niedziela, 17 maja 2020

Rozdział 62

Nadszedł luty. Pogoda coraz bardziej zaczynała dopisywać. Pierwsze promienie słońca zaczęły roztapiać resztki śniegu. Po tym jak skończyło się ostatnie wyjście do Hogsmeade ogłoszenie dyrektora o kolejnym zdziwiło uczniów, a tym bardziej nauczycieli, w szczególności Snape’a. Ostrzegał Dumbledore’a, że Czarny Pan chce krótkimi atakami osłabić siły Zakonu Feniksa i Ministerstwa, jednak starzec nic sobie z tego nie robił, bo przecież uczniowie muszą się trochę odstresować, a on zapewni jak najlepszą ochronę. Głupiec.

Uczniowie, choć zdziwieni, nie mieli zamiaru marudzić, ale dobrze się bawić. Grupa JP dopiero po swoim spotkaniu wybrali się do wioski. Wszyscy razem. Dopiero w samym Hogsmeade rozdzielili się. Chłopaki skorzystali, aby odwiedzić Zonka i sklep ze sprzętem Quidditcha, a dziewczyny oczywiście pojawiły się w sklepie Gladraga. Spotkali się razem u Zonka, a potem razem skierowali się w stronę Trzech Mioteł. W trakcie spaceru Nicole zauważyła, że Harry jest jakiś niespokojny.

- Co jest?

- Nie wiem, coś się stanie, ale nie wiem co. – Rozglądał się dookoła jakby czegoś oczekiwał. – O zobacz rodzice machają do nas – zauważył chcąc zmienić temat. Nicole odwróciła się i z uśmiechem odmachała im.

Nagle tę spokojną chwilę przerwał huk ze strony zakazanego lasu. Wszyscy gwałtownie odwrócili się w tamtą stronę i to co zobaczyli zdecydowanie nie spodobało im się. Z zakazanego lasu wybiegała na nich wielka grupa wilkołaków. Przemienionych wilkołaków w biały dzień. Była ich co najmniej setka. Dziś co prawda miała być pełnia, ale do wschodu księżyc było jeszcze dobrych kilka godzin. Czarodzieje byli w szoku widząc wilkołaków w środku dnia. Ci bardziej świadomi byli przerażeni tym jak Voldemortowi udało się przekonać wilkołaki do przemiany poza pełnią. Widząc nadciągające stworzenia czarodzieje wyszli wreszcie z szoku. Obecni nauczycieli zajęli się ewakuacją uczniów, a aurorzy i Zakon Feniksa utworzyli mur mając nadzieję, że wszyscy bezbronni znajdą się w bezpiecznym miejscu. JP ustawiło się za dorosłymi czarodziejami wspierając ich mur. Dowodzący auror zarządził aby animagowie wystąpili do przodu gdyż to oni mieli wziąć na siebie największy ciężar walki. Reszta miała ich wspierać różdżkami. Zarówno James i Syriusz nie wahali się ani sekundy, razem z nimi przemieniło się kilku aurorów, a z Zakonu Feniksa oprócz Pottera i Blacka, zaledwie dwoje z nich przemieniło się, w tym Tonks, na miejscu której pojawiła się wilczyca z różowymi smugami na sierści. Nicole ujrzała Remusa, który wyglądał bardzo słabo przed pełnią, ale postanowił dołączyć do walki. Wiedział, że największą szanse ma jako wilkołak, dlatego pomimo tego, że przemiana przed pełnią powodowała co najmniej dwa razy większy ból zdecydował się na to. Dzięki temu, że wypił już swoją dawkę eliksiru tojadowego po przemianie miał czysty umysł i wiedział na czym przede wszystkim musi się skupić. Ruszył do ataku.

W tej samej chwili rodzeństwo Potter spojrzało na siebie jakby wiedząc co muszą zrobić, a jedynie szukając w sobie wsparcia. Nicole zamknęła oczy, oddychała głęboko sięgając głęboko w siebie. Znalazła źródło swojej magii, uwolniła ją czując jak ją wypełnia. Wiedziała, że jej się uda. Harry zrobił to samo. Chwilę im to zajęło, ale już minutę później zamiast czarnowłosego rodzeństwa między JP stał wielki lew oraz czarna pantera. Lew wyróżniał się żywymi zielonymi tęczówkami, ciemną praktycznie czarną grzywą oraz ciemnym znakiem na grzbiecie przypominającym błyskawicę. Nawet w tej postaci Harry nie mógł pozbyć się znaku pozostawionego przez Voldemorta. Natomiast pantera była cała czarna, jednak gdy się lepiej przyjrzeć na jej sierści widoczne były ciemniejsze cętki. Jej czarne oblicze rozświetlały jedynie oczy, które były orzechowej barwy i lśniły zawziętością. Dwa wielkie koty szybko przedarły się do pierwszej linii frontu i stanęły gotowe do walki obok swojego ojca i jego przyjaciela. Jeleń i czarny pies szybko wyczuły z kim mają do czynienia i na swój zwierzęcy sposób przekazały im, że mają uważać. A potem ruszyli do ataku. Wszyscy razem. Zarówno Nicole jak i Harry choć początkowo niepewni swoich nowych ciał bardzo szybko przyzwyczaili się do czterech łap i innego spojrzenia na świat. Na wilkołakach mogli wypróbować siłę swoich pazurów czy ostrość zębów. Pokonywali jednego wilkołaka za drugim. Z każdą kolejną minutą bestii ubywało. Do animagów dołączyła reszta obrońców wspierając ich swoimi różdżkami. Zaklęcia tnące, czy wybuchające z powodzeniem zastępowały ostre pazury i wielkie kły. Po długiej walce zostało ich już tylko połowa. Niestety po ich stronie również były pierwsze ofiary. Wtedy do wilkołaków dołączyła grupa czarodziejów w czarnych szatach. Śmierciożercy weszli do gry. Przewodził im blondwłosy mężczyzna, którego zarówno Draco, jak i Nicole jednocześnie zauważyli i rozpoznali. Malfoy obiecał sobie już dawno, że gdy spotka się ze swoim ojcem kolejny raz na polu bitwy robi wszystko, aby go pokonać. Zabić. Za wszystko co ten człowiek zrobił jego matce, siostrze i jemu samemu. To już nie był jego ojciec. A Nicole była świadoma tego wszystkiego. Tego uczucia, pragnienia zemsty, które trawiło Draco już od dawna. Ślizgon od razu ruszył w stronę śmierciożercy. Nicole jak tylko to zobaczyła zrobiła to samo. Jednak na drodze jednego jak i drugiego stanęły kolejne wilkołaki. Nicole walczyła z dwoma na raz. Z dwójką przeciwników radziła sobie coraz gorzej. Gdy jednego udało jej się dosięgnąć pazurami, drugi atakował ją z innej strony. Gdy broniła się przed tym drugim, pierwszy dochodził do siebie i zaraz również ją atakował. Z pomocą przyszedł jej jeleń, który od razu nabił na swoje rogi jednego z nich. We dwoje szybko się z nimi rozprawili. Jeleń zajął się kolejnym przeciwnikiem, pantera od razu zwróciła wzrok na miejsce gdzie ostatni raz widziała Draco. Ten teraz walczył z innym śmierciożercą. Widocznie z wilkołakiem sobie poradził. Po jego prawej Nicole ujrzała Camile, która wspierała brata swoimi fenomenalnymi tarczami. Jednak już po chwili również ona musiała zająć się walką z kolejnym śmierciożercą. Teraz razem stawiali czoło dwójce przeciwników. Przez to nie widzieli Lucjusza, który podchodził do nich z drugiej strony z sadystycznym uśmiechem. Jednak Nicole to widziała. Nie myśląc zaczęła biec w ich stronę. Dzięki parze dodatkowych łap bardzo szybko znalazła się w ich pobliżu. Widziała różdżkę Lucjusza skierowaną na jego idealną młodszą kopię. Widziała to i wiedziała, że nie będzie w stanie się przemienić z powrotem w człowieka, aby osłonić go tarczą. Po pierwszej przemianie wiedziała, że będzie zbyt osłabiona, aby choć unieść różdżkę, a co dopiero wyczarować jakąś porządną tarczę. Więc gdy ujrzała fioletowy promień wydobywający się z różdżki starszego czarodzieja i kierujący się w stronę Draco zrobiła jedyne co przyszło jej do głowy, aby uchronić blondwłosego przyjaciela. Nadal w formie pantery rzuciła się na tor klątwy. Gdy upadła na ziemię nieprzytomna jej ciało wróciło do pierwotnej formy. Lucjusz wydobył z siebie wrzask wściekłości. Po raz kolejny nie udało mu się ukarać zdrajcy, który ku jego niepocieszeniu był również jego synem. Na dodatek po rozglądnięciu się po polu walki zrozumiał, że już większość wilkołaków zostało pokonanych. Ich mięso armatnie zadało spore rany przeciwnikom, co przypłacili życiem. Jednak ani Lucjusz, ani tym bardziej Czarny Pan nie mieli zamiaru zawracać sobie tym głowy. Mięso armatnie wypełniło idealnie swoją rolę, a że te bestie myślały, że zyskają tym coś dla siebie, to niestety dla nich się myliły. Lucjusz Malfoy jak przystało na śmierciożercę, kiedy zorientował się, że dalsza walka może przynieść im tylko straty, zarządził odwrót.

Rodzeństwo Malfoy, gdy usłyszało wrzask swojego ojca odwrócili się natychmiast w jego stronę. Na szczęście dla nich ich przeciwników walką zajęła para aurorów, którzy szybko sobie z nimi poradzili. Widok ojca oraz Nicole leżącej na ziemi z rozpartymi ramionami spowodował, że natychmiast zrozumieli co działo się za ich plecami. Oczy Draco zaszły mgłą wściekłości, natychmiast uniósł różdżkę. Jednak zanim zdążył wypalić jakąś paskudną klątwą w swojego ojca, ten zarządził odwrót i zniknął. Wraz z nim zrobili to pozostali śmierciożercy. Reszta wilkołaków nie zrezygnowała z walki, a że zostało ich zaledwie tuzin szybko zostali pokonani. Na polu bitwy pozostał tylko jeden wilkołak. Remus myśląc jeszcze na tyle trzeźwo pod wpływem eliksiru tojadowego skierował się do zakazanego lasu, aby tam przeczekać pełnię. Teraz gdy było do niej już o wiele mniej czasu wiedział, że nie będzie w stanie zmienić się z powrotem w człowieka. Z resztą byłoby to bezcelowe skoro już za kilka godzin i tak dosięgnął by go blask księżyca w pełni. Aurorzy wzięli się za oczyszczanie pola bitwy, Zakon Feniksa odszukiwał rannych, aby jak najszybciej eskortować ich do Hogwartu, a ochrona i nauczyciele mieli obowiązek zająć się uczniami. James i Syriusz, już w swoich ludzkich ciałach, oraz Lily i Tonks postanowili zająć się „swoimi” uczniami. Niestety nie byli oni świadkami tego co zrobiła Nicole, gdyż zarówno wilkołaki i śmierciożercy skutecznie odwracali ich uwagę. Więc gdy ujrzeli zbierający się tłumek, w którym rozpoznali część grupy JP, która okrążyła coś czego nie mogli dojrzeć skierowali się w ich stronę chcąc sprawdzić w jakim stanie są ich bliscy. Natomiast gdy usłyszeli rozdzierający krzyk Harry’ego z przestrachem obrzucili się spojrzeniem i czym prędzej znaleźli się przy nich.

- Nicole!!!

Ujrzeli leżącą dziewczynę na ziemi, która wyglądała jak nieżywa. Zrozumieli krzyk Gryfona, który teraz klęczał obok siostry ze łzami w oczach trzymając ją za dłoń. Przy głowie Ślizgonki siedziała Camile.

- Ty wariatko jak mogłaś zrobić coś tak głupiego – mruczała głaszcząc ją po włosach. Na twarz przyjaciółki kapały jej gorące łzy. Draco stał obok siostry i patrzył w szoku na dziewczynę nie chcąc uwierzyć w to co widzi. Lily czym prędzej przecisnęła się przez mały tłumek. Zaczęła rzucać na córkę zaklęcia diagnozujące.

- Żyje, ale jej puls jest bardzo słaby. Nie wyczuwam też żadnej mocy. Potrzebuję świstoklik. – zwróciła się do męża. – Natychmiast musi znaleźć się pod opieką uzdrowiciela. – James od razu wyjął z kieszeni papierek i przemienił go w świstoklik.

- Przeniesie was od razu do Skrzydła Szpitalnego. – Kobieta zniknęła wraz z córką oraz Camile i Harrym, którzy wciąż trzymali poszkodowaną. Syriusz stworzył drugi świstoklik z paska, którego zdjął z siebie, widząc przyjaciela, na którego twarzy ujrzał zmartwienie o córkę. Chcieli na własne oczy upewnić się, że Nicole nic nie będzie. James czym prędzej złapał za pasek, który podał mu przyjaciel. Jednak za nim zniknęli za ten sam pasek złapała jeszcze jedna osoba. James zmierzył blondwłosego Ślizgona i musiał ujrzeć coś w jego twarzy co go przekonało, gdyż kiwnął tylko głową w jego stronę, po czym zniknęli. Tam zobaczyli jak madame Pomfrey biega wokół pacjentki podając jej jakieś eliksiry i rzucając co rusz jakieś zaklęcia. Pozostali patrzyli na to z oczekiwaniem. A Nicole leżąca na łóżku naprawdę wyglądała strasznie. Jej blada wręcz szara skóra oraz sińce pod zamkniętymi oczami były skutkami klątwy. Natomiast rozdarte ubranie, liczne rany i zadrapania, a nawet wygięta ręka to pozostałości walki z wilkołakami. Jakieś dziesięć minut trwało zanim pielęgniarka się odezwała.

- Wyleczyłam wszystkie złamania, a miała złamane żebro i lewą rękę. Podałam wszystkie możliwe eliksiry leczące, ale ktoś rzucił na nią klątwę z zakresu czarnej magii. Nie jestem w stanie jej pokonać. Potrzeba tu Severusa. – Jakby na życzenie drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i do środka wtargnął Snape. Zaraz za nim wbiegły jego dzieci, a za nimi kilku członków JP oraz Zakonu Feniksa. Blaise, Ginny, Hermiona, Eva, bliźniacy Weasley, Tonks i kilku innych. Młodzież zaczęła przekrzykiwać się jedni przez drugich dopytując co z Nicole. Severus tylko obrzucił wszystkich wzrokiem i czym prędzej znalazł się przy Ślizgonce i zaczął na nią rzucać kolejne zaklęcia. Po chwili wiedział co jej było.

- Zamknąć się! – warknął. Wszyscy go posłuchali. – Pomfrey przygotuj najmocniejsze wywary wzmacniające, do tego Wiggenowy i eliksir siły – rozkazał, a kobieta widząc, że Severus zajmie się pacjentką wypełniła jego nakaz. – Reszta wynocha!

- Ale tato… - zaczęła Vanessa.

- Cisza! Nie interesuje mnie co chcesz powiedzieć! – Snape był spięty, a jego córka to dojrzała. – Black ty zostajesz, reszta wynoście się! – Tym razem wszyscy usłuchali. Lily musiała pociągnąć Jamesa za ramię, aby się ruszył.

- Oni wyleczą naszą córkę, a my musimy poczekać na zewnątrz. Potrzebują spokoju – wymruczała rudowłosa do męża. Dał się przekonać i już po chwili w Skrzydle były tylko trzy osoby, w tym jedna nieprzytomna.

- Black chyba wiesz na czym polega pokonanie czarnej magii? – zapytał Snape bez swojej normalnej złośliwości. Zdawał sobie sprawę, że okoliczności nie były odpowiednie do ich przepychanek. Syriusz pewnie kiwnął głową na znak, że wie co zaraz będą robić. Klątwę czarnomagiczą, która pozostawała w ofierze można było zniwelować tylko na jeden sposób. Najpierw ktoś musiał wedrzeć się w umysł ofiary i wydobyć klątwę na zewnątrz. Było to bardzo niebezpieczne, gdyż jeśli ktoś nie był biegły w oklumencji klątwa mogła zawładnąć umysłem tego, który początkowo miał pomóc. Gdy już klątwa uformuje się w postaci najczęściej czarnej mgły nad ofiarą, ktoś kto potrafi posłużyć się czarną magią musiał pochłonąć klątwę. Osobą taką mogła być tylko osoba, która rozumie i ma we krwi ten rodzaj magii. Syriusz ze swoim dziedzictwem był idealny do tej roli. Choć zawsze się tego wypierał teraz dziękował wszystkim, że ma możliwość tego dokonać. Wróciła madame Pomfrey. Snape odebrał jej dwie fiolki.

- To eliksir siły. – Jedną podał Syriuszowi, a drugą sam wypił. Do tego co zamierzali zrobić zdecydowanie będą potrzebować dużo siły. – Po wszystkim podaj dziewczynie eliksir Wiggenowy, a nam wzmacniające – zwrócił się do pielęgniarki. Wiedział, że po tym mogą nawet stracić przytomność. Po czym przeniósł różdżkę w stronę pacjentki. – Legilimens – mruknął. Zdziwiło go to, ale w umyśle swojej uczennicy natrafił na mury ochronne. Nie były tak dobre jak jego, ale jednak były. Ze swoim talentem do magii umysłu szybko pokonał przeszkodę i ruszył w głąb, aby odnaleźć źródło klątwy. Chwilę zajęło mu zlokalizowanie tego miejsca. Od razu mocniej skupił się na klątwie. Magia walczyła z nim, ale jego silny umysł nie poddał się, potem chciała wchłonąć w niego, ale udało mu się ją odepchnąć. Ostatkiem sił wyrzucił ją z umysłu uczennicy.

Syriusz czekał niecierpliwie zaciskając na różdżce palce. Wiedział, że to może trochę potrwać, ale w każdej chwili musiał być w gotowości. Obserwował Snape’a, na którego twarzy widział tylko skupienie. Wreszcie po dobrych kilkudziesięciu minutach czarna mgła zaczęła unosić się nad Nicole. Łapa nie czekając na nic więcej zaczął wymawiać pod nosem czarnomagiczne formuły. Czarna mgła powoli zaczęła wchłaniać się w jego różdżkę. To był moment, w którym ciężko było mu utrzymać różdżkę, gdyż tak jakby chciała się wyśliznąć z jego dłoni. Na szczęście podołał. Gdy cała mgła zniknęła zarówno on jak i Snape stracili przytomność. Madame Pomfrey jakby tylko na to czekała. Od razu znalazła się przy Nicole i szybko podała jej eliksir wiggenowy, wiedząc, że nic więcej nie może dla niej zrobić zajęła się mężczyznami. Przywróciła im świadomość zaklęciem Renervatte i szybko podała eliksiry wzmacniające. Chciała nakazać im położenie się do łóżek, ale widząc srogi wzrok Mistrza Eliksirów zrezygnowała z tego pomysłu. Wiedziała, że Severus najlepiej odpocznie w swoich komnatach.

- Nie wpuszczaj do niej nikogo. Teraz jej magia musi się ustabilizować. Do rana nie powinno być żadnych skutków klątwy. Jedynie jej siła magiczna musi się zregenerować, a na to najlepszy jest sen. – Snape wygłosił zalecenia i wyszedł z pomieszczenia. Syriusz nie chcąc się narazić na opiekę Pomfrey również za nim wyszedł. Tam musieli zmierzyć się z bliskimi dziewczyny. – Musicie dać jej teraz odpocząć – warknął Snape patrząc na uczniów, którzy chcieli zarzucić go pytaniami. – Jazda do siebie! Dzisiaj kolacje zjecie w swoich pokojach wspólnych i nie ważcie się stamtąd wychodzić. – Snape zmierzył swoich Ślizgonów wzrokiem, którego należało się bać.

- Ale tato co z… - Vanessie po raz kolejny nie było dane dokończyć.

- Śpi. Jutro się dowiecie. Teraz nikt ma jej nie przeszkadzać. Do siebie! I żebym do jutra rana nie widział żadnego z was poza dormitorium! A uwierzcie mi, że to sprawdzę! – Ślizgoni widząc, że nie przekonają swojego opiekuna smętnie ruszyli do lochów. – Potter, Granger was też się to tyczy. Wszyscy uczniowie mają być w swoich Pokojach Wspólnych i dzisiaj nigdzie nie wychodzić! – Gryfoni ruszyli. Pod skrzydłem szpitalnym pozostali tylko starsi Potterowie, Syriusz i Tonks, którzy w sumie nie wiedzieli co uczynić. James i Lily bardzo chcieli znaleźć się przy córce, ale Snape wyraźnie zabronił tam komukolwiek wchodzić.

- Black wam wszystko przekaże. Dziś nikt nie powinien jej niepokoić. – Snape nie zwracając już na nich uwagi odszedł. Syriusz szybko wyjaśnił im co działo się w skrzydle, gdy tam był, a potem z Jamesem porozumieli się wzrokiem i natychmiastowo przemienili w zwierzęta, po czym ruszyli do Zakazanego Lasu. Skoro Nicole była już bezpieczna, a oni jedynie musieli jej pozwolić odpocząć, to chcieli pomóc przetrwać tą trudną noc swojemu przyjacielowi. Kobiety ruszyły do swoich komnat, aby odpocząć po ciężkiej walce.

Draco, Camile, Vanessa, Sam i Blaise siedzieli w ciszy w Pokoju Wspólnym. Dochodziła 1:00 w nocy. Każde myślało o tym samym. Dlaczego nie pozwolili im nawet zobaczyć Nicole. Czy ona z tego wyjdzie i jakie skutki będzie miała klątwa Lucjusza. Z pewnością było to coś głęboko sięgające Czarnej Magii. A dziewczyna całą moc klątwy wzięła na siebie. To, że była wtedy w formie zwierzęcej nie miało znaczenia. Camile przyglądała się Draconowi i widziała, że go nosi, choć pozornie nie okazywał żadnych emocji.

- Kurwa! – Camile wiedziała, że jej brat wreszcie wybuchnie. To była kwestia czasu. Draco podniósł się gwałtownie z fotela i zaczął krążyć przed kominkiem. – Gdyby chociaż dokładnie powiedzieli co z nią! – wykrzyknął. Przyjaciele i siostra, którzy go obserwowali zdawali sobie sprawę, że Draco prawie nigdy nie pozwala sobie na okazywanie takich uczuć wobec innej osoby przy świadkach, nawet jeśli to oni byli tymi świadkami. Zdawali sobie jednak sprawę, że to że Nicole osłoniła właśnie jego przed klątwą wysłaną przez jego ojca mogło nim wstrząsnąć. Co prawda była tam też Camile, ale Draco był stuprocentowo pewny, że zemsta ojca to jego pierwszego miała sięgnąć. To, że Draco i Nicole kręcili się wokół siebie od dobrych kilku miesięcy co najmniej również miało tu znaczenie. Wszyscy wokół nich widzieli, że dwójka Ślizgonów czuje coś do siebie, tylko oni zdawali się nie zwracać uwagi.

- Chcesz iść do niej? – zapytała Camile.

- Tak, ale to nie ma znaczenia. Snape nam zapowiedział, że jak będzie trzeba to sam stanie przed wejściem do Pokoju Wspólnego żebyśmy nie mogli wyjść! Kurwa! – Draco był wściekły. Właściwie sam zastanawiał się na kogo bardziej. Na Lucjusza, za tą cholerną klątwę, na Nicole, za to, że go zasłoniła, na cholernego Snape’a, za to, że nie pozwolił im czuwać w Skrzydle Szpitalnym, czy na siebie, za to, że dopuścił, by ktoś skrzywdził Nicole, szczególnie, że tym kimś był jego pierdolony ojciec.

- Mam niewidkę Harry’ego. Pożyczył mi ostatnio – odezwała się Vanessa. Ze względu na okoliczności nawet nie zdziwili się czemu Harry właśnie jej pożyczył swój skarb. Draco spojrzał na nią z nadzieją. Czarnowłosa nie czekając na odpowiedź ruszyła do sypialni po pelerynę. Gdy wróciła Draco od razu wyciągnął po nią rękę. Vanessa obrzuciła go niepewnym spojrzeniem.

- Nie powinieneś chyba iść sam. – Draco już chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu Camile.

- Oczywiście, że nie powinien. Więcej niż trzy osoby raczej się nie zmieszczą, więc z Vane pójdziemy z tobą, Draco. Nie marudź! Ktoś cię musi pilnować, a i my chcemy zobaczyć co z Nicole – dodała, gdy blondyn znowu chciał zaoponować.

- To my tu na was poczekamy – stwierdził Sam wskazując na siebie i Blaise’a niezadowolony, że oni muszą zostać. Pozostała trójka nie czekając już na nic zniknęła, chwilę później uchylili wejście i już ich nie było. Co prawda przy wejściu nie spotkali Snape’a, ale już w następnym korytarzu spotkali patrol ochrony. Z resztą w całych lochach roiło się od ochrony. Widocznie Snape kazał im pilnować Ślizgonów. Przemieszczając się bardzo cicho po 10 minutach dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Tutaj dopisało im szczęście, bo na widoku nie było żadnej ochrony. Wśliznęli się po cichu do Skrzydła. Od razu wyciszyli pomieszczenie, aby pielęgniarka ich tu nie przyłapała i podeszli do jedynego zajętego łóżka. Nicole wyglądała źle, żeby nie powiedzieć strasznie. Jej skóra przybrała wręcz szarą barwę, spod szpitalnej piżamy, przez szyje, aż do ust wyłaniała się czerwona, spuchnięta szrama, jej policzki były zapadłe, a usta wysuszone i okropnie blade. Czarne włosy mocno kontrastowały z pozbawioną kolorytu twarzą, co jeszcze pogarszało jej wygląd. Ślizgoni ściągnęli z siebie pelerynę i zbliżyli się do przyjaciółki. Camile chwyciła ją za chłodną dłoń.

- Coś ty zrobiła, Niki – wyszeptała ze łzami w oczach. – Przecież on mógł cię… - Reszta zdania nie mogła przejść przez jej gardło.

Draco stał wycofany i nie mógł wyjść z szoku. W głowie kołatała mu tylko myśl o tym, że to on powinien tu leżeć i wyglądać jak trup, a nie ta odważna, szalona Ślizgonka.

- Niki, jeśli się nie obudzisz to chyba cię uduszę – zagroziła Vanessa trzymając jej drugą dłoń. – Merlinie, wyglądasz strasznie, ale…

- Ale i tak mnie kochacie – przerwał jej słaby głos. Trójka przybyłych Ślizgonów, aż krzyknęła. Nie mogli uwierzyć, że Nicole się obudziła. Jej oczy nadal były zamknięte, ale niewątpliwe się obudziła. – Naprawdę wyglądam tak źle, że nie wiecie co powiedzieć. – Nicole uchyliła powieki i przyglądnęła się przyjaciołom. Dwie dziewczyny rzuciły się na nią momentalnie, co zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. – Dziewczyny wy na prawdę chcecie, żebym tego nie przeżyła – stęknęła krzywiąc się. – Wszystko mnie boli.

- Przepraszamy! – Oderwały się szybko od poszkodowanej.

- Nicole nigdy więcej tego nie rób – nakazała Camile ze łzami w oczach. To, że to jej własny ojciec tak urządził przyjaciółkę powodowało, że Camile czuła się jeszcze gorzej widząc marną twarz przyjaciółki.

- Cami spokojnie już nic mi nie jest – wytłumaczyła. – Już po wszystkim.

- No tak, bo najlepiej przejść do porządku dziennego nad tym – warknął Draco. Był wściekły. Nadal nie był pewien na kogo bardziej.

- O co ci chodzi? – zapytała Nicole.

- Mogłaś zginąć przez tego skurwiela! – Nie przejmował się tym, że mówi tak o własnym ojcu. W końcu ten człowiek już od dawna nie zasługiwał na to miano.

- Draco już po bitwie. Wszystko jest okej. Nie rozumiem czemu się tak denerwujesz? – Nicole również zaczynała być wzburzona, ale starała się jeszcze panować nad nerwami.

- Nie udawaj, że nie wiesz! Nie musiałaś tego robić! – Ślizgon zrzucił maskę i opanowała go złość.

- Ale to zrobiłam! – Nicole nie miała ochoty przyjmować jego ataku na spokojnie. Podniosła się z poduszek. – A może ty wolałbyś tu leżeć?! – zapytała z sarkazmem.

- Nie prosiłem cię o to!

- A ja nie pytałam o pozwolenie! – Camile pogratulowała sobie w duchu pomysłu wyciszenia pomieszczenia. Ich krzyki mogłyby postawić na nogi cały zamek. – Z resztą co cię to obchodzi?! To nie ty musisz tu leżeć!

- Obchodzi! Bo cię kocham, idiotko! – wykrzyczał, choć nie od razu zorientował się co wyznał. Najpierw na twarzy pojawiło się przerażenie, ale szybko przybrał swoją maskę. – Nie ważne, zapomnij o tym. – Gwałtownie odwrócił się i rzucił do wyjścia. Gdy był już przy drzwiach Nicole wyszła z szoku.

- Czekaj! – Draco zastygł z dłonią na klamce i mogąc się ruszyć, a Nicole próbowała podnieść się z łóżka. Choć jej stopy dotknęły zimnej posadzki, to próba wstania skończyłaby się upadkiem na podłogę, gdyby Camile i Vanessa nie podbiegły do niej i nie złapały.

- Nicole, zwariowałaś?! Nie wstawaj! – Dziewczyny posadziły ją z powrotem na łóżku.

- Draco, mógłbyś podejść? – poprosiła cicho panna Potter, jednak blondyn tylko zwiesił głowę i nie ruszył się z miejsca. – Draco, proszę. Naprawdę nie dam rady wstać. – Jedyną reakcją było to, że chłopak puścił klamkę i odrobinę cofnął się od drzwi, ale nadal stał tyłem. Camile i Vanessa nie chcąc im przeszkadzać zarzuciły na siebie pelerynę i wyszły mówiąc tylko, że zaczekają na korytarzu. Chociaż pozostała dwójka nie zwróciła na nich uwagi. – Draco, naprawdę wolałabym mówić do ciebie patrząc ci w twarz, a nie w plecy. Dobrze, skoro tak wolisz nie ma sprawy. Choć po czymś takim mógłbyś chociaż spojrzeć mi w oczy. Ja też chce coś powiedzieć. Chociaż nie wiem jak, nigdy tego nie robiłam. – Nicole wypuszczała z siebie słowa niczym karabin, sama nie wiedziała co gada. Wzięła głęboki oddech i otworzyła usta. – Ja… ja ciebie też – powiedziała po prostu. Draco momentalnie odwrócił się z wyrazem nadziei na twarzy. – Wiesz, miałam nadzieję, że po czymś takim wreszcie mnie pocałujesz. Od dawna jestem ciekawa jak smakujesz. – Mrugnęła do niego z delikatnym uśmiechem. - Ale to ty musisz podejść do mnie, bo ja naprawdę nie mam siły wstać. Z resztą siedzieć chyba też i… - Zemdlała już nie dostrzegając ulgi na twarzy Dracona, który nie czekając dłużej od razu znalazł się przy niej i złapał ją w objęcia. Z kieszeni wyjął różdżkę i zniwelował zaklęcie ciszy, po czym krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki, aby ta się obudziła. Pani Pomfrey pojawiła się w ciągu minuty. Obrzuciła ich spojrzeniem i zaczęła swoją tyradę. Najpierw opierniczyła Dracona za jego obecność, potem chciała dowiedzieć się co tu się stało, a gdy Draco wymijająco odpowiedział, że Nicole zemdlała podczas rozmowy zaczęła rzucać na Nicole zaklęcia diagnostyczne. Gdy tylko blondyn delikatnie ułożył Ślizgonkę w łóżku pani Pomfrey znowu zabrała głos.

- Nie wiem co tu się stało, ale dziewczyna straciła tę odrobinę siły, którą odzyskała podczas krótkiego odpoczynku. Udało nam się zniwelować większą moc tej czarnomagicznej klątwy ale jej organizm jeszcze z nią walczy. W tej chwili jest wyczerpana. Do rana powinno jej przejść, ale jedynie czego jej teraz potrzeba to spokojny sen, aby nie pojawiły się żadne niepożądane skutki. Tak więc natychmiast proszę udać się do swojego dormitorium. I niech pan wie, panie Malfoy, że poinformuję twojego opiekuna domu o tym, że urządzasz sobie wędrówki nocą – zakończyła z mocą po czym spojrzała na niego wymownie, więc jedynie pozostało mu wyjść. Za drzwiami od razu został nakryty peleryną niewidką przez swoją siostrę. Dziewczyny tak jak obiecały zaczekały na niego. Choć bardzo je korciło, na korytarzu nie mogły zaspokoić swojej ciekawości, aby nikt ich nie nakrył. Po długiej wędrówce do lochów wreszcie dotarli do Pokoju Wspólnego. Tam czekali na nich Sam i Blaise.

- I jak? Co z nią? – od razu zapytali.

- Draco chyba jest najbardziej poinformowany – odpowiedziała z wrednym uśmiechem Camile

- Nie wiem o co ci chodzi. Same widziałyście, że już lepiej. Teraz śpi. Pani Pomfrey mówiła, że rano już powinno być okej – odpowiedział nie zaspokajając jej ciekawości.

- A jak tam sprawy sercowe? – drążyła uparcie. Vanessa śmiała się otwarcie, a Sam i Blaise słuchali i nie dowierzali.

- Nie wiem o co ci chodzi – udał, po czym wysłał im radosny uśmiech, taki który na jego twarzy Camile ostatni raz widziała w dzieciństwie, kiedy jeszcze szczęśliwie nie musieli się przejmować Voldemortem i wojną. I wyszedł nie zwracając uwagi na piski szczęścia blondynki.

Z samego rana pierwsze promienie słońca, które opadły na twarz Dracona przez zaczarowane okna od razu obudziły go ze snu.  Blondyn jedyne czego teraz chciał to porozmawiać z Nicole bez świadków. Mając nadzieję, że dziewczyna czuje się już lepiej, ubrał się i od razu skierował w stronę, którą ledwie parę godzin temu przemierzał. Niestety brunetka jeszcze spała, więc aby jej nie obudzić usiadł na krześle obok i oparł się o jej łóżko. Na szczęście pani Pomfrey również spała, bo z pewnością wyrzuciła by go ze swojego królestwa. Jako, że sam niewiele spał szybko zapadł w drzemkę.  Godzinę później obudziło go delikatne głaskanie po głowie. Podniósł głowę z jej poduszki i spojrzał na nią. Ona również nie odrywała wzroku od jego stalowych tęczówek.

- Wiesz, wydaje mi się, że już możesz to zrobić. Tym razem nie będę mdleć – mówiła jakby kontynuując nocną rozmowę. Draco już nie czekając na nic chwycił jej twarz w obie dłonie i pocałował mocno. Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Draco oparł swoje czoło o jej i powiedział:

- Nareszcie. – Nicole zaśmiała się cicho i ponownie połączyła ich usta. Jednak ta chwila została im brutalnie przerwana.

- Panie Malfoy! Mówiłam panu, że pacjentka potrzebuje odpoczynku! A pan tu urządza sobie jakieś randki! Natychmiast proszę wyjść! – Więc wyszedł. Co prawda nie mógł tego zaliczyć do porządnej rozmowy, ale chociaż upewnił się że Potter nie majaczyła w nocy pod wpływem klątwy. Szczęśliwy skierował się do Wielkiej Sali na śniadanie.

 

***

Hej.

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Bardzo się cieszę, że mój „powrót” tak dobrze się przyjmuje. Naprawdę mnie to cieszy, chociaż ostatnio nie mam pomysłu na kolejne rozdziały. Na razie mam napisane do 64 rozdziału, mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie coś się tu ruszy. A że powoli zbliżamy się do końca historii, to ostatnio mam wenę na pisanie końcówki. Brakuje mi tylko czegoś pomiędzy tym co jest teraz, a punktem kulminacyjnym. Mam nadzieję, że coś mi wpadnie do głowy.

W każdym razie zapraszam do czytania i pozdrawiam.

AniaXXX

4 komentarze:

  1. Świetnie napisany rozdział.
    Opis bitwy znakomity.
    Pomysł z wilkołakami świetny,tak jak Nicole i Harry jako animagowie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając ten rozdział myslę, że kiedyś mogłabyś wydać swą książkę, a wtedy ja sobie powspominam, jak to kiedyś Szanowna Autorka zaczynała swą karierę na internetowym blogu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra rozdział, w końcu doczekaliśmy się kolejnego emocjonującego starcia. Najbardziej spodobała mi się obecność Lucka i zaakcentowanie jego furii i zimnej kalkulacji. Do/ pełni szczęścia brakowało jeszcze próby zamachu na życie Nicole w wykonaniu Rona W. i Colina C. jak za dawnych lat :) To był chyba jeden z najbardziej obfitych w treść rozdziałów, działo się naprawdę dużo, oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj. Czytając ten rozdział miałam przykre wrażenie, że to już powoli koniec, a Pani komentarz tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Ciężko mi się z tym pogodzić, bo jestem tu już długo, od 13 rozdziału i chociaż nie komentuję zbyt regularnie (ale te przydługie spamy to moje dzieło) to zawsze z utęsknieniem czekałam na kolejny rozdział. Co prawda ominęły mnie główne czasy popularności blogów o HP, to jednak z tych, co przeczytałam ten jest zdecydowanie najlepszy - pełen oryginalnych pomysłów, co ważne wnoszących sporo do akcji, humoru... Może jestem za młoda, ale cieszy mnie fakt, że romanse są tu jedynie tłem, a nie motywem przewodnim opowiadania, jak w lwiej części takich "dzieł". Chociaż przyznam, że wątek Nicole i Draco jest harmonijnie rozwijany i nawet przyjemnie się go śledzi. Do tej pory jestem pod wrażeniem, jak dobrze oddajesz w opowiadaniu emocje ( głównie Nicole i Laury po stracie rodziców, kiepskim przyjęciu do Ślizgonów, zamachem na cmentarzu, gwałcie, kłótnie z Harrym z początku opowiadania i zdrada Malfoy'ów cz ytak jak teraz Emcje Draco i Lucjusza).
    Trochę nie rozumiem tego czepiania się jakichś pobocznych szczegółów w komentarzach (obstawiam, że głównie chodzi o wątek Potter/Snape i Snape/Weasley) nie oferując nic w zamian. Co prawda, mnie też ten motyw nie przekonuje, jednak po pierwsze nie jest szczególnie eksponowany, po drugie to jednak Pani wizja i powinniśmy ją uszanować. Nie mogę się także zgodzić z częścią komentarzy, że jest za dużo bohaterów. Owsze, jestich sporo, ale każda jest wykreowana ciekawie i wnosi "to coś" do opowiadania. To tego umiejętnie nimi falujesz. Moją faworytką jest )pewnie się zdziwisz) Laura. Ma swój charakter, nie jest "ogonem" i jest lojalna i taktowna - widać to było zwłaszcza w momencie, gdy odzyskała pamięć po incydencie z Ronem. Sama akcja również płynna, są momenty spokojniejsze i pełne akci oraz walk.

    Na samo podsumowanie jeszcze przyjdzie pora, pewno wyjdzie długi tasiemiec. Mam nadzieję, że prędko do tego nie dojdzie, a gdy ten dzień już nadejdzie to, że nie zostawisz nas i wrócisz z kolejnym pomysłem na opowiadanie. Teraz pozostaje tylko czekać i życzyć weny i powodzenia na studiach!

    OdpowiedzUsuń