piątek, 22 maja 2020

Rozdział 63

Zaraz po śniadaniu u Nicole pojawiła się jako pierwsza Laura, a zaraz za nią do skrzydła szpitalnego wbiegły Vanessa i Camile.

- Nicole! – wykrzyknęła Laura. – Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Co ci było?

- Laura spokojnie – uspokoiła ją Ślizgonka. – Już jest wszystko dobrze, a nawet bardzo dobrze – uśmiechnęła się.

- Po wczorajszej minie Draco wydaje mi się, że lepiej być nie może. – Camile uśmiechnęła się wrednie próbując wyciągnąć coś z przyjaciółki.

- Jak znam ciebie i Dracona to ty bardzo chcesz wiedzieć co tu się wczoraj działo, a on nie chciał się wyspowiadać? – Nicole od razu wyczuła o co chodzi.

- Ale co tu się wczoraj działo? – zapytała zaskoczona Laura.

- Ciebie jeszcze takie rzeczy nie powinny interesować – zauważyła panna Potter. Na te słowa z obu najbardziej zainteresowanych gardeł wydobyły się krzyki. Jeden był pełen oburzenia, a drugi bardzo podekscytowany. Tylko Vanessa siedziała niewzruszona. Miała więcej cierpliwości od blondwłosej przyjaciółki i mogła poczekać, aż Nicole opowie im to na spokojnie. A że opowie to była pewna, teraz jednak wolała się z nimi podroczyć.

- Ej mam już 13 lat, nie jestem dzieckiem!

- Takie rzeczy?! Co wyście tu zrobili wczoraj?!

- Wczoraj w sumie chwile po tym jak wyszłyście zemdlałam, ale dzisiaj rano to już co innego. – Nicole uśmiechnęła się z rozmarzenie.

- Dzisiaj?! Był tu?! Całowaliście się! – Camile znała przyjaciółki i brata jak własną kieszeń i była bardzo dobra w czytaniu miedzy wierszami, więc ostatnie stwierdzenie nie było nawet pytaniem. Wczorajszy zadowolony uśmiech Draco i dzisiejszy rozmarzony Nicole powiedziały Camile, że ta dwójka wreszcie dotarła do siebie. Nie mogła być bardziej szczęśliwa. Jednak gdy tylko te słowa opuściły jej usta drzwi skrzydła otworzyły się z rozmachem. Wbiegł Harry. Zanim do nich podszedł Nicole wymamrotała szeptem do trzech dziewczyn:

- Ciszej, do cholery. Błagam nie mówicie nic na ten temat. Muszę mu sama powiedzieć. – Dwie Ślizgonki i jedna Gryfonka skinęły jej krótko głowami na znak, że może na nich liczyć. Cały dzień spędziła na przyjmowaniu gości, którzy doprowadzali do szału pielęgniarkę. Średnio raz na godzinę wychodziła ze swojego gabinetu wyganiając wszystkich po kolei, od czasu do czasu przynosząc jej lecznicze eliksiry. Przy kolacji oznajmiła jej, że poleży jeszcze dwa dni, aby być pewnym, że klątwa Lucjusza nie pozostawiła na niej negatywnych skutków. Nic nie dało przekonywanie Ślizgonki, że dobrze się już czuje i nie potrzebuje leżeć, że przecież jakby coś się działo to sama się zgłosi do skrzydła szpitalnego. Madame Pomfrey była niewzruszona i nie zmieniła decyzji, a Nicole była załamana, bo już ją nosiło. A na dodatek tuż przed kolacją kobieta wygoniła Blaise’a i Sama i nakazała im przekazać reszcie, że na dzisiaj absolutny koniec odwiedzin. Wyszli mrugając do niej z wesołym uśmiechem, a ona została sama. Pielęgniarka schowała się u siebie, a ona nudziła się i jak na złość nie mogła zasnąć. Około godziny 23 nadal nie spała i już nie wiedziała co robić. Co prawda próbowała czytać książki, które znieśli tu jej przyjaciele, ale były to tylko podręczniki, a ona nie miała kompletnie ochoty zajmować się lekcjami. W tym momencie jednak drzwi wejściowe uchyliły się i zaraz zamknęły. Nicole wpatrywała się w nie chwytając różdżkę i czekając.

- Chyba mnie nie zaatakujesz? – odezwał się cichy głos zaraz przy jej łóżku. Z szybkością błyskawicy przeniosła różdżkę w miejsce, gdzie jak sądziła była osoba, która wypowiedziała to zdanie. Jednak moment później patrzyły na nią stalowe oczy blondwłosego Ślizgona. Draco właśnie zdejmował z siebie pelerynę.

- Niewidka Harry’ego? – Nicole uniosła brwi zaskoczona. Zaraz też wyciszyła pomieszczenie, aby pielęgniarka się nie zorientowała, że znowu ma gościa.

- Jeszcze mu jej nie oddaliśmy po wczoraj – wyjaśnił. – Więc sobie pożyczyłem jeszcze raz.

- A skąd ją wczoraj mieliście? Harry od tak wam pożyczył?

- W sumie to nie wiem. Vane stwierdziła tylko, że ją ma od Pottera i nawet nie pytaliśmy po co ją brała – wzruszył ramionami.

- Dziwne – oznajmiła tylko nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej. – Chociaż w sumie dziwniejsze jest to, że korzystasz z czegoś co należy do Harry’ego.

- Przydatna rzecz, a poza tym staram się nie myśleć, że to Pottera, więc nie przypominaj mi o tym z łaski swojej – zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. – Pogadamy? – zapytali jednocześnie.

- Chyba musimy. – Nicole uśmiechnęła się łagodnie, a Draco rozsiadł się na krześle obok jej łóżka. – Nie żałujesz? No wiesz tego co powiedziałeś i nie chcesz się wycofać? – Nicole zastanawiała się nad tym cały dzień, szczególnie, że nie odwiedził jej pomijając ranną wizytę. A ona cały czas czekała, nawet nieświadomie.

- Ja nie – odpowiedział zadziwiająco pewnie. – A ty?

- Ja też nie – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się zadowolona..

- Chyba jestem na ciebie skazany, Potter.

- Na to wychodzi. Ja na ciebie też, Malfoy. – Oboje jednocześnie wybuchnęli śmiechem, a gdy już się uspokoili tylko ich oczy błyszczały wesoło, Draco zbliżył się do niej i pocałował. Po dłuższej chwili jednak Nicole złapała go za włosy i odciągnęła od siebie.

- Mieliśmy gadać – przypomniała trochę nieprzytomnie.

- Kobieto są ciekawsze rzeczy od gadania – prychnął, ale odsunął się. – Co wymyśliłaś? – powiedział widząc, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak.

- Bo ty się chyba nie chcesz ukrywać czy coś? – zapytała nieporadnie.

- No cóż moja reputacja i tak jest już wystarczająco zepsuta, więc związek z Potterem jej nie pogorszy. – Choć mówił śmiertelnie poważnie, Nicole dostrzegła wesołe ogniki mówiące jej, że żartuje.

- Ty chamie – wykrzyknęła ze śmiechem. – A tak na serio to wiesz najpierw muszę pogadać z Harrym. To, że się tak uwielbiacie powoduje, że jestem pewna, że zareaguje co najmniej złością na takie nowiny. Z resztą chcę mu powiedzieć sama, a nie żeby dowiedział się od jakiejś plotkary. – Popatrzyła na Ślizgona niepewnie.

- Znając twoje zdolności do doporowadzenia do poważnej rozmowy trochę to potrwa – oznajmił nadal w dobrym humorze.

- Spadaj. – Nicole wiedziała, że Draco próbuje jakoś poprawić jej humor, a jej to zupełnie nie przeszkadzało, więc ze wzajemnością się z nim droczyła. Wiedział, że dla niej będzie to trudna rozmowa. – Muszę się przygotować jakoś do tego. – Jej mina nie wyrażała, że czeka na to z utęsknieniem.

- Chcesz to ja mu powiem, ale wtedy któryś z nas wyląduje tu obok ciebie.

- Jednak podziękuję. Sama to załatwię – stwierdziła śmiejąc się, po czym złapała go za dłoń i pociągnęła. – A teraz możemy zająć się czymś ciekawszym – mruknęła i uśmiechnęła się szelmowsko, a on z zadowoleniem zbliżył się do niej. Wreszcie Nicole przestała się nudzić. Draco Skrzydło Szpitalne opuścił dopiero przed 4 rano, aby pielęgniarka nie nakryła go drugi dzień z rzędu. Do tej godziny zdecydowanie mieli co robić leżąc obok siebie przytuleni, a nawet ucięli sobie krótką drzemkę.

 

Tak jak madame Pomfrey obiecała Nicole spędziła w skrzydle szpitalnym jeszcze dwa dni, w czasie których całkowicie doszła do siebie. Ślizgonka była pod wrażeniem cierpliwości pielęgniarki do wyganiania osób, które ją odwiedzały. Uczniowie wpadali pomiędzy zajęciami i po nich, a zaprzyjaźniona ochrona kiedy nie musiała być na straży, albo kiedy akurat patrolowali korytarze w pobliżu. Nicole była zachwycona, przy spotkaniu z Huncwotami i Harrym, kiedy mężczyźni poruszyli temat animagii.

- No dzieciaki gratulujemy waszej przemiany – James średnio co 2 minuty wracał do tego tematu. Puchnął z dumy patrząc na swoje dzieci. – Wasze zwierzęta są niesamowite! Kurde lew i pantera! Łapo my się możemy schować ze swoimi – zaśmiał się dumny. Syriusz i Remus byli nie mniej dumni ze swoich chrześniaków.

- Silne i potężne zwierzęta. Musicie poćwiczyć z nimi. Najlepiej w Zakazanym Lesie. – Syriusz podjarał się swoim pomysłem, a James od razu mu wtórował.

- Jasne. Zakazany najlepszy do tego! Musicie się zsynchronizować ze swoimi zwierzętami, bo inaczej one będą cały czas walczyć o dominację.

- No właśnie dostroić się do nich.

- Kurde opanować takie bestie to jest coś.

James z Syriusz co chwilę wymieniali się uwagami podekscytowani jak pierwszoroczni. Uśmiechnięty, choć zmęczony Lunatyk obserwował ich szczęśliwy. Odkąd James wrócił z zaświatów zarówno w Remusa jak i Syriusza wróciło życie. Tak jakby stracili je ze śmiercią przyjaciela. Natomiast Nicole i Harry obserwowali ich jednocześnie z zaskoczeniem, szczęściem i dumą z samych siebie. Widzieli dumę w oczach Huncwotów spowodowaną ich dokonaniem i to nastrajało ich szczęściem. W trakcie ich dyskusji dołączyły do nich Lily i Tonks, które obserwowały mężczyzn z rozbawieniem.

- Tato, ale gdyby nie wy to nic by z tego nie wyszło – przerwała im wreszcie Nicole. Na co James i Syriusz zareagowali niemal rozanielonym uśmiechem.

- James czy ja dobrze słyszę, że ty namawiasz nasze dzieci do łamania regulaminu i szwędania się po Zakazanym Lesie?

- Ale Liluś…

- Ale mamo… - rozległo się jednocześnie z trzech gardeł.

- Merlinie czym zasłużyłam, że pokarałeś mnie trzema Huncwotami – jęknęła. – Jesteście zupełnie jak oni – zwróciła się do swoich dzieci wskazując na męża i Syriusza.

- Mamo nic nie poradzisz na geny – zaśmiała się Nicole. Ślizgonka czuła się niesamowicie dobrze, kiedy była przyrównywana do własnego ojca, który był z niej tak dumny, i kiedy przekomarzała się ze swoją matką. Wreszcie powoli odnajdywała swoje miejsce na ziemi.

 

Kiedy Nicole wreszcie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego czekała ją zwykła codzienność. Spotkania z przyjaciółmi, lekcje, wredny Braun, który jak zwykle doprowadzał wszystkich do szału, czy Dafne jak zawsze prychająca na jej widok. Ta dziewczyna chyba nigdy nie pogodzi się z tym, że musiała z nią zamieszkać na trzy lata w jednym dormitorium. Jednym słowem normalność. Huncwoci nie zabrali ich jeszcze do Zakazanego Lasu, bo zaczęli nocne dyżury, więc byli zbyt zmęczeni. Wiedzieli jednak, że im to nie ucieknie. Trzy dni później Nicole późnym wieczorem musiała zejść do Pokoju Wspólnego, bo zapomniała torby. Była już po kąpieli i paradowała w piżamie, ale nie spodziewała się już tam spotkać nikogo. Więc mocno się zdziwiła jak ujrzała Draco siedzącego przed kominkiem. Szybko do niego podeszła i usiadła obok na kanapie.

- Co robisz?

- Siedzę – zaśmiał się.

- Tyle to widzę, ale czemu nie śpisz? Jest już po północy – oznajmiła przenosząc swoje gołe stopy na jego kolana i rozkładając się, żeby było jej wygodniej.

- To chyba jeden z tych dni kiedy nie mogę spać – stwierdził. Zaraz jednak w jego oczach pojawił się błysk. – Co powiesz na randkę w świetle gwiazd? – Nicole zaśmiała się radośnie, ale szybko przystała na jego propozycję wiedząc, że swoim zwyczajem wylądują na wieży astronomicznej.

- To poczekaj tylko się przebiorę. – Miała na sobie tylko krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach od piżamy. No i trampki, w których zeszła, a które teraz leżały porzucone przy kominku.

- Ta i będę czekał, aż się przebierzesz kolejną godzinę. A potem jeszcze pobudzisz te wariatki, które koniecznie będą chciały iść z tobą. Masz – rzucił jej swoją bluzę leżącą na oparciu – powinno wystarczyć na przejście, a na wieży rzucimy na siebie zaklęcie ogrzewające. – Sam miał na sobie tylko zwykły T-shirt i jeansy. Ślizgonka wiedząc, że w sumie chłopak ma rację ubrała jego ciuch i założyła swoje buty, a potem pociągnęła z uśmiechem do wyjścia z pokoju. Przemieszczali się ostrożnie przez korytarze, korzystając z wielu sekretnych przejść. Raz prawie natknęli się na Tonks i Remusa, ale akurat wtedy aurorka potknęła się, więc Lunatyk zajął się nią i nie zwrócił uwagi na szybki ruch, gdy ukrywali się za rogiem. Im bliżej byli wieży tym bardziej rozluźnieni byli. Na schodach prowadzących już prosto do ich celu zaczęli żartować, aż wreszcie Draco złapał ją w pasie i zaczął łaskotać. Nicole próbowała się wyrwać, ale nieskutecznie, bo po pierwsze nie mogła przestać się śmiać, a po drugie blondyn obejmował ją mocno. Wreszcie dotarli wciąż szarpiąc się miedzy sobą. Wpadli na wieżę i śmiech Nicole zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła kto zajmował ich miejscówkę. I tak w szoku dwie pary spoglądały na siebie. Nicole wciąż obejmowana przez Dracona stała u wejścia, a przy oknie stał Harry trzymając za rękę Vanessę.

- Harry! Vane! Ale co wy tu… - nie dokończyła wiedząc, jak głupio by zabrzmiało to pytanie. W końcu sądząc po ich splecionych dłoniach robili tu to samo co sama planowała z Draco.

- To nie tak jak myślisz! – wykrzyknął przestraszony Harry, ale zaraz odzyskał panowanie nad sobą i dodał wściekle – a co ty robisz tu z nim? – Vanessa odsunęła się od niego z żalem wypisanym na twarzy, a Nicole i Draco stanęli wreszcie prosto, jednak chłopak nie wypuszczał jej z objęć. Czuła jego wsparcie.

- Nie to co myśli? Czyli co Harry? – zapytała zraniona Vanessa, a Gryfon od razu zrozumiał, że źle zaczął.

- Kurcze Vane to nie tak. Wiesz przecież, że ja… No wiesz, że my… - zrozumiała, nie musiał mówić. Przybliżyła się i z powrotem złapała za jego dłoń, a nie chcąc żeby się znowu nieudolnie tłumaczył przed siostrą, a jej przyjaciółką pocałowała go w policzek. Wiedziała, że Nicole zrozumie. I rzeczywiście tak było, bo oblicze panny Potter momentalnie rozjaśniło się uśmiechem.

- Wiem, ale nauczę cię wreszcie o tym mówić – zaśmiała się czochrając drugą dłonią jego włosy. Potter uśmiechnął się do niej jednak zaraz odwrócił się znowu w stronę siostry.

- Więc wy…? – Tym razem zaczął spokojniej. W końcu mógł się tego spodziewać. Przecież Nicole i Malfoy latali wokół siebie już od dawna, a to że on sam nie potrafił mówić o uczuciach przy ludziach, to nie znaczy, że był na tyle głupi, żeby tego nie zauważyć. Nicole kiwnęła tylko głową i dodała:

- Wy też? – Oni również odpowiedzieli jej kiwnięciem. Potem w wieży astronomicznej rozległ się głośny śmiech czwórki szczęśliwych nastolatków, którzy niestety zapomniali, że jest noc, a ich nie powinno to w ogóle być i ktoś może ich przyłapać. Na dodatek nie pomyśleli o żadnym zaklęciu wyciszającym. A więc stało się to co było w tej sytuacji nieuniknione. Przerwało im wejście Lily Potter.

- Czy wyście już całkiem zwariowali? Już nie można się na randki umówić w dzień? Ile razy będę was jeszcze stąd gonić? – Lily starała się patrzeć na nich groźnie, ale widząc ich przerażone twarze musiała się intensywnie powstrzymywać od parsknięcia śmiechem. Zaraz za nią na wieżę wszedł jej mąż i Syriusz.

- Co tu się dzieje? – Starszy Potter był zdziwiony. Nie był pewien na kim skupić swój wzrok. Czy na żonie, aby mu wyjaśniła co tu się stało, gdyż czuł, że ona była bardziej obeznana w temacie randek ich dzieci, czy na Harrym, który trzymał za rękę Ślizgonkę, a na dodatek córkę Snape’a, czy na Nicole, która cały czas była obejmowana przez Ślizgona, syna śmierciożercy, i przede wszystkim miała na sobie tylko męską bluzę i zdecydowanie zbyt krótkie spodenki. Nie chciał myśleć o tym co ci robili zanim doszło do spotkania w takim, a nie innym gronie. Zdecydował się na ostatni wariant, gdyż nie podobało mu się to jak blisko jej małej córeczki znajdował się ten chłopak. Ślizgon jakby wyczuwając co roi się w głowie ojca Nicole rozluźnił trochę uścisk, jednak nie puścił jej patrząc hardo w takie same oczy, które miała jego córka, a których barwa tak bardzo mu się podobała. – Nicole czy nie mogłabyś chodzić po zamku trochę mniej roznegliżowana? – zapytał na pozór spokojnie.

- Tato! Nie przesadzaj! Przecież mam na sobie piżamę i bluzę. Jestem ubrana – wykrzyknęła.

- A ta bluza to chyba nie twoja, co? – zapytał z przekąsem.

- Spokój! – Lily widząc, że szykuje się kłótnia, chciała to jak najszybciej zdusić z zarodku. – To nie czas na takie rozmowy. Wy powinniście wyspać się na jutrzejsze lekcje – oznajmiła z przyganą. – James, Syriusz odprowadźcie Harry’ego do wieży, a ja zaprowadzę tę trójkę do lochów.

- A może się zamienimy. Przecież nie będziesz sama…

- James, natychmiast – nakazała Lily nie chcąc słyszeć sprzeciwu. – Syriusz, Harry idźcie. – Łapa od początku obserwował to z nutą rozbawienia, w końcu pierwszy raz widział swojego przyjaciela w takim stanie. Do Jamesa chyba dopiero zaczęło dochodzić, że jego dzieci są prawie dorosłe. Syriusz nie znał tego uczucia, bo sam ich nie miał, więc trochę go śmieszyło, że dorosły mężczyzna z duszą Huncwota, który nie raz, nie dwa namawia swoje dzieci do łamania regulaminu jest zazdrosny o swoją córkę. Ale widząc minę Lily posłusznie pociągnął przyjaciela za ramię. Za nimi z ociąganiem ruszył młodszy Potter, wcześniej obdarzając swoją dziewczynę nieśmiałym uśmiechem. Gdy zniknęli Lily skinęła głową na resztę nastolatków i również skierowała się do wyjścia. Szli w ciszy, aż do lochów. Przed samym wejściem do ich Pokoju Wspólnego Lily jednak się zatrzymała, chcą jeszcze przez chwilę z nimi rozmawiać.

- Nicole, chcę żebyś wiedziała, że naprawdę się cieszę, że jesteś szczęśliwa. Bo jesteś, prawda? – Nicole tylko chwyciła dłoń blondyna i przytaknęła matce, która tylko szeroko się uśmiechnęła. Porozumiały się bez słów. Starsza kobieta zrozumiała, że ta relacja jest dla jej córki ważna i że będzie o nią walczyć, a młodsza, że ma wsparcie w matce, która cieszy się jej szczęściem. – Ale wiesz, że Jim nie będzie do tego tak pozytywnie nastawiony? – Nicole niestety zdawała sobie z tego sprawę. – Postaram się porozmawiać z tym upartym łosiem – obiecała.

- Ale mamo, tata się uwziął. Przecież nic tam złego nie robiliśmy, a i Harry’ego się jakoś nie czepiał.

- Bo Harry to chłopak i znając Jima i Łapę właśnie teraz gratulują mu zdobycia tak ładnej dziewczyny. – Lily uśmiechnęła się do Vane, a ta odwzajemniła uśmiech nieśmiało. – Zupełnie jakby to mężczyźni mieli wpływ na to, która dziewczyna pozwoli im się zdobyć. – Wszystkie trzy zaśmiały się radośnie ignorując prychnięcie Draco. – Przyjdźcie jutro na kolację do naszych kwater i wtedy na spokojnie się wszystko wyjaśni. – Ślizgonka choć niepewna, czy to jest dobry pomysł, obiecała rudowłosej, że będzie. – Draco, to również zaproszenie dla ciebie – wyjaśniła gdy nie zauważyła u chłopaka żadnej odpowiedzi.

- Oczywiście, pani Potter. To będzie dla mnie sama przyjemność – powiedział sztywno. Wszyscy wiedzieli, że to było duże, a wręcz ogromne niedopowiedzenie.

- Tylko Nicole przyjdź jutro trochę bardziej ubrana, bo twój ojciec gotów jest dostać palpitacji serca – zauważyła ze śmiechem. – I nie obejmujcie się tak przy nim, chociaż póki się nie oswoi – mrugnęła do nich, a Nicole w odpowiedzi zaśmiała się wesoło. – Vanesso – zwróciła się do trzeciej Ślizgonki – ty i Harry również bądźcie. Myślę, że pomijając pierwsze krzyki i oburzenia to będzie miła kolacja. A teraz życzę wam dobrej nocy. No już uciekajcie do siebie. – Młodzież posłusznie wykonała polecenie kobiety, a ta odwróciła się i poszła w swoją stronę. Trójka Ślizgonów sama nie widziała, czy wolą iść od razu spać, czy chcą jeszcze pogadać. W końcu jednak Nicole spojrzała na Vanessę i podjęła decyzję o rozmowie.

- Vane, czemu nie powiedziałaś?

- Nicole, nawet nie wiesz jak chciałam – zawstydziła się. – Ale on prosił mnie, abym nic nie mówiła, bo sam chce ci powiedzieć. Znasz go, z resztą sama się tak samo zachowałaś. Camile też nic nie wie – dodała jakby to miało ją trochę usprawiedliwić. – Zanim wpadliście na wieżę gadałam z nim o tym, bo już od dwóch tygodni próbował do ciebie zagadać.

- Od dwóch tygodni?! I ja nic nie zauważyłam?! – zaśmiała się. – To jest tak na poważenie?

- Wydaje mi się, że tak – odpowiedziała nieśmiało panna Snape.

- Jejku, ale się cieszę! – I rzuciła się na przyjaciółkę, aby ją uściskać.

- Dobra Niki, opanuj się już i spadamy spać. – Nicole tylko pociągnęła ją w stronę dormitoriów. Obie przez tą chwilę zapomniały, że nie były same, jednak zaraz ten ktoś o sobie przypomniał.

- A mi nie należy się chociaż mały buziak na dobranoc? – Nicole odwróciła się do Dracona.

- A niby za co?

- Ej byłem dzielny i przeżyłem spotkanie z twoim ojcem – oburzył się. Nicole ruszyła w jego stronę uznając, że rzeczywiście coś mu się za to należy.

- To ja wam nie przeszkadzam i nie żegnajcie się za długo gołąbeczki – Vane mrugnęła do nich i zniknęła w dormitorium. Para Ślizgonów przez chwilę przyglądała się sobie, aż wreszcie Draco skrzywił się i odezwał.

- Wiesz, że ta jutrzejsza kolacja będzie porażką? – Nie dając jej szans na odpowiedź ciągnął. – Przecież Potter wydłubie mi oczy łyżką do zupy za samo to, że na ciebie spojrzę, a starszy Potter odetnie mi dłonie nożem do masła, jeśli choć pomyślę, aby cię dotknąć, choćby przypadkowo. A twoja matka będzie spokojnie się temu przyglądać i cały czas twierdzić, że to miła kolacja.

- Draco, po pierwsze musisz przestać się zwracać do nas po nazwisku. Jutro będziesz spożywał posiłek z czwórką Potterów, a to może być trochę kłopotliwe. Po drugie jak znam moją mamę na pewno rozładuje atmosferę i nie pozwoli, aby przy niej coś ci się stało. Po trzecie mógłbyś wreszcie dogadać się z Harrym. Tylko na polu bitwy nie pałacie do siebie żądzą mordu, chociaż to pewnie jest spowodowane tym, że wtedy jest wiele innych osób wokół, które możecie pozabijać. Po czwarte, oprócz mojego ojca zapewne w formie wsparcia będą tam jeszcze Syriusz i Remus. Łapa pewnie będzie miał z tego niezły ubaw, więc chociaż trochę będzie śmiesznie. A co do Remusa to w sumie nie wiem jak się zachowa, bo normalnie bym uznała, że będzie się zachowywał jak mama, ale w końcu jestem jego córką chrzestną, więc tu nic nie gwarantuje. I po nie wiem już które czy ty się boisz mojego ojca? – Całą przemowę Draco podsumował prychnięciem, ale postanowił odpowiedzieć.

- Po pierwsze, chyba nie myślisz, że będę do Pottera mówił Harry. – Wypowiedział to imię z taką miną jakby miał właśnie podstawione pod nos najbardziej obrzydliwe składniki eliksirów Snape’a. – To zawsze będzie Potter. Do twoich rodziców również nie uśmiecha mi się mówić po imieniu, więc nie licz na to. Ewentualnie twoje imię przejdzie mi przez gardło.

- Normalnie łaskawca – prychnęła.

- Nie przerywaj. Po drugie, choć twoja matka wydaje się mieć najwięcej mózgu z tej całej bandy, wątpię żeby zapałała do mnie choćby sympatią. Po trzecie, chyba sobie żartujesz. Po czwarte, czy oni naprawdę muszą robić wszystko we trójkę? I po piąte, znowu chyba sobie żartujesz. Ja miałbym się czegoś bać? – Ślizgon był oburzony.

- Przesadzasz – skwitowała to tylko. – Będzie dobrze – zapewniła. – A teraz dobranoc, chodźmy wreszcie spać – po czym cmoknęła go w usta i poszła do swojego dormitorium.

 

***

Hej,

Rozdział dzisiaj, a nie w niedziele, bo wreszcie mogłam się ruszyć z poza mojego miejsca zamieszkania i pewnie zapomniałabym o publikacji w niedzielę. Więc dzisiaj łączę się z pociągu. Dziś rozdział spokojny, trochę zabawny, i mam nadzieję, że niezbyt słodki 😉

Ostatnio wszyscy mi życzycie powodzenia na studiach, więc tak dla wyjaśnienia już od roku nie studiuję. Ale za życzenia dziękuję 😉

Cieszę się, że podoba Wam się to opowiadania, a jak już czytam w komentarzach o tym, że mogłabym napisać swoją książkę to aż mi głupio, że nie mogę się skupić na napisaniu 65 rozdziału. Obiecuję, że się poprawię, aby nie zawieść Was.

Poprzedni rozdział to był ten, którego publikacji nie mogłam się doczekać. Jestem z niego strasznie dumna, to jeden z moich ulubionych, tych po „powrocie”. Cieszę się, że tak dobrze się przyjął.

I na koniec chciałam odpowiedzieć na jeden z komentarzy. Rzeczywiście powoli zbliżamy się do końca, ale spokoje jeszcze trochę się pomęczycie ze mną. To, że są tu czytelnicy niemal od samego początku przy tak długiej przerwie napawa mnie dumą. Naprawdę się cieszę, że to opowiadanie tak przyciąga. Opisywanie emocji, zachowań czy przemyśleń bohaterów to coś co Ania lubi, gorzej idzie mi z opisami otoczenia, co zresztą jest bardzo widoczne. Mam nadzieję, że kiedyś się tego nauczę. Cieszę się, że macie swoje zdanie o tym opowiadaniu i jego różnych wątkach i zdaję sobie sprawę, że jednym może coś nie pasować, a innym wręcz przeciwnie, i absolutnie to szanuję. W zasadzie to nie spodziewałam się, że tak polubicie Laurę. Dostawałam już wiele sygnałów, że jest to kogoś ulubiona postać. Ja też ją bardzo lubię.

Na koniec zaznaczę, że lubię też takie komentarze-tasiemce. Serce rośnie kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś poświęcił chwilę swojego czasu, aby napisać szczerą, mam nadzieję, opinię o moim opowiadaniu. Dzięki temu również mogę z innej strony spojrzeć na tę historię.

I już tak na sam koniec zdradzę Wam, że kiedy straciłam serce do tej historii nie mogąc wymyślić kolejnych rozdziałów i nie publikując nic nowego, to wymyśliłam sobie inną. Też oczywiście Potterowską, napisałam nawet kilka pierwszych rozdziałów. Niestety kiedy kilka miesięcy temu dysk na moim laptopie odmówił posłuszeństwa, musiał zostać wymieniony na inny, to cała tamta historia przepadła. Jest co prawda szansa na odzyskanie wszystkich danych i dlatego uszkodzony dysk jest u znajomego, który potrafi to ponoć zrobić, ale szczerze nie wiem ile to potrwa i czy w ogóle się tego doczekam. Jeśli się tego doczekam to jest mała szansa, że będę miała pomysł na kolejnego bloga, jeśli nie to sama nie wiem czy będzie coś jeszcze.

Zapraszam do czytania i życzę miłego weekendu.

Do następnej niedzieli, pozdrawiam,

Ania XXX

4 komentarze:

  1. Rozdział w piątek a nie w niedzielę to bardzo miła niespodzianka.
    Po wartkiej akcji poprzedniego rozdziału chwila wyciszenia-jakże poyrzebna.
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekstra! Bardzo fajny rozdział. Podobają mi się obawy Draco co do spotkania z Potterami i sam fakt, że nie zrobiło się za słodko. Przy spotkaniu na Wieży Astronomicznej po pierwszych słowach Harry'ego można było sądzić, że spanikowany rzuci Vanessę. No i te utarczki z Draco… i super, że nawiązałaś do "klasyki" czyli lekcji z Braunem czy kłotnie z Daphne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za faux pas z tymi studiami... wybacz. Rozdział świetny, choć dziwny jest fakt, że James mniej zaakceptował fakt, że córka spotyka się z Draco niż Harry z Vane, s końcu największym wrogiem Jamesa był Snape, nie Malfoy. Ten tekst o dziewczynie trochę dziwny, bo z opisu wyglądało, że Camile jest ładniejsza niż Vane... swoją drogą to byłby hit Harry/Camile i Nicole/Draco xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie przekonam się do paringu Harry/Vane. Niemniej obiektywnie rozdział bardzo fajny, z humorem, choć mniej treściwy. Draco bojący się spotkania z Potterami jest super.

    OdpowiedzUsuń