draco z tym poczuciem czuł się dobrze. Zaraz za mężczyzną gest ten wykonali pozostali Huncwoci na znak aprobaty. James poczochrał jeszcze z wesołym uśmiechem córkę, która odwzajemniała mu się tym samym.

Do wyjaśnienia pozostała jeszcze jedna sprawa. Do tej pory jedynymi osobami, które się nie odezwali byli Snape’owie. Vanessa patrzyła na ojca ze strachem w oczach, a mężczyzna obserwował córkę na pozór spokojnym spojrzeniem.

- Tato… - zaczęła Ślizgonka kiedy wreszcie zrobiło się cicho. – Ja…

- Tak, co ty? – zapytał swoim jadowitym głosem. Jednak nie oczekiwał odpowiedzi. – Liczę na to, że następnym razem takie wieści przekażesz mi samodzielnie, a nie wysługując się obcymi osobami.

- Tato, przecież bym ci powiedziała – broniła się. – Tyko nie byłam pewna jak.

- Severusie, wybacz chciałam wam to jakoś ułatwić – wtrąciła się Lily.

- Nie ważne – uciął. W zasadzie to nie to go niepokoiło. – Cieszy mnie jednak to, że na razie to ukrywaliście. Im mniej osób wie o tym lepiej dla mnie.

- Co masz na myśli? – Vanessa nie zrozumiała początkowo.

- Wiesz jaka jest moja misja na tej wojnie. A ku mojemu ubolewaniu wy wolicie przejmować się hormonami niż tym co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Im dłużej Czarny Pan nie będzie wiedział o tym pożal się Merlinie związku, tym lepiej. Tylko dzięki temu, że nieustannie przekonuję Czarnego Pana, że jesteście pod ochroną Dumbledore’a nie macie jeszcze wypalonego mrocznego znaku. I nie zdziwi cię chyba to, że wolałbym aby tak zostało, szczególnie, że już wasze przyjaźnie ze zdrajcami i jego byłymi więźniami nie wyglądają dobrze. – Snape mówił cicho swoim mrocznym głosem, ale wszyscy doskonale go słyszeli. Vanessa zbladła. Do tej pory nie myślała, że to w kim się zakocha będzie miało wpływ na to czy jej ojciec przeżyje wojnę. Rola szpiega i bez tego nie była łatwa.

- Tato, przepraszam ja nie myślałam…

- Oczywiście, że nie myślałaś – sarknął. – Ale wierzę, że teraz rozumiesz i nawet Potter nie jest na tyle głupi, aby zrozumieć. Nie każę ci przerywać tego beznadziejnego związku, choć wiem że stać cię na kogoś lepszego. – Tu Vanessa spojrzała na niego z oburzeniem. – Ale znając cię i tak zrobisz to co będziesz chciała. A ja chcę, żebyś była… szczęśliwa. – Przy ostatnim słowie prawie się udławił wypowiadając je z obrzydzeniem. – Poza tym gronem i tych bachorów, z którymi non stop przebywasz nikt nie może się dowiedzieć. Uważajcie przede wszystkim na tych idiotów Crabbe’a i Goyle’a, i na Notta. Jego ojciec zdecydowanie coś knuje z Czarnym Panem, a ja nie wiem co – zakończył. - A teraz proszę wybaczyć, ale czeka mnie jeszcze spotkanie z dyrektorem. Dziękuję Lily za zaproszenie na kolację, ale dziś nie skorzystam. Żegnam. – Skierował się w stronę wyjścia, ale zanim wyszedł odwrócił się jeszcze do nich. – Potter, a tobie radzę uważać. – Słowa te wypowiedział głosem, w którym słychać była cały jad na jaki było go stać.

- Dzięki tato – wykrzyknęła Vanessa szczęśliwa, bo po przemowie ojca zrozumiała, że choć martwi się o nią to nie będzie się sprzeciwiał jej decyzjom.

- Tak, panie profesorze! – odpowiedział z lekkim opóźnieniem nieco piskliwym głosem Harry. Vanessa, Nicole i Draco skwitowali to chamskim śmiechem.

- Masz przesrane na eliksirach, Potter – zauważył wrednie Draco. A Harry jeszcze bardziej zbladł.

- No dobrze koniec tych przepychanek. Siądźmy wreszcie do tej kolacji – zauważyła Lily. Kolejne dwie godziny spędzili w komnatach państwa Potter. Wbrew przewidywaniom Dracona czas minął im bardzo przyjemnie. Poruszali różne tematy. Narcyza chciała dowiedzieć się coś więcej o ostatniej walce w Hogsmeade. Po spożytej kolacji stanęła przy kominku pytając Dracona czy na pewno on i Camile wyszli z tego cało.

- My tak, ale tylko dzięki tej wariatce – i wskazał na Nicole, która siedząc przy stole żywo dyskutowała z Huncwotami i Harrym o animagii.

- Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona kobieta. Nie miała żadnych informacji o tym ataku, bo w tym czasie spędzała czas u Andromedy. Dopiero dziś, gdy przyjęła zaproszenie od Lily mogła dowiedzieć się czegoś więcej.

- Zasłoniła mnie przed klątwą Lucjusza. Nie wiem co to było za gówno, ale gdyby nie wuj Severus, który za pomocą legilimencji pokonał klątwę to nie wiem co by mogło… - Narcyza zauważyła, że w oczach syna zalśniły łzy, ale nie chcąc wprawiać go w zakłopotanie nie zwróciła na to uwagi.

- Synu, na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a ja jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy takie osoby po swojej stronie.

- Mamo ja go zabiję – oznajmił jakby nie zwrócił uwagi na to co powiedziała mu kobieta. – Gdy go spotkam już nic go nie uratuje. Zniszczę go za to co zrobił nam. Tobie i Camile i za to co zrobił jej. Choćby miał mnie zabrać ze sobą to zabiję go! – Pewność w jego głosie przekonała Narcyzę, że jej syn wciąż cierpi przez swojego ojca. Nie chciała do tego dopuścić.

- Draco, nie możesz żyć rządzą zemsty – tłumaczyła. – Ona będzie cię zżerać od środka. Nie możesz pozwolić, aby ten człowiek niszczył ci życie. Masz wspaniałą, dzielną dziewczynę. Skup się na tym, błagam! – Nicole jakby wyczuła, że coś jest nie tak, bo podeszła do nich.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy wszystko w porządku? – zaniepokoiła się widząc napięte miny matki i syna. Draco pozbył się już łez z oczu, ale miał wyjątkowo niepokojący wyraz twarzy. Nicole nie mogła odgadnąć czy jest to zaniepokojenie, zaciętość czy wściekłość. – Draco, co się stało? – Chłopak nie chciał jej mówić o czym przed chwilą rozmawiał. Z resztą wiedział, że ona znała go na tyle, że była świadoma jego nienawiści do ojca i co ona powoduje. Dlatego tylko objął ją, pocałował w czoło i mruknął:

- Nic. Cieszę się po prostu, że cię mam. – Narcyza uśmiechnęła się do syna i jego dziewczyny.

- Pamiętaj o czym ci mówiłam – powiedziała i skierowała do Lily, z którą chciała jeszcze porozmawiać.

 

Kolejne dni mijały spokojnie i tylko Harry cierpiał gdy musiał zejść do lochów na lekcję eliksirów. Profesor Snape czepiał się go jeszcze bardziej, wysyłał mu jeszcze groźniejsze spojrzenia i odpytywał go jeszcze częściej. Jednak dzięki temu, że kiedy już Potterowi udało się zdać SUMy z eliksirów na wybitny to poważnie wziął się za naukę tego przedmiotu. Wiedział, że jest on niezbędny do pracy aurora, a nie chciał aby nauczyciel wyrzucił go z zajęć. Czasami gdy przerabiali trudniejszy temat prosił o pomoc Vanessę. Kiedyś tą osobą była Nicole, ale teraz mógł się dzięki temu spotkać z Vanessą nie wzbudzając u nikogo podejrzeń. A że teraz Snape uwziął się na niego dwa razy mocniej potrzebował korków z eliksirów trochę częściej. No ale czego się nie robi dla dziewczyny.

Nicole i Harry po kilku spotkaniach z Huncwotami w Zakazanym Lesie nie mieli już żadnych problemów ze swoimi animagicznymi przemianami. Podążając za wskazówkami Syriusza i Jamesa udało im się opanować ich wewnętrzne zwierzęta. Teraz już przemiana nie sprawiała im problemu i nie wyczerpywała ich magii. Raz nawet odważyli się dołączyć do Huncwotów podczas pełni. Wiedząc, że żaden z mężczyzn się na to nie zgodzi po kryjomu śledzili ich, aż do wierzby bijącej. Wiedzieli, że tam Remus się przemieni, a potem ruszą na kolejną przygodę do Zakazanego Lasu, dlatego sami przemienili się w zwierzęta i czekali na nich w lesie. Chwilę po tym jak pojawił się księżyc usłyszeli głośne wycie, więc czekali ze zniecierpliwieniem. Po kolejnej godzinie odnaleźli wilkołaka biegającego z wielkim psem i jeleniem. Podbiegli do nich. Remus nawet po przemianie ich poznał, a Nicole miała wrażenie, że jest zły za to, że się pojawili. Odwrócił się i wbiegł w głąb lasu. Pies i jeleń również przypatrywali im się z naganą, dlatego aby uniemożliwić im zamiar odprowadzenia z powrotem do Hogwartu pobiegli za wilkołakiem. Tym sposobem tej nocy w Zakazanym Lesie szwędał się nie tylko wilkołak z psem i jeleniem, ale też lew i pantera. Następnego dnia jednak czekała ich niezła awantura za to. Nawet James i Syriusz się wściekli i urządzili im awanturę o to, że zachowali się nieostrożnie, bo przecież Remus w swojej postaci mógł ich nie zaakceptować i mogło dojść do walki. Nicole i Harry przekonali ich tylko, że chcieli być częścią tej przygody, którą oni od lat przeżywali. Nie sądzili, że może to się źle skończyć, bo przecież teraz Lupin, w porównaniu do ich szkolnych lat, pił eliksir tojadowy, który sprawiał, że był dużo bardziej świadomy. A oni tylko chcieli przeżyć to co ich ojciec i ojcowie chrzestni. To wytłumaczenie zmiękczyło serca dwójki Huncwotów i już mieli im wybaczyć, gdy awanturę na nowo rozpoczęła Lily, która dołączyła do nich akurat po odwiedzinach u odpoczywającego Remusa. Lunatyk musiał jej przekazać co jej dzieci zrobiły tej nocy. Tyrada Lily trwała znacznie dłużej niż ta Jamesa i Syriusza. Beształa ich za głupotę, brak ostrożności, brawurę, zbyt duże podobieństwo do ojca i jeszcze raz za głupotę. Gdy już na nich porządnie nawrzeszczała swój gniew skierowała na Huncwotów. Ich w sumie opierniczała o to samo i o dawanie złego przykładu. Na koniec nakazała na nich obietnicę, że to pierwszy i ostatni raz kiedy robią coś tak głupiego, a potem wyszła wściekła.

- Przez was i nam się oberwało – James się nachmurzył. – Teraz ta ruda cholera będzie się wściekać przez co najmniej tydzień.

- Rogaczu przecież wszyscy dobrze wiemy, że masz na nią swoje sposoby – zaśmiał się Syriusz pocieszając przyjaciela.

- W sumie – i uśmiechnął się huncwocko. – Dobra dzieciaki spadajcie już stąd, bo jak matka wróci to znowu zacznie się wydzierać, a ja nie mam zamiaru się jej bardziej narażać. I idźcie do Remusa – nakazał. – On nie będzie wrzeszczał, ale to też będzie ciężka przeprawa. – Rodzeństwo poszło za radą ojca, więc już po chwili byli w jego kwaterach. Mężczyzna siedział w fotelu przed kominkiem wyglądając jeszcze słabo po wczorajszej pełni. Jego również przeprosili, przyznali, że zachowali się głupio i obiecali, że więcej tego nie zrobią. Mężczyzna był zawiedziony i nadal przerażony tym, że mógł im coś zrobić, ale dał się przeprosić i po jakimś czasie wybaczył.

 

JP bardzo dobrze sobie radziło na swoich spotkaniach, a dzięki temu nie mieli również problemów na obronie przed czarną magią, choć profesor Braun robił wszystko aby pogrążyć jak największą ilość uczniów. Po swoich spotkaniach część JP zostawało aby działać przy zaklęciu patronusa, ale choć minął kolejny miesiąc nadal nie doszli do tego jak rzucić rozwinięte zaklęcie. Wszyscy jednak zgodnie byli pewni, że gdy uda im się prawidłowo rzucić Expecto Patronum Elementa, czymś będzie się różnić to od zwykłego patronusa.

- Harry, jeśli komuś ma się to udać to tylko tobie – zauważyła podczas jednego ze spotkań Hermiona. Tym razem po spotkaniu dołączyli do nich również Huncwoci razem z Lily i Tonks. – Robisz to niemal machinalnie, a my musimy się porządnie skupić aby wyczarować normalnego patronusa, a co dopiero takiego zaawansowanego.

- Hermiono, to jest to! – wykrzyknęła podekscytowana Nicole. – Harry robi to niemal machinalnie! Nie potrzebuje się na tym skupić!

- No to właśnie powiedziałam, ale co to ma do rzeczy?

- Harry wyczaruj swojego patronusa – nakazała. Gryfon nie wiedział do czego dąży jego siostra, ale spełnił jej prośbę. I rzeczywiście nawet jego znudzony wyraz twarzy się nie zmienił, a już wokół nich biegał srebrzysty jeleń. – No właśnie. Jak to robisz to nie skupiasz się nawet szczególnie na wspomnieniu. Po prostu łapiesz różdżkę i już.

- No tak. Znaczy się myślę o czymś fajnym – tu spojrzał na rodziców i Nicole – i reszta sama się robi.

- No właśnie, a skoro Expecto Patronum Elementa jest bardziej zaawansowanym zaklęciem to i wspomnienie powinno być silniejsze. Pamiętasz co ci mówiłam po pierwszym spotkaniu z Adrienne. Ona mówiła, że twoją mocą są twoi bliscy, że twoja siła rośnie odkąd odzyskałeś rodziców, Syriusza i mnie. Pamiętasz?

- Czyli sądziesz, że…? W sumie co sądzisz? – Harry jeszcze nie do końca pojmował co Nicole ma na myśli.

- Że jakkolwiek egoistycznie by to nie brzmiało, aby wyczarować patronusa musisz myśleć o nas, o tych których kochasz. I aby ci się to udało my musimy być przy tobie, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Musimy ufać tobie i twojej mocy, a przede wszystkim stać za tobą murem. Dzięki temu właśnie będziesz silniejszy. – Harry spojrzał na nią nieco powątpiewająco, ale postanowił spróbować. Patrzył po kolei na wszystkich tych, których kochał. Rodzice, Nicole, Syriusz i Remus, Hermiona i Ginny, nawet reszta Ślizgonów, którzy stali się dla niego przyjaciółmi i to takimi jakim nie potrafił zostać Ron, i ona, Vanessa, która również patrzyła na niego z miłością. Zamknął oczy i wyszeptał:

- Expecto Patronum Elementa. – Już moment później wszyscy wiedzieli, że Harry’emu udało się. Patronus, który się pojawił również miał formę jelenia, ale tym razem był jakby większy i bardziej błyszczał. Wyglądał jakby był wypełniony małymi diamentami. Na dodatek cały iskrzył się małymi błyskawicami. To było niezwykłe zjawisko. Nicole gdy zobaczyła, że Harry’emu się udało powtórzyła to co zrobił on. Przybliżyła się jeszcze bardziej do Dracona, o którego cały czas się opierała i pomyślała o tym, że Lily, James i Harry zaakceptowali ją taką jaka jest i pokochali, a ona wreszcie odwzajemniła to uczucie, a także o tym, że Laura cały czas jest z nią, pomyślała o wczorajszej nocy, którą spędziła z Draconem, o tym jak szeptał jej w ciemności, że ją kocha i dzięki niej jest lepszym człowiekiem i jak ona się odwdzięczała tym samym, aż wreszcie wyszeptała to samo zaklęcie i choć nie spodziewała się, że jej się uda to po chwili zaskoczona przyglądała się tak samo błyszczącej kobrze. Potem jednak stało się coś czego nikt z nich się nie spodziewał kobra podpełzła do jelenia i wchłonęła w niego. Patronus Harry’ego stał się jeszcze jaśniejszy i odrobinę większy. Różdżkę Nicole i patronusa łączyła smuga światła. Gdy to się wydarzyło Harry jednak nie wytrzymał siły zaklęcia i upadł na ziemię. Różdżka wypadła mu z ręki. Nicole również ciężko oddychała.

- Harry – wykrzyknęły jednocześnie Lily, Vanessa i Nicole.

- W porządku – wystękał. – Ale to naprawdę dużo bardziej zaawansowane zaklęcie niż zwykły patronus. – Podniósł się i usiadł na kanapę, aby odpocząć. Nicole usiadła obok niego. – Od początku czuć, że to ten patronus wysysa więcej siły i magii. Trudniej go utrzymać – wyjaśniał, a Nicole kiwała głową potwierdzając jego słowa. – Jak twoja kobra wchłonęła w mojego jelenia to poczułem jednocześnie, że jeleń napełnia się większą siłą, ale też ja potrzebowałem jej więcej, aby go utrzymać. Długo nie dałem rady.

- Harry to było niesamowite. Świetnie ci poszło! – przekonywała go siostra. – Ale tylko jeśli będziemy działać wszyscy razem to nam się uda.

- Myślę, że to może być to co pokona Voldemorta – zaczęła mówić Hermiona przeglądając jednocześnie ich notatki dotyczące tego zaklęcia. – Nicole sama mówiłaś, że siłą Harry’ego są jego bliscy, więc myślę, że podczas bitwy wszyscy, którzy są prawdziwie po jego stronie, będą mogli dołączyć do patronusa Harry’ego. A my musimy ćwiczyć, aby Harry był na tyle silny magicznie, żeby potrafił wytrzymać tak wymagające zaklęcie i na koniec jeszcze pokonać tego gada. Na tym samym polega przecież nauka bardziej rozwiniętych zaklęć i klątw. Im częściej się ćwiczy tym bardziej rośnie moc czarodzieja potrzebna do wykonania czaru. – Wszyscy się z nią zgodzili. Wreszcie mieli plan dotyczący pokonania Voldemorta i to natchnęło ich nadzieją, ale z tyłu głowy każde z nich zastanawiało się czy idą dobrą drogą. Na dziś skończyli ćwiczenia, nie chcąc przeciążać Harry’ego.

 

***

Hej.

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Przy okazji wyjaśnię zachowanie Jamesa. Zarówno w poprzednim jak i w tym rozdziale chciałam wam pokazać jego rolę ojca, a nie relację w wrogami. A że Jim w moim opowiadaniu ma nie tylko syna, ale też córkę, to i relacje między nim, a tą dwójką jest nieco inna. Próbowałam pokazać, że Nicole z charakteru jest nieco bardziej podobna do ojca. Mimo, że to Ślizgonka to nie boi się podjąć ryzyka, a także różnych wyzwań, za przyjaciółmi wskoczy w ogień, jest im oddana do końca, a na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Z resztą wiecie jak to z córkami, Nicole to taka typowa córeczka tatusia. A że James przez wiele lat pozbawiony był dbania o swoje dzieci to teraz to nadrabia. Ledwo odzyskał córkę, a już musi ją „oddać” w ręce innego mężczyzny. Po prostu jest zazdrosny i brakuje mu tego czasu, który każdy inny ojciec spędza ze swoją córką, kiedy podczas jej dzieciństwa gra rolę tego pierwszego rycerza na białym koniu. A jeśli chodzi o Harry’ego to relacja ojca i syna różni się od relacji ojca i córki. Jim widzi w Harry’m swojego „następcę”, jest dumny z jego osiągnięć, a kiedy widzi, że temu udało się zdobyć ładną i mądrą dziewczynę, to najzwyczajniej na świecie gratuluje mu na swój męski sposób. Mam nadzieję, że udało mi się to choć trochę oddać.

Natomiast jeśli chodzi o to, która z trzech przyjaciółek jest ładniejsza to nie wydaje mi się, żebym to jakkolwiek wcześniej przedstawiła. Rozumiem, że to, że Vane jest córką Snape oznacza, że niekoniecznie może grzeszyć urodą, ale uznajmy, że młodzi Snape’owie z wyglądu są bardziej podobni do matki 😉 A to jak widzę wszystkie trzy dziewczyny możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie.

Nadal nie zaczęłam kolejnego rozdziału, ale obiecałam sobie, że zaraz do niego zasiądę, wreszcie chyba wiem jak go zacząć, bo do tej pory co włączałam worda to nie mogłam się skupić na zaczęciu. Liczę, że wyrobię się do niedzieli, ale jeśli nie to zaglądajcie do Spisu Treści. Gdy już będę bliżej końca niż początku pisania tego nieszczęsnego rozdziału 65 to tam znajdziecie info o dacie publikacji.

Zapraszam do czytania i życzę miłego tygodnia.

Pozdrawiam,

AniaXXX

5 komentarzy:

  1. Kurczę, rozdział nawet fajny, ale ten poczatek niezbyt. Według mnie ta kolacja nastapiła za szybko, było za słodko... a tym, kto "rzygał teczą najbardziej była o ironio Nicole. Szkoda, że tak naprawdę nie będzie żadnego spięcia na linii Draco-Harry, wątek kłótni Snape'a z Potterami też nie został wykorzystany. Wiadomo, że odskocznia jest potrzebna, ale ostatnio tego zdecydowanie za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Bardzo dobrze napisana przemowa Severusa. Fajnie, że zaczyna ruszać do przodu walka z Voldemortem. No i bardzo ciekawy pomysł z animagią i obecnością Harry'ego i Nicole w czasie przemiany Remusa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze piękny rozdział, w szczególnosci motyw z przemianą animagiczną. To była taka zwykła przygoda, ani nie związana z Voldemortem, ani wątkiem miłosnym, ani problemami zdrowotnymi czy rozterkami emocjonalnymi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, zarówno uzcuciowoja jak i wojskowo. Mam nadzieję, że wena wróci i na następny rozdział nie będzie trzeba długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział super, fajnie, że dałaś jasną czcionkę, bo na telefonie się lepiej czyta. Mam parę pytań:
    1. Czy Dumbledore wie o istnieniu JP, jak taa, to czemu im nie pomaga? W tym opowiadaniu on jest tym złym Trzmielem?
    2. Czy w opowiadaniu jeszcze umrze ktoś z głównych bohaterów (Ślizgonów)?
    3. Czy pojawi się jeszcze istotniejszy wątek jakiejś pobocznej postaci z Gryffindoru, Ravenclawu lub Hufflepuffu?
    4. Czy jesteś podobna do Nicole?
    5. Czy pojawi się jeszcze Anioł Życia?
    No i ja również liczę, że na nexta nie będzie trzeba długo czekać :)

    OdpowiedzUsuń