niedziela, 31 maja 2020

Rozdział 64

Z samego rana nieprzytomne po nocnych przygodach Nicole i Vanessa opowiedziały wszystko co się działo Camile. Panna Malfoy była szczęśliwa jak usłyszała, że kolejna jej przyjaciółka jest szczęśliwie zakochana, ale też miała niezły ubaw z ich konfrontacji z rodzicami Nicole.

- W sumie to nie jest śmieszne, Draco jest przerażony wizją tej kolacji – powiedział poważnie Nicole, ale gdy blondynka nie mogła wytrzymać ze śmiechu ona też się roześmiała.

- Merlinie, chciałabym to zobaczyć. Będziecie musiały mi zdać pełną relację – nakazała Camile. A potem pobiegły na śniadanie widząc, że zostało im już nie wiele czasu do pierwszych zajęć. Dosiadły się do chłopaków, którzy już kończyli spożywać swój posiłek. Po przywitaniu same wzięły się za jedzenie. Camile posłała w stronę brata i Nicole zwiedzione spojrzenie.

- A ja myślałam, że chociaż się jakoś czule przywitacie, a wy nawet nie usiedliście obok siebie – zauważyła.

- Cami ty wiesz do kogo ty to mówisz? Kurde jakbyś nas nie znała. Przypominam, że twój brat chyba tylko po torturach sam z siebie ściągnął by ze swojej twarzy tę zimną maskę, a i po mnie nie spodziewaj się żadnych misiów, pysiów czy maślanych wzroków. – Nicole otrząsnęła się z obrzydzeniem. – Rzygam tęczą normalnie.

- Merlinie dzięki ci, że to właśnie na Potter mam być skazany – stęknął blondyn, na co stół Ślizgonów zatrząsnął się od śmiechu ich grupy.

- Przypominam ci, że miałeś do mnie mówić po imieniu – zauważyła Nicole.

- Tylko na dzisiejszej kolacji, na której będę zmuszony patrzeć jeszcze na trójkę takich jak ty – odparował, czego Nicole nawet nie skomentowała. – Merlinie zapomniałem wypracowania na obronę – stęknął. – Dobra spotkamy się pod salą. Nara. – I wyszedł. Zaraz za nim z Wielkiej Sali zniknął Harry.

- Niki, wy w ogóle nie jesteście romantyczni! – Camile była oburzona.

- A spodziewałaś się czegoś innego po nas? – zapytała z sarkazmem. Przyjaciele kolejny raz zaśmiali się głośno.

Draco tymczasem już prawie dotarł do lochów, gdy poczuł szarpnięcie. Ktoś pociągnął go do pobliskiego pomieszczenia.

- Potter, oszalałeś?!

- Nie. Chciałem pogadać – stwierdził tylko nie przejmując się niezadowolonym grymasem na twarzy Draco. – Malfoy, czy ty i moja siostra to na poważnie?

- Potter, serio masz zamiar robić mi wyrzuty z powodu mojego związku z Potter, znaczy się z Nicole? – W myślach uznał, że rzeczywiście nie brzmi to dobrze.

- Chce wiedzieć tylko czy jest szczęśliwa.

- Czemu jej nie zapytasz? Jestem ostatnim człowiekiem, który ma ochotę na rozmowę z tobą.

- Bo pytam ciebie. – Gryfon wpatrywał się intensywnie w twarz swojego odwiecznego przeciwnika, który pod tym spojrzeniem poczuł się nieswojo.

- Liczę na to, że to jest bardzo na poważnie i mam nadzieję, że jest szczęśliwa. – Po chwili zawahania dodał – i zrobię wszystko aby zawsze była szczęśliwa. – Harry skinął głową, a na jego twarzy wymalowała się ulga. Zaraz jednak ponownie przybrał zaciętą minę.

- Jeśli ją kiedykolwiek zranisz… - nie dokończył, ale Ślizgon zrozumiał.

- To sam sobie zrobię to na co ty będziesz miał ochotę – dokończył za Gryfona poważnie.

- W takim razie chyba powinniśmy… - zaczął koślawo nie widząc jak zakończyć to co chciał powiedzieć. Zaraz jednak wyciągnął rękę do Ślizgona, który z szokiem wypisanym na twarzy przyjął dłoń i nią potrząsnął.

- Cieszę się, że mamy to za sobą, a teraz sorry, ale muszę zabrać wypracowanie na obronę i jeszcze się nie spóźnić – sarknął swoim zwyczajowym chłodnym tonem Draco.

- Jasne. To do zobaczenia na obronie. -  Harry wyszedł, a za nim Draco.

Ślizgon w ostatniej chwili zdążył wejść do sali obrony, aby nie dostać ochrzanu od Brauna. Na pytanie Nicole – co ci tak długo to zajęło? – wzruszył tylko ramionami nie chcąc wdawać się w szczegóły.

 

Tak to się zwykle dzieje, że kiedy istnieje coś czego nie chciałoby się przeżyć to czas jakby przyspiesza, aby stało się to szybciej. Tak właśnie czuł się tego dnia Draco, bo zanim się obrócił już nieuchronnie zbliżała się pora kolacji. Kiedy ich przyjaciele skierowali się do Wielkiej Sali Draco, Nicole i Vanessa ruszyli na pierwsze piętro do komnat należących do ochrony. Przed samym wejściem spotkali Harry’ego, ale teraz młodzież nie miała ochoty na wesołe pogaduszki, bo jedynie skinęli sobie głowami w powitaniu i zapukali do drzwi. Otworzyła im pani Potter ubrana w piękną kwiecistą sukienkę, która świetnie pasowała do jej zielonych oczu i rudych włosów. Młodzież również pozbyła się swoich uczniowskich szat. Dziewczyny też ubrały się w sukienki, jednak po nocnej przygodzie Nicole zdecydowała się na długą zieloną sukienkę z niedużym dekoltem, aby znowu jej ojciec nie marudził, że chodzi roznegliżowana. Vanessa także zdecydowała się na skromną tylko, że czarną sukienkę, która bardzo dobrze komponowała się z jej długimi czarnymi włosami i czarnymi oczami. Draco miał na sobie świetnie dopasowane czarne spodnie i czarną koszulę, a Harry jeansy i granatową koszulę w drobną kratkę.

- Wejdźcie – zaprosiła ich kobieta. – Cieszę się, że przyszliście. Pozwoliłam sobie zaprosić parę dodatkowych osób. Na widok tych osób nastolatkom opadły szczęki. Tak jak Nicole się spodziewała oprócz rodziców, byli również Syriusz i Remus, ale to co było szokiem dla nich to była obecność Narcyzy Malfoy i Severusa Snape’a. W jednej chwili na widok tego ostatniego Harry’emu odpłynęły całe kolory z twarzy. Gdy zaczął spotykać się z Vanessą nie myślał o tym, że będzie zmuszony do spotkania z jej ojcem poza lekcjami, który jest tym Mistrzem Eliksirów, który go nienawidzi i od sześciu lat planuje jak podać mu truciznę, tak aby Dumbledore nie domyślił się, że to jego sprawka.

- No po raz pierwszy współczuję ci Potter. – Draco zaśmiał się chamsko i starał powiedzieć to tak cicho aby tylko oni usłyszeli. Nie udało mu się to, bo zaraz zauważył jakim spojrzeniem obdarzył go James Potter. Przełknął głośno ślinę, a Nicole pomyślała, że doczekała się czegoś czego nikt się nie spodziewał. James Potter i Severus Snape, odwieczni wrogowie znaleźli się w tej samej sytuacji przez co wykazywali podobne zachowania. Na dodatek zarówno Draco jak i Harry czuli się w tej chwili tak samo, gdyż obaj mieli podobnie przestraszone miny. Z tego odrętwienia wyrwała ich Narcyza, która przywitała się z synem i resztą.

- Witaj, Draco.

- Witaj, mamo. – Ślizgon pozwolił się objąć. Również Remus postanowił się ze spokojem przywitać. Ta trójka, czyli Lily, Narcyza i Remus chcieli, aby spotkanie przebiegło w jak najlżejszej atmosferze. Syriusz co prawda nie miał zamiaru wchodzić w żadne konflikty, a jedynie dobrze się bawić.

- W takim razie skoro wszyscy już się przywitaliśmy – zaczęła Lily, a było to małe niedopowiedzenie, gdyż James i Severus nie ruszyli się ze swoich miejsc, które do tej pory zajmowali. – To może usiądziemy do stołu – zaproponowała.

- Mamo, myślę, że to nie jest dobry pomysł – sprzeciwiła się Nicole. – W takiej atmosferze nikomu nie będzie dopisywał apetyt, a ja nie mam zamiaru obserwować jak tata wysyła tylko te mordercze spojrzenia.

- Jak możesz… - mężczyzna się oburzył.

- Jim, a co robisz odkąd weszli? – skwitowała to jego żona. Mogła się domyślić, że jej córka będzie wolała od razu wszystko wyjaśnić. Odkąd ją ponownie poznała zauważyła, że takie konflikty woli rozwiązywać od razu, a nie czekać na wybuch emocji. Więc dała jej wolną rękę.

- Tato, możesz na mnie krzyczeć, ale najpierw daj mi skończyć to co chcę powiedzieć. – Ślizgonka mówiła pewnie nie chcąc, aby zadrżał jej głos. – Nie będę się tłumaczyła, bo w zasadzie to z kim się umawiam, czy też nie umawiam to moja prywatna sprawa, ale wiem, że ty i mama chcecie dla nas jak najlepiej. Dlatego proszę cię, abyś zrozumiał, że to najlepsza decyzja jaką podjęłam w sprawie mojego prywatnego szczęścia. – Tu złapała swojego chłopaka za dłoń, aby poczuć jego wsparcie. – Kocham Draco, a Draco kocha mnie. – W tej chwili chłopak mocniej ją ścisnął, aby była pewna, że to prawda. – Nie interesuje mnie to kim jest jego rodzina, które z nas ma czystszą krew i liczę na to, że on również nie będzie się przejmował moją nazbyt nadgorliwą rodziną. – Uśmiechnęła się delikatnie, a Draco gdyby nie sytuacja prychnąłby ironicznie. – Nie interesuje mnie w tym wypadku wojna, bo wiem, że staniemy po tej samej stronie i będziemy walczyć o to, żebyśmy mogli być szczęśliwi. Rozumiesz? – zapytała patrząc na ojca, ale ten tylko wciąż ich obserwował nie odzywając się.  Narcyza jednak nie miała żadnych oporów, aby do nich podejść.

- Draco jestem taka szczęśliwa, że znalazłeś swoje szczęście. – Pogłaskała go po policzku czułym gestem, a potem ucałowała go w niego. Następnie zbliżyła się do Nicole i powiedziała – Cieszę się, ze to przy tobie znalazł to szczęście. Zasługujecie na nie. – Po czym uściskała młodszą kobietę i szepnęła jej do ucha tak, aby tylko ona ją słyszała. – Dbaj o niego, proszę. – Nicole choć nie spodziewała się takich gestów po wiecznie zdystansowanej i chłodnej Narcyzie Malfoy wzrokiem przekazała jej, że nie musi się o to martwić. Lily również uściskała ich oboje ciesząc się szczęściem córki.

- Tato, a ty coś powiesz? – zapytała Ślizgonka. James zamknął na moment oczy jakby musiał się na coś zdecydować po czym podszedł do nich. Zwrócił się jednak do chłopaka.

- Jeśli ona przez ciebie uroni choć jedną łzę to znajdę cię choćbyś się schował na Madagaskarze czy innej Jamajce, a wtedy tortury Voldemorta będą jedynie niewinną pieszczotą w porównaniu do tego co ja ci zrobię – zapowiedział poważnie, a zarówno Draco jak i Nicole wiedzieli, że nie żartuje.

- I nie będzie w tym sam – oznajmił pewnie Remus i razem z Syriuszem stanęli po bokach przyjaciela.

- Panie Potter, jeśli zrobię coś przez co ona choć raz zapłacze, to sam pana znajdę, aby mógł mi pan zrobić to o czym pan marzy od wczorajszej nocy. – Draco był pewny tego co mówi i zauważył to każdy obecny w salonie Potterów. – Z resztą to samo powiedziałem dziś pana synowi.

- Tato to prawda. On nie skrzywdzi Nicole – włączył się Harry, a na twarzy dziewczyny wypisane było wzruszenie spowodowane zarówno tym jak ojciec chce o nią dbać, jak i wyznaniem Dracona, ale też szok na wieść o tym, że Harry i Draco odbyli rozmowę sam na sam nie zmuszani przez nikogo i najwyraźniej się nie pozabijali. James Potter po wyznaniu syna uśmiechnął się w swój huncwocki i wyciągnął dłoń, aby uściskać wybranka swojej córki. Draco ze zdziwieniem przyjął to, że ten człowiek był już drugim dzisiaj Potterem, który wyciągał do niego niemal przyjaźnie dłoń, a na dodatek Draco z tym poczuciem czuł się dobrze. Zaraz za mężczyzną gest ten wykonali pozostali Huncwoci na znak aprobaty. James poczochrał jeszcze z wesołym uśmiechem córkę, która odwzajemniała mu się tym samym.

Do wyjaśnienia pozostała jeszcze jedna sprawa. Do tej pory jedynymi osobami, które się nie odezwali byli Snape’owie. Vanessa patrzyła na ojca ze strachem w oczach, a mężczyzna obserwował córkę na pozór spokojnym spojrzeniem.

- Tato… - zaczęła Ślizgonka kiedy wreszcie zrobiło się cicho. – Ja…

- Tak, co ty? – zapytał swoim jadowitym głosem. Jednak nie oczekiwał odpowiedzi. – Liczę na to, że następnym razem takie wieści przekażesz mi samodzielnie, a nie wysługując się obcymi osobami.

- Tato, przecież bym ci powiedziała – broniła się. – Tyko nie byłam pewna jak.

- Severusie, wybacz chciałam wam to jakoś ułatwić – wtrąciła się Lily.

- Nie ważne – uciął. W zasadzie to nie to go niepokoiło. – Cieszy mnie jednak to, że na razie to ukrywaliście. Im mniej osób wie o tym lepiej dla mnie.

- Co masz na myśli? – Vanessa nie zrozumiała początkowo.

- Wiesz jaka jest moja misja na tej wojnie. A ku mojemu ubolewaniu wy wolicie przejmować się hormonami niż tym co nas czeka w niedalekiej przyszłości. Im dłużej Czarny Pan nie będzie wiedział o tym pożal się Merlinie związku, tym lepiej. Tylko dzięki temu, że nieustannie przekonuję Czarnego Pana, że jesteście pod ochroną Dumbledore’a nie macie jeszcze wypalonego mrocznego znaku. I nie zdziwi cię chyba to, że wolałbym aby tak zostało, szczególnie, że już wasze przyjaźnie ze zdrajcami i jego byłymi więźniami nie wyglądają dobrze. – Snape mówił cicho swoim mrocznym głosem, ale wszyscy doskonale go słyszeli. Vanessa zbladła. Do tej pory nie myślała, że to w kim się zakocha będzie miało wpływ na to czy jej ojciec przeżyje wojnę. Rola szpiega i bez tego nie była łatwa.

- Tato, przepraszam ja nie myślałam…

- Oczywiście, że nie myślałaś – sarknął. – Ale wierzę, że teraz rozumiesz i nawet Potter nie jest na tyle głupi, aby zrozumieć. Nie każę ci przerywać tego beznadziejnego związku, choć wiem że stać cię na kogoś lepszego. – Tu Vanessa spojrzała na niego z oburzeniem. – Ale znając cię i tak zrobisz to co będziesz chciała. A ja chcę, żebyś była… szczęśliwa. – Przy ostatnim słowie prawie się udławił wypowiadając je z obrzydzeniem. – Poza tym gronem i tych bachorów, z którymi non stop przebywasz nikt nie może się dowiedzieć. Uważajcie przede wszystkim na tych idiotów Crabbe’a i Goyle’a, i na Notta. Jego ojciec zdecydowanie coś knuje z Czarnym Panem, a ja nie wiem co – zakończył. - A teraz proszę wybaczyć, ale czeka mnie jeszcze spotkanie z dyrektorem. Dziękuję Lily za zaproszenie na kolację, ale dziś nie skorzystam. Żegnam. – Skierował się w stronę wyjścia, ale zanim wyszedł odwrócił się jeszcze do nich. – Potter, a tobie radzę uważać. – Słowa te wypowiedział głosem, w którym słychać była cały jad na jaki było go stać.

- Dzięki tato – wykrzyknęła Vanessa szczęśliwa, bo po przemowie ojca zrozumiała, że choć martwi się o nią to nie będzie się sprzeciwiał jej decyzjom.

- Tak, panie profesorze! – odpowiedział z lekkim opóźnieniem nieco piskliwym głosem Harry. Vanessa, Nicole i Draco skwitowali to chamskim śmiechem.

- Masz przesrane na eliksirach, Potter – zauważył wrednie Draco. A Harry jeszcze bardziej zbladł.

- No dobrze koniec tych przepychanek. Siądźmy wreszcie do tej kolacji – zauważyła Lily. Kolejne dwie godziny spędzili w komnatach państwa Potter. Wbrew przewidywaniom Dracona czas minął im bardzo przyjemnie. Poruszali różne tematy. Narcyza chciała dowiedzieć się coś więcej o ostatniej walce w Hogsmeade. Po spożytej kolacji stanęła przy kominku pytając Dracona czy na pewno on i Camile wyszli z tego cało.

- My tak, ale tylko dzięki tej wariatce – i wskazał na Nicole, która siedząc przy stole żywo dyskutowała z Huncwotami i Harrym o animagii.

- Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona kobieta. Nie miała żadnych informacji o tym ataku, bo w tym czasie spędzała czas u Andromedy. Dopiero dziś, gdy przyjęła zaproszenie od Lily mogła dowiedzieć się czegoś więcej.

- Zasłoniła mnie przed klątwą Lucjusza. Nie wiem co to było za gówno, ale gdyby nie wuj Severus, który za pomocą legilimencji pokonał klątwę to nie wiem co by mogło… - Narcyza zauważyła, że w oczach syna zalśniły łzy, ale nie chcąc wprawiać go w zakłopotanie nie zwróciła na to uwagi.

- Synu, na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a ja jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy takie osoby po swojej stronie.

- Mamo ja go zabiję – oznajmił jakby nie zwrócił uwagi na to co powiedziała mu kobieta. – Gdy go spotkam już nic go nie uratuje. Zniszczę go za to co zrobił nam. Tobie i Camile i za to co zrobił jej. Choćby miał mnie zabrać ze sobą to zabiję go! – Pewność w jego głosie przekonała Narcyzę, że jej syn wciąż cierpi przez swojego ojca. Nie chciała do tego dopuścić.

- Draco, nie możesz żyć rządzą zemsty – tłumaczyła. – Ona będzie cię zżerać od środka. Nie możesz pozwolić, aby ten człowiek niszczył ci życie. Masz wspaniałą, dzielną dziewczynę. Skup się na tym, błagam! – Nicole jakby wyczuła, że coś jest nie tak, bo podeszła do nich.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy wszystko w porządku? – zaniepokoiła się widząc napięte miny matki i syna. Draco pozbył się już łez z oczu, ale miał wyjątkowo niepokojący wyraz twarzy. Nicole nie mogła odgadnąć czy jest to zaniepokojenie, zaciętość czy wściekłość. – Draco, co się stało? – Chłopak nie chciał jej mówić o czym przed chwilą rozmawiał. Z resztą wiedział, że ona znała go na tyle, że była świadoma jego nienawiści do ojca i co ona powoduje. Dlatego tylko objął ją, pocałował w czoło i mruknął:

- Nic. Cieszę się po prostu, że cię mam. – Narcyza uśmiechnęła się do syna i jego dziewczyny.

- Pamiętaj o czym ci mówiłam – powiedziała i skierowała do Lily, z którą chciała jeszcze porozmawiać.

 

Kolejne dni mijały spokojnie i tylko Harry cierpiał gdy musiał zejść do lochów na lekcję eliksirów. Profesor Snape czepiał się go jeszcze bardziej, wysyłał mu jeszcze groźniejsze spojrzenia i odpytywał go jeszcze częściej. Jednak dzięki temu, że kiedy już Potterowi udało się zdać SUMy z eliksirów na wybitny to poważnie wziął się za naukę tego przedmiotu. Wiedział, że jest on niezbędny do pracy aurora, a nie chciał aby nauczyciel wyrzucił go z zajęć. Czasami gdy przerabiali trudniejszy temat prosił o pomoc Vanessę. Kiedyś tą osobą była Nicole, ale teraz mógł się dzięki temu spotkać z Vanessą nie wzbudzając u nikogo podejrzeń. A że teraz Snape uwziął się na niego dwa razy mocniej potrzebował korków z eliksirów trochę częściej. No ale czego się nie robi dla dziewczyny.

Nicole i Harry po kilku spotkaniach z Huncwotami w Zakazanym Lesie nie mieli już żadnych problemów ze swoimi animagicznymi przemianami. Podążając za wskazówkami Syriusza i Jamesa udało im się opanować ich wewnętrzne zwierzęta. Teraz już przemiana nie sprawiała im problemu i nie wyczerpywała ich magii. Raz nawet odważyli się dołączyć do Huncwotów podczas pełni. Wiedząc, że żaden z mężczyzn się na to nie zgodzi po kryjomu śledzili ich, aż do wierzby bijącej. Wiedzieli, że tam Remus się przemieni, a potem ruszą na kolejną przygodę do Zakazanego Lasu, dlatego sami przemienili się w zwierzęta i czekali na nich w lesie. Chwilę po tym jak pojawił się księżyc usłyszeli głośne wycie, więc czekali ze zniecierpliwieniem. Po kolejnej godzinie odnaleźli wilkołaka biegającego z wielkim psem i jeleniem. Podbiegli do nich. Remus nawet po przemianie ich poznał, a Nicole miała wrażenie, że jest zły za to, że się pojawili. Odwrócił się i wbiegł w głąb lasu. Pies i jeleń również przypatrywali im się z naganą, dlatego aby uniemożliwić im zamiar odprowadzenia z powrotem do Hogwartu pobiegli za wilkołakiem. Tym sposobem tej nocy w Zakazanym Lesie szwędał się nie tylko wilkołak z psem i jeleniem, ale też lew i pantera. Następnego dnia jednak czekała ich niezła awantura za to. Nawet James i Syriusz się wściekli i urządzili im awanturę o to, że zachowali się nieostrożnie, bo przecież Remus w swojej postaci mógł ich nie zaakceptować i mogło dojść do walki. Nicole i Harry przekonali ich tylko, że chcieli być częścią tej przygody, którą oni od lat przeżywali. Nie sądzili, że może to się źle skończyć, bo przecież teraz Lupin, w porównaniu do ich szkolnych lat, pił eliksir tojadowy, który sprawiał, że był dużo bardziej świadomy. A oni tylko chcieli przeżyć to co ich ojciec i ojcowie chrzestni. To wytłumaczenie zmiękczyło serca dwójki Huncwotów i już mieli im wybaczyć, gdy awanturę na nowo rozpoczęła Lily, która dołączyła do nich akurat po odwiedzinach u odpoczywającego Remusa. Lunatyk musiał jej przekazać co jej dzieci zrobiły tej nocy. Tyrada Lily trwała znacznie dłużej niż ta Jamesa i Syriusza. Beształa ich za głupotę, brak ostrożności, brawurę, zbyt duże podobieństwo do ojca i jeszcze raz za głupotę. Gdy już na nich porządnie nawrzeszczała swój gniew skierowała na Huncwotów. Ich w sumie opierniczała o to samo i o dawanie złego przykładu. Na koniec nakazała na nich obietnicę, że to pierwszy i ostatni raz kiedy robią coś tak głupiego, a potem wyszła wściekła.

- Przez was i nam się oberwało – James się nachmurzył. – Teraz ta ruda cholera będzie się wściekać przez co najmniej tydzień.

- Rogaczu przecież wszyscy dobrze wiemy, że masz na nią swoje sposoby – zaśmiał się Syriusz pocieszając przyjaciela.

- W sumie – i uśmiechnął się huncwocko. – Dobra dzieciaki spadajcie już stąd, bo jak matka wróci to znowu zacznie się wydzierać, a ja nie mam zamiaru się jej bardziej narażać. I idźcie do Remusa – nakazał. – On nie będzie wrzeszczał, ale to też będzie ciężka przeprawa. – Rodzeństwo poszło za radą ojca, więc już po chwili byli w jego kwaterach. Mężczyzna siedział w fotelu przed kominkiem wyglądając jeszcze słabo po wczorajszej pełni. Jego również przeprosili, przyznali, że zachowali się głupio i obiecali, że więcej tego nie zrobią. Mężczyzna był zawiedziony i nadal przerażony tym, że mógł im coś zrobić, ale dał się przeprosić i po jakimś czasie wybaczył.

 

JP bardzo dobrze sobie radziło na swoich spotkaniach, a dzięki temu nie mieli również problemów na obronie przed czarną magią, choć profesor Braun robił wszystko aby pogrążyć jak największą ilość uczniów. Po swoich spotkaniach część JP zostawało aby działać przy zaklęciu patronusa, ale choć minął kolejny miesiąc nadal nie doszli do tego jak rzucić rozwinięte zaklęcie. Wszyscy jednak zgodnie byli pewni, że gdy uda im się prawidłowo rzucić Expecto Patronum Elementa, czymś będzie się różnić to od zwykłego patronusa.

- Harry, jeśli komuś ma się to udać to tylko tobie – zauważyła podczas jednego ze spotkań Hermiona. Tym razem po spotkaniu dołączyli do nich również Huncwoci razem z Lily i Tonks. – Robisz to niemal machinalnie, a my musimy się porządnie skupić aby wyczarować normalnego patronusa, a co dopiero takiego zaawansowanego.

- Hermiono, to jest to! – wykrzyknęła podekscytowana Nicole. – Harry robi to niemal machinalnie! Nie potrzebuje się na tym skupić!

- No to właśnie powiedziałam, ale co to ma do rzeczy?

- Harry wyczaruj swojego patronusa – nakazała. Gryfon nie wiedział do czego dąży jego siostra, ale spełnił jej prośbę. I rzeczywiście nawet jego znudzony wyraz twarzy się nie zmienił, a już wokół nich biegał srebrzysty jeleń. – No właśnie. Jak to robisz to nie skupiasz się nawet szczególnie na wspomnieniu. Po prostu łapiesz różdżkę i już.

- No tak. Znaczy się myślę o czymś fajnym – tu spojrzał na rodziców i Nicole – i reszta sama się robi.

- No właśnie, a skoro Expecto Patronum Elementa jest bardziej zaawansowanym zaklęciem to i wspomnienie powinno być silniejsze. Pamiętasz co ci mówiłam po pierwszym spotkaniu z Adrienne. Ona mówiła, że twoją mocą są twoi bliscy, że twoja siła rośnie odkąd odzyskałeś rodziców, Syriusza i mnie. Pamiętasz?

- Czyli sądziesz, że…? W sumie co sądzisz? – Harry jeszcze nie do końca pojmował co Nicole ma na myśli.

- Że jakkolwiek egoistycznie by to nie brzmiało, aby wyczarować patronusa musisz myśleć o nas, o tych których kochasz. I aby ci się to udało my musimy być przy tobie, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Musimy ufać tobie i twojej mocy, a przede wszystkim stać za tobą murem. Dzięki temu właśnie będziesz silniejszy. – Harry spojrzał na nią nieco powątpiewająco, ale postanowił spróbować. Patrzył po kolei na wszystkich tych, których kochał. Rodzice, Nicole, Syriusz i Remus, Hermiona i Ginny, nawet reszta Ślizgonów, którzy stali się dla niego przyjaciółmi i to takimi jakim nie potrafił zostać Ron, i ona, Vanessa, która również patrzyła na niego z miłością. Zamknął oczy i wyszeptał:

- Expecto Patronum Elementa. – Już moment później wszyscy wiedzieli, że Harry’emu udało się. Patronus, który się pojawił również miał formę jelenia, ale tym razem był jakby większy i bardziej błyszczał. Wyglądał jakby był wypełniony małymi diamentami. Na dodatek cały iskrzył się małymi błyskawicami. To było niezwykłe zjawisko. Nicole gdy zobaczyła, że Harry’emu się udało powtórzyła to co zrobił on. Przybliżyła się jeszcze bardziej do Dracona, o którego cały czas się opierała i pomyślała o tym, że Lily, James i Harry zaakceptowali ją taką jaka jest i pokochali, a ona wreszcie odwzajemniła to uczucie, a także o tym, że Laura cały czas jest z nią, pomyślała o wczorajszej nocy, którą spędziła z Draconem, o tym jak szeptał jej w ciemności, że ją kocha i dzięki niej jest lepszym człowiekiem i jak ona się odwdzięczała tym samym, aż wreszcie wyszeptała to samo zaklęcie i choć nie spodziewała się, że jej się uda to po chwili zaskoczona przyglądała się tak samo błyszczącej kobrze. Potem jednak stało się coś czego nikt z nich się nie spodziewał kobra podpełzła do jelenia i wchłonęła w niego. Patronus Harry’ego stał się jeszcze jaśniejszy i odrobinę większy. Różdżkę Nicole i patronusa łączyła smuga światła. Gdy to się wydarzyło Harry jednak nie wytrzymał siły zaklęcia i upadł na ziemię. Różdżka wypadła mu z ręki. Nicole również ciężko oddychała.

- Harry – wykrzyknęły jednocześnie Lily, Vanessa i Nicole.

- W porządku – wystękał. – Ale to naprawdę dużo bardziej zaawansowane zaklęcie niż zwykły patronus. – Podniósł się i usiadł na kanapę, aby odpocząć. Nicole usiadła obok niego. – Od początku czuć, że to ten patronus wysysa więcej siły i magii. Trudniej go utrzymać – wyjaśniał, a Nicole kiwała głową potwierdzając jego słowa. – Jak twoja kobra wchłonęła w mojego jelenia to poczułem jednocześnie, że jeleń napełnia się większą siłą, ale też ja potrzebowałem jej więcej, aby go utrzymać. Długo nie dałem rady.

- Harry to było niesamowite. Świetnie ci poszło! – przekonywała go siostra. – Ale tylko jeśli będziemy działać wszyscy razem to nam się uda.

- Myślę, że to może być to co pokona Voldemorta – zaczęła mówić Hermiona przeglądając jednocześnie ich notatki dotyczące tego zaklęcia. – Nicole sama mówiłaś, że siłą Harry’ego są jego bliscy, więc myślę, że podczas bitwy wszyscy, którzy są prawdziwie po jego stronie, będą mogli dołączyć do patronusa Harry’ego. A my musimy ćwiczyć, aby Harry był na tyle silny magicznie, żeby potrafił wytrzymać tak wymagające zaklęcie i na koniec jeszcze pokonać tego gada. Na tym samym polega przecież nauka bardziej rozwiniętych zaklęć i klątw. Im częściej się ćwiczy tym bardziej rośnie moc czarodzieja potrzebna do wykonania czaru. – Wszyscy się z nią zgodzili. Wreszcie mieli plan dotyczący pokonania Voldemorta i to natchnęło ich nadzieją, ale z tyłu głowy każde z nich zastanawiało się czy idą dobrą drogą. Na dziś skończyli ćwiczenia, nie chcąc przeciążać Harry’ego.

 

***

Hej.

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.

Przy okazji wyjaśnię zachowanie Jamesa. Zarówno w poprzednim jak i w tym rozdziale chciałam wam pokazać jego rolę ojca, a nie relację w wrogami. A że Jim w moim opowiadaniu ma nie tylko syna, ale też córkę, to i relacje między nim, a tą dwójką jest nieco inna. Próbowałam pokazać, że Nicole z charakteru jest nieco bardziej podobna do ojca. Mimo, że to Ślizgonka to nie boi się podjąć ryzyka, a także różnych wyzwań, za przyjaciółmi wskoczy w ogień, jest im oddana do końca, a na pierwszym miejscu stawia rodzinę. Z resztą wiecie jak to z córkami, Nicole to taka typowa córeczka tatusia. A że James przez wiele lat pozbawiony był dbania o swoje dzieci to teraz to nadrabia. Ledwo odzyskał córkę, a już musi ją „oddać” w ręce innego mężczyzny. Po prostu jest zazdrosny i brakuje mu tego czasu, który każdy inny ojciec spędza ze swoją córką, kiedy podczas jej dzieciństwa gra rolę tego pierwszego rycerza na białym koniu. A jeśli chodzi o Harry’ego to relacja ojca i syna różni się od relacji ojca i córki. Jim widzi w Harry’m swojego „następcę”, jest dumny z jego osiągnięć, a kiedy widzi, że temu udało się zdobyć ładną i mądrą dziewczynę, to najzwyczajniej na świecie gratuluje mu na swój męski sposób. Mam nadzieję, że udało mi się to choć trochę oddać.

Natomiast jeśli chodzi o to, która z trzech przyjaciółek jest ładniejsza to nie wydaje mi się, żebym to jakkolwiek wcześniej przedstawiła. Rozumiem, że to, że Vane jest córką Snape oznacza, że niekoniecznie może grzeszyć urodą, ale uznajmy, że młodzi Snape’owie z wyglądu są bardziej podobni do matki 😉 A to jak widzę wszystkie trzy dziewczyny możecie zobaczyć w zakładce Bohaterowie.

Nadal nie zaczęłam kolejnego rozdziału, ale obiecałam sobie, że zaraz do niego zasiądę, wreszcie chyba wiem jak go zacząć, bo do tej pory co włączałam worda to nie mogłam się skupić na zaczęciu. Liczę, że wyrobię się do niedzieli, ale jeśli nie to zaglądajcie do Spisu Treści. Gdy już będę bliżej końca niż początku pisania tego nieszczęsnego rozdziału 65 to tam znajdziecie info o dacie publikacji.

Zapraszam do czytania i życzę miłego tygodnia.

Pozdrawiam,

AniaXXX

piątek, 22 maja 2020

Rozdział 63

Zaraz po śniadaniu u Nicole pojawiła się jako pierwsza Laura, a zaraz za nią do skrzydła szpitalnego wbiegły Vanessa i Camile.

- Nicole! – wykrzyknęła Laura. – Jak się czujesz? Nic ci nie jest? Co ci było?

- Laura spokojnie – uspokoiła ją Ślizgonka. – Już jest wszystko dobrze, a nawet bardzo dobrze – uśmiechnęła się.

- Po wczorajszej minie Draco wydaje mi się, że lepiej być nie może. – Camile uśmiechnęła się wrednie próbując wyciągnąć coś z przyjaciółki.

- Jak znam ciebie i Dracona to ty bardzo chcesz wiedzieć co tu się wczoraj działo, a on nie chciał się wyspowiadać? – Nicole od razu wyczuła o co chodzi.

- Ale co tu się wczoraj działo? – zapytała zaskoczona Laura.

- Ciebie jeszcze takie rzeczy nie powinny interesować – zauważyła panna Potter. Na te słowa z obu najbardziej zainteresowanych gardeł wydobyły się krzyki. Jeden był pełen oburzenia, a drugi bardzo podekscytowany. Tylko Vanessa siedziała niewzruszona. Miała więcej cierpliwości od blondwłosej przyjaciółki i mogła poczekać, aż Nicole opowie im to na spokojnie. A że opowie to była pewna, teraz jednak wolała się z nimi podroczyć.

- Ej mam już 13 lat, nie jestem dzieckiem!

- Takie rzeczy?! Co wyście tu zrobili wczoraj?!

- Wczoraj w sumie chwile po tym jak wyszłyście zemdlałam, ale dzisiaj rano to już co innego. – Nicole uśmiechnęła się z rozmarzenie.

- Dzisiaj?! Był tu?! Całowaliście się! – Camile znała przyjaciółki i brata jak własną kieszeń i była bardzo dobra w czytaniu miedzy wierszami, więc ostatnie stwierdzenie nie było nawet pytaniem. Wczorajszy zadowolony uśmiech Draco i dzisiejszy rozmarzony Nicole powiedziały Camile, że ta dwójka wreszcie dotarła do siebie. Nie mogła być bardziej szczęśliwa. Jednak gdy tylko te słowa opuściły jej usta drzwi skrzydła otworzyły się z rozmachem. Wbiegł Harry. Zanim do nich podszedł Nicole wymamrotała szeptem do trzech dziewczyn:

- Ciszej, do cholery. Błagam nie mówicie nic na ten temat. Muszę mu sama powiedzieć. – Dwie Ślizgonki i jedna Gryfonka skinęły jej krótko głowami na znak, że może na nich liczyć. Cały dzień spędziła na przyjmowaniu gości, którzy doprowadzali do szału pielęgniarkę. Średnio raz na godzinę wychodziła ze swojego gabinetu wyganiając wszystkich po kolei, od czasu do czasu przynosząc jej lecznicze eliksiry. Przy kolacji oznajmiła jej, że poleży jeszcze dwa dni, aby być pewnym, że klątwa Lucjusza nie pozostawiła na niej negatywnych skutków. Nic nie dało przekonywanie Ślizgonki, że dobrze się już czuje i nie potrzebuje leżeć, że przecież jakby coś się działo to sama się zgłosi do skrzydła szpitalnego. Madame Pomfrey była niewzruszona i nie zmieniła decyzji, a Nicole była załamana, bo już ją nosiło. A na dodatek tuż przed kolacją kobieta wygoniła Blaise’a i Sama i nakazała im przekazać reszcie, że na dzisiaj absolutny koniec odwiedzin. Wyszli mrugając do niej z wesołym uśmiechem, a ona została sama. Pielęgniarka schowała się u siebie, a ona nudziła się i jak na złość nie mogła zasnąć. Około godziny 23 nadal nie spała i już nie wiedziała co robić. Co prawda próbowała czytać książki, które znieśli tu jej przyjaciele, ale były to tylko podręczniki, a ona nie miała kompletnie ochoty zajmować się lekcjami. W tym momencie jednak drzwi wejściowe uchyliły się i zaraz zamknęły. Nicole wpatrywała się w nie chwytając różdżkę i czekając.

- Chyba mnie nie zaatakujesz? – odezwał się cichy głos zaraz przy jej łóżku. Z szybkością błyskawicy przeniosła różdżkę w miejsce, gdzie jak sądziła była osoba, która wypowiedziała to zdanie. Jednak moment później patrzyły na nią stalowe oczy blondwłosego Ślizgona. Draco właśnie zdejmował z siebie pelerynę.

- Niewidka Harry’ego? – Nicole uniosła brwi zaskoczona. Zaraz też wyciszyła pomieszczenie, aby pielęgniarka się nie zorientowała, że znowu ma gościa.

- Jeszcze mu jej nie oddaliśmy po wczoraj – wyjaśnił. – Więc sobie pożyczyłem jeszcze raz.

- A skąd ją wczoraj mieliście? Harry od tak wam pożyczył?

- W sumie to nie wiem. Vane stwierdziła tylko, że ją ma od Pottera i nawet nie pytaliśmy po co ją brała – wzruszył ramionami.

- Dziwne – oznajmiła tylko nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej. – Chociaż w sumie dziwniejsze jest to, że korzystasz z czegoś co należy do Harry’ego.

- Przydatna rzecz, a poza tym staram się nie myśleć, że to Pottera, więc nie przypominaj mi o tym z łaski swojej – zaśmiał się, a ona mu zawtórowała. – Pogadamy? – zapytali jednocześnie.

- Chyba musimy. – Nicole uśmiechnęła się łagodnie, a Draco rozsiadł się na krześle obok jej łóżka. – Nie żałujesz? No wiesz tego co powiedziałeś i nie chcesz się wycofać? – Nicole zastanawiała się nad tym cały dzień, szczególnie, że nie odwiedził jej pomijając ranną wizytę. A ona cały czas czekała, nawet nieświadomie.

- Ja nie – odpowiedział zadziwiająco pewnie. – A ty?

- Ja też nie – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się zadowolona..

- Chyba jestem na ciebie skazany, Potter.

- Na to wychodzi. Ja na ciebie też, Malfoy. – Oboje jednocześnie wybuchnęli śmiechem, a gdy już się uspokoili tylko ich oczy błyszczały wesoło, Draco zbliżył się do niej i pocałował. Po dłuższej chwili jednak Nicole złapała go za włosy i odciągnęła od siebie.

- Mieliśmy gadać – przypomniała trochę nieprzytomnie.

- Kobieto są ciekawsze rzeczy od gadania – prychnął, ale odsunął się. – Co wymyśliłaś? – powiedział widząc, że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak.

- Bo ty się chyba nie chcesz ukrywać czy coś? – zapytała nieporadnie.

- No cóż moja reputacja i tak jest już wystarczająco zepsuta, więc związek z Potterem jej nie pogorszy. – Choć mówił śmiertelnie poważnie, Nicole dostrzegła wesołe ogniki mówiące jej, że żartuje.

- Ty chamie – wykrzyknęła ze śmiechem. – A tak na serio to wiesz najpierw muszę pogadać z Harrym. To, że się tak uwielbiacie powoduje, że jestem pewna, że zareaguje co najmniej złością na takie nowiny. Z resztą chcę mu powiedzieć sama, a nie żeby dowiedział się od jakiejś plotkary. – Popatrzyła na Ślizgona niepewnie.

- Znając twoje zdolności do doporowadzenia do poważnej rozmowy trochę to potrwa – oznajmił nadal w dobrym humorze.

- Spadaj. – Nicole wiedziała, że Draco próbuje jakoś poprawić jej humor, a jej to zupełnie nie przeszkadzało, więc ze wzajemnością się z nim droczyła. Wiedział, że dla niej będzie to trudna rozmowa. – Muszę się przygotować jakoś do tego. – Jej mina nie wyrażała, że czeka na to z utęsknieniem.

- Chcesz to ja mu powiem, ale wtedy któryś z nas wyląduje tu obok ciebie.

- Jednak podziękuję. Sama to załatwię – stwierdziła śmiejąc się, po czym złapała go za dłoń i pociągnęła. – A teraz możemy zająć się czymś ciekawszym – mruknęła i uśmiechnęła się szelmowsko, a on z zadowoleniem zbliżył się do niej. Wreszcie Nicole przestała się nudzić. Draco Skrzydło Szpitalne opuścił dopiero przed 4 rano, aby pielęgniarka nie nakryła go drugi dzień z rzędu. Do tej godziny zdecydowanie mieli co robić leżąc obok siebie przytuleni, a nawet ucięli sobie krótką drzemkę.

 

Tak jak madame Pomfrey obiecała Nicole spędziła w skrzydle szpitalnym jeszcze dwa dni, w czasie których całkowicie doszła do siebie. Ślizgonka była pod wrażeniem cierpliwości pielęgniarki do wyganiania osób, które ją odwiedzały. Uczniowie wpadali pomiędzy zajęciami i po nich, a zaprzyjaźniona ochrona kiedy nie musiała być na straży, albo kiedy akurat patrolowali korytarze w pobliżu. Nicole była zachwycona, przy spotkaniu z Huncwotami i Harrym, kiedy mężczyźni poruszyli temat animagii.

- No dzieciaki gratulujemy waszej przemiany – James średnio co 2 minuty wracał do tego tematu. Puchnął z dumy patrząc na swoje dzieci. – Wasze zwierzęta są niesamowite! Kurde lew i pantera! Łapo my się możemy schować ze swoimi – zaśmiał się dumny. Syriusz i Remus byli nie mniej dumni ze swoich chrześniaków.

- Silne i potężne zwierzęta. Musicie poćwiczyć z nimi. Najlepiej w Zakazanym Lesie. – Syriusz podjarał się swoim pomysłem, a James od razu mu wtórował.

- Jasne. Zakazany najlepszy do tego! Musicie się zsynchronizować ze swoimi zwierzętami, bo inaczej one będą cały czas walczyć o dominację.

- No właśnie dostroić się do nich.

- Kurde opanować takie bestie to jest coś.

James z Syriusz co chwilę wymieniali się uwagami podekscytowani jak pierwszoroczni. Uśmiechnięty, choć zmęczony Lunatyk obserwował ich szczęśliwy. Odkąd James wrócił z zaświatów zarówno w Remusa jak i Syriusza wróciło życie. Tak jakby stracili je ze śmiercią przyjaciela. Natomiast Nicole i Harry obserwowali ich jednocześnie z zaskoczeniem, szczęściem i dumą z samych siebie. Widzieli dumę w oczach Huncwotów spowodowaną ich dokonaniem i to nastrajało ich szczęściem. W trakcie ich dyskusji dołączyły do nich Lily i Tonks, które obserwowały mężczyzn z rozbawieniem.

- Tato, ale gdyby nie wy to nic by z tego nie wyszło – przerwała im wreszcie Nicole. Na co James i Syriusz zareagowali niemal rozanielonym uśmiechem.

- James czy ja dobrze słyszę, że ty namawiasz nasze dzieci do łamania regulaminu i szwędania się po Zakazanym Lesie?

- Ale Liluś…

- Ale mamo… - rozległo się jednocześnie z trzech gardeł.

- Merlinie czym zasłużyłam, że pokarałeś mnie trzema Huncwotami – jęknęła. – Jesteście zupełnie jak oni – zwróciła się do swoich dzieci wskazując na męża i Syriusza.

- Mamo nic nie poradzisz na geny – zaśmiała się Nicole. Ślizgonka czuła się niesamowicie dobrze, kiedy była przyrównywana do własnego ojca, który był z niej tak dumny, i kiedy przekomarzała się ze swoją matką. Wreszcie powoli odnajdywała swoje miejsce na ziemi.

 

Kiedy Nicole wreszcie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego czekała ją zwykła codzienność. Spotkania z przyjaciółmi, lekcje, wredny Braun, który jak zwykle doprowadzał wszystkich do szału, czy Dafne jak zawsze prychająca na jej widok. Ta dziewczyna chyba nigdy nie pogodzi się z tym, że musiała z nią zamieszkać na trzy lata w jednym dormitorium. Jednym słowem normalność. Huncwoci nie zabrali ich jeszcze do Zakazanego Lasu, bo zaczęli nocne dyżury, więc byli zbyt zmęczeni. Wiedzieli jednak, że im to nie ucieknie. Trzy dni później Nicole późnym wieczorem musiała zejść do Pokoju Wspólnego, bo zapomniała torby. Była już po kąpieli i paradowała w piżamie, ale nie spodziewała się już tam spotkać nikogo. Więc mocno się zdziwiła jak ujrzała Draco siedzącego przed kominkiem. Szybko do niego podeszła i usiadła obok na kanapie.

- Co robisz?

- Siedzę – zaśmiał się.

- Tyle to widzę, ale czemu nie śpisz? Jest już po północy – oznajmiła przenosząc swoje gołe stopy na jego kolana i rozkładając się, żeby było jej wygodniej.

- To chyba jeden z tych dni kiedy nie mogę spać – stwierdził. Zaraz jednak w jego oczach pojawił się błysk. – Co powiesz na randkę w świetle gwiazd? – Nicole zaśmiała się radośnie, ale szybko przystała na jego propozycję wiedząc, że swoim zwyczajem wylądują na wieży astronomicznej.

- To poczekaj tylko się przebiorę. – Miała na sobie tylko krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach od piżamy. No i trampki, w których zeszła, a które teraz leżały porzucone przy kominku.

- Ta i będę czekał, aż się przebierzesz kolejną godzinę. A potem jeszcze pobudzisz te wariatki, które koniecznie będą chciały iść z tobą. Masz – rzucił jej swoją bluzę leżącą na oparciu – powinno wystarczyć na przejście, a na wieży rzucimy na siebie zaklęcie ogrzewające. – Sam miał na sobie tylko zwykły T-shirt i jeansy. Ślizgonka wiedząc, że w sumie chłopak ma rację ubrała jego ciuch i założyła swoje buty, a potem pociągnęła z uśmiechem do wyjścia z pokoju. Przemieszczali się ostrożnie przez korytarze, korzystając z wielu sekretnych przejść. Raz prawie natknęli się na Tonks i Remusa, ale akurat wtedy aurorka potknęła się, więc Lunatyk zajął się nią i nie zwrócił uwagi na szybki ruch, gdy ukrywali się za rogiem. Im bliżej byli wieży tym bardziej rozluźnieni byli. Na schodach prowadzących już prosto do ich celu zaczęli żartować, aż wreszcie Draco złapał ją w pasie i zaczął łaskotać. Nicole próbowała się wyrwać, ale nieskutecznie, bo po pierwsze nie mogła przestać się śmiać, a po drugie blondyn obejmował ją mocno. Wreszcie dotarli wciąż szarpiąc się miedzy sobą. Wpadli na wieżę i śmiech Nicole zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła kto zajmował ich miejscówkę. I tak w szoku dwie pary spoglądały na siebie. Nicole wciąż obejmowana przez Dracona stała u wejścia, a przy oknie stał Harry trzymając za rękę Vanessę.

- Harry! Vane! Ale co wy tu… - nie dokończyła wiedząc, jak głupio by zabrzmiało to pytanie. W końcu sądząc po ich splecionych dłoniach robili tu to samo co sama planowała z Draco.

- To nie tak jak myślisz! – wykrzyknął przestraszony Harry, ale zaraz odzyskał panowanie nad sobą i dodał wściekle – a co ty robisz tu z nim? – Vanessa odsunęła się od niego z żalem wypisanym na twarzy, a Nicole i Draco stanęli wreszcie prosto, jednak chłopak nie wypuszczał jej z objęć. Czuła jego wsparcie.

- Nie to co myśli? Czyli co Harry? – zapytała zraniona Vanessa, a Gryfon od razu zrozumiał, że źle zaczął.

- Kurcze Vane to nie tak. Wiesz przecież, że ja… No wiesz, że my… - zrozumiała, nie musiał mówić. Przybliżyła się i z powrotem złapała za jego dłoń, a nie chcąc żeby się znowu nieudolnie tłumaczył przed siostrą, a jej przyjaciółką pocałowała go w policzek. Wiedziała, że Nicole zrozumie. I rzeczywiście tak było, bo oblicze panny Potter momentalnie rozjaśniło się uśmiechem.

- Wiem, ale nauczę cię wreszcie o tym mówić – zaśmiała się czochrając drugą dłonią jego włosy. Potter uśmiechnął się do niej jednak zaraz odwrócił się znowu w stronę siostry.

- Więc wy…? – Tym razem zaczął spokojniej. W końcu mógł się tego spodziewać. Przecież Nicole i Malfoy latali wokół siebie już od dawna, a to że on sam nie potrafił mówić o uczuciach przy ludziach, to nie znaczy, że był na tyle głupi, żeby tego nie zauważyć. Nicole kiwnęła tylko głową i dodała:

- Wy też? – Oni również odpowiedzieli jej kiwnięciem. Potem w wieży astronomicznej rozległ się głośny śmiech czwórki szczęśliwych nastolatków, którzy niestety zapomniali, że jest noc, a ich nie powinno to w ogóle być i ktoś może ich przyłapać. Na dodatek nie pomyśleli o żadnym zaklęciu wyciszającym. A więc stało się to co było w tej sytuacji nieuniknione. Przerwało im wejście Lily Potter.

- Czy wyście już całkiem zwariowali? Już nie można się na randki umówić w dzień? Ile razy będę was jeszcze stąd gonić? – Lily starała się patrzeć na nich groźnie, ale widząc ich przerażone twarze musiała się intensywnie powstrzymywać od parsknięcia śmiechem. Zaraz za nią na wieżę wszedł jej mąż i Syriusz.

- Co tu się dzieje? – Starszy Potter był zdziwiony. Nie był pewien na kim skupić swój wzrok. Czy na żonie, aby mu wyjaśniła co tu się stało, gdyż czuł, że ona była bardziej obeznana w temacie randek ich dzieci, czy na Harrym, który trzymał za rękę Ślizgonkę, a na dodatek córkę Snape’a, czy na Nicole, która cały czas była obejmowana przez Ślizgona, syna śmierciożercy, i przede wszystkim miała na sobie tylko męską bluzę i zdecydowanie zbyt krótkie spodenki. Nie chciał myśleć o tym co ci robili zanim doszło do spotkania w takim, a nie innym gronie. Zdecydował się na ostatni wariant, gdyż nie podobało mu się to jak blisko jej małej córeczki znajdował się ten chłopak. Ślizgon jakby wyczuwając co roi się w głowie ojca Nicole rozluźnił trochę uścisk, jednak nie puścił jej patrząc hardo w takie same oczy, które miała jego córka, a których barwa tak bardzo mu się podobała. – Nicole czy nie mogłabyś chodzić po zamku trochę mniej roznegliżowana? – zapytał na pozór spokojnie.

- Tato! Nie przesadzaj! Przecież mam na sobie piżamę i bluzę. Jestem ubrana – wykrzyknęła.

- A ta bluza to chyba nie twoja, co? – zapytał z przekąsem.

- Spokój! – Lily widząc, że szykuje się kłótnia, chciała to jak najszybciej zdusić z zarodku. – To nie czas na takie rozmowy. Wy powinniście wyspać się na jutrzejsze lekcje – oznajmiła z przyganą. – James, Syriusz odprowadźcie Harry’ego do wieży, a ja zaprowadzę tę trójkę do lochów.

- A może się zamienimy. Przecież nie będziesz sama…

- James, natychmiast – nakazała Lily nie chcąc słyszeć sprzeciwu. – Syriusz, Harry idźcie. – Łapa od początku obserwował to z nutą rozbawienia, w końcu pierwszy raz widział swojego przyjaciela w takim stanie. Do Jamesa chyba dopiero zaczęło dochodzić, że jego dzieci są prawie dorosłe. Syriusz nie znał tego uczucia, bo sam ich nie miał, więc trochę go śmieszyło, że dorosły mężczyzna z duszą Huncwota, który nie raz, nie dwa namawia swoje dzieci do łamania regulaminu jest zazdrosny o swoją córkę. Ale widząc minę Lily posłusznie pociągnął przyjaciela za ramię. Za nimi z ociąganiem ruszył młodszy Potter, wcześniej obdarzając swoją dziewczynę nieśmiałym uśmiechem. Gdy zniknęli Lily skinęła głową na resztę nastolatków i również skierowała się do wyjścia. Szli w ciszy, aż do lochów. Przed samym wejściem do ich Pokoju Wspólnego Lily jednak się zatrzymała, chcą jeszcze przez chwilę z nimi rozmawiać.

- Nicole, chcę żebyś wiedziała, że naprawdę się cieszę, że jesteś szczęśliwa. Bo jesteś, prawda? – Nicole tylko chwyciła dłoń blondyna i przytaknęła matce, która tylko szeroko się uśmiechnęła. Porozumiały się bez słów. Starsza kobieta zrozumiała, że ta relacja jest dla jej córki ważna i że będzie o nią walczyć, a młodsza, że ma wsparcie w matce, która cieszy się jej szczęściem. – Ale wiesz, że Jim nie będzie do tego tak pozytywnie nastawiony? – Nicole niestety zdawała sobie z tego sprawę. – Postaram się porozmawiać z tym upartym łosiem – obiecała.

- Ale mamo, tata się uwziął. Przecież nic tam złego nie robiliśmy, a i Harry’ego się jakoś nie czepiał.

- Bo Harry to chłopak i znając Jima i Łapę właśnie teraz gratulują mu zdobycia tak ładnej dziewczyny. – Lily uśmiechnęła się do Vane, a ta odwzajemniła uśmiech nieśmiało. – Zupełnie jakby to mężczyźni mieli wpływ na to, która dziewczyna pozwoli im się zdobyć. – Wszystkie trzy zaśmiały się radośnie ignorując prychnięcie Draco. – Przyjdźcie jutro na kolację do naszych kwater i wtedy na spokojnie się wszystko wyjaśni. – Ślizgonka choć niepewna, czy to jest dobry pomysł, obiecała rudowłosej, że będzie. – Draco, to również zaproszenie dla ciebie – wyjaśniła gdy nie zauważyła u chłopaka żadnej odpowiedzi.

- Oczywiście, pani Potter. To będzie dla mnie sama przyjemność – powiedział sztywno. Wszyscy wiedzieli, że to było duże, a wręcz ogromne niedopowiedzenie.

- Tylko Nicole przyjdź jutro trochę bardziej ubrana, bo twój ojciec gotów jest dostać palpitacji serca – zauważyła ze śmiechem. – I nie obejmujcie się tak przy nim, chociaż póki się nie oswoi – mrugnęła do nich, a Nicole w odpowiedzi zaśmiała się wesoło. – Vanesso – zwróciła się do trzeciej Ślizgonki – ty i Harry również bądźcie. Myślę, że pomijając pierwsze krzyki i oburzenia to będzie miła kolacja. A teraz życzę wam dobrej nocy. No już uciekajcie do siebie. – Młodzież posłusznie wykonała polecenie kobiety, a ta odwróciła się i poszła w swoją stronę. Trójka Ślizgonów sama nie widziała, czy wolą iść od razu spać, czy chcą jeszcze pogadać. W końcu jednak Nicole spojrzała na Vanessę i podjęła decyzję o rozmowie.

- Vane, czemu nie powiedziałaś?

- Nicole, nawet nie wiesz jak chciałam – zawstydziła się. – Ale on prosił mnie, abym nic nie mówiła, bo sam chce ci powiedzieć. Znasz go, z resztą sama się tak samo zachowałaś. Camile też nic nie wie – dodała jakby to miało ją trochę usprawiedliwić. – Zanim wpadliście na wieżę gadałam z nim o tym, bo już od dwóch tygodni próbował do ciebie zagadać.

- Od dwóch tygodni?! I ja nic nie zauważyłam?! – zaśmiała się. – To jest tak na poważenie?

- Wydaje mi się, że tak – odpowiedziała nieśmiało panna Snape.

- Jejku, ale się cieszę! – I rzuciła się na przyjaciółkę, aby ją uściskać.

- Dobra Niki, opanuj się już i spadamy spać. – Nicole tylko pociągnęła ją w stronę dormitoriów. Obie przez tą chwilę zapomniały, że nie były same, jednak zaraz ten ktoś o sobie przypomniał.

- A mi nie należy się chociaż mały buziak na dobranoc? – Nicole odwróciła się do Dracona.

- A niby za co?

- Ej byłem dzielny i przeżyłem spotkanie z twoim ojcem – oburzył się. Nicole ruszyła w jego stronę uznając, że rzeczywiście coś mu się za to należy.

- To ja wam nie przeszkadzam i nie żegnajcie się za długo gołąbeczki – Vane mrugnęła do nich i zniknęła w dormitorium. Para Ślizgonów przez chwilę przyglądała się sobie, aż wreszcie Draco skrzywił się i odezwał.

- Wiesz, że ta jutrzejsza kolacja będzie porażką? – Nie dając jej szans na odpowiedź ciągnął. – Przecież Potter wydłubie mi oczy łyżką do zupy za samo to, że na ciebie spojrzę, a starszy Potter odetnie mi dłonie nożem do masła, jeśli choć pomyślę, aby cię dotknąć, choćby przypadkowo. A twoja matka będzie spokojnie się temu przyglądać i cały czas twierdzić, że to miła kolacja.

- Draco, po pierwsze musisz przestać się zwracać do nas po nazwisku. Jutro będziesz spożywał posiłek z czwórką Potterów, a to może być trochę kłopotliwe. Po drugie jak znam moją mamę na pewno rozładuje atmosferę i nie pozwoli, aby przy niej coś ci się stało. Po trzecie mógłbyś wreszcie dogadać się z Harrym. Tylko na polu bitwy nie pałacie do siebie żądzą mordu, chociaż to pewnie jest spowodowane tym, że wtedy jest wiele innych osób wokół, które możecie pozabijać. Po czwarte, oprócz mojego ojca zapewne w formie wsparcia będą tam jeszcze Syriusz i Remus. Łapa pewnie będzie miał z tego niezły ubaw, więc chociaż trochę będzie śmiesznie. A co do Remusa to w sumie nie wiem jak się zachowa, bo normalnie bym uznała, że będzie się zachowywał jak mama, ale w końcu jestem jego córką chrzestną, więc tu nic nie gwarantuje. I po nie wiem już które czy ty się boisz mojego ojca? – Całą przemowę Draco podsumował prychnięciem, ale postanowił odpowiedzieć.

- Po pierwsze, chyba nie myślisz, że będę do Pottera mówił Harry. – Wypowiedział to imię z taką miną jakby miał właśnie podstawione pod nos najbardziej obrzydliwe składniki eliksirów Snape’a. – To zawsze będzie Potter. Do twoich rodziców również nie uśmiecha mi się mówić po imieniu, więc nie licz na to. Ewentualnie twoje imię przejdzie mi przez gardło.

- Normalnie łaskawca – prychnęła.

- Nie przerywaj. Po drugie, choć twoja matka wydaje się mieć najwięcej mózgu z tej całej bandy, wątpię żeby zapałała do mnie choćby sympatią. Po trzecie, chyba sobie żartujesz. Po czwarte, czy oni naprawdę muszą robić wszystko we trójkę? I po piąte, znowu chyba sobie żartujesz. Ja miałbym się czegoś bać? – Ślizgon był oburzony.

- Przesadzasz – skwitowała to tylko. – Będzie dobrze – zapewniła. – A teraz dobranoc, chodźmy wreszcie spać – po czym cmoknęła go w usta i poszła do swojego dormitorium.

 

***

Hej,

Rozdział dzisiaj, a nie w niedziele, bo wreszcie mogłam się ruszyć z poza mojego miejsca zamieszkania i pewnie zapomniałabym o publikacji w niedzielę. Więc dzisiaj łączę się z pociągu. Dziś rozdział spokojny, trochę zabawny, i mam nadzieję, że niezbyt słodki 😉

Ostatnio wszyscy mi życzycie powodzenia na studiach, więc tak dla wyjaśnienia już od roku nie studiuję. Ale za życzenia dziękuję 😉

Cieszę się, że podoba Wam się to opowiadania, a jak już czytam w komentarzach o tym, że mogłabym napisać swoją książkę to aż mi głupio, że nie mogę się skupić na napisaniu 65 rozdziału. Obiecuję, że się poprawię, aby nie zawieść Was.

Poprzedni rozdział to był ten, którego publikacji nie mogłam się doczekać. Jestem z niego strasznie dumna, to jeden z moich ulubionych, tych po „powrocie”. Cieszę się, że tak dobrze się przyjął.

I na koniec chciałam odpowiedzieć na jeden z komentarzy. Rzeczywiście powoli zbliżamy się do końca, ale spokoje jeszcze trochę się pomęczycie ze mną. To, że są tu czytelnicy niemal od samego początku przy tak długiej przerwie napawa mnie dumą. Naprawdę się cieszę, że to opowiadanie tak przyciąga. Opisywanie emocji, zachowań czy przemyśleń bohaterów to coś co Ania lubi, gorzej idzie mi z opisami otoczenia, co zresztą jest bardzo widoczne. Mam nadzieję, że kiedyś się tego nauczę. Cieszę się, że macie swoje zdanie o tym opowiadaniu i jego różnych wątkach i zdaję sobie sprawę, że jednym może coś nie pasować, a innym wręcz przeciwnie, i absolutnie to szanuję. W zasadzie to nie spodziewałam się, że tak polubicie Laurę. Dostawałam już wiele sygnałów, że jest to kogoś ulubiona postać. Ja też ją bardzo lubię.

Na koniec zaznaczę, że lubię też takie komentarze-tasiemce. Serce rośnie kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś poświęcił chwilę swojego czasu, aby napisać szczerą, mam nadzieję, opinię o moim opowiadaniu. Dzięki temu również mogę z innej strony spojrzeć na tę historię.

I już tak na sam koniec zdradzę Wam, że kiedy straciłam serce do tej historii nie mogąc wymyślić kolejnych rozdziałów i nie publikując nic nowego, to wymyśliłam sobie inną. Też oczywiście Potterowską, napisałam nawet kilka pierwszych rozdziałów. Niestety kiedy kilka miesięcy temu dysk na moim laptopie odmówił posłuszeństwa, musiał zostać wymieniony na inny, to cała tamta historia przepadła. Jest co prawda szansa na odzyskanie wszystkich danych i dlatego uszkodzony dysk jest u znajomego, który potrafi to ponoć zrobić, ale szczerze nie wiem ile to potrwa i czy w ogóle się tego doczekam. Jeśli się tego doczekam to jest mała szansa, że będę miała pomysł na kolejnego bloga, jeśli nie to sama nie wiem czy będzie coś jeszcze.

Zapraszam do czytania i życzę miłego weekendu.

Do następnej niedzieli, pozdrawiam,

Ania XXX

niedziela, 17 maja 2020

Rozdział 62

Nadszedł luty. Pogoda coraz bardziej zaczynała dopisywać. Pierwsze promienie słońca zaczęły roztapiać resztki śniegu. Po tym jak skończyło się ostatnie wyjście do Hogsmeade ogłoszenie dyrektora o kolejnym zdziwiło uczniów, a tym bardziej nauczycieli, w szczególności Snape’a. Ostrzegał Dumbledore’a, że Czarny Pan chce krótkimi atakami osłabić siły Zakonu Feniksa i Ministerstwa, jednak starzec nic sobie z tego nie robił, bo przecież uczniowie muszą się trochę odstresować, a on zapewni jak najlepszą ochronę. Głupiec.

Uczniowie, choć zdziwieni, nie mieli zamiaru marudzić, ale dobrze się bawić. Grupa JP dopiero po swoim spotkaniu wybrali się do wioski. Wszyscy razem. Dopiero w samym Hogsmeade rozdzielili się. Chłopaki skorzystali, aby odwiedzić Zonka i sklep ze sprzętem Quidditcha, a dziewczyny oczywiście pojawiły się w sklepie Gladraga. Spotkali się razem u Zonka, a potem razem skierowali się w stronę Trzech Mioteł. W trakcie spaceru Nicole zauważyła, że Harry jest jakiś niespokojny.

- Co jest?

- Nie wiem, coś się stanie, ale nie wiem co. – Rozglądał się dookoła jakby czegoś oczekiwał. – O zobacz rodzice machają do nas – zauważył chcąc zmienić temat. Nicole odwróciła się i z uśmiechem odmachała im.

Nagle tę spokojną chwilę przerwał huk ze strony zakazanego lasu. Wszyscy gwałtownie odwrócili się w tamtą stronę i to co zobaczyli zdecydowanie nie spodobało im się. Z zakazanego lasu wybiegała na nich wielka grupa wilkołaków. Przemienionych wilkołaków w biały dzień. Była ich co najmniej setka. Dziś co prawda miała być pełnia, ale do wschodu księżyc było jeszcze dobrych kilka godzin. Czarodzieje byli w szoku widząc wilkołaków w środku dnia. Ci bardziej świadomi byli przerażeni tym jak Voldemortowi udało się przekonać wilkołaki do przemiany poza pełnią. Widząc nadciągające stworzenia czarodzieje wyszli wreszcie z szoku. Obecni nauczycieli zajęli się ewakuacją uczniów, a aurorzy i Zakon Feniksa utworzyli mur mając nadzieję, że wszyscy bezbronni znajdą się w bezpiecznym miejscu. JP ustawiło się za dorosłymi czarodziejami wspierając ich mur. Dowodzący auror zarządził aby animagowie wystąpili do przodu gdyż to oni mieli wziąć na siebie największy ciężar walki. Reszta miała ich wspierać różdżkami. Zarówno James i Syriusz nie wahali się ani sekundy, razem z nimi przemieniło się kilku aurorów, a z Zakonu Feniksa oprócz Pottera i Blacka, zaledwie dwoje z nich przemieniło się, w tym Tonks, na miejscu której pojawiła się wilczyca z różowymi smugami na sierści. Nicole ujrzała Remusa, który wyglądał bardzo słabo przed pełnią, ale postanowił dołączyć do walki. Wiedział, że największą szanse ma jako wilkołak, dlatego pomimo tego, że przemiana przed pełnią powodowała co najmniej dwa razy większy ból zdecydował się na to. Dzięki temu, że wypił już swoją dawkę eliksiru tojadowego po przemianie miał czysty umysł i wiedział na czym przede wszystkim musi się skupić. Ruszył do ataku.

W tej samej chwili rodzeństwo Potter spojrzało na siebie jakby wiedząc co muszą zrobić, a jedynie szukając w sobie wsparcia. Nicole zamknęła oczy, oddychała głęboko sięgając głęboko w siebie. Znalazła źródło swojej magii, uwolniła ją czując jak ją wypełnia. Wiedziała, że jej się uda. Harry zrobił to samo. Chwilę im to zajęło, ale już minutę później zamiast czarnowłosego rodzeństwa między JP stał wielki lew oraz czarna pantera. Lew wyróżniał się żywymi zielonymi tęczówkami, ciemną praktycznie czarną grzywą oraz ciemnym znakiem na grzbiecie przypominającym błyskawicę. Nawet w tej postaci Harry nie mógł pozbyć się znaku pozostawionego przez Voldemorta. Natomiast pantera była cała czarna, jednak gdy się lepiej przyjrzeć na jej sierści widoczne były ciemniejsze cętki. Jej czarne oblicze rozświetlały jedynie oczy, które były orzechowej barwy i lśniły zawziętością. Dwa wielkie koty szybko przedarły się do pierwszej linii frontu i stanęły gotowe do walki obok swojego ojca i jego przyjaciela. Jeleń i czarny pies szybko wyczuły z kim mają do czynienia i na swój zwierzęcy sposób przekazały im, że mają uważać. A potem ruszyli do ataku. Wszyscy razem. Zarówno Nicole jak i Harry choć początkowo niepewni swoich nowych ciał bardzo szybko przyzwyczaili się do czterech łap i innego spojrzenia na świat. Na wilkołakach mogli wypróbować siłę swoich pazurów czy ostrość zębów. Pokonywali jednego wilkołaka za drugim. Z każdą kolejną minutą bestii ubywało. Do animagów dołączyła reszta obrońców wspierając ich swoimi różdżkami. Zaklęcia tnące, czy wybuchające z powodzeniem zastępowały ostre pazury i wielkie kły. Po długiej walce zostało ich już tylko połowa. Niestety po ich stronie również były pierwsze ofiary. Wtedy do wilkołaków dołączyła grupa czarodziejów w czarnych szatach. Śmierciożercy weszli do gry. Przewodził im blondwłosy mężczyzna, którego zarówno Draco, jak i Nicole jednocześnie zauważyli i rozpoznali. Malfoy obiecał sobie już dawno, że gdy spotka się ze swoim ojcem kolejny raz na polu bitwy robi wszystko, aby go pokonać. Zabić. Za wszystko co ten człowiek zrobił jego matce, siostrze i jemu samemu. To już nie był jego ojciec. A Nicole była świadoma tego wszystkiego. Tego uczucia, pragnienia zemsty, które trawiło Draco już od dawna. Ślizgon od razu ruszył w stronę śmierciożercy. Nicole jak tylko to zobaczyła zrobiła to samo. Jednak na drodze jednego jak i drugiego stanęły kolejne wilkołaki. Nicole walczyła z dwoma na raz. Z dwójką przeciwników radziła sobie coraz gorzej. Gdy jednego udało jej się dosięgnąć pazurami, drugi atakował ją z innej strony. Gdy broniła się przed tym drugim, pierwszy dochodził do siebie i zaraz również ją atakował. Z pomocą przyszedł jej jeleń, który od razu nabił na swoje rogi jednego z nich. We dwoje szybko się z nimi rozprawili. Jeleń zajął się kolejnym przeciwnikiem, pantera od razu zwróciła wzrok na miejsce gdzie ostatni raz widziała Draco. Ten teraz walczył z innym śmierciożercą. Widocznie z wilkołakiem sobie poradził. Po jego prawej Nicole ujrzała Camile, która wspierała brata swoimi fenomenalnymi tarczami. Jednak już po chwili również ona musiała zająć się walką z kolejnym śmierciożercą. Teraz razem stawiali czoło dwójce przeciwników. Przez to nie widzieli Lucjusza, który podchodził do nich z drugiej strony z sadystycznym uśmiechem. Jednak Nicole to widziała. Nie myśląc zaczęła biec w ich stronę. Dzięki parze dodatkowych łap bardzo szybko znalazła się w ich pobliżu. Widziała różdżkę Lucjusza skierowaną na jego idealną młodszą kopię. Widziała to i wiedziała, że nie będzie w stanie się przemienić z powrotem w człowieka, aby osłonić go tarczą. Po pierwszej przemianie wiedziała, że będzie zbyt osłabiona, aby choć unieść różdżkę, a co dopiero wyczarować jakąś porządną tarczę. Więc gdy ujrzała fioletowy promień wydobywający się z różdżki starszego czarodzieja i kierujący się w stronę Draco zrobiła jedyne co przyszło jej do głowy, aby uchronić blondwłosego przyjaciela. Nadal w formie pantery rzuciła się na tor klątwy. Gdy upadła na ziemię nieprzytomna jej ciało wróciło do pierwotnej formy. Lucjusz wydobył z siebie wrzask wściekłości. Po raz kolejny nie udało mu się ukarać zdrajcy, który ku jego niepocieszeniu był również jego synem. Na dodatek po rozglądnięciu się po polu walki zrozumiał, że już większość wilkołaków zostało pokonanych. Ich mięso armatnie zadało spore rany przeciwnikom, co przypłacili życiem. Jednak ani Lucjusz, ani tym bardziej Czarny Pan nie mieli zamiaru zawracać sobie tym głowy. Mięso armatnie wypełniło idealnie swoją rolę, a że te bestie myślały, że zyskają tym coś dla siebie, to niestety dla nich się myliły. Lucjusz Malfoy jak przystało na śmierciożercę, kiedy zorientował się, że dalsza walka może przynieść im tylko straty, zarządził odwrót.

Rodzeństwo Malfoy, gdy usłyszało wrzask swojego ojca odwrócili się natychmiast w jego stronę. Na szczęście dla nich ich przeciwników walką zajęła para aurorów, którzy szybko sobie z nimi poradzili. Widok ojca oraz Nicole leżącej na ziemi z rozpartymi ramionami spowodował, że natychmiast zrozumieli co działo się za ich plecami. Oczy Draco zaszły mgłą wściekłości, natychmiast uniósł różdżkę. Jednak zanim zdążył wypalić jakąś paskudną klątwą w swojego ojca, ten zarządził odwrót i zniknął. Wraz z nim zrobili to pozostali śmierciożercy. Reszta wilkołaków nie zrezygnowała z walki, a że zostało ich zaledwie tuzin szybko zostali pokonani. Na polu bitwy pozostał tylko jeden wilkołak. Remus myśląc jeszcze na tyle trzeźwo pod wpływem eliksiru tojadowego skierował się do zakazanego lasu, aby tam przeczekać pełnię. Teraz gdy było do niej już o wiele mniej czasu wiedział, że nie będzie w stanie zmienić się z powrotem w człowieka. Z resztą byłoby to bezcelowe skoro już za kilka godzin i tak dosięgnął by go blask księżyca w pełni. Aurorzy wzięli się za oczyszczanie pola bitwy, Zakon Feniksa odszukiwał rannych, aby jak najszybciej eskortować ich do Hogwartu, a ochrona i nauczyciele mieli obowiązek zająć się uczniami. James i Syriusz, już w swoich ludzkich ciałach, oraz Lily i Tonks postanowili zająć się „swoimi” uczniami. Niestety nie byli oni świadkami tego co zrobiła Nicole, gdyż zarówno wilkołaki i śmierciożercy skutecznie odwracali ich uwagę. Więc gdy ujrzeli zbierający się tłumek, w którym rozpoznali część grupy JP, która okrążyła coś czego nie mogli dojrzeć skierowali się w ich stronę chcąc sprawdzić w jakim stanie są ich bliscy. Natomiast gdy usłyszeli rozdzierający krzyk Harry’ego z przestrachem obrzucili się spojrzeniem i czym prędzej znaleźli się przy nich.

- Nicole!!!

Ujrzeli leżącą dziewczynę na ziemi, która wyglądała jak nieżywa. Zrozumieli krzyk Gryfona, który teraz klęczał obok siostry ze łzami w oczach trzymając ją za dłoń. Przy głowie Ślizgonki siedziała Camile.

- Ty wariatko jak mogłaś zrobić coś tak głupiego – mruczała głaszcząc ją po włosach. Na twarz przyjaciółki kapały jej gorące łzy. Draco stał obok siostry i patrzył w szoku na dziewczynę nie chcąc uwierzyć w to co widzi. Lily czym prędzej przecisnęła się przez mały tłumek. Zaczęła rzucać na córkę zaklęcia diagnozujące.

- Żyje, ale jej puls jest bardzo słaby. Nie wyczuwam też żadnej mocy. Potrzebuję świstoklik. – zwróciła się do męża. – Natychmiast musi znaleźć się pod opieką uzdrowiciela. – James od razu wyjął z kieszeni papierek i przemienił go w świstoklik.

- Przeniesie was od razu do Skrzydła Szpitalnego. – Kobieta zniknęła wraz z córką oraz Camile i Harrym, którzy wciąż trzymali poszkodowaną. Syriusz stworzył drugi świstoklik z paska, którego zdjął z siebie, widząc przyjaciela, na którego twarzy ujrzał zmartwienie o córkę. Chcieli na własne oczy upewnić się, że Nicole nic nie będzie. James czym prędzej złapał za pasek, który podał mu przyjaciel. Jednak za nim zniknęli za ten sam pasek złapała jeszcze jedna osoba. James zmierzył blondwłosego Ślizgona i musiał ujrzeć coś w jego twarzy co go przekonało, gdyż kiwnął tylko głową w jego stronę, po czym zniknęli. Tam zobaczyli jak madame Pomfrey biega wokół pacjentki podając jej jakieś eliksiry i rzucając co rusz jakieś zaklęcia. Pozostali patrzyli na to z oczekiwaniem. A Nicole leżąca na łóżku naprawdę wyglądała strasznie. Jej blada wręcz szara skóra oraz sińce pod zamkniętymi oczami były skutkami klątwy. Natomiast rozdarte ubranie, liczne rany i zadrapania, a nawet wygięta ręka to pozostałości walki z wilkołakami. Jakieś dziesięć minut trwało zanim pielęgniarka się odezwała.

- Wyleczyłam wszystkie złamania, a miała złamane żebro i lewą rękę. Podałam wszystkie możliwe eliksiry leczące, ale ktoś rzucił na nią klątwę z zakresu czarnej magii. Nie jestem w stanie jej pokonać. Potrzeba tu Severusa. – Jakby na życzenie drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i do środka wtargnął Snape. Zaraz za nim wbiegły jego dzieci, a za nimi kilku członków JP oraz Zakonu Feniksa. Blaise, Ginny, Hermiona, Eva, bliźniacy Weasley, Tonks i kilku innych. Młodzież zaczęła przekrzykiwać się jedni przez drugich dopytując co z Nicole. Severus tylko obrzucił wszystkich wzrokiem i czym prędzej znalazł się przy Ślizgonce i zaczął na nią rzucać kolejne zaklęcia. Po chwili wiedział co jej było.

- Zamknąć się! – warknął. Wszyscy go posłuchali. – Pomfrey przygotuj najmocniejsze wywary wzmacniające, do tego Wiggenowy i eliksir siły – rozkazał, a kobieta widząc, że Severus zajmie się pacjentką wypełniła jego nakaz. – Reszta wynocha!

- Ale tato… - zaczęła Vanessa.

- Cisza! Nie interesuje mnie co chcesz powiedzieć! – Snape był spięty, a jego córka to dojrzała. – Black ty zostajesz, reszta wynoście się! – Tym razem wszyscy usłuchali. Lily musiała pociągnąć Jamesa za ramię, aby się ruszył.

- Oni wyleczą naszą córkę, a my musimy poczekać na zewnątrz. Potrzebują spokoju – wymruczała rudowłosa do męża. Dał się przekonać i już po chwili w Skrzydle były tylko trzy osoby, w tym jedna nieprzytomna.

- Black chyba wiesz na czym polega pokonanie czarnej magii? – zapytał Snape bez swojej normalnej złośliwości. Zdawał sobie sprawę, że okoliczności nie były odpowiednie do ich przepychanek. Syriusz pewnie kiwnął głową na znak, że wie co zaraz będą robić. Klątwę czarnomagiczą, która pozostawała w ofierze można było zniwelować tylko na jeden sposób. Najpierw ktoś musiał wedrzeć się w umysł ofiary i wydobyć klątwę na zewnątrz. Było to bardzo niebezpieczne, gdyż jeśli ktoś nie był biegły w oklumencji klątwa mogła zawładnąć umysłem tego, który początkowo miał pomóc. Gdy już klątwa uformuje się w postaci najczęściej czarnej mgły nad ofiarą, ktoś kto potrafi posłużyć się czarną magią musiał pochłonąć klątwę. Osobą taką mogła być tylko osoba, która rozumie i ma we krwi ten rodzaj magii. Syriusz ze swoim dziedzictwem był idealny do tej roli. Choć zawsze się tego wypierał teraz dziękował wszystkim, że ma możliwość tego dokonać. Wróciła madame Pomfrey. Snape odebrał jej dwie fiolki.

- To eliksir siły. – Jedną podał Syriuszowi, a drugą sam wypił. Do tego co zamierzali zrobić zdecydowanie będą potrzebować dużo siły. – Po wszystkim podaj dziewczynie eliksir Wiggenowy, a nam wzmacniające – zwrócił się do pielęgniarki. Wiedział, że po tym mogą nawet stracić przytomność. Po czym przeniósł różdżkę w stronę pacjentki. – Legilimens – mruknął. Zdziwiło go to, ale w umyśle swojej uczennicy natrafił na mury ochronne. Nie były tak dobre jak jego, ale jednak były. Ze swoim talentem do magii umysłu szybko pokonał przeszkodę i ruszył w głąb, aby odnaleźć źródło klątwy. Chwilę zajęło mu zlokalizowanie tego miejsca. Od razu mocniej skupił się na klątwie. Magia walczyła z nim, ale jego silny umysł nie poddał się, potem chciała wchłonąć w niego, ale udało mu się ją odepchnąć. Ostatkiem sił wyrzucił ją z umysłu uczennicy.

Syriusz czekał niecierpliwie zaciskając na różdżce palce. Wiedział, że to może trochę potrwać, ale w każdej chwili musiał być w gotowości. Obserwował Snape’a, na którego twarzy widział tylko skupienie. Wreszcie po dobrych kilkudziesięciu minutach czarna mgła zaczęła unosić się nad Nicole. Łapa nie czekając na nic więcej zaczął wymawiać pod nosem czarnomagiczne formuły. Czarna mgła powoli zaczęła wchłaniać się w jego różdżkę. To był moment, w którym ciężko było mu utrzymać różdżkę, gdyż tak jakby chciała się wyśliznąć z jego dłoni. Na szczęście podołał. Gdy cała mgła zniknęła zarówno on jak i Snape stracili przytomność. Madame Pomfrey jakby tylko na to czekała. Od razu znalazła się przy Nicole i szybko podała jej eliksir wiggenowy, wiedząc, że nic więcej nie może dla niej zrobić zajęła się mężczyznami. Przywróciła im świadomość zaklęciem Renervatte i szybko podała eliksiry wzmacniające. Chciała nakazać im położenie się do łóżek, ale widząc srogi wzrok Mistrza Eliksirów zrezygnowała z tego pomysłu. Wiedziała, że Severus najlepiej odpocznie w swoich komnatach.

- Nie wpuszczaj do niej nikogo. Teraz jej magia musi się ustabilizować. Do rana nie powinno być żadnych skutków klątwy. Jedynie jej siła magiczna musi się zregenerować, a na to najlepszy jest sen. – Snape wygłosił zalecenia i wyszedł z pomieszczenia. Syriusz nie chcąc się narazić na opiekę Pomfrey również za nim wyszedł. Tam musieli zmierzyć się z bliskimi dziewczyny. – Musicie dać jej teraz odpocząć – warknął Snape patrząc na uczniów, którzy chcieli zarzucić go pytaniami. – Jazda do siebie! Dzisiaj kolacje zjecie w swoich pokojach wspólnych i nie ważcie się stamtąd wychodzić. – Snape zmierzył swoich Ślizgonów wzrokiem, którego należało się bać.

- Ale tato co z… - Vanessie po raz kolejny nie było dane dokończyć.

- Śpi. Jutro się dowiecie. Teraz nikt ma jej nie przeszkadzać. Do siebie! I żebym do jutra rana nie widział żadnego z was poza dormitorium! A uwierzcie mi, że to sprawdzę! – Ślizgoni widząc, że nie przekonają swojego opiekuna smętnie ruszyli do lochów. – Potter, Granger was też się to tyczy. Wszyscy uczniowie mają być w swoich Pokojach Wspólnych i dzisiaj nigdzie nie wychodzić! – Gryfoni ruszyli. Pod skrzydłem szpitalnym pozostali tylko starsi Potterowie, Syriusz i Tonks, którzy w sumie nie wiedzieli co uczynić. James i Lily bardzo chcieli znaleźć się przy córce, ale Snape wyraźnie zabronił tam komukolwiek wchodzić.

- Black wam wszystko przekaże. Dziś nikt nie powinien jej niepokoić. – Snape nie zwracając już na nich uwagi odszedł. Syriusz szybko wyjaśnił im co działo się w skrzydle, gdy tam był, a potem z Jamesem porozumieli się wzrokiem i natychmiastowo przemienili w zwierzęta, po czym ruszyli do Zakazanego Lasu. Skoro Nicole była już bezpieczna, a oni jedynie musieli jej pozwolić odpocząć, to chcieli pomóc przetrwać tą trudną noc swojemu przyjacielowi. Kobiety ruszyły do swoich komnat, aby odpocząć po ciężkiej walce.

Draco, Camile, Vanessa, Sam i Blaise siedzieli w ciszy w Pokoju Wspólnym. Dochodziła 1:00 w nocy. Każde myślało o tym samym. Dlaczego nie pozwolili im nawet zobaczyć Nicole. Czy ona z tego wyjdzie i jakie skutki będzie miała klątwa Lucjusza. Z pewnością było to coś głęboko sięgające Czarnej Magii. A dziewczyna całą moc klątwy wzięła na siebie. To, że była wtedy w formie zwierzęcej nie miało znaczenia. Camile przyglądała się Draconowi i widziała, że go nosi, choć pozornie nie okazywał żadnych emocji.

- Kurwa! – Camile wiedziała, że jej brat wreszcie wybuchnie. To była kwestia czasu. Draco podniósł się gwałtownie z fotela i zaczął krążyć przed kominkiem. – Gdyby chociaż dokładnie powiedzieli co z nią! – wykrzyknął. Przyjaciele i siostra, którzy go obserwowali zdawali sobie sprawę, że Draco prawie nigdy nie pozwala sobie na okazywanie takich uczuć wobec innej osoby przy świadkach, nawet jeśli to oni byli tymi świadkami. Zdawali sobie jednak sprawę, że to że Nicole osłoniła właśnie jego przed klątwą wysłaną przez jego ojca mogło nim wstrząsnąć. Co prawda była tam też Camile, ale Draco był stuprocentowo pewny, że zemsta ojca to jego pierwszego miała sięgnąć. To, że Draco i Nicole kręcili się wokół siebie od dobrych kilku miesięcy co najmniej również miało tu znaczenie. Wszyscy wokół nich widzieli, że dwójka Ślizgonów czuje coś do siebie, tylko oni zdawali się nie zwracać uwagi.

- Chcesz iść do niej? – zapytała Camile.

- Tak, ale to nie ma znaczenia. Snape nam zapowiedział, że jak będzie trzeba to sam stanie przed wejściem do Pokoju Wspólnego żebyśmy nie mogli wyjść! Kurwa! – Draco był wściekły. Właściwie sam zastanawiał się na kogo bardziej. Na Lucjusza, za tą cholerną klątwę, na Nicole, za to, że go zasłoniła, na cholernego Snape’a, za to, że nie pozwolił im czuwać w Skrzydle Szpitalnym, czy na siebie, za to, że dopuścił, by ktoś skrzywdził Nicole, szczególnie, że tym kimś był jego pierdolony ojciec.

- Mam niewidkę Harry’ego. Pożyczył mi ostatnio – odezwała się Vanessa. Ze względu na okoliczności nawet nie zdziwili się czemu Harry właśnie jej pożyczył swój skarb. Draco spojrzał na nią z nadzieją. Czarnowłosa nie czekając na odpowiedź ruszyła do sypialni po pelerynę. Gdy wróciła Draco od razu wyciągnął po nią rękę. Vanessa obrzuciła go niepewnym spojrzeniem.

- Nie powinieneś chyba iść sam. – Draco już chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu Camile.

- Oczywiście, że nie powinien. Więcej niż trzy osoby raczej się nie zmieszczą, więc z Vane pójdziemy z tobą, Draco. Nie marudź! Ktoś cię musi pilnować, a i my chcemy zobaczyć co z Nicole – dodała, gdy blondyn znowu chciał zaoponować.

- To my tu na was poczekamy – stwierdził Sam wskazując na siebie i Blaise’a niezadowolony, że oni muszą zostać. Pozostała trójka nie czekając już na nic zniknęła, chwilę później uchylili wejście i już ich nie było. Co prawda przy wejściu nie spotkali Snape’a, ale już w następnym korytarzu spotkali patrol ochrony. Z resztą w całych lochach roiło się od ochrony. Widocznie Snape kazał im pilnować Ślizgonów. Przemieszczając się bardzo cicho po 10 minutach dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Tutaj dopisało im szczęście, bo na widoku nie było żadnej ochrony. Wśliznęli się po cichu do Skrzydła. Od razu wyciszyli pomieszczenie, aby pielęgniarka ich tu nie przyłapała i podeszli do jedynego zajętego łóżka. Nicole wyglądała źle, żeby nie powiedzieć strasznie. Jej skóra przybrała wręcz szarą barwę, spod szpitalnej piżamy, przez szyje, aż do ust wyłaniała się czerwona, spuchnięta szrama, jej policzki były zapadłe, a usta wysuszone i okropnie blade. Czarne włosy mocno kontrastowały z pozbawioną kolorytu twarzą, co jeszcze pogarszało jej wygląd. Ślizgoni ściągnęli z siebie pelerynę i zbliżyli się do przyjaciółki. Camile chwyciła ją za chłodną dłoń.

- Coś ty zrobiła, Niki – wyszeptała ze łzami w oczach. – Przecież on mógł cię… - Reszta zdania nie mogła przejść przez jej gardło.

Draco stał wycofany i nie mógł wyjść z szoku. W głowie kołatała mu tylko myśl o tym, że to on powinien tu leżeć i wyglądać jak trup, a nie ta odważna, szalona Ślizgonka.

- Niki, jeśli się nie obudzisz to chyba cię uduszę – zagroziła Vanessa trzymając jej drugą dłoń. – Merlinie, wyglądasz strasznie, ale…

- Ale i tak mnie kochacie – przerwał jej słaby głos. Trójka przybyłych Ślizgonów, aż krzyknęła. Nie mogli uwierzyć, że Nicole się obudziła. Jej oczy nadal były zamknięte, ale niewątpliwe się obudziła. – Naprawdę wyglądam tak źle, że nie wiecie co powiedzieć. – Nicole uchyliła powieki i przyglądnęła się przyjaciołom. Dwie dziewczyny rzuciły się na nią momentalnie, co zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. – Dziewczyny wy na prawdę chcecie, żebym tego nie przeżyła – stęknęła krzywiąc się. – Wszystko mnie boli.

- Przepraszamy! – Oderwały się szybko od poszkodowanej.

- Nicole nigdy więcej tego nie rób – nakazała Camile ze łzami w oczach. To, że to jej własny ojciec tak urządził przyjaciółkę powodowało, że Camile czuła się jeszcze gorzej widząc marną twarz przyjaciółki.

- Cami spokojnie już nic mi nie jest – wytłumaczyła. – Już po wszystkim.

- No tak, bo najlepiej przejść do porządku dziennego nad tym – warknął Draco. Był wściekły. Nadal nie był pewien na kogo bardziej.

- O co ci chodzi? – zapytała Nicole.

- Mogłaś zginąć przez tego skurwiela! – Nie przejmował się tym, że mówi tak o własnym ojcu. W końcu ten człowiek już od dawna nie zasługiwał na to miano.

- Draco już po bitwie. Wszystko jest okej. Nie rozumiem czemu się tak denerwujesz? – Nicole również zaczynała być wzburzona, ale starała się jeszcze panować nad nerwami.

- Nie udawaj, że nie wiesz! Nie musiałaś tego robić! – Ślizgon zrzucił maskę i opanowała go złość.

- Ale to zrobiłam! – Nicole nie miała ochoty przyjmować jego ataku na spokojnie. Podniosła się z poduszek. – A może ty wolałbyś tu leżeć?! – zapytała z sarkazmem.

- Nie prosiłem cię o to!

- A ja nie pytałam o pozwolenie! – Camile pogratulowała sobie w duchu pomysłu wyciszenia pomieszczenia. Ich krzyki mogłyby postawić na nogi cały zamek. – Z resztą co cię to obchodzi?! To nie ty musisz tu leżeć!

- Obchodzi! Bo cię kocham, idiotko! – wykrzyczał, choć nie od razu zorientował się co wyznał. Najpierw na twarzy pojawiło się przerażenie, ale szybko przybrał swoją maskę. – Nie ważne, zapomnij o tym. – Gwałtownie odwrócił się i rzucił do wyjścia. Gdy był już przy drzwiach Nicole wyszła z szoku.

- Czekaj! – Draco zastygł z dłonią na klamce i mogąc się ruszyć, a Nicole próbowała podnieść się z łóżka. Choć jej stopy dotknęły zimnej posadzki, to próba wstania skończyłaby się upadkiem na podłogę, gdyby Camile i Vanessa nie podbiegły do niej i nie złapały.

- Nicole, zwariowałaś?! Nie wstawaj! – Dziewczyny posadziły ją z powrotem na łóżku.

- Draco, mógłbyś podejść? – poprosiła cicho panna Potter, jednak blondyn tylko zwiesił głowę i nie ruszył się z miejsca. – Draco, proszę. Naprawdę nie dam rady wstać. – Jedyną reakcją było to, że chłopak puścił klamkę i odrobinę cofnął się od drzwi, ale nadal stał tyłem. Camile i Vanessa nie chcąc im przeszkadzać zarzuciły na siebie pelerynę i wyszły mówiąc tylko, że zaczekają na korytarzu. Chociaż pozostała dwójka nie zwróciła na nich uwagi. – Draco, naprawdę wolałabym mówić do ciebie patrząc ci w twarz, a nie w plecy. Dobrze, skoro tak wolisz nie ma sprawy. Choć po czymś takim mógłbyś chociaż spojrzeć mi w oczy. Ja też chce coś powiedzieć. Chociaż nie wiem jak, nigdy tego nie robiłam. – Nicole wypuszczała z siebie słowa niczym karabin, sama nie wiedziała co gada. Wzięła głęboki oddech i otworzyła usta. – Ja… ja ciebie też – powiedziała po prostu. Draco momentalnie odwrócił się z wyrazem nadziei na twarzy. – Wiesz, miałam nadzieję, że po czymś takim wreszcie mnie pocałujesz. Od dawna jestem ciekawa jak smakujesz. – Mrugnęła do niego z delikatnym uśmiechem. - Ale to ty musisz podejść do mnie, bo ja naprawdę nie mam siły wstać. Z resztą siedzieć chyba też i… - Zemdlała już nie dostrzegając ulgi na twarzy Dracona, który nie czekając dłużej od razu znalazł się przy niej i złapał ją w objęcia. Z kieszeni wyjął różdżkę i zniwelował zaklęcie ciszy, po czym krzyknął w stronę gabinetu pielęgniarki, aby ta się obudziła. Pani Pomfrey pojawiła się w ciągu minuty. Obrzuciła ich spojrzeniem i zaczęła swoją tyradę. Najpierw opierniczyła Dracona za jego obecność, potem chciała dowiedzieć się co tu się stało, a gdy Draco wymijająco odpowiedział, że Nicole zemdlała podczas rozmowy zaczęła rzucać na Nicole zaklęcia diagnostyczne. Gdy tylko blondyn delikatnie ułożył Ślizgonkę w łóżku pani Pomfrey znowu zabrała głos.

- Nie wiem co tu się stało, ale dziewczyna straciła tę odrobinę siły, którą odzyskała podczas krótkiego odpoczynku. Udało nam się zniwelować większą moc tej czarnomagicznej klątwy ale jej organizm jeszcze z nią walczy. W tej chwili jest wyczerpana. Do rana powinno jej przejść, ale jedynie czego jej teraz potrzeba to spokojny sen, aby nie pojawiły się żadne niepożądane skutki. Tak więc natychmiast proszę udać się do swojego dormitorium. I niech pan wie, panie Malfoy, że poinformuję twojego opiekuna domu o tym, że urządzasz sobie wędrówki nocą – zakończyła z mocą po czym spojrzała na niego wymownie, więc jedynie pozostało mu wyjść. Za drzwiami od razu został nakryty peleryną niewidką przez swoją siostrę. Dziewczyny tak jak obiecały zaczekały na niego. Choć bardzo je korciło, na korytarzu nie mogły zaspokoić swojej ciekawości, aby nikt ich nie nakrył. Po długiej wędrówce do lochów wreszcie dotarli do Pokoju Wspólnego. Tam czekali na nich Sam i Blaise.

- I jak? Co z nią? – od razu zapytali.

- Draco chyba jest najbardziej poinformowany – odpowiedziała z wrednym uśmiechem Camile

- Nie wiem o co ci chodzi. Same widziałyście, że już lepiej. Teraz śpi. Pani Pomfrey mówiła, że rano już powinno być okej – odpowiedział nie zaspokajając jej ciekawości.

- A jak tam sprawy sercowe? – drążyła uparcie. Vanessa śmiała się otwarcie, a Sam i Blaise słuchali i nie dowierzali.

- Nie wiem o co ci chodzi – udał, po czym wysłał im radosny uśmiech, taki który na jego twarzy Camile ostatni raz widziała w dzieciństwie, kiedy jeszcze szczęśliwie nie musieli się przejmować Voldemortem i wojną. I wyszedł nie zwracając uwagi na piski szczęścia blondynki.

Z samego rana pierwsze promienie słońca, które opadły na twarz Dracona przez zaczarowane okna od razu obudziły go ze snu.  Blondyn jedyne czego teraz chciał to porozmawiać z Nicole bez świadków. Mając nadzieję, że dziewczyna czuje się już lepiej, ubrał się i od razu skierował w stronę, którą ledwie parę godzin temu przemierzał. Niestety brunetka jeszcze spała, więc aby jej nie obudzić usiadł na krześle obok i oparł się o jej łóżko. Na szczęście pani Pomfrey również spała, bo z pewnością wyrzuciła by go ze swojego królestwa. Jako, że sam niewiele spał szybko zapadł w drzemkę.  Godzinę później obudziło go delikatne głaskanie po głowie. Podniósł głowę z jej poduszki i spojrzał na nią. Ona również nie odrywała wzroku od jego stalowych tęczówek.

- Wiesz, wydaje mi się, że już możesz to zrobić. Tym razem nie będę mdleć – mówiła jakby kontynuując nocną rozmowę. Draco już nie czekając na nic chwycił jej twarz w obie dłonie i pocałował mocno. Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im powietrza. Draco oparł swoje czoło o jej i powiedział:

- Nareszcie. – Nicole zaśmiała się cicho i ponownie połączyła ich usta. Jednak ta chwila została im brutalnie przerwana.

- Panie Malfoy! Mówiłam panu, że pacjentka potrzebuje odpoczynku! A pan tu urządza sobie jakieś randki! Natychmiast proszę wyjść! – Więc wyszedł. Co prawda nie mógł tego zaliczyć do porządnej rozmowy, ale chociaż upewnił się że Potter nie majaczyła w nocy pod wpływem klątwy. Szczęśliwy skierował się do Wielkiej Sali na śniadanie.

 

***

Hej.

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Bardzo się cieszę, że mój „powrót” tak dobrze się przyjmuje. Naprawdę mnie to cieszy, chociaż ostatnio nie mam pomysłu na kolejne rozdziały. Na razie mam napisane do 64 rozdziału, mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie coś się tu ruszy. A że powoli zbliżamy się do końca historii, to ostatnio mam wenę na pisanie końcówki. Brakuje mi tylko czegoś pomiędzy tym co jest teraz, a punktem kulminacyjnym. Mam nadzieję, że coś mi wpadnie do głowy.

W każdym razie zapraszam do czytania i pozdrawiam.

AniaXXX