Z samego rana nieprzytomne po nocnych
przygodach Nicole i Vanessa opowiedziały wszystko co się działo Camile. Panna
Malfoy była szczęśliwa jak usłyszała, że kolejna jej przyjaciółka jest
szczęśliwie zakochana, ale też miała niezły ubaw z ich konfrontacji z rodzicami
Nicole.
- W sumie to nie jest śmieszne,
Draco jest przerażony wizją tej kolacji – powiedział poważnie Nicole, ale gdy
blondynka nie mogła wytrzymać ze śmiechu ona też się roześmiała.
- Merlinie, chciałabym to
zobaczyć. Będziecie musiały mi zdać pełną relację – nakazała Camile. A potem
pobiegły na śniadanie widząc, że zostało im już nie wiele czasu do pierwszych
zajęć. Dosiadły się do chłopaków, którzy już kończyli spożywać swój posiłek. Po
przywitaniu same wzięły się za jedzenie. Camile posłała w stronę brata i Nicole
zwiedzione spojrzenie.
- A ja myślałam, że chociaż się
jakoś czule przywitacie, a wy nawet nie usiedliście obok siebie – zauważyła.
- Cami ty wiesz do kogo ty to
mówisz? Kurde jakbyś nas nie znała. Przypominam, że twój brat chyba tylko po
torturach sam z siebie ściągnął by ze swojej twarzy tę zimną maskę, a i po mnie
nie spodziewaj się żadnych misiów, pysiów czy maślanych wzroków. – Nicole
otrząsnęła się z obrzydzeniem. – Rzygam tęczą normalnie.
- Merlinie dzięki ci, że to
właśnie na Potter mam być skazany – stęknął blondyn, na co stół Ślizgonów zatrząsnął
się od śmiechu ich grupy.
- Przypominam ci, że miałeś do
mnie mówić po imieniu – zauważyła Nicole.
- Tylko na dzisiejszej kolacji,
na której będę zmuszony patrzeć jeszcze na trójkę takich jak ty – odparował,
czego Nicole nawet nie skomentowała. – Merlinie zapomniałem wypracowania na
obronę – stęknął. – Dobra spotkamy się pod salą. Nara. – I wyszedł. Zaraz za
nim z Wielkiej Sali zniknął Harry.
- Niki, wy w ogóle nie jesteście
romantyczni! – Camile była oburzona.
- A spodziewałaś się czegoś
innego po nas? – zapytała z sarkazmem. Przyjaciele kolejny raz zaśmiali się
głośno.
Draco tymczasem już prawie dotarł
do lochów, gdy poczuł szarpnięcie. Ktoś pociągnął go do pobliskiego
pomieszczenia.
- Potter, oszalałeś?!
- Nie. Chciałem pogadać – stwierdził
tylko nie przejmując się niezadowolonym grymasem na twarzy Draco. – Malfoy, czy
ty i moja siostra to na poważnie?
- Potter, serio masz zamiar robić
mi wyrzuty z powodu mojego związku z Potter, znaczy się z Nicole? – W myślach
uznał, że rzeczywiście nie brzmi to dobrze.
- Chce wiedzieć tylko czy jest
szczęśliwa.
- Czemu jej nie zapytasz? Jestem
ostatnim człowiekiem, który ma ochotę na rozmowę z tobą.
- Bo pytam ciebie. – Gryfon
wpatrywał się intensywnie w twarz swojego odwiecznego przeciwnika, który pod
tym spojrzeniem poczuł się nieswojo.
- Liczę na to, że to jest bardzo
na poważnie i mam nadzieję, że jest szczęśliwa. – Po chwili zawahania dodał – i
zrobię wszystko aby zawsze była szczęśliwa. – Harry skinął głową, a na jego
twarzy wymalowała się ulga. Zaraz jednak ponownie przybrał zaciętą minę.
- Jeśli ją kiedykolwiek zranisz…
- nie dokończył, ale Ślizgon zrozumiał.
- To sam sobie zrobię to na co ty
będziesz miał ochotę – dokończył za Gryfona poważnie.
- W takim razie chyba powinniśmy…
- zaczął koślawo nie widząc jak zakończyć to co chciał powiedzieć. Zaraz jednak
wyciągnął rękę do Ślizgona, który z szokiem wypisanym na twarzy przyjął dłoń i
nią potrząsnął.
- Cieszę się, że mamy to za sobą,
a teraz sorry, ale muszę zabrać wypracowanie na obronę i jeszcze się nie
spóźnić – sarknął swoim zwyczajowym chłodnym tonem Draco.
- Jasne. To do zobaczenia na
obronie. - Harry wyszedł, a za nim
Draco.
Ślizgon w ostatniej chwili zdążył
wejść do sali obrony, aby nie dostać ochrzanu od Brauna. Na pytanie Nicole – co
ci tak długo to zajęło? – wzruszył tylko ramionami nie chcąc wdawać się w
szczegóły.
Tak to się zwykle dzieje, że
kiedy istnieje coś czego nie chciałoby się przeżyć to czas jakby przyspiesza,
aby stało się to szybciej. Tak właśnie czuł się tego dnia Draco, bo zanim się
obrócił już nieuchronnie zbliżała się pora kolacji. Kiedy ich przyjaciele
skierowali się do Wielkiej Sali Draco, Nicole i Vanessa ruszyli na pierwsze
piętro do komnat należących do ochrony. Przed samym wejściem spotkali Harry’ego,
ale teraz młodzież nie miała ochoty na wesołe pogaduszki, bo jedynie skinęli
sobie głowami w powitaniu i zapukali do drzwi. Otworzyła im pani Potter ubrana
w piękną kwiecistą sukienkę, która świetnie pasowała do jej zielonych oczu i
rudych włosów. Młodzież również pozbyła się swoich uczniowskich szat.
Dziewczyny też ubrały się w sukienki, jednak po nocnej przygodzie Nicole
zdecydowała się na długą zieloną sukienkę z niedużym dekoltem, aby znowu jej
ojciec nie marudził, że chodzi roznegliżowana. Vanessa także zdecydowała się na
skromną tylko, że czarną sukienkę, która bardzo dobrze komponowała się z jej
długimi czarnymi włosami i czarnymi oczami. Draco miał na sobie świetnie
dopasowane czarne spodnie i czarną koszulę, a Harry jeansy i granatową koszulę
w drobną kratkę.
- Wejdźcie – zaprosiła ich
kobieta. – Cieszę się, że przyszliście. Pozwoliłam sobie zaprosić parę
dodatkowych osób. Na widok tych osób nastolatkom opadły szczęki. Tak jak Nicole
się spodziewała oprócz rodziców, byli również Syriusz i Remus, ale to co było
szokiem dla nich to była obecność Narcyzy Malfoy i Severusa Snape’a. W jednej
chwili na widok tego ostatniego Harry’emu odpłynęły całe kolory z twarzy. Gdy
zaczął spotykać się z Vanessą nie myślał o tym, że będzie zmuszony do spotkania
z jej ojcem poza lekcjami, który jest tym Mistrzem Eliksirów, który go
nienawidzi i od sześciu lat planuje jak podać mu truciznę, tak aby Dumbledore
nie domyślił się, że to jego sprawka.
- No po raz pierwszy współczuję
ci Potter. – Draco zaśmiał się chamsko i starał powiedzieć to tak cicho aby
tylko oni usłyszeli. Nie udało mu się to, bo zaraz zauważył jakim spojrzeniem
obdarzył go James Potter. Przełknął głośno ślinę, a Nicole pomyślała, że
doczekała się czegoś czego nikt się nie spodziewał. James Potter i Severus Snape,
odwieczni wrogowie znaleźli się w tej samej sytuacji przez co wykazywali
podobne zachowania. Na dodatek zarówno Draco jak i Harry czuli się w tej chwili
tak samo, gdyż obaj mieli podobnie przestraszone miny. Z tego odrętwienia
wyrwała ich Narcyza, która przywitała się z synem i resztą.
- Witaj, Draco.
- Witaj, mamo. – Ślizgon pozwolił
się objąć. Również Remus postanowił się ze spokojem przywitać. Ta trójka, czyli
Lily, Narcyza i Remus chcieli, aby spotkanie przebiegło w jak najlżejszej
atmosferze. Syriusz co prawda nie miał zamiaru wchodzić w żadne konflikty, a
jedynie dobrze się bawić.
- W takim razie skoro wszyscy już
się przywitaliśmy – zaczęła Lily, a było to małe niedopowiedzenie, gdyż James i
Severus nie ruszyli się ze swoich miejsc, które do tej pory zajmowali. – To
może usiądziemy do stołu – zaproponowała.
- Mamo, myślę, że to nie jest
dobry pomysł – sprzeciwiła się Nicole. – W takiej atmosferze nikomu nie będzie
dopisywał apetyt, a ja nie mam zamiaru obserwować jak tata wysyła tylko te
mordercze spojrzenia.
- Jak możesz… - mężczyzna się
oburzył.
- Jim, a co robisz odkąd weszli?
– skwitowała to jego żona. Mogła się domyślić, że jej córka będzie wolała od
razu wszystko wyjaśnić. Odkąd ją ponownie poznała zauważyła, że takie konflikty
woli rozwiązywać od razu, a nie czekać na wybuch emocji. Więc dała jej wolną
rękę.
- Tato, możesz na mnie krzyczeć,
ale najpierw daj mi skończyć to co chcę powiedzieć. – Ślizgonka mówiła pewnie
nie chcąc, aby zadrżał jej głos. – Nie będę się tłumaczyła, bo w zasadzie to z
kim się umawiam, czy też nie umawiam to moja prywatna sprawa, ale wiem, że ty i
mama chcecie dla nas jak najlepiej. Dlatego proszę cię, abyś zrozumiał, że to
najlepsza decyzja jaką podjęłam w sprawie mojego prywatnego szczęścia. – Tu
złapała swojego chłopaka za dłoń, aby poczuć jego wsparcie. – Kocham Draco, a
Draco kocha mnie. – W tej chwili chłopak mocniej ją ścisnął, aby była pewna, że
to prawda. – Nie interesuje mnie to kim jest jego rodzina, które z nas ma czystszą
krew i liczę na to, że on również nie będzie się przejmował moją nazbyt
nadgorliwą rodziną. – Uśmiechnęła się delikatnie, a Draco gdyby nie sytuacja
prychnąłby ironicznie. – Nie interesuje mnie w tym wypadku wojna, bo wiem, że
staniemy po tej samej stronie i będziemy walczyć o to, żebyśmy mogli być
szczęśliwi. Rozumiesz? – zapytała patrząc na ojca, ale ten tylko wciąż ich
obserwował nie odzywając się. Narcyza
jednak nie miała żadnych oporów, aby do nich podejść.
- Draco jestem taka szczęśliwa,
że znalazłeś swoje szczęście. – Pogłaskała go po policzku czułym gestem, a
potem ucałowała go w niego. Następnie zbliżyła się do Nicole i powiedziała –
Cieszę się, ze to przy tobie znalazł to szczęście. Zasługujecie na nie. – Po
czym uściskała młodszą kobietę i szepnęła jej do ucha tak, aby tylko ona ją
słyszała. – Dbaj o niego, proszę. – Nicole choć nie spodziewała się takich
gestów po wiecznie zdystansowanej i chłodnej Narcyzie Malfoy wzrokiem
przekazała jej, że nie musi się o to martwić. Lily również uściskała ich oboje
ciesząc się szczęściem córki.
- Tato, a ty coś powiesz? –
zapytała Ślizgonka. James zamknął na moment oczy jakby musiał się na coś
zdecydować po czym podszedł do nich. Zwrócił się jednak do chłopaka.
- Jeśli ona przez ciebie uroni choć
jedną łzę to znajdę cię choćbyś się schował na Madagaskarze czy innej Jamajce,
a wtedy tortury Voldemorta będą jedynie niewinną pieszczotą w porównaniu do
tego co ja ci zrobię – zapowiedział poważnie, a zarówno Draco jak i Nicole
wiedzieli, że nie żartuje.
- I nie będzie w tym sam –
oznajmił pewnie Remus i razem z Syriuszem stanęli po bokach przyjaciela.
- Panie Potter, jeśli zrobię coś
przez co ona choć raz zapłacze, to sam pana znajdę, aby mógł mi pan zrobić to o
czym pan marzy od wczorajszej nocy. – Draco był pewny tego co mówi i zauważył
to każdy obecny w salonie Potterów. – Z resztą to samo powiedziałem dziś pana
synowi.
- Tato to prawda. On nie
skrzywdzi Nicole – włączył się Harry, a na twarzy dziewczyny wypisane było
wzruszenie spowodowane zarówno tym jak ojciec chce o nią dbać, jak i wyznaniem
Dracona, ale też szok na wieść o tym, że Harry i Draco odbyli rozmowę sam na
sam nie zmuszani przez nikogo i najwyraźniej się nie pozabijali. James Potter
po wyznaniu syna uśmiechnął się w swój huncwocki i wyciągnął dłoń, aby uściskać
wybranka swojej córki. Draco ze zdziwieniem przyjął to, że ten człowiek był już
drugim dzisiaj Potterem, który wyciągał do niego niemal przyjaźnie dłoń, a na
dodatek Draco z tym poczuciem czuł się dobrze. Zaraz za mężczyzną gest ten
wykonali pozostali Huncwoci na znak aprobaty. James poczochrał jeszcze z
wesołym uśmiechem córkę, która odwzajemniała mu się tym samym.
Do wyjaśnienia pozostała jeszcze
jedna sprawa. Do tej pory jedynymi osobami, które się nie odezwali byli
Snape’owie. Vanessa patrzyła na ojca ze strachem w oczach, a mężczyzna
obserwował córkę na pozór spokojnym spojrzeniem.
- Tato… - zaczęła Ślizgonka kiedy
wreszcie zrobiło się cicho. – Ja…
- Tak, co ty? – zapytał swoim
jadowitym głosem. Jednak nie oczekiwał odpowiedzi. – Liczę na to, że następnym
razem takie wieści przekażesz mi samodzielnie, a nie wysługując się obcymi
osobami.
- Tato, przecież bym ci
powiedziała – broniła się. – Tyko nie byłam pewna jak.
- Severusie, wybacz chciałam wam
to jakoś ułatwić – wtrąciła się Lily.
- Nie ważne – uciął. W zasadzie
to nie to go niepokoiło. – Cieszy mnie jednak to, że na razie to ukrywaliście.
Im mniej osób wie o tym lepiej dla mnie.
- Co masz na myśli? – Vanessa nie
zrozumiała początkowo.
- Wiesz jaka jest moja misja na
tej wojnie. A ku mojemu ubolewaniu wy wolicie przejmować się hormonami niż tym
co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Im dłużej Czarny Pan nie będzie
wiedział o tym pożal się Merlinie związku, tym lepiej. Tylko dzięki temu, że
nieustannie przekonuję Czarnego Pana, że jesteście pod ochroną Dumbledore’a nie
macie jeszcze wypalonego mrocznego znaku. I nie zdziwi cię chyba to, że
wolałbym aby tak zostało, szczególnie, że już wasze przyjaźnie ze zdrajcami i
jego byłymi więźniami nie wyglądają dobrze. – Snape mówił cicho swoim mrocznym
głosem, ale wszyscy doskonale go słyszeli. Vanessa zbladła. Do tej pory nie
myślała, że to w kim się zakocha będzie miało wpływ na to czy jej ojciec przeżyje
wojnę. Rola szpiega i bez tego nie była łatwa.
- Tato, przepraszam ja nie myślałam…
- Oczywiście, że nie myślałaś –
sarknął. – Ale wierzę, że teraz rozumiesz i nawet Potter nie jest na tyle
głupi, aby zrozumieć. Nie każę ci przerywać tego beznadziejnego związku, choć
wiem że stać cię na kogoś lepszego. – Tu Vanessa spojrzała na niego z
oburzeniem. – Ale znając cię i tak zrobisz to co będziesz chciała. A ja chcę,
żebyś była… szczęśliwa. – Przy ostatnim słowie prawie się udławił wypowiadając
je z obrzydzeniem. – Poza tym gronem i tych bachorów, z którymi non stop
przebywasz nikt nie może się dowiedzieć. Uważajcie przede wszystkim na tych
idiotów Crabbe’a i Goyle’a, i na Notta. Jego ojciec zdecydowanie coś knuje z
Czarnym Panem, a ja nie wiem co – zakończył. - A teraz proszę wybaczyć, ale
czeka mnie jeszcze spotkanie z dyrektorem. Dziękuję Lily za zaproszenie na
kolację, ale dziś nie skorzystam. Żegnam. – Skierował się w stronę wyjścia, ale
zanim wyszedł odwrócił się jeszcze do nich. – Potter, a tobie radzę uważać. –
Słowa te wypowiedział głosem, w którym słychać była cały jad na jaki było go
stać.
- Dzięki tato – wykrzyknęła
Vanessa szczęśliwa, bo po przemowie ojca zrozumiała, że choć martwi się o nią
to nie będzie się sprzeciwiał jej decyzjom.
- Tak, panie profesorze! – odpowiedział
z lekkim opóźnieniem nieco piskliwym głosem Harry. Vanessa, Nicole i Draco
skwitowali to chamskim śmiechem.
- Masz przesrane na eliksirach,
Potter – zauważył wrednie Draco. A Harry jeszcze bardziej zbladł.
- No dobrze koniec tych
przepychanek. Siądźmy wreszcie do tej kolacji – zauważyła Lily. Kolejne dwie
godziny spędzili w komnatach państwa Potter. Wbrew przewidywaniom Dracona czas
minął im bardzo przyjemnie. Poruszali różne tematy. Narcyza chciała dowiedzieć
się coś więcej o ostatniej walce w Hogsmeade. Po spożytej kolacji stanęła przy
kominku pytając Dracona czy na pewno on i Camile wyszli z tego cało.
- My tak, ale tylko dzięki tej
wariatce – i wskazał na Nicole, która siedząc przy stole żywo dyskutowała z
Huncwotami i Harrym o animagii.
- Co masz na myśli? – zapytała
zaniepokojona kobieta. Nie miała żadnych informacji o tym ataku, bo w tym
czasie spędzała czas u Andromedy. Dopiero dziś, gdy przyjęła zaproszenie od
Lily mogła dowiedzieć się czegoś więcej.
- Zasłoniła mnie przed klątwą
Lucjusza. Nie wiem co to było za gówno, ale gdyby nie wuj Severus, który za pomocą
legilimencji pokonał klątwę to nie wiem co by mogło… - Narcyza zauważyła, że w
oczach syna zalśniły łzy, ale nie chcąc wprawiać go w zakłopotanie nie zwróciła
na to uwagi.
- Synu, na szczęście wszystko
skończyło się dobrze, a ja jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy takie osoby po
swojej stronie.
- Mamo ja go zabiję – oznajmił
jakby nie zwrócił uwagi na to co powiedziała mu kobieta. – Gdy go spotkam już
nic go nie uratuje. Zniszczę go za to co zrobił nam. Tobie i Camile i za to co
zrobił jej. Choćby miał mnie zabrać ze sobą to zabiję go! – Pewność w jego
głosie przekonała Narcyzę, że jej syn wciąż cierpi przez swojego ojca. Nie
chciała do tego dopuścić.
- Draco, nie możesz żyć rządzą
zemsty – tłumaczyła. – Ona będzie cię zżerać od środka. Nie możesz pozwolić,
aby ten człowiek niszczył ci życie. Masz wspaniałą, dzielną dziewczynę. Skup
się na tym, błagam! – Nicole jakby wyczuła, że coś jest nie tak, bo podeszła do
nich.
- Przepraszam, że przeszkadzam,
ale czy wszystko w porządku? – zaniepokoiła się widząc napięte miny matki i
syna. Draco pozbył się już łez z oczu, ale miał wyjątkowo niepokojący wyraz
twarzy. Nicole nie mogła odgadnąć czy jest to zaniepokojenie, zaciętość czy
wściekłość. – Draco, co się stało? – Chłopak nie chciał jej mówić o czym przed
chwilą rozmawiał. Z resztą wiedział, że ona znała go na tyle, że była świadoma
jego nienawiści do ojca i co ona powoduje. Dlatego tylko objął ją, pocałował w
czoło i mruknął:
- Nic. Cieszę się po prostu, że
cię mam. – Narcyza uśmiechnęła się do syna i jego dziewczyny.
- Pamiętaj o czym ci mówiłam –
powiedziała i skierowała do Lily, z którą chciała jeszcze porozmawiać.
Kolejne dni mijały spokojnie i
tylko Harry cierpiał gdy musiał zejść do lochów na lekcję eliksirów. Profesor
Snape czepiał się go jeszcze bardziej, wysyłał mu jeszcze groźniejsze
spojrzenia i odpytywał go jeszcze częściej. Jednak dzięki temu, że kiedy już Potterowi
udało się zdać SUMy z eliksirów na wybitny to poważnie wziął się za naukę tego
przedmiotu. Wiedział, że jest on niezbędny do pracy aurora, a nie chciał aby
nauczyciel wyrzucił go z zajęć. Czasami gdy przerabiali trudniejszy temat
prosił o pomoc Vanessę. Kiedyś tą osobą była Nicole, ale teraz mógł się dzięki
temu spotkać z Vanessą nie wzbudzając u nikogo podejrzeń. A że teraz Snape
uwziął się na niego dwa razy mocniej potrzebował korków z eliksirów trochę
częściej. No ale czego się nie robi dla dziewczyny.
Nicole i Harry po kilku
spotkaniach z Huncwotami w Zakazanym Lesie nie mieli już żadnych problemów ze
swoimi animagicznymi przemianami. Podążając za wskazówkami Syriusza i Jamesa
udało im się opanować ich wewnętrzne zwierzęta. Teraz już przemiana nie
sprawiała im problemu i nie wyczerpywała ich magii. Raz nawet odważyli się
dołączyć do Huncwotów podczas pełni. Wiedząc, że żaden z mężczyzn się na to nie
zgodzi po kryjomu śledzili ich, aż do wierzby bijącej. Wiedzieli, że tam Remus
się przemieni, a potem ruszą na kolejną przygodę do Zakazanego Lasu, dlatego
sami przemienili się w zwierzęta i czekali na nich w lesie. Chwilę po tym jak
pojawił się księżyc usłyszeli głośne wycie, więc czekali ze zniecierpliwieniem.
Po kolejnej godzinie odnaleźli wilkołaka biegającego z wielkim psem i jeleniem.
Podbiegli do nich. Remus nawet po przemianie ich poznał, a Nicole miała
wrażenie, że jest zły za to, że się pojawili. Odwrócił się i wbiegł w głąb
lasu. Pies i jeleń również przypatrywali im się z naganą, dlatego aby
uniemożliwić im zamiar odprowadzenia z powrotem do Hogwartu pobiegli za
wilkołakiem. Tym sposobem tej nocy w Zakazanym Lesie szwędał się nie tylko
wilkołak z psem i jeleniem, ale też lew i pantera. Następnego dnia jednak
czekała ich niezła awantura za to. Nawet James i Syriusz się wściekli i
urządzili im awanturę o to, że zachowali się nieostrożnie, bo przecież Remus w
swojej postaci mógł ich nie zaakceptować i mogło dojść do walki. Nicole i Harry
przekonali ich tylko, że chcieli być częścią tej przygody, którą oni od lat
przeżywali. Nie sądzili, że może to się źle skończyć, bo przecież teraz Lupin,
w porównaniu do ich szkolnych lat, pił eliksir tojadowy, który sprawiał, że był
dużo bardziej świadomy. A oni tylko chcieli przeżyć to co ich ojciec i ojcowie
chrzestni. To wytłumaczenie zmiękczyło serca dwójki Huncwotów i już mieli im
wybaczyć, gdy awanturę na nowo rozpoczęła Lily, która dołączyła do nich akurat
po odwiedzinach u odpoczywającego Remusa. Lunatyk musiał jej przekazać co jej
dzieci zrobiły tej nocy. Tyrada Lily trwała znacznie dłużej niż ta Jamesa i
Syriusza. Beształa ich za głupotę, brak ostrożności, brawurę, zbyt duże
podobieństwo do ojca i jeszcze raz za głupotę. Gdy już na nich porządnie
nawrzeszczała swój gniew skierowała na Huncwotów. Ich w sumie opierniczała o to
samo i o dawanie złego przykładu. Na koniec nakazała na nich obietnicę, że to
pierwszy i ostatni raz kiedy robią coś tak głupiego, a potem wyszła wściekła.
- Przez was i nam się oberwało –
James się nachmurzył. – Teraz ta ruda cholera będzie się wściekać przez co
najmniej tydzień.
- Rogaczu przecież wszyscy dobrze
wiemy, że masz na nią swoje sposoby – zaśmiał się Syriusz pocieszając
przyjaciela.
- W sumie – i uśmiechnął się
huncwocko. – Dobra dzieciaki spadajcie już stąd, bo jak matka wróci to znowu
zacznie się wydzierać, a ja nie mam zamiaru się jej bardziej narażać. I idźcie
do Remusa – nakazał. – On nie będzie wrzeszczał, ale to też będzie ciężka
przeprawa. – Rodzeństwo poszło za radą ojca, więc już po chwili byli w jego
kwaterach. Mężczyzna siedział w fotelu przed kominkiem wyglądając jeszcze słabo
po wczorajszej pełni. Jego również przeprosili, przyznali, że zachowali się
głupio i obiecali, że więcej tego nie zrobią. Mężczyzna był zawiedziony i nadal
przerażony tym, że mógł im coś zrobić, ale dał się przeprosić i po jakimś
czasie wybaczył.
JP bardzo dobrze sobie radziło na
swoich spotkaniach, a dzięki temu nie mieli również problemów na obronie przed
czarną magią, choć profesor Braun robił wszystko aby pogrążyć jak największą
ilość uczniów. Po swoich spotkaniach część JP zostawało aby działać przy
zaklęciu patronusa, ale choć minął kolejny miesiąc nadal nie doszli do tego jak
rzucić rozwinięte zaklęcie. Wszyscy jednak zgodnie byli pewni, że gdy uda im
się prawidłowo rzucić Expecto Patronum Elementa, czymś będzie się różnić to od
zwykłego patronusa.
- Harry, jeśli komuś ma się to
udać to tylko tobie – zauważyła podczas jednego ze spotkań Hermiona. Tym razem po
spotkaniu dołączyli do nich również Huncwoci razem z Lily i Tonks. – Robisz to
niemal machinalnie, a my musimy się porządnie skupić aby wyczarować normalnego
patronusa, a co dopiero takiego zaawansowanego.
- Hermiono, to jest to! –
wykrzyknęła podekscytowana Nicole. – Harry robi to niemal machinalnie! Nie
potrzebuje się na tym skupić!
- No to właśnie powiedziałam, ale
co to ma do rzeczy?
- Harry wyczaruj swojego
patronusa – nakazała. Gryfon nie wiedział do czego dąży jego siostra, ale
spełnił jej prośbę. I rzeczywiście nawet jego znudzony wyraz twarzy się nie
zmienił, a już wokół nich biegał srebrzysty jeleń. – No właśnie. Jak to robisz
to nie skupiasz się nawet szczególnie na wspomnieniu. Po prostu łapiesz różdżkę
i już.
- No tak. Znaczy się myślę o
czymś fajnym – tu spojrzał na rodziców i Nicole – i reszta sama się robi.
- No właśnie, a skoro Expecto
Patronum Elementa jest bardziej zaawansowanym zaklęciem to i wspomnienie
powinno być silniejsze. Pamiętasz co ci mówiłam po pierwszym spotkaniu z
Adrienne. Ona mówiła, że twoją mocą są twoi bliscy, że twoja siła rośnie odkąd
odzyskałeś rodziców, Syriusza i mnie. Pamiętasz?
- Czyli sądziesz, że…? W sumie co
sądzisz? – Harry jeszcze nie do końca pojmował co Nicole ma na myśli.
- Że jakkolwiek egoistycznie by
to nie brzmiało, aby wyczarować patronusa musisz myśleć o nas, o tych których kochasz.
I aby ci się to udało my musimy być przy tobie, nie tylko fizycznie, ale też
mentalnie. Musimy ufać tobie i twojej mocy, a przede wszystkim stać za tobą
murem. Dzięki temu właśnie będziesz silniejszy. – Harry spojrzał na nią nieco
powątpiewająco, ale postanowił spróbować. Patrzył po kolei na wszystkich tych,
których kochał. Rodzice, Nicole, Syriusz i Remus, Hermiona i Ginny, nawet
reszta Ślizgonów, którzy stali się dla niego przyjaciółmi i to takimi jakim nie
potrafił zostać Ron, i ona, Vanessa, która również patrzyła na niego z
miłością. Zamknął oczy i wyszeptał:
- Expecto Patronum Elementa. –
Już moment później wszyscy wiedzieli, że Harry’emu udało się. Patronus, który
się pojawił również miał formę jelenia, ale tym razem był jakby większy i
bardziej błyszczał. Wyglądał jakby był wypełniony małymi diamentami. Na dodatek
cały iskrzył się małymi błyskawicami. To było niezwykłe zjawisko. Nicole gdy
zobaczyła, że Harry’emu się udało powtórzyła to co zrobił on. Przybliżyła się
jeszcze bardziej do Dracona, o którego cały czas się opierała i pomyślała o
tym, że Lily, James i Harry zaakceptowali ją taką jaka jest i pokochali, a ona
wreszcie odwzajemniła to uczucie, a także o tym, że Laura cały czas jest z nią,
pomyślała o wczorajszej nocy, którą spędziła z Draconem, o tym jak szeptał jej
w ciemności, że ją kocha i dzięki niej jest lepszym człowiekiem i jak ona się
odwdzięczała tym samym, aż wreszcie wyszeptała to samo zaklęcie i choć nie
spodziewała się, że jej się uda to po chwili zaskoczona przyglądała się tak samo
błyszczącej kobrze. Potem jednak stało się coś czego nikt z nich się nie
spodziewał kobra podpełzła do jelenia i wchłonęła w niego. Patronus Harry’ego
stał się jeszcze jaśniejszy i odrobinę większy. Różdżkę Nicole i patronusa
łączyła smuga światła. Gdy to się wydarzyło Harry jednak nie wytrzymał siły
zaklęcia i upadł na ziemię. Różdżka wypadła mu z ręki. Nicole również ciężko
oddychała.
- Harry – wykrzyknęły
jednocześnie Lily, Vanessa i Nicole.
- W porządku – wystękał. – Ale to
naprawdę dużo bardziej zaawansowane zaklęcie niż zwykły patronus. – Podniósł
się i usiadł na kanapę, aby odpocząć. Nicole usiadła obok niego. – Od początku
czuć, że to ten patronus wysysa więcej siły i magii. Trudniej go utrzymać –
wyjaśniał, a Nicole kiwała głową potwierdzając jego słowa. – Jak twoja kobra
wchłonęła w mojego jelenia to poczułem jednocześnie, że jeleń napełnia się
większą siłą, ale też ja potrzebowałem jej więcej, aby go utrzymać. Długo nie
dałem rady.
- Harry to było niesamowite.
Świetnie ci poszło! – przekonywała go siostra. – Ale tylko jeśli będziemy
działać wszyscy razem to nam się uda.
- Myślę, że to może być to co
pokona Voldemorta – zaczęła mówić Hermiona przeglądając jednocześnie ich
notatki dotyczące tego zaklęcia. – Nicole sama mówiłaś, że siłą Harry’ego są
jego bliscy, więc myślę, że podczas bitwy wszyscy, którzy są prawdziwie po jego
stronie, będą mogli dołączyć do patronusa Harry’ego. A my musimy ćwiczyć, aby
Harry był na tyle silny magicznie, żeby potrafił wytrzymać tak wymagające
zaklęcie i na koniec jeszcze pokonać tego gada. Na tym samym polega przecież
nauka bardziej rozwiniętych zaklęć i klątw. Im częściej się ćwiczy tym bardziej
rośnie moc czarodzieja potrzebna do wykonania czaru. – Wszyscy się z nią
zgodzili. Wreszcie mieli plan dotyczący pokonania Voldemorta i to natchnęło ich
nadzieją, ale z tyłu głowy każde z nich zastanawiało się czy idą dobrą drogą.
Na dziś skończyli ćwiczenia, nie chcąc przeciążać Harry’ego.
***
Hej.
Przybywam z kolejnym rozdziałem.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Przy okazji wyjaśnię zachowanie
Jamesa. Zarówno w poprzednim jak i w tym rozdziale chciałam wam pokazać jego
rolę ojca, a nie relację w wrogami. A że Jim w moim opowiadaniu ma nie tylko
syna, ale też córkę, to i relacje między nim, a tą dwójką jest nieco inna. Próbowałam
pokazać, że Nicole z charakteru jest nieco bardziej podobna do ojca. Mimo, że
to Ślizgonka to nie boi się podjąć ryzyka, a także różnych wyzwań, za
przyjaciółmi wskoczy w ogień, jest im oddana do końca, a na pierwszym miejscu
stawia rodzinę. Z resztą wiecie jak to z córkami, Nicole to taka typowa
córeczka tatusia. A że James przez wiele lat pozbawiony był dbania o swoje
dzieci to teraz to nadrabia. Ledwo odzyskał córkę, a już musi ją „oddać” w ręce
innego mężczyzny. Po prostu jest zazdrosny i brakuje mu tego czasu, który każdy
inny ojciec spędza ze swoją córką, kiedy podczas jej dzieciństwa gra rolę tego
pierwszego rycerza na białym koniu. A jeśli chodzi o Harry’ego to relacja ojca
i syna różni się od relacji ojca i córki. Jim widzi w Harry’m swojego „następcę”,
jest dumny z jego osiągnięć, a kiedy widzi, że temu udało się zdobyć ładną i
mądrą dziewczynę, to najzwyczajniej na świecie gratuluje mu na swój męski sposób.
Mam nadzieję, że udało mi się to choć trochę oddać.
Natomiast jeśli chodzi o to,
która z trzech przyjaciółek jest ładniejsza to nie wydaje mi się, żebym to
jakkolwiek wcześniej przedstawiła. Rozumiem, że to, że Vane jest córką Snape oznacza,
że niekoniecznie może grzeszyć urodą, ale uznajmy, że młodzi Snape’owie z
wyglądu są bardziej podobni do matki 😉 A to jak widzę wszystkie trzy dziewczyny
możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie.
Nadal nie zaczęłam kolejnego rozdziału,
ale obiecałam sobie, że zaraz do niego zasiądę, wreszcie chyba wiem jak go
zacząć, bo do tej pory co włączałam worda to nie mogłam się skupić na zaczęciu.
Liczę, że wyrobię się do niedzieli, ale jeśli nie to zaglądajcie do Spisu Treści.
Gdy już będę bliżej końca niż początku pisania tego nieszczęsnego rozdziału 65
to tam znajdziecie info o dacie publikacji.
Zapraszam do czytania i życzę
miłego tygodnia.
Pozdrawiam,
AniaXXX