Nadszedł luty. Pogoda coraz
bardziej zaczynała dopisywać. Pierwsze promienie słońca zaczęły roztapiać
resztki śniegu. Po tym jak skończyło się ostatnie wyjście do Hogsmeade
ogłoszenie dyrektora o kolejnym zdziwiło uczniów, a tym bardziej nauczycieli, w
szczególności Snape’a. Ostrzegał Dumbledore’a, że Czarny Pan chce krótkimi
atakami osłabić siły Zakonu Feniksa i Ministerstwa, jednak starzec nic sobie z
tego nie robił, bo przecież uczniowie muszą się trochę odstresować, a on
zapewni jak najlepszą ochronę. Głupiec.
Uczniowie, choć zdziwieni, nie
mieli zamiaru marudzić, ale dobrze się bawić. Grupa JP dopiero po swoim
spotkaniu wybrali się do wioski. Wszyscy razem. Dopiero w samym Hogsmeade
rozdzielili się. Chłopaki skorzystali, aby odwiedzić Zonka i sklep ze sprzętem
Quidditcha, a dziewczyny oczywiście pojawiły się w sklepie Gladraga. Spotkali
się razem u Zonka, a potem razem skierowali się w stronę Trzech Mioteł. W
trakcie spaceru Nicole zauważyła, że Harry jest jakiś niespokojny.
- Co jest?
- Nie wiem, coś się stanie, ale nie
wiem co. – Rozglądał się dookoła jakby czegoś oczekiwał. – O zobacz rodzice
machają do nas – zauważył chcąc zmienić temat. Nicole odwróciła się i z
uśmiechem odmachała im.
Nagle tę spokojną chwilę przerwał
huk ze strony zakazanego lasu. Wszyscy gwałtownie odwrócili się w tamtą stronę
i to co zobaczyli zdecydowanie nie spodobało im się. Z zakazanego lasu
wybiegała na nich wielka grupa wilkołaków. Przemienionych wilkołaków w biały
dzień. Była ich co najmniej setka. Dziś co prawda miała być pełnia, ale do wschodu
księżyc było jeszcze dobrych kilka godzin. Czarodzieje byli w szoku widząc
wilkołaków w środku dnia. Ci bardziej świadomi byli przerażeni tym jak
Voldemortowi udało się przekonać wilkołaki do przemiany poza pełnią. Widząc nadciągające
stworzenia czarodzieje wyszli wreszcie z szoku. Obecni nauczycieli zajęli się
ewakuacją uczniów, a aurorzy i Zakon Feniksa utworzyli mur mając nadzieję, że
wszyscy bezbronni znajdą się w bezpiecznym miejscu. JP ustawiło się za
dorosłymi czarodziejami wspierając ich mur. Dowodzący auror zarządził aby
animagowie wystąpili do przodu gdyż to oni mieli wziąć na siebie największy
ciężar walki. Reszta miała ich wspierać różdżkami. Zarówno James i Syriusz nie
wahali się ani sekundy, razem z nimi przemieniło się kilku aurorów, a z Zakonu
Feniksa oprócz Pottera i Blacka, zaledwie dwoje z nich przemieniło się, w tym
Tonks, na miejscu której pojawiła się wilczyca z różowymi smugami na sierści. Nicole
ujrzała Remusa, który wyglądał bardzo słabo przed pełnią, ale postanowił
dołączyć do walki. Wiedział, że największą szanse ma jako wilkołak, dlatego
pomimo tego, że przemiana przed pełnią powodowała co najmniej dwa razy większy
ból zdecydował się na to. Dzięki temu, że wypił już swoją dawkę eliksiru tojadowego
po przemianie miał czysty umysł i wiedział na czym przede wszystkim musi się
skupić. Ruszył do ataku.
W tej samej chwili rodzeństwo
Potter spojrzało na siebie jakby wiedząc co muszą zrobić, a jedynie szukając w
sobie wsparcia. Nicole zamknęła oczy, oddychała głęboko sięgając głęboko w siebie.
Znalazła źródło swojej magii, uwolniła ją czując jak ją wypełnia. Wiedziała, że
jej się uda. Harry zrobił to samo. Chwilę im to zajęło, ale już minutę później
zamiast czarnowłosego rodzeństwa między JP stał wielki lew oraz czarna pantera.
Lew wyróżniał się żywymi zielonymi tęczówkami, ciemną praktycznie czarną grzywą
oraz ciemnym znakiem na grzbiecie przypominającym błyskawicę. Nawet w tej
postaci Harry nie mógł pozbyć się znaku pozostawionego przez Voldemorta.
Natomiast pantera była cała czarna, jednak gdy się lepiej przyjrzeć na jej
sierści widoczne były ciemniejsze cętki. Jej czarne oblicze rozświetlały
jedynie oczy, które były orzechowej barwy i lśniły zawziętością. Dwa wielkie
koty szybko przedarły się do pierwszej linii frontu i stanęły gotowe do walki
obok swojego ojca i jego przyjaciela. Jeleń i czarny pies szybko wyczuły z kim
mają do czynienia i na swój zwierzęcy sposób przekazały im, że mają uważać. A
potem ruszyli do ataku. Wszyscy razem. Zarówno Nicole jak i Harry choć
początkowo niepewni swoich nowych ciał bardzo szybko przyzwyczaili się do
czterech łap i innego spojrzenia na świat. Na wilkołakach mogli wypróbować siłę
swoich pazurów czy ostrość zębów. Pokonywali jednego wilkołaka za drugim. Z
każdą kolejną minutą bestii ubywało. Do animagów dołączyła reszta obrońców
wspierając ich swoimi różdżkami. Zaklęcia tnące, czy wybuchające z powodzeniem
zastępowały ostre pazury i wielkie kły. Po długiej walce zostało ich już tylko
połowa. Niestety po ich stronie również były pierwsze ofiary. Wtedy do
wilkołaków dołączyła grupa czarodziejów w czarnych szatach. Śmierciożercy
weszli do gry. Przewodził im blondwłosy mężczyzna, którego zarówno Draco, jak i
Nicole jednocześnie zauważyli i rozpoznali. Malfoy obiecał sobie już dawno, że
gdy spotka się ze swoim ojcem kolejny raz na polu bitwy robi wszystko, aby go
pokonać. Zabić. Za wszystko co ten człowiek zrobił jego matce, siostrze i jemu
samemu. To już nie był jego ojciec. A Nicole była świadoma tego wszystkiego.
Tego uczucia, pragnienia zemsty, które trawiło Draco już od dawna. Ślizgon od
razu ruszył w stronę śmierciożercy. Nicole jak tylko to zobaczyła zrobiła to
samo. Jednak na drodze jednego jak i drugiego stanęły kolejne wilkołaki. Nicole
walczyła z dwoma na raz. Z dwójką przeciwników radziła sobie coraz gorzej. Gdy
jednego udało jej się dosięgnąć pazurami, drugi atakował ją z innej strony. Gdy
broniła się przed tym drugim, pierwszy dochodził do siebie i zaraz również ją
atakował. Z pomocą przyszedł jej jeleń, który od razu nabił na swoje rogi jednego
z nich. We dwoje szybko się z nimi rozprawili. Jeleń zajął się kolejnym
przeciwnikiem, pantera od razu zwróciła wzrok na miejsce gdzie ostatni raz
widziała Draco. Ten teraz walczył z innym śmierciożercą. Widocznie z
wilkołakiem sobie poradził. Po jego prawej Nicole ujrzała Camile, która
wspierała brata swoimi fenomenalnymi tarczami. Jednak już po chwili również ona
musiała zająć się walką z kolejnym śmierciożercą. Teraz razem stawiali czoło
dwójce przeciwników. Przez to nie widzieli Lucjusza, który podchodził do nich z
drugiej strony z sadystycznym uśmiechem. Jednak Nicole to widziała. Nie myśląc
zaczęła biec w ich stronę. Dzięki parze dodatkowych łap bardzo szybko znalazła
się w ich pobliżu. Widziała różdżkę Lucjusza skierowaną na jego idealną młodszą
kopię. Widziała to i wiedziała, że nie będzie w stanie się przemienić z
powrotem w człowieka, aby osłonić go tarczą. Po pierwszej przemianie wiedziała,
że będzie zbyt osłabiona, aby choć unieść różdżkę, a co dopiero wyczarować
jakąś porządną tarczę. Więc gdy ujrzała fioletowy promień wydobywający się z
różdżki starszego czarodzieja i kierujący się w stronę Draco zrobiła jedyne co
przyszło jej do głowy, aby uchronić blondwłosego przyjaciela. Nadal w formie
pantery rzuciła się na tor klątwy. Gdy upadła na ziemię nieprzytomna jej ciało
wróciło do pierwotnej formy. Lucjusz wydobył z siebie wrzask wściekłości. Po
raz kolejny nie udało mu się ukarać zdrajcy, który ku jego niepocieszeniu był
również jego synem. Na dodatek po rozglądnięciu się po polu walki zrozumiał, że
już większość wilkołaków zostało pokonanych. Ich mięso armatnie zadało spore
rany przeciwnikom, co przypłacili życiem. Jednak ani Lucjusz, ani tym bardziej
Czarny Pan nie mieli zamiaru zawracać sobie tym głowy. Mięso armatnie wypełniło
idealnie swoją rolę, a że te bestie myślały, że zyskają tym coś dla siebie, to
niestety dla nich się myliły. Lucjusz Malfoy jak przystało na śmierciożercę, kiedy
zorientował się, że dalsza walka może przynieść im tylko straty, zarządził
odwrót.
Rodzeństwo Malfoy, gdy usłyszało
wrzask swojego ojca odwrócili się natychmiast w jego stronę. Na szczęście dla
nich ich przeciwników walką zajęła para aurorów, którzy szybko sobie z nimi
poradzili. Widok ojca oraz Nicole leżącej na ziemi z rozpartymi ramionami
spowodował, że natychmiast zrozumieli co działo się za ich plecami. Oczy Draco
zaszły mgłą wściekłości, natychmiast uniósł różdżkę. Jednak zanim zdążył
wypalić jakąś paskudną klątwą w swojego ojca, ten zarządził odwrót i zniknął.
Wraz z nim zrobili to pozostali śmierciożercy. Reszta wilkołaków nie
zrezygnowała z walki, a że zostało ich zaledwie tuzin szybko zostali pokonani.
Na polu bitwy pozostał tylko jeden wilkołak. Remus myśląc jeszcze na tyle
trzeźwo pod wpływem eliksiru tojadowego skierował się do zakazanego lasu, aby
tam przeczekać pełnię. Teraz gdy było do niej już o wiele mniej czasu wiedział,
że nie będzie w stanie zmienić się z powrotem w człowieka. Z resztą byłoby to
bezcelowe skoro już za kilka godzin i tak dosięgnął by go blask księżyca w
pełni. Aurorzy wzięli się za oczyszczanie pola bitwy, Zakon Feniksa odszukiwał
rannych, aby jak najszybciej eskortować ich do Hogwartu, a ochrona i
nauczyciele mieli obowiązek zająć się uczniami. James i Syriusz, już w swoich
ludzkich ciałach, oraz Lily i Tonks postanowili zająć się „swoimi” uczniami.
Niestety nie byli oni świadkami tego co zrobiła Nicole, gdyż zarówno wilkołaki
i śmierciożercy skutecznie odwracali ich uwagę. Więc gdy ujrzeli zbierający się
tłumek, w którym rozpoznali część grupy JP, która okrążyła coś czego nie mogli
dojrzeć skierowali się w ich stronę chcąc sprawdzić w jakim stanie są ich
bliscy. Natomiast gdy usłyszeli rozdzierający krzyk Harry’ego z przestrachem
obrzucili się spojrzeniem i czym prędzej znaleźli się przy nich.
- Nicole!!!
Ujrzeli leżącą dziewczynę na ziemi,
która wyglądała jak nieżywa. Zrozumieli krzyk Gryfona, który teraz klęczał obok
siostry ze łzami w oczach trzymając ją za dłoń. Przy głowie Ślizgonki siedziała
Camile.
- Ty wariatko jak mogłaś zrobić
coś tak głupiego – mruczała głaszcząc ją po włosach. Na twarz przyjaciółki
kapały jej gorące łzy. Draco stał obok siostry i patrzył w szoku na dziewczynę
nie chcąc uwierzyć w to co widzi. Lily czym prędzej przecisnęła się przez mały
tłumek. Zaczęła rzucać na córkę zaklęcia diagnozujące.
- Żyje, ale jej puls jest bardzo
słaby. Nie wyczuwam też żadnej mocy. Potrzebuję świstoklik. – zwróciła się do
męża. – Natychmiast musi znaleźć się pod opieką uzdrowiciela. – James od razu wyjął
z kieszeni papierek i przemienił go w świstoklik.
- Przeniesie was od razu do
Skrzydła Szpitalnego. – Kobieta zniknęła wraz z córką oraz Camile i Harrym,
którzy wciąż trzymali poszkodowaną. Syriusz stworzył drugi świstoklik z paska,
którego zdjął z siebie, widząc przyjaciela, na którego twarzy ujrzał
zmartwienie o córkę. Chcieli na własne oczy upewnić się, że Nicole nic nie
będzie. James czym prędzej złapał za pasek, który podał mu przyjaciel. Jednak
za nim zniknęli za ten sam pasek złapała jeszcze jedna osoba. James zmierzył
blondwłosego Ślizgona i musiał ujrzeć coś w jego twarzy co go przekonało, gdyż
kiwnął tylko głową w jego stronę, po czym zniknęli. Tam zobaczyli jak madame
Pomfrey biega wokół pacjentki podając jej jakieś eliksiry i rzucając co rusz
jakieś zaklęcia. Pozostali patrzyli na to z oczekiwaniem. A Nicole leżąca na
łóżku naprawdę wyglądała strasznie. Jej blada wręcz szara skóra oraz sińce pod
zamkniętymi oczami były skutkami klątwy. Natomiast rozdarte ubranie, liczne
rany i zadrapania, a nawet wygięta ręka to pozostałości walki z wilkołakami.
Jakieś dziesięć minut trwało zanim pielęgniarka się odezwała.
- Wyleczyłam wszystkie złamania,
a miała złamane żebro i lewą rękę. Podałam wszystkie możliwe eliksiry leczące,
ale ktoś rzucił na nią klątwę z zakresu czarnej magii. Nie jestem w stanie jej
pokonać. Potrzeba tu Severusa. – Jakby na życzenie drzwi Skrzydła Szpitalnego
otworzyły się i do środka wtargnął Snape. Zaraz za nim wbiegły jego dzieci, a
za nimi kilku członków JP oraz Zakonu Feniksa. Blaise, Ginny, Hermiona, Eva,
bliźniacy Weasley, Tonks i kilku innych. Młodzież zaczęła przekrzykiwać się
jedni przez drugich dopytując co z Nicole. Severus tylko obrzucił wszystkich
wzrokiem i czym prędzej znalazł się przy Ślizgonce i zaczął na nią rzucać
kolejne zaklęcia. Po chwili wiedział co jej było.
- Zamknąć się! – warknął. Wszyscy
go posłuchali. – Pomfrey przygotuj najmocniejsze wywary wzmacniające, do tego Wiggenowy
i eliksir siły – rozkazał, a kobieta widząc, że Severus zajmie się pacjentką
wypełniła jego nakaz. – Reszta wynocha!
- Ale tato… - zaczęła Vanessa.
- Cisza! Nie interesuje mnie co
chcesz powiedzieć! – Snape był spięty, a jego córka to dojrzała. – Black ty
zostajesz, reszta wynoście się! – Tym razem wszyscy usłuchali. Lily musiała
pociągnąć Jamesa za ramię, aby się ruszył.
- Oni wyleczą naszą córkę, a my
musimy poczekać na zewnątrz. Potrzebują spokoju – wymruczała rudowłosa do męża.
Dał się przekonać i już po chwili w Skrzydle były tylko trzy osoby, w tym jedna
nieprzytomna.
- Black chyba wiesz na czym
polega pokonanie czarnej magii? – zapytał Snape bez swojej normalnej
złośliwości. Zdawał sobie sprawę, że okoliczności nie były odpowiednie do ich przepychanek.
Syriusz pewnie kiwnął głową na znak, że wie co zaraz będą robić. Klątwę
czarnomagiczą, która pozostawała w ofierze można było zniwelować tylko na jeden
sposób. Najpierw ktoś musiał wedrzeć się w umysł ofiary i wydobyć klątwę na
zewnątrz. Było to bardzo niebezpieczne, gdyż jeśli ktoś nie był biegły w oklumencji
klątwa mogła zawładnąć umysłem tego, który początkowo miał pomóc. Gdy już klątwa
uformuje się w postaci najczęściej czarnej mgły nad ofiarą, ktoś kto potrafi
posłużyć się czarną magią musiał pochłonąć klątwę. Osobą taką mogła być tylko
osoba, która rozumie i ma we krwi ten rodzaj magii. Syriusz ze swoim
dziedzictwem był idealny do tej roli. Choć zawsze się tego wypierał teraz
dziękował wszystkim, że ma możliwość tego dokonać. Wróciła madame Pomfrey.
Snape odebrał jej dwie fiolki.
- To eliksir siły. – Jedną podał
Syriuszowi, a drugą sam wypił. Do tego co zamierzali zrobić zdecydowanie będą
potrzebować dużo siły. – Po wszystkim podaj dziewczynie eliksir Wiggenowy, a
nam wzmacniające – zwrócił się do pielęgniarki. Wiedział, że po tym mogą nawet
stracić przytomność. Po czym przeniósł różdżkę w stronę pacjentki. – Legilimens
– mruknął. Zdziwiło go to, ale w umyśle swojej uczennicy natrafił na mury
ochronne. Nie były tak dobre jak jego, ale jednak były. Ze swoim talentem do
magii umysłu szybko pokonał przeszkodę i ruszył w głąb, aby odnaleźć źródło
klątwy. Chwilę zajęło mu zlokalizowanie tego miejsca. Od razu mocniej skupił
się na klątwie. Magia walczyła z nim, ale jego silny umysł nie poddał się, potem
chciała wchłonąć w niego, ale udało mu się ją odepchnąć. Ostatkiem sił wyrzucił
ją z umysłu uczennicy.
Syriusz czekał niecierpliwie
zaciskając na różdżce palce. Wiedział, że to może trochę potrwać, ale w każdej
chwili musiał być w gotowości. Obserwował Snape’a, na którego twarzy widział
tylko skupienie. Wreszcie po dobrych kilkudziesięciu minutach czarna mgła
zaczęła unosić się nad Nicole. Łapa nie czekając na nic więcej zaczął wymawiać
pod nosem czarnomagiczne formuły. Czarna mgła powoli zaczęła wchłaniać się w
jego różdżkę. To był moment, w którym ciężko było mu utrzymać różdżkę, gdyż tak
jakby chciała się wyśliznąć z jego dłoni. Na szczęście podołał. Gdy cała mgła zniknęła
zarówno on jak i Snape stracili przytomność. Madame Pomfrey jakby tylko na to czekała.
Od razu znalazła się przy Nicole i szybko podała jej eliksir wiggenowy,
wiedząc, że nic więcej nie może dla niej zrobić zajęła się mężczyznami.
Przywróciła im świadomość zaklęciem Renervatte i szybko podała eliksiry
wzmacniające. Chciała nakazać im położenie się do łóżek, ale widząc srogi wzrok
Mistrza Eliksirów zrezygnowała z tego pomysłu. Wiedziała, że Severus najlepiej
odpocznie w swoich komnatach.
- Nie wpuszczaj do niej nikogo.
Teraz jej magia musi się ustabilizować. Do rana nie powinno być żadnych skutków
klątwy. Jedynie jej siła magiczna musi się zregenerować, a na to najlepszy jest
sen. – Snape wygłosił zalecenia i wyszedł z pomieszczenia. Syriusz nie chcąc
się narazić na opiekę Pomfrey również za nim wyszedł. Tam musieli zmierzyć się
z bliskimi dziewczyny. – Musicie dać jej teraz odpocząć – warknął Snape patrząc
na uczniów, którzy chcieli zarzucić go pytaniami. – Jazda do siebie! Dzisiaj
kolacje zjecie w swoich pokojach wspólnych i nie ważcie się stamtąd wychodzić.
– Snape zmierzył swoich Ślizgonów wzrokiem, którego należało się bać.
- Ale tato co z… - Vanessie po
raz kolejny nie było dane dokończyć.
- Śpi. Jutro się dowiecie. Teraz
nikt ma jej nie przeszkadzać. Do siebie! I żebym do jutra rana nie widział
żadnego z was poza dormitorium! A uwierzcie mi, że to sprawdzę! – Ślizgoni
widząc, że nie przekonają swojego opiekuna smętnie ruszyli do lochów. – Potter,
Granger was też się to tyczy. Wszyscy uczniowie mają być w swoich Pokojach
Wspólnych i dzisiaj nigdzie nie wychodzić! – Gryfoni ruszyli. Pod skrzydłem
szpitalnym pozostali tylko starsi Potterowie, Syriusz i Tonks, którzy w sumie
nie wiedzieli co uczynić. James i Lily bardzo chcieli znaleźć się przy córce,
ale Snape wyraźnie zabronił tam komukolwiek wchodzić.
- Black wam wszystko przekaże. Dziś
nikt nie powinien jej niepokoić. – Snape nie zwracając już na nich uwagi
odszedł. Syriusz szybko wyjaśnił im co działo się w skrzydle, gdy tam był, a
potem z Jamesem porozumieli się wzrokiem i natychmiastowo przemienili w
zwierzęta, po czym ruszyli do Zakazanego Lasu. Skoro Nicole była już
bezpieczna, a oni jedynie musieli jej pozwolić odpocząć, to chcieli pomóc
przetrwać tą trudną noc swojemu przyjacielowi. Kobiety ruszyły do swoich
komnat, aby odpocząć po ciężkiej walce.
Draco, Camile, Vanessa, Sam i
Blaise siedzieli w ciszy w Pokoju Wspólnym. Dochodziła 1:00 w nocy. Każde
myślało o tym samym. Dlaczego nie pozwolili im nawet zobaczyć Nicole. Czy ona z
tego wyjdzie i jakie skutki będzie miała klątwa Lucjusza. Z pewnością było to
coś głęboko sięgające Czarnej Magii. A dziewczyna całą moc klątwy wzięła na
siebie. To, że była wtedy w formie zwierzęcej nie miało znaczenia. Camile
przyglądała się Draconowi i widziała, że go nosi, choć pozornie nie okazywał
żadnych emocji.
- Kurwa! – Camile wiedziała, że
jej brat wreszcie wybuchnie. To była kwestia czasu. Draco podniósł się
gwałtownie z fotela i zaczął krążyć przed kominkiem. – Gdyby chociaż dokładnie
powiedzieli co z nią! – wykrzyknął. Przyjaciele i siostra, którzy go
obserwowali zdawali sobie sprawę, że Draco prawie nigdy nie pozwala sobie na
okazywanie takich uczuć wobec innej osoby przy świadkach, nawet jeśli to oni
byli tymi świadkami. Zdawali sobie jednak sprawę, że to że Nicole osłoniła
właśnie jego przed klątwą wysłaną przez jego ojca mogło nim wstrząsnąć. Co
prawda była tam też Camile, ale Draco był stuprocentowo pewny, że zemsta ojca
to jego pierwszego miała sięgnąć. To, że Draco i Nicole kręcili się wokół siebie
od dobrych kilku miesięcy co najmniej również miało tu znaczenie. Wszyscy wokół
nich widzieli, że dwójka Ślizgonów czuje coś do siebie, tylko oni zdawali się
nie zwracać uwagi.
- Chcesz iść do niej? – zapytała
Camile.
- Tak, ale to nie ma znaczenia.
Snape nam zapowiedział, że jak będzie trzeba to sam stanie przed wejściem do
Pokoju Wspólnego żebyśmy nie mogli wyjść! Kurwa! – Draco był wściekły.
Właściwie sam zastanawiał się na kogo bardziej. Na Lucjusza, za tą cholerną
klątwę, na Nicole, za to, że go zasłoniła, na cholernego Snape’a, za to, że nie
pozwolił im czuwać w Skrzydle Szpitalnym, czy na siebie, za to, że dopuścił, by
ktoś skrzywdził Nicole, szczególnie, że tym kimś był jego pierdolony ojciec.
- Mam niewidkę Harry’ego.
Pożyczył mi ostatnio – odezwała się Vanessa. Ze względu na okoliczności nawet
nie zdziwili się czemu Harry właśnie jej pożyczył swój skarb. Draco spojrzał na
nią z nadzieją. Czarnowłosa nie czekając na odpowiedź ruszyła do sypialni po
pelerynę. Gdy wróciła Draco od razu wyciągnął po nią rękę. Vanessa obrzuciła go
niepewnym spojrzeniem.
- Nie powinieneś chyba iść sam. –
Draco już chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu Camile.
- Oczywiście, że nie powinien.
Więcej niż trzy osoby raczej się nie zmieszczą, więc z Vane pójdziemy z tobą,
Draco. Nie marudź! Ktoś cię musi pilnować, a i my chcemy zobaczyć co z Nicole –
dodała, gdy blondyn znowu chciał zaoponować.
- To my tu na was poczekamy –
stwierdził Sam wskazując na siebie i Blaise’a niezadowolony, że oni muszą
zostać. Pozostała trójka nie czekając już na nic zniknęła, chwilę później
uchylili wejście i już ich nie było. Co prawda przy wejściu nie spotkali
Snape’a, ale już w następnym korytarzu spotkali patrol ochrony. Z resztą w
całych lochach roiło się od ochrony. Widocznie Snape kazał im pilnować
Ślizgonów. Przemieszczając się bardzo cicho po 10 minutach dotarli do Skrzydła Szpitalnego.
Tutaj dopisało im szczęście, bo na widoku nie było żadnej ochrony. Wśliznęli
się po cichu do Skrzydła. Od razu wyciszyli pomieszczenie, aby pielęgniarka ich
tu nie przyłapała i podeszli do jedynego zajętego łóżka. Nicole wyglądała źle,
żeby nie powiedzieć strasznie. Jej skóra przybrała wręcz szarą barwę, spod
szpitalnej piżamy, przez szyje, aż do ust wyłaniała się czerwona, spuchnięta
szrama, jej policzki były zapadłe, a usta wysuszone i okropnie blade. Czarne
włosy mocno kontrastowały z pozbawioną kolorytu twarzą, co jeszcze pogarszało
jej wygląd. Ślizgoni ściągnęli z siebie pelerynę i zbliżyli się do
przyjaciółki. Camile chwyciła ją za chłodną dłoń.
- Coś ty zrobiła, Niki –
wyszeptała ze łzami w oczach. – Przecież on mógł cię… - Reszta zdania nie mogła
przejść przez jej gardło.
Draco stał wycofany i nie mógł
wyjść z szoku. W głowie kołatała mu tylko myśl o tym, że to on powinien tu leżeć
i wyglądać jak trup, a nie ta odważna, szalona Ślizgonka.
- Niki, jeśli się nie obudzisz to
chyba cię uduszę – zagroziła Vanessa trzymając jej drugą dłoń. – Merlinie,
wyglądasz strasznie, ale…
- Ale i tak mnie kochacie –
przerwał jej słaby głos. Trójka przybyłych Ślizgonów, aż krzyknęła. Nie mogli
uwierzyć, że Nicole się obudziła. Jej oczy nadal były zamknięte, ale
niewątpliwe się obudziła. – Naprawdę wyglądam tak źle, że nie wiecie co
powiedzieć. – Nicole uchyliła powieki i przyglądnęła się przyjaciołom. Dwie
dziewczyny rzuciły się na nią momentalnie, co zdecydowanie nie było dobrym
pomysłem. – Dziewczyny wy na prawdę chcecie, żebym tego nie przeżyła – stęknęła
krzywiąc się. – Wszystko mnie boli.
- Przepraszamy! – Oderwały się
szybko od poszkodowanej.
- Nicole nigdy więcej tego nie
rób – nakazała Camile ze łzami w oczach. To, że to jej własny ojciec tak urządził
przyjaciółkę powodowało, że Camile czuła się jeszcze gorzej widząc marną twarz
przyjaciółki.
- Cami spokojnie już nic mi nie
jest – wytłumaczyła. – Już po wszystkim.
- No tak, bo najlepiej przejść do
porządku dziennego nad tym – warknął Draco. Był wściekły. Nadal nie był pewien
na kogo bardziej.
- O co ci chodzi? – zapytała
Nicole.
- Mogłaś zginąć przez tego
skurwiela! – Nie przejmował się tym, że mówi tak o własnym ojcu. W końcu ten
człowiek już od dawna nie zasługiwał na to miano.
- Draco już po bitwie. Wszystko
jest okej. Nie rozumiem czemu się tak denerwujesz? – Nicole również zaczynała
być wzburzona, ale starała się jeszcze panować nad nerwami.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Nie
musiałaś tego robić! – Ślizgon zrzucił maskę i opanowała go złość.
- Ale to zrobiłam! – Nicole nie
miała ochoty przyjmować jego ataku na spokojnie. Podniosła się z poduszek. – A
może ty wolałbyś tu leżeć?! – zapytała z sarkazmem.
- Nie prosiłem cię o to!
- A ja nie pytałam o pozwolenie!
– Camile pogratulowała sobie w duchu pomysłu wyciszenia pomieszczenia. Ich
krzyki mogłyby postawić na nogi cały zamek. – Z resztą co cię to obchodzi?! To
nie ty musisz tu leżeć!
- Obchodzi! Bo cię kocham, idiotko!
– wykrzyczał, choć nie od razu zorientował się co wyznał. Najpierw na twarzy
pojawiło się przerażenie, ale szybko przybrał swoją maskę. – Nie ważne,
zapomnij o tym. – Gwałtownie odwrócił się i rzucił do wyjścia. Gdy był już przy
drzwiach Nicole wyszła z szoku.
- Czekaj! – Draco zastygł z
dłonią na klamce i mogąc się ruszyć, a Nicole próbowała podnieść się z łóżka.
Choć jej stopy dotknęły zimnej posadzki, to próba wstania skończyłaby się
upadkiem na podłogę, gdyby Camile i Vanessa nie podbiegły do niej i nie
złapały.
- Nicole, zwariowałaś?! Nie
wstawaj! – Dziewczyny posadziły ją z powrotem na łóżku.
- Draco, mógłbyś podejść? –
poprosiła cicho panna Potter, jednak blondyn tylko zwiesił głowę i nie ruszył
się z miejsca. – Draco, proszę. Naprawdę nie dam rady wstać. – Jedyną reakcją
było to, że chłopak puścił klamkę i odrobinę cofnął się od drzwi, ale nadal
stał tyłem. Camile i Vanessa nie chcąc im przeszkadzać zarzuciły na siebie
pelerynę i wyszły mówiąc tylko, że zaczekają na korytarzu. Chociaż pozostała dwójka
nie zwróciła na nich uwagi. – Draco, naprawdę wolałabym mówić do ciebie patrząc
ci w twarz, a nie w plecy. Dobrze, skoro tak wolisz nie ma sprawy. Choć po
czymś takim mógłbyś chociaż spojrzeć mi w oczy. Ja też chce coś powiedzieć.
Chociaż nie wiem jak, nigdy tego nie robiłam. – Nicole wypuszczała z siebie
słowa niczym karabin, sama nie wiedziała co gada. Wzięła głęboki oddech i
otworzyła usta. – Ja… ja ciebie też – powiedziała po prostu. Draco momentalnie
odwrócił się z wyrazem nadziei na twarzy. – Wiesz, miałam nadzieję, że po czymś
takim wreszcie mnie pocałujesz. Od dawna jestem ciekawa jak smakujesz. –
Mrugnęła do niego z delikatnym uśmiechem. - Ale to ty musisz podejść do mnie,
bo ja naprawdę nie mam siły wstać. Z resztą siedzieć chyba też i… - Zemdlała
już nie dostrzegając ulgi na twarzy Dracona, który nie czekając dłużej od razu
znalazł się przy niej i złapał ją w objęcia. Z kieszeni wyjął różdżkę i
zniwelował zaklęcie ciszy, po czym krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki, aby
ta się obudziła. Pani Pomfrey pojawiła się w ciągu minuty. Obrzuciła ich
spojrzeniem i zaczęła swoją tyradę. Najpierw opierniczyła Dracona za jego
obecność, potem chciała dowiedzieć się co tu się stało, a gdy Draco wymijająco
odpowiedział, że Nicole zemdlała podczas rozmowy zaczęła rzucać na Nicole
zaklęcia diagnostyczne. Gdy tylko blondyn delikatnie ułożył Ślizgonkę w łóżku
pani Pomfrey znowu zabrała głos.
- Nie wiem co tu się stało, ale
dziewczyna straciła tę odrobinę siły, którą odzyskała podczas krótkiego
odpoczynku. Udało nam się zniwelować większą moc tej czarnomagicznej klątwy ale
jej organizm jeszcze z nią walczy. W tej chwili jest wyczerpana. Do rana
powinno jej przejść, ale jedynie czego jej teraz potrzeba to spokojny sen, aby
nie pojawiły się żadne niepożądane skutki. Tak więc natychmiast proszę udać się
do swojego dormitorium. I niech pan wie, panie Malfoy, że poinformuję twojego
opiekuna domu o tym, że urządzasz sobie wędrówki nocą – zakończyła z mocą po
czym spojrzała na niego wymownie, więc jedynie pozostało mu wyjść. Za drzwiami
od razu został nakryty peleryną niewidką przez swoją siostrę. Dziewczyny tak
jak obiecały zaczekały na niego. Choć bardzo je korciło, na korytarzu nie mogły
zaspokoić swojej ciekawości, aby nikt ich nie nakrył. Po długiej wędrówce do
lochów wreszcie dotarli do Pokoju Wspólnego. Tam czekali na nich Sam i Blaise.
- I jak? Co z nią? – od razu
zapytali.
- Draco chyba jest najbardziej
poinformowany – odpowiedziała z wrednym uśmiechem Camile
- Nie wiem o co ci chodzi. Same
widziałyście, że już lepiej. Teraz śpi. Pani Pomfrey mówiła, że rano już
powinno być okej – odpowiedział nie zaspokajając jej ciekawości.
- A jak tam sprawy sercowe? –
drążyła uparcie. Vanessa śmiała się otwarcie, a Sam i Blaise słuchali i nie
dowierzali.
- Nie wiem o co ci chodzi – udał,
po czym wysłał im radosny uśmiech, taki który na jego twarzy Camile ostatni raz
widziała w dzieciństwie, kiedy jeszcze szczęśliwie nie musieli się przejmować
Voldemortem i wojną. I wyszedł nie zwracając uwagi na piski szczęścia blondynki.
Z samego rana pierwsze promienie
słońca, które opadły na twarz Dracona przez zaczarowane okna od razu obudziły
go ze snu. Blondyn jedyne czego teraz
chciał to porozmawiać z Nicole bez świadków. Mając nadzieję, że dziewczyna
czuje się już lepiej, ubrał się i od razu skierował w stronę, którą ledwie parę
godzin temu przemierzał. Niestety brunetka jeszcze spała, więc aby jej nie
obudzić usiadł na krześle obok i oparł się o jej łóżko. Na szczęście pani
Pomfrey również spała, bo z pewnością wyrzuciła by go ze swojego królestwa.
Jako, że sam niewiele spał szybko zapadł w drzemkę. Godzinę później obudziło go delikatne
głaskanie po głowie. Podniósł głowę z jej poduszki i spojrzał na nią. Ona
również nie odrywała wzroku od jego stalowych tęczówek.
- Wiesz, wydaje mi się, że już
możesz to zrobić. Tym razem nie będę mdleć – mówiła jakby kontynuując nocną rozmowę.
Draco już nie czekając na nic chwycił jej twarz w obie dłonie i pocałował
mocno. Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Draco oparł swoje
czoło o jej i powiedział:
- Nareszcie. – Nicole zaśmiała
się cicho i ponownie połączyła ich usta. Jednak ta chwila została im brutalnie
przerwana.
- Panie Malfoy! Mówiłam panu, że
pacjentka potrzebuje odpoczynku! A pan tu urządza sobie jakieś randki!
Natychmiast proszę wyjść! – Więc wyszedł. Co prawda nie mógł tego zaliczyć do
porządnej rozmowy, ale chociaż upewnił się że Potter nie majaczyła w nocy pod
wpływem klątwy. Szczęśliwy skierował się do Wielkiej Sali na śniadanie.
***
Hej.
Przybywam z kolejnym rozdziałem.
Bardzo się cieszę, że mój „powrót” tak dobrze się przyjmuje. Naprawdę mnie to
cieszy, chociaż ostatnio nie mam pomysłu na kolejne rozdziały. Na razie mam
napisane do 64 rozdziału, mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie coś się tu
ruszy. A że powoli zbliżamy się do końca historii, to ostatnio mam wenę na
pisanie końcówki. Brakuje mi tylko czegoś pomiędzy tym co jest teraz, a punktem
kulminacyjnym. Mam nadzieję, że coś mi wpadnie do głowy.
W każdym razie zapraszam do
czytania i pozdrawiam.
AniaXXX
Świetnie napisany rozdział.
OdpowiedzUsuńOpis bitwy znakomity.
Pomysł z wilkołakami świetny,tak jak Nicole i Harry jako animagowie...
Czytając ten rozdział myslę, że kiedyś mogłabyś wydać swą książkę, a wtedy ja sobie powspominam, jak to kiedyś Szanowna Autorka zaczynała swą karierę na internetowym blogu...
OdpowiedzUsuńEkstra rozdział, w końcu doczekaliśmy się kolejnego emocjonującego starcia. Najbardziej spodobała mi się obecność Lucka i zaakcentowanie jego furii i zimnej kalkulacji. Do/ pełni szczęścia brakowało jeszcze próby zamachu na życie Nicole w wykonaniu Rona W. i Colina C. jak za dawnych lat :) To był chyba jeden z najbardziej obfitych w treść rozdziałów, działo się naprawdę dużo, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńWitaj. Czytając ten rozdział miałam przykre wrażenie, że to już powoli koniec, a Pani komentarz tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Ciężko mi się z tym pogodzić, bo jestem tu już długo, od 13 rozdziału i chociaż nie komentuję zbyt regularnie (ale te przydługie spamy to moje dzieło) to zawsze z utęsknieniem czekałam na kolejny rozdział. Co prawda ominęły mnie główne czasy popularności blogów o HP, to jednak z tych, co przeczytałam ten jest zdecydowanie najlepszy - pełen oryginalnych pomysłów, co ważne wnoszących sporo do akcji, humoru... Może jestem za młoda, ale cieszy mnie fakt, że romanse są tu jedynie tłem, a nie motywem przewodnim opowiadania, jak w lwiej części takich "dzieł". Chociaż przyznam, że wątek Nicole i Draco jest harmonijnie rozwijany i nawet przyjemnie się go śledzi. Do tej pory jestem pod wrażeniem, jak dobrze oddajesz w opowiadaniu emocje ( głównie Nicole i Laury po stracie rodziców, kiepskim przyjęciu do Ślizgonów, zamachem na cmentarzu, gwałcie, kłótnie z Harrym z początku opowiadania i zdrada Malfoy'ów cz ytak jak teraz Emcje Draco i Lucjusza).
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem tego czepiania się jakichś pobocznych szczegółów w komentarzach (obstawiam, że głównie chodzi o wątek Potter/Snape i Snape/Weasley) nie oferując nic w zamian. Co prawda, mnie też ten motyw nie przekonuje, jednak po pierwsze nie jest szczególnie eksponowany, po drugie to jednak Pani wizja i powinniśmy ją uszanować. Nie mogę się także zgodzić z częścią komentarzy, że jest za dużo bohaterów. Owsze, jestich sporo, ale każda jest wykreowana ciekawie i wnosi "to coś" do opowiadania. To tego umiejętnie nimi falujesz. Moją faworytką jest )pewnie się zdziwisz) Laura. Ma swój charakter, nie jest "ogonem" i jest lojalna i taktowna - widać to było zwłaszcza w momencie, gdy odzyskała pamięć po incydencie z Ronem. Sama akcja również płynna, są momenty spokojniejsze i pełne akci oraz walk.
Na samo podsumowanie jeszcze przyjdzie pora, pewno wyjdzie długi tasiemiec. Mam nadzieję, że prędko do tego nie dojdzie, a gdy ten dzień już nadejdzie to, że nie zostawisz nas i wrócisz z kolejnym pomysłem na opowiadanie. Teraz pozostaje tylko czekać i życzyć weny i powodzenia na studiach!